Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Film obejrzało ponad milion osób. Nie jest to imponujący wynik, w znacznej mierze byli to jednak tzw. widzowie multiplikujący się, czyli tacy, którzy swoje wrażenia i refleksje przekazywali dalej. A że byli wśród nich również ludzie mediów, to przez kilka dni temat stał się w Polsce dominujący. Co przy tym ważne, mimo że dotyczył (i nadal dotyczy) najbardziej polaryzujących kwestii: wierności i zdrady, prawdy i fałszu, winy i kary, lustracji i dekomunizacji, nie wywołał jeszcze jednej bitwy na retoryczne cepy, ale zmusił do namysłu i zweryfikowania przynajmniej niektórych sądów. To pierwsza bruzda.
Druga to kolejne potwierdzenie odwiecznego aksjomatu, że dobra teraźniejszego i przyszłego nie można budować na kłamstwie. Bo kłamstwo jest wprawdzie "kochane" (o czym można poczytać np. w nowym numerze "Zeszytów Karmelitańskich"), ale wciąga jak bagno. A potem już nie można się z niego wygrzebać. Czy ta, przyznaję, banalna refleksja otrzeźwi np. zwolenników "zaorania" IPN-u, a tym, którzy twierdzą, że jest on nieskażony, każe go poprawić - nie wiem. Wymowa filmu czyni jednak tych pierwszych postaciami z groteski.
Bruzda trzecia ma charakter personalny. Opowieść o trzech przyjaciołach, z których jeden zginął, drugi zdradził, a trzeci walczy o prawdę, to studium tragizmu przynajmniej dwóch z nich. Tragedia Stanisława Pyjasa trwa do dzisiaj. Po filmie "Trzech kumpli" nie sposób już wyobrazić sobie, że nie dowiemy się, kto i dlaczego go zabił, i kto sabotował dotychczasowe śledztwa. Tragizm Lesława Maleszki jest wielowymiarowy, ale najważniejsze wydaje się to, że w obecnym stanie swojego sumienia Maleszka nie ma chyba szans na doświadczenie katharsis.
Mam nadzieję, że po filmie Bronisław Wildstein nie będzie już przez niektóre środowiska postrzegany jak oszołom (przyprawiona mu gęba jest równie prawdziwa, jak heroizm Maleszki). Publicysta "Rzeczpospolitej" pewnie jeszcze nie raz nas zaskoczy i zirytuje, ale w końcu to jemu, trzeciemu kumplowi, w znacznej mierze zawdzięczamy, że tajemnica śmierci krakowskiego studenta nie będzie kwitowana stwierdzeniem: "To doskonałe pytanie".