Trzęsienie ziemi w kawałkach

Ezopowy język dokumentów informujących o karach nakładanych na kolejnych polskich biskupów wiele mówi o mentalności decydentów Kościoła. Do głębokiej zmiany bardzo nam daleko.

19.07.2021

Czyta się kilka minut

Ukarany przez Watykan zakazem uczestnictwa w celebracjach na terenie diecezji zielonogórsko-gorzowskiej jej były ordynariusz bp Stefan Regmunt (pierwszy z prawej) podczas 30. pielgrzymki Radia Maryja na Jasnej Górze. Częstochowa, 11 lipca 2021 r. / KAROL PORWICH / EAST NEWS
Ukarany przez Watykan zakazem uczestnictwa w celebracjach na terenie diecezji zielonogórsko-gorzowskiej jej były ordynariusz bp Stefan Regmunt (pierwszy z prawej) podczas 30. pielgrzymki Radia Maryja na Jasnej Górze. Częstochowa, 11 lipca 2021 r. / KAROL PORWICH / EAST NEWS

Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało” – tą kibicowską przyśpiewką najkrócej można podsumować reakcję Kościoła, także hierarchicznego, na ograniczenia i kary nakładane na kolejnych polskich biskupów. Refleksji na ich temat brak, a język, jakim są pisane kolejne dokumenty informujące o decyzjach Stolicy Apostolskiej, sprawia, że świadomość, czego one dotyczą i co mówią o Kościele w Polsce, z trudem dociera do katolickiej opinii publicznej. Jeśli jednak uważnie wczytać się w to, kogo dotyczą, o czym one traktują, przeanalizować, jak są napisane i wreszcie – o czym milczą, to będzie można dowiedzieć się całkiem sporo o Kościele w Polsce, a także o problemach, jakie w ogóle ma Kościół na świecie.

Mapa destrukcji

Zacznijmy od ogólnej mapy. Jak na razie Nuncjatura Apostolska albo metropolici odpowiedzialni za poszczególne diecezje lub prowadzone w nich śledztwa poinformowały o karach dla dziewięciu polskich biskupów. Kanoniczne dochodzenia toczą się wobec kilkunastu innych, w tym – o czym opinia publiczna dowiedziała się niemal w momencie, gdy kard. Angelo Bagnasco opuszczał Polskę – na poziomie Watykanu w sprawie kard. Stanisława Dziwisza. Jest jeszcze wciąż niewyjaśniona sprawa krakowskiego biskupa pomocniczego Jana Szkodonia, który oskarżony jest o nadużycia seksualne wobec osoby małoletniej.

Liczby to jednak nie wszystko, bowiem o wiele istotniejsze jest to, kto został już ukarany. Mamy tam niewątpliwie bardzo zasłużonego dla opozycji i Kościoła, a także doskonale ustosunkowanego i powiązanego szeregiem nici z innymi polskimi hierarchami kard. Henryka Gulbinowicza (ukaranego za nadużycia seksualne, a nie za ich ukrywanie), mamy jego bliskich współpracowników i uczniów – biskupów Jana Tyrawę i Edwarda Janiaka. Jest wreszcie twórca ordynariatu polowego, ordynariusz warszawsko-praski i metropolita gdański Sławoj Leszek Głódź, który przez lata nie tylko odgrywał istotną rolę w relacjach państwo–Kościół, ale też miał przeprowadzać i kontrolować proces lustracji w polskim Kościele, i którego rolę w historii ostatnich lat katolicyzmu w Polsce naprawdę trudno przecenić. Jest na tej liście także bp Tadeusz Rakoczy, który wprawdzie w Polsce szczególnie aktywnej roli nie odgrywał, ale wcześniej – jeszcze za czasów watykańskich – był jednym z pracowników sekcji polskiej, co oznacza, że miał istotny udział (wraz z obecnym kard. Stanisławem Dziwiszem oraz nuncjuszem i prymasem Polski abp. Józefem Kowalczykiem) w obsadzaniu stanowisk kościelnych w naszym kraju. A wreszcie – wisienka na torcie – poinformowano o winie abp. Wiktora Skworca, jednego z kluczowych w Polsce hierarchów także obecnie, członka (właśnie z tej funkcji zrezygnował) Rady Stałej, przewodniczącego (z tej funkcji także odszedł) Komisji ds. Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski, zwierzchnika jednej z najważniejszych i największych polskich metropolii. I na tym się – o tym także nie wolno zapominać – nie skończy.

Zaprezentowana powyżej lista powinna uświadamiać skalę destrukcji instytucjonalnej, jaka dotyka Kościół w Polsce. To nie są pojedyncze kary, to nie są jakieś przypadkowe osoby, to proces głęboko zmieniający kościelne struktury. Osoby, które już zostały ukarane, miały i mają powiązania z innymi, a ich kościelne kariery wymuszają pytania o rolę abp. Kowalczyka, o powiązania z kard. Dziwiszem i wreszcie o to, co wiedział, a czego nie wiedział Jan Paweł II.

Wraz z tymi karami powracają pytania o sprawy wcześniejsze – choćby o skandal poznański i o to, dlaczego opinia publiczna w Polsce, a także jego ofiary, tak długo musiała czekać na jednoznaczne uznanie winy abp. Juliusza Paetza, dlaczego nigdy nie wyjaśniono jego roli w diecezji łomżyńskiej i dlaczego – choć nikt nie ukrywał, że metropolita poznański był wspierany przez licznych polskich biskupów, a niektórzy uczestniczyli nawet w łamaniu sumień i karier tych, którzy domagali się prawdy i sprawiedliwości – nikt nie poniósł odpowiedzialności za to, co tam się działo? To są, a przynajmniej powinny być, pytania zadane i zadawane zarówno polskim biskupom, jak i Stolicy Apostolskiej.

Jeśli coś zaskakuje, to jedynie fakt, że to realne trzęsienie ziemi zostało w sporej części Kościoła w Polsce zignorowane. Debata, która powinna wybuchnąć, prowadzona jest w kilku zaledwie miejscach (w „Więzi”, „Tygodniku Powszechnym”, na Deonie, czasem w mediach elektronicznych, dodajmy, że tych prywatnych, bo publiczne jak ognia unikają tego tematu) oraz przez osoby, które mogłyby się zmieścić w jednej windzie i które – niezależnie od wszystkich różnic politycznych czy eklezjalnych – zasadniczo się znają.

A poza tym problemu nie ma. Jest głuche, dominujące milczenie, przerywane tylko a to wizytą ukaranego biskupa na Jasnej Górze w czasie pielgrzymki Radia Maryja, a to kazaniem jakiegoś hierarchy, który gromi bynajmniej nie przestępców czy kryjących ich biskupów, ale „reformatorów, którzy chcą zmieniać Kościół” czy „liberalne media niszczące katolicyzm i wiarę”. Tematu – przynajmniej w wymiarze głębokiej dyskusji na temat przeszłości i przyszłości, struktur zła, błędów i mentalności – nie widać także w debatach prowadzonych przez polskich biskupów czy na poziomie wydziałów teologicznych i ich profesorskiego grona. Jakby – znowu cytując przyśpiewkę – „nic się nie stało”.

Nieświadomość moralnej wagi

Dzwoniące w uszach milczenie i kompletny brak pogłębionej refleksji ma, jak się zdaje, kilka powodów. Pierwszym jest głęboka niepewność dotycząca tego, kto może być następny. Już teraz krąży – nie tylko wśród komentatorów – pytanie, dlaczego decyzji w sprawie bp. Stefana Regmunta nie ogłaszał metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga (nota bene także członek Rady Stałej), którego jurysdykcji podlega diecezja zielonogórsko-gorzowska, ale prymas Polski?

Czy oznacza to, że on także może spodziewać się kar i dlatego Stolica Apostolska wolała nie powierzać mu niewygodnego obowiązku? Inny członek Rady Stałej, metropolita krakowski, jak się zdaje, nie ma obecnie na głowie żadnego dochodzenia (i to on ogłaszał informację o odpowiedzialności abp. Wiktora Skworca za zaniedbania w diecezji tarnowskiej), ale za to wciąż ciążą na nim niewyjaśnione kwestie związane z kryciem abp. Juliusza Paetza. I one także będą wciąż wracać. Lista biskupów, którzy wiedzą, że problemy z przeszłości mogą dopaść także ich, jest dłuższa. Zdecydowanie dłuższa, co także ma swoje znaczenie dla ciszy, jaka zapadła.

Innym, nie mniej istotnym problemem jest brak zrozumienia moralnej powagi sytuacji. Znakomicie widać to w języku oświadczeń wydanych w sprawie byłego już członka Rady Stałej KEP przez kurię podlegającą obecnemu członkowi Rady Stałej. W oświadczeniu metropolii krakowskiej dotyczącym abp. Skworca możemy przeczytać, że archidiecezja krakowska przeprowadziła „postępowanie w celu zbadania sygnalizowanych zaniedbań dokonanych przez niego, jako biskupa tarnowskiego, w sprawach wykorzystania seksualnego popełnionego wobec osób małoletnich przez dwóch kapłanów tej diecezji”, a także że owo postępowanie zakończyła. Jakie są wyniki owego dochodzenia?

Co z niego wynika? O tym się z dokumentu nie dowiemy, a zamiast tego mamy informację, że „po zakończeniu powyższego dochodzenia i w związku ze swoimi wcześniejszymi oświadczeniami, abp Wiktor Skworc: 1. złożył rezygnację z członkostwa w Radzie Stałej Konferencji Episkopatu Polski; 2. złożył rezygnację z funkcji przewodniczącego Komisji ds. Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski; 3. zobowiązał się wesprzeć finansowo – z prywatnych środków – wydatki diecezji tarnowskiej związane ze sprawami wykorzystania seksualnego; 4. poprosił o wyznaczenie Arcybiskupa Koadiutora”.

Z dokumentu nie wynika zatem, czy ograniczenia (szczerze mówiąc, niewielkie i niedotyczące istoty jego posługiwania, a tą jest bycie metropolitą i pasterzem ogromnej diecezji) nałożył na siebie sam arcybiskup, czy może jednak Stolica Apostolska, czy są one wynikiem uznania winy i odpowiedzialności, czy może wyłącznie „wcześniejszych oświadczeń” arcybiskupa.

Niewiele lepiej wygląda list, jaki do wiernych i duchownych swojej archidiecezji napisał abp Skworc. „W nawiązaniu do opublikowanego komunikatu Archidiecezji Krakowskiej z dnia 9 lipca 2021 r. pragnę Was poinformować, że z pokorą przyjmuję wyniki dochodzenia Stolicy Apostolskiej, o które sam prosiłem, dotyczącego sytuacji zaistniałych w czasie pełnienia przeze mnie posługi biskupa tarnowskiego. Sytuacje te dotyczyły wykorzystania seksualnego małoletnich przez duchownych podległych mojej jurysdykcji. Jak się okazało, w dwóch takich przypadkach doszło do zaniedbań. W związku z tym zwracam się przede wszystkim do skrzywdzonych oraz ich rodzin ze szczerą i pokorną prośbą o przebaczenie. O to samo proszę wspólnotę Kościoła tarnowskiego, któremu przez niespełna 14 lat starałem się służyć na miarę możliwości i sił” – napisał.

To dobrze, że padły słowa przeprosin, ale trudno nie dostrzec, że z tekstu wcale nie wynika, za co osobiście przeprasza arcybiskup. W liście jest mowa bowiem o jakichś sytuacjach z czasów posługi biskupiej w diecezji tarnowskiej i o zaniedbaniach, do których „doszło”. Kto jest za nie odpowiedzialny, jaka jest osobista rola arcybiskupa, jak rozumie on swoje zaniedbania, o tym nie ma ani słowa. Bezosobowa forma „doszło” pozwala przypuszczać, że arcybiskup nie poczuwa się do osobistej odpowiedzialności. „No, stało się”, a nie „zaniedbałem” – tak można najprościej ukazać problem z brakiem wzięcia odpowiedzialności w tym liście. Ale to nie jedyny problem. Istotne jest również dyskretne mijanie się z prawdą przez arcybiskupa. Otóż tak się składa, że sprawy z diecezji tarnowskiej zaczęły być wyjaśniane na skutek działalności ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i mediów, a do Stolicy Apostolskiej niektóre z (niewyjaśnionych wciąż) zarzutów trafiły od ofiar, a nie za sprawą działania samego metropolity.

Sytuacja, nie osoby

Charakterystyczny (i wcale nie nietypowy) jest także język mówienia o ofiarach i przestępstwach. Metropolia krakowska określa cierpienie nieletnich i przenoszenie wykorzystujących ich księży na nowe placówki, gdzie mogli oni kontynuować swój proceder, mianem „zaniedbań”, natomiast abp Skworc pisze o „sytuacjach”. W obu przypadkach język jest tak bezosobowy i niekonkretny, że niewiele z niego wynika. „Sytuacją” można określić to, że arcybiskup nakrzyczał na księdza czy był niemiły dla wiernych, a „zaniedbaniem” brak papieru do drukarek w kurii, ale przeniesienie księdza przestępcy na nową parafię czy do nowej diecezji wymaga aktywnego działania arcybiskupa. Ukrywanie tego pod ezopowymi sformułowaniami uświadamia, że ani autorzy dokumentu z metropolii krakowskiej, ani sam arcybiskup nie rozumieją, co naprawdę się wydarzyło, jak decyzje biskupa zniszczyły życie konkretnym osobom, jaka jest skala ich odpowiedzialności.

Za sformułowaniem „sytuacja” czy „zaniedbania” kryją się historie konkretnych osób, odebrane dzieciństwo, głęboka trauma, czasem zniszczone życie. Tak opisywała swoją historię kobieta występująca podczas spotkania biskupów w Watykanie: „Chciałam opowiedzieć wam o tym, jakim byłam dzieckiem. Ale nie ma to sensu, ponieważ, gdy miałam 11 lat, ksiądz z mojej parafii zniszczył mi życie. Od tamtej pory ja, która kochałam kolorowanki i robiłam salta na trawie, nie istniałam.

Zamiast tego pozostają wyryte w moich oczach, w uszach, w nosie, w moim ciele, w mojej duszy wszystkie te chwile, w których on przyciskał mnie, małą dziewczynkę, nadludzką siłą: znieczulałam się, wstrzymywałam oddech, wychodziłam z ciała, szukałam rozpaczliwie moimi oczami okna, aby przez nie patrzeć, czekając, aż wszystko się skończy. Myślałam: »jeśli nie będę się ruszać, może nic nie poczuję; jeśli nie będę oddychać, może umrę«. Kiedy się to kończyło, zabierałam z powrotem to, co było moim zranionym i upokorzonym ciałem, i odchodziłam stamtąd, wierząc wręcz, że wszystko sobie wyobraziłam. Jak mogłam ja, mała dziewczynka, zrozumieć to, co się stało? Myślałam: »to musiała być moja wina!« lub »może zasłużyłam na to zło?«”. Tę jej opowieść może powtórzyć wiele, bardzo wiele ofiar. Ich historia to nie „sytuacja”, nie „zaniedbanie” – to krzycząca niesprawiedliwość, za którą ktoś powinien wziąć odpowiedzialność.

Bezosobowy, pozbawiony świadomości własnej odpowiedzialności za cierpienie konkretnych osób język pokazuje także, jak wielu polskich biskupów nie ma świadomości, jakie zadania stoją przed nimi jako pasterzami. „Jako pasterze trzody Pańskiej nie możemy lekceważyć skonfrontowania nas samych z głębokimi ranami zadanymi ofiarom wykorzystania seksualnego przez duchownych. Są to rany natury psychologicznej i duchowej, które należy traktować z największą troską. Podczas wielu spotkań z ofiarami na całym świecie zdałem sobie sprawę, że jest to święta ziemia, na której spotykamy Jezusa na krzyżu. To droga krzyżowa, przed którą my, biskupi, i inni przywódcy Kościoła nie możemy się uchylać. Musimy być Szymonem z Cyreny pomagającym ofiarom, z którymi Jezus się utożsamia, nieść ich ciężki krzyż” – podkreślał abp Charles Scicluna.

I aż trudno nie zadać pytania, gdzie w oświadczeniach związanych z odpowiedzialnością konkretnych biskupów jest ten wymiar?

Kultura dyskrecji

Zarzuty wobec treści i stylu pisania oświadczeń kierować trzeba jednak nie tylko do polskich biskupów. Mimo wielu zapewnień o zerwaniu z kulturą dyskrecji (określaną niekiedy mianem „kościelnej omerty”) nadal panuje ona także w kościelnych oświadczeniach. Mimo burzy, jaką wywołały kary nałożone na umierającego kardynała Gulbinowicza, wciąż nie wiadomo, za co został ukarany. Konia z rzędem temu, kto wie, za co dokładnie ukarano biskupa Kiernikowskiego, arcybiskupa Głódzia czy nawet biskupa Tyrawę.

Tego możemy się domyślać, możemy to rekonstruować z medialnych doniesień. Z dokumentów i oświadczeń poznajemy bowiem jedynie karę. I – trzeba uczciwie powiedzieć – to nie jest kwestia odpowiedzialności polskich biskupów, ale metody informowania o sprawie przez samą Stolicę Apostolską. Jak powiedział mi jeden z polskich biskupów, ostatecznie podstaw podejmowanych decyzji nie znają nawet biskupi, którym powierzono zbadanie sprawy, ani ci, których powołano do informowania o niej. Oni także znają wymiar kary, a nie jej powody.

I to także jest smutny dowód na to, jak powoli, także w Watykanie, zmienia się mentalność, jak mocno zakorzenione jest przekonanie, że wiernych nie trzeba informować o przewinieniach biskupa, że zgorszenia wiedzą należy unikać. Świat jednak bardzo się zmienił i o wiele większym zgorszeniem jest udawanie, że nic się nie stało, uciekanie od jasnego wskazania winy, niż najgorsza nawet prawda o tym, co się wydarzyło. Tej prawdy wymaga zresztą także sprawiedliwość wobec skrzywdzonych przez zaniedbania czy politykę Kościoła. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2021