Trzydzieści minut od domu

W „Aleksandrze” nie ma fabularyzowanej opowieści. Na ekranie oglądamy świat osobny, pozostający na uboczu. Nieobecny, niedostrzegany, mimo że będący „trzydzieści minut” od wielkiego miasta.

26.08.2013

Czyta się kilka minut

„Film »Aleksander« to nieśpieszne, powolne studiowanie codzienności” / Fot. dzięki uprzejmości WILHELM & ANKA SASNAL
„Film »Aleksander« to nieśpieszne, powolne studiowanie codzienności” / Fot. dzięki uprzejmości WILHELM & ANKA SASNAL

Trzydzieści minut. Tyle trwa podróż z naszego domu do wsi. Czterdzieści kilometrów. Na początku to była daleka wyprawa do miejsca, gdzie panuje chaos, chociaż dzień jest spokojny i jakoś się toczy, gdzie ludzie nie pracują, ale ciągle coś robią, a zmian nie widać” – napisała o tym filmie Anka Sasnal.

W pierwszych kadrach widzimy starszego, ale pełnego sił mężczyznę. Zdejmuje koszulę i spodnie. Pokazuje dowód osobisty, prawo jazdy. Jakby się przedstawiał. To Aleksander Piotrowski.

Po chwili znajdujemy się na zewnątrz domu. Obok podupadające zabudowania. Na podwórku – bałagan. Sterty drewna, stara betoniarka. W oddali inne skromne domy. To świat żyjący własnym życiem. Rodzina, najbliżsi, sąsiedzi...

To, co dzieje się dalej, to tylko obrazki z ekranu telewizora. Zmieniają się tylko pory roku. Zachowania bohaterów doskonale wpisują się w rytm natury. Krzątają się po podwórku, uprawiają rolę, przygotowują posiłki. Ich codzienność jest niezbyt ekscytująca. Nawet zabijanie królika następuje spokojnie, wręcz metodycznie: zdecydowane uderzenie ręką w kark, zawieszenie za tylnie łapki, obdzieranie ze skóry. Zostają tylko krople krwi na śniegu. Okrutny widok? Raczej przypomnienie o regule użyteczności, której zostało wszystko tu podporządkowane.


FILM JAK ŻYCIE

Nawet powódź nie ma tu znamion kataklizmu. To przecież stałe doświadczenie w życiu bohaterów. Aleksander zaczyna wyrównywać teren przed domem. Tłumaczy: co roku nas zalewa. Po chwili widzimy, jak na skleconej tratwie przepływa jeziorko, jakie utworzyło się przed wejściem. Trudno. Można przynajmniej wybrać się na ryby w stawach powstałych na zalanych łąkach.

„Aleksander” to film bliski dokumentowi. Kamera śledzi życie mieszkańców prawdziwej wsi – Zielonej (Małopolskie). Sasnalowie nie ukrywają swojej obecności. W którymś momencie Aleksander kopie duży, podłużny dół, rozmiarami przypominający grób. Nagle pada prośba reżysera: „Zrobimy tak, że pan już kończy kopać i wychodzi”. Nie dowiadujemy się, po co wykonano tę dziurę. Takich „zawieszonych” scen jest tu więcej.

Film przypomina układankę podpatrzonych scen, pojedynczych ujęć. To nieśpieszne, powolne studiowanie codzienności, bliskie rytmowi życia bohaterów. Chwilami kamera „zawiesza się” na wybranym fragmencie. Może to być twarz, czerwień krwi na śniegu, chmury, fragment dachu. Słowa padają oszczędnie. Sasnalom znowu udało się pokazać, że twórcy sztuk wizualnych potrafią zaproponować inny rodzaj filmowej narracji.

Dopiero po pewnym czasie domyślamy się zasady, której podporządkowany jest film. „Przez dwa lata pokonywaliśmy (...) drogę [na wieś] – wspomina dalej Anka Sasnal. – Filmowaliśmy nasz dziennik podróży. Nieregularnie, ale z zamiarem opisania życia ludzi, których tam poznaliśmy, opisania, czyli uporządkowania tej rzeczywistości”. Powstała relacja z jednego roku życia. Współczesne przedstawienie czterech pór roku. Jesień, zima, wiosna, lato nie są tu alegorycznymi wyobrażeniami. Sasnalowie, niczym wcześniej Peter Bruegel starszy czy Nicolas Poussin, ukazują przemiany przyrody przy pomocy zwykłych zajęć.


BIEDA JEST BRZYDKA

Nie jest to jedyne możliwe odczytanie tego filmu. Nie sposób przecież zapomnieć o wcześniejszym dziele Sasnalów. „Z daleka widok jest piękny” (2011) wpisał się w dyskusję o samopostrzeganiu Polaków i stosunku do wsi oraz przeszłości (także: do Holocaustu). Pokazywał miejsce „naznaczone przez historię, przez pewne wydarzenia”. „Aleksander” jest inny. Nie ma tu fabularyzowanej opowieści. Jednak w obu przypadkach oglądamy świat osobny, pozostający na uboczu. Nieobecny, niedostrzegany, mimo że będący „trzydzieści minut” od wielkiego miasta.

Nie widziałbym jednak w „Aleksandrze” kolejnego przejawu mody na ludowość. Sasnalowie nie szukają utraconej czystości kultury (Piotrowscy żyją w nader realnym świecie), pierwotnego ładu nieskażonego miazmatami współczesności. Wieś nie jest utraconym rajem, a sam film – rubaszną opowieścią o chłopach, przesiadujących nieustająco na ławce z butelką, ale w gruncie rzeczy całkiem poczciwych, podobną do tych, którymi karmi nas telewizja.

Sasnalowie przedstawiają brutalny obraz wsi. Zmysłowo pokazują fizyczną nieatrakcyjność bohaterów, nie przysłaniają biedy pięknymi widokami. Ale ich film to równocześnie spojrzenie z boku. Twórcy pozostają przybyszami z innego świata. Ten dystans może irytować, ale dla mnie jest siłą. Może skłoni do poważnej dyskusji o polskiej wsi, pozbawionej paternalizmu, ale i sentymentalnych ciągotek? Sasnalowie nie udają bowiem, że nagle stali się mieszkańcami Zielonej. Chociaż – raz jeszcze przywołuję słowa Anki Sasnal – przyznają, że wydawało im się, że będą tylko osobami po drugiej stronie kamery: „Pewnego dnia okazało się, że nie oddziela nas już kamera, że nasi bohaterowie przestali ją dostrzegać. I znaleźliśmy się tak blisko, że musieliśmy ulec tej rzeczywistości. Ten film jest także o nas”.


„ALEKSANDER” – scen. i reż. Wilhelm i Anka Sasnal, prod. Polska 2013.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2013