Trump, czyli kłopot

Po raz pierwszy od dekad w wyborach prezydenckich USA startuje kandydat, którego obawiają się na świecie wszyscy politycy. No, prawie wszyscy.

07.08.2016

Czyta się kilka minut

Podczas wiecu w Pensylwanii, 1 sierpnia 2016 r. / Fot. Robyn Beck / AFP PHOTO / EAST NEWS
Podczas wiecu w Pensylwanii, 1 sierpnia 2016 r. / Fot. Robyn Beck / AFP PHOTO / EAST NEWS

W polskiej polityce – przynajmniej na pierwszy rzut oka – raczej panuje konsensus: Donald Trump w Białym Domu to zła wiadomość dla Polski i świata.

Zdaniem posła Stefana Niesiołowskiego (PO), Donald Trump przekracza granice poczytalności. – Obraża kobiety, muzułmanów, ostatnio obraził rodzinę żołnierza, który zginął na froncie. Kwestionuje zasady funkcjonowania Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jego ostatnie wypowiedzi ocierają się o zdradę stanu – komentuje dla „Tygodnika”. Ale spekulować o tym, jak wyglądałyby Stany Zjednoczone i świat pod rządami Trumpa, nie chce. – Do takiego nieszczęścia nie dojdzie. Amerykanie oprzytomnieją i prezydentem zostanie Hillary Clinton, która ma wszystkie kwalifikacje do pełnienia tego urzędu – dodaje Niesiołowski.

Kciuki za Clinton

Paweł Kowal, b. wiceminister spraw zagranicznych ze stowarzyszonej z PiS Polski Razem jest trochę ostrożniejszy, ale również skłania się ku kandydaturze b. sekretarz stanu, Demokratki. – Trump odwołuje się do izolacjonizmu, co ma pewną tradycję w amerykańskiej polityce i samo w sobie nie jest nadzwyczajne – mówi „Tygodnikowi”. Dodaje jednak: – Kampanię prowadzi jak typowy populista. To, co mówi, trzeba brać przez pół. Problem pojawia się, kiedy wyobrazimy sobie politykę prezydenta Trumpa wobec Kremla. Zacznie raczej z nastawieniem negocjacyjnym, ale nie wiadomo, co zrobi, kiedy sobie uświadomi, że Putin zna tylko język konfrontacji. Trzymam kciuki za panią Clinton, ale nie bałbym się kandydata Republikanów aż tak bardzo.

Jeden tylko Janusz Korwin-Mikke napisał na Facebooku: „Pan Donald Trump może przywrócić Ameryce dawną chwałę, ale to wymaga bardzo radykalnych działań! Wymaga skasowania tego, że jedna trzecia Amerykanów żyje z kartek żywnościowych, ludzie muszą znów dumnie żyć z własnych pieniędzy, a nie z zasiłków społecznych. Od tego trzeba zacząć, to się od dołu psuje. Trzeba też przywrócić zasadę, że zamiast dawać rybę, trzeba dawać wędkę, czyli krótko mówiąc robić zbrojenia zamiast zasiłków dla bezrobotnych”. Problem z tym komentarzem jest jednak taki, że nic się w nim nie zgadza. Trump nigdy nie zlikwiduje „kartek żywnościowych” (czyli food stamps – rodzaju bonów dla najgorzej uposażonych, które w USA można wymieniać w supermarketach na produkty spożywcze). Nie raz też już mówił, że ograniczy wydatki na zbrojenia, by przerzucić pieniądze na front walki o wewnętrzny dobrobyt.

„Kimkolwiek ona jest”

Tyle Polska. A jak na Trumpa reaguje Europa?

Wśród polityków wywodzących się z „tradycyjnych” partii zapanowała zgoda: chcą, by ich partnerem zza Atlantyku była Hillary Clinton. Pierwszy ogłosił to przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, ale wyszło mu to niezręcznie, a wręcz komicznie.

„Chciałbym, żeby następnym prezydentem był kandydat... kimkolwiek ona jest” – stwierdził w jednym z programów emitowanych we francuskiej telewizji. Od razu zaznaczył, że nie ma tytułu do wtrącania się w wewnętrzne sprawy USA. Ale jakby nie było, poparł kobietę, a ta jest w wyścigu do Białego Domu jedna.

Obecny lewicowy premier Włoch Matteo Renzi oświadczył, że preferuje Clinton, ale szanuje wielką amerykańską demokrację i będzie współpracować z każdym, kogo tamtejszy suweren wskaże. Jeden z jego poprzedników, znany z ekscentryzmu potentat medialny Silvio Berlusconi stwierdził, że zna Clinton od 22 lat, ufa jej i wie, że jest najlepiej przygotowana do roli przywódcy wolnego świata. Nie omieszkał jednak, jak to narcyz do narcyza, rzucić Trumpowi wyzwania: „On twierdzi, że się mną inspiruje i chciałby poprosić mnie o rady. Gdyby to zrobił, pierwsze, co bym mu powiedział, to żeby obciął te włosy” – stwierdził Berlusconi w rozmowie z dziennikarzem „Corriere della Sera”.

W ton oświadczenia popierającego Hillary, które na łamach gazety „Bild” zamieścił b. wicekanclerz i szef MSZ Niemiec, socjaldemokrata Frank-Walter Steinmeier, wkradły się wątki osobiste: „Poza tym, że jest ona świetnym dowódcą na trudne czasy, to jest też kobietą o niewyobrażalnym talencie politycznym i woli podejmowania ciężkiej pracy”.

Kilka osób oddaje swój głos na byłą pierwszą damę pośrednio, skupiając się na cechach jej rywala. Socjalistyczny premier Francji Manuel Valls nazwał Trumpa „złym człowiekiem”. Były premier Zjednoczonego Królestwa David Cameron poszedł dalej i obwołał amerykańskiego miliardera „podłym, działającym na najgorszych emocjach głupkiem”. Tymczasem b. francuski prezydent Nicolas Sarkozy, który szykuje się do ponownej walki o Pałac Elizejski, w imieniu zjednoczonej prawicy kibicuje Clinton, ale ma też słowa uznania dla kandydata z kontrowersyjną fryzurą. „Podziwiam to, jak prowadzi kampanię. Na początku nikt nie dawał mu szans na nominację Republikanów, uważano go wyłącznie za błazna. A okazał się prawdziwym trybunem ludowym i porwał masy” – ocenił Sarkozy w rozmowie z „Le Monde”.
Szwedzki premier Stefan Loefven, który przyglądał się niedawnej konwencji Republikanów w Cleveland, uznał, że przesłanie Trumpa opiera się na strachu i nienawiści, podczas gdy kandydatka Demokratów mówi o przyszłości z nadzieją i troską. Jeszcze ostrzej zareagował Vincente Fox, b. prezydent Meksyku – kraju, który Trump chce oddzielić od Stanów wysokim murem. „Nie można się tak po prostu odizolować od reszty świata. Ani od odpowiedzialności, którą USA ponosi za cały świat” – powiedział reporterowi „Los Angeles Times”.

Lider populistów

Wokół Trumpa gromadzą się natomiast w Europie ci, którzy w swojej politycznej agendzie zwykli nie odróżniać islamu i problemu uchodźców z rejonów ogarniętych wojną od terroryzmu motywowanego islamskim radykalizmem.

„Kandydat Republikanów jest człowiekiem heroicznym. Cenię ludzi, którzy szczerze wierzą w swoje idee, choćby były one powszechnie niepopularne” – powiedział Matteo Salvini, europoseł i lider włoskiej separatystycznej Ligi Północnej. Wtóruje mu Marine Le Pen, szefowa francuskiego Frontu Narodowego. „Amerykanów przekonuje do niego to, że jest wolnym od nacisków politykiem, a Clinton ma w kieszeni Wall Street i przeróżnych lobbystów” – wyznała na łamach tygodnika „Valeurs Actuelles”.

Nigel Farrage, do niedawna przewodniczący Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa i jeden z architektów Brexitu, trochę się krępował, żeby nie uznano go za rasistę, ale w końcu i tak poparł Trumpa. „W sprawie tego absolutnego zakazania wjazdu muzułmanom na terytorium USA kandydat Republikanów poszedł nieco za daleko, ale to go nie dyskwalifikuje.

Ważne, że on przekracza dotychczasowe granice polityczne debaty, co jest dla niej zdrowe i ożywcze” – powiedział na antenie BBC. Natomiast żadnych oporów nie miał już Geert Wilders, lider antyimigracyjnej holenderskiej Partii Wolności, który niedługo stanie przed sądem oskarżony z artykułu penalizującego mowę nienawiści przeciwko mieszkającym w Holandii Marokańczykom. Na Twitterze napisał: „Trump jest dzielnym przywódcą na ciężkie czasy i takich właśnie potrzebuje dziś Ameryka i cały świat. On potrafi przeciwstawić się islamskiej inwazji”

Sympatia za Krym

Wśród sprawujących obecnie w Europie władzę polityków nowojorski miliarder może liczyć na dwóch. Węgierski premier Viktor Orbán, który dwa tygodnie temu występował jako gość specjalny jednego z rumuńskich uniwersytetów, wyznał zebranym studentom, że tylko Donald Trump jest w stanie zapewnić światu pokój. „To jest człowiek, który naprawdę wie, jak walczyć z terroryzmem. A przede wszystkim zadeklarował, że zerwie z tą koszmarną amerykańską tradycją eksportowania demokracji. Musimy zacząć cenić regionalną stabilność ponad demokrację” – powiedział Orbán.

Jednak przyjacielem Trumpa numer jeden jest wciąż Władimir Putin. Na początku serii prawyborów rosyjski prezydent nazwał go „geniuszem”. No i połechtane ego narcyza zalało resztę debaty. Kiedy wyszło na jaw, że za upublicznieniem poufnych e-maili Komitetu Wykonawczego Partii Demokratycznej stoi Moskwa, kandydat Republikanów zawyrokował:

„No pewnie, że to zrobił Putin. I zrobił to dlatego, że mnie po prostu lubi”.

Czy to w zamian za ten osobliwy gest życzliwości Trump zadeklarował, że jako prezydent rozważy zaakceptowanie zajęcia Krymu przez Rosję? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2016