Sinusoida

27 X 1986 r. Jan Paweł II spotkał się w Asyżu z przedstawicielami innych religii, aby przez modlitwę i post wybłagać dla świata erę pokoju. 12 IX 2006 r. Benedykt XVI przedstawił w Ratyzbonie wykład, który oburzył miliony muzułmanów. Czy Asyż i Ratyzbona symbolizują przeciwne drogi Kościoła?.

25.09.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Kiedy w styczniu 1986 r. Jan Paweł II ogłosił ideę Światowego Dnia Modlitw o Pokój, w Kościele nie brakowało głosów sprzeciwu. Wątpliwości watykańskich kurialistów streścił George Weigel: czy asyskie spotkanie nie będzie sugerować, że Kościół uważa wszystkie religie za równoważne? Czy Papieżowi wolno modlić się z tymi, którzy czczą innego Boga lub wielu bogów?

Jednak Karol Wojtyła stanął przed Porcjunkulą, kapliczką odnowioną przez św. Franciszka, wspólnie z przedstawicielami 47 delegacji reprezentującymi różne wyznania chrześcijańskie oraz 13 innych religii. Żeby zaś zaprzeczyć przekonaniu, że mieliśmy do czynienia z wydarzeniem przypadkowym, raz jeszcze, w styczniu 2002 r., zwołał do Asyżu duchowych zwierzchników. W kilka miesięcy po zamachach na WTC i Pentagon papieskie zaproszenie przyjęło m.in. 30 dostojników muzułmańskich, wśród nich brat króla Husajna z Jordanii.

Tamto drugie spotkanie zaczęło się na niewykorzystywanym od lat watykańskim dworcu kolejowym. Dwugodzinna podróż reprezentantów 11 religii i 31 wyznań chrześcijańskich miała pozwolić nawiązać bliższe, nieformalne kontakty. Kard. Joseph Ratzinger skomentował: "Podoba mi się ten wymiar pielgrzymki. Jesteśmy w drodze razem i razem dążymy do celu, którym jest pokój".

Gdy w ostatnich dniach czytaliśmy komentarze, które pojawiły się po jego przemówieniu do akademików w Bawarii, niełatwo było oprzeć się wrażeniu, jakby dawny prefekt Kongregacji Nauki Wiary wysiadł z pociągu "Asyż" na stacji "Ratyzbona".

***

Żeby właściwie odczytać intencje Benedykta XVI, warto sięgnąć do jego tekstów z czasów kardynalskich, np. do opracowania "Dialog religijny" przygotowanego na posiedzenie Académie des Sciences Morales et Politiques w Paryżu i opublikowanego w prestiżowym periodyku teologicznym "Communio" w 1997 r.

Prefekt rozpoczyna artykuł - jak wykład w Ratyzbonie - historyczną anegdotą. Tuż po zdobyciu Konstantynopola przez Turków kard. Mikołaj z Kuzy opublikował utopijne dzieło "De pace fidei". Głosił w nim, że utrzymanie pokoju światowego wiąże się ściśle z pokojem religijnym. Wszelkie konflikty ugasić mógłby Jezus Chrystus, który "w obliczu niedającego się znieść zgorszenia wielości różnych religii na ziemi zwołuje niebiański sobór". Na owym soborze "17 przedstawicieli różnych narodów i religii zostaje przez słowo Boże doprowadzonych do zrozumienia, jak w reprezentowanym przez Piotra Kościele mogą zostać wypełnione religijne cele wszystkich".

Po kilku wiekach - pisze kard. Ratzinger - marzenie Kuzańczyka zstąpiło na ziemię; Sobór Watykański II otworzył drogę do dialogu nie tylko ekumenicznego, ale również międzyreligijnego. Jednak ziemskie realia nie okazały się tak proste jak niebiańskie. Rozważania o religiach teistycznych i mistycznych oraz porozumieniu chrześcijańsko-żydowskim prowadzą kard. Ratzingera do trzech tez końcowych, które określają warunki dialogu między religiami.

Po pierwsze, "spotkanie z religiami nie jest możliwe na drodze rezygnacji z prawdy, lecz jedynie poprzez jeszcze głębsze wniknięcie w nią". Bowiem rezygnacja z prawdy i przekonań "nie wywyższa człowieka, lecz wydaje go na pastwę wyceny jego użyteczności oraz ograbia go z jego wielkości". Stąd bierze się wymóg "szacunku dla wiary drugiego oraz gotowości, by w tym, co wydaje mi się obce, poszukiwać prawdy, która mnie dotyczy i która może korygować moje myślenie i wspierać mój rozwój". Następnie "wymagać trzeba gotowości do przełamywania ograniczeń własnego rozumienia prawdy, aby móc coraz lepiej poznawać własną wiarę dzięki pełniejszemu zrozumieniu innych. Dzięki temu wyruszyć można w drogę ku jeszcze większemu Bogu - a wszystko to ze świadomością, że nigdy nie posiądę całej prawdy o Bogu, zawsze wobec tej prawdy będę tym, który się jej uczy, będę pielgrzymem, który ku niej zmierza i którego wędrówka nigdy się nie kończy".

Po drugie, należy zachowywać postawę krytyczną wobec własnych przekonań religijnych: "Religia zawiera w sobie, by tak rzec, drogocenną perłę prawdy, ale ciągle na nowo ukrywa ją przed światem. Z tego względu grozi jej niebezpieczeństwo, że rozminie się z własną istotą. Religia może zachorować i stać się fenomenem niszczycielskim. Może ona i powinna prowadzić do prawdy, ale może również człowieka od prawdy odciąć. Krytyka religii obecna w Starym Testamencie nie stała się dzisiaj w żadnym razie bezprzedmiotowa. Prawdopodobnie stosunkowo łatwo przyjdzie nam krytykować religię innych, lecz musimy być również gotowi do tego, by przyjąć krytykę nas samych i naszej własnej religii".

Po trzecie, kard. Ratzinger rozważał, czy "misja chrześcijańska powinna zostać zakończona i zastąpiona dialogiem, w którym nie chodzi o prawdę, lecz o to, byśmy wzajemnie czynili siebie lepszymi chrześcijanami, żydami, muzułmanami, hinduistami bądź buddystami? Moja odpowiedź brzmi: nie. Albowiem ponownie mielibyśmy tutaj do czynienia z kompletną bezideowością, w której - pod płaszczykiem rozwijania tego, co w nas najlepsze - nie bralibyśmy na poważnie nas samych ani innych oraz ostatecznie porzucilibyśmy prawdę".

Prawda jest dla Benedykta XVI kryterium rozstrzygającym, również w dziedzinie dialogu religijnego. Jego artykuł sprzed kilku lat i przemówienie z Ratyzbony zdają się potwierdzać również konieczność wzajemności w kontaktach między religiami. Od dawna w kręgach kościelnych pojawiają się opinie, że trzeba upominać się o prawa chrześcijańskich mniejszości w krajach muzułmańskich, skoro wyznawcy islamu cieszą się w świecie zachodnim pełnią wyznaniowych swobód. Kłopot polega i na tym, że gwałtowna reakcja świata islamskiego na wykład z Ratyzbony zaprzecza drugiemu z warunków - zdaniem kard. Ratzingera - niezbędnych dla dialogu, czyli gotowości do samokrytycyzmu.

Jest jeszcze jedna istotna kwestia. Najgorętsze spory rozgorzały wokół przytoczonego przez Benedykta XVI cytatu z cesarza Manuela II, który miał powiedzieć: "Wskaż mi, co nowego wniósł Mahomet; wtedy znajdziesz tylko to, co złe i nieludzkie, jak choćby to, że nakazał szerzyć mieczem wiarę, którą głosił". Wiadomo, że słowa Bizantyńczyka sprzed 600 lat nie odzwierciedlają przekonań Papieża.

Jednak w następnych akapitach Benedykt XVI przywołał opinię islamoznawcy, który poglądy adwersarza Manuela II - muzułmańskiego uczonego - scharakteryzował następująco: "Bóg nie jest ograniczony nawet przez swe Słowo i nic nie zmusi Go do objawienia nam prawdy. Jeśli taka będzie Jego wola, człowiek będzie musiał nawet czcić bożki". Już od siebie Papież dodał: "Tu rozchodzą się drogi w rozumieniu Boga, a co za tym idzie - w konkretnym urzeczywistnianiu religii, które jest dla nas dzisiaj bardzo bezpośrednim wyzwaniem. Czy przekonanie, że działanie niezgodne z rozumem jest sprzeczne z istotą Boga, jest tylko myśleniem greckim, czy też obowiązuje zawsze i samo z siebie? Myślę, że w tym punkcie ukazuje się głęboka zgodność między tym, co jest greckie w najlepszym sensie, a tym, czym jest wiara w Boga oparta na Biblii".

Nie tylko wybitni teologowie, ale wielu szeregowych wiernych stawiało sobie pytanie: co to znaczy, że żydzi, chrześcijanie i muzułmanie wierzą w jednego Boga? Można było odpowiedzieć: jednego, czyli jedynego, ale tym samym stwierdzaliśmy tylko prosty fakt, że jesteśmy wyzawcami religii monoteistycznych. Jednak pojawiała się i druga interpretacja: wierzymy w jednego, czyli tego samego Boga. Przemówienie z Ratyzbony podważa tę logikę. A w każdym razie, jak twierdzą wnikliwsi komentatorzy, Papież pokazał, jak wątłe są podstawy do dialogu teologicznego z islamem.

Benedykt XVI zamierza upominać się o szacunek dla wszelkich form religijności, a zarazem - bronić religii przed wplątaniem w polityczne i militarne konflikty. Będzie krytykować wyznaniowe wynaturzenia i to nie tylko katolików. Na polu teologicznym, w trosce o depozyt prawdy, nie będzie unikać akcentowania różnic.

***

Zresztą, biorąc pod uwagę wielowiekową historię światowych religii, ich dialog uznać należy za zjawisko względnie nowe, wręcz pionierskie. Jeszcze przed kilkudziesięcioma laty, w encyklice "Mortalium animos" z 1928 r., Pius XI odrzucił ideę spotkań międzyreligijnych: "Katolicy nie mogą pochwalić takich usiłowań, ponieważ one zasadzają się na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, że w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga".

Raczkujący dialog między religiami przypominać będzie sinusoidę. W minionych dwóch dekadach krzywa biegła od Asyżu do Ratyzbony. Od akcentowania tego, co łączy - żeby goić rany i zapobiegać konfliktom, do przypominania tego, co dzieli - żeby dialog nie ugrzązł w grzecznościowych formułach. Krzywa biegła od profetycznych gestów Jana Pawła II do analiz Benedykta XVI.

Paradoksalnie, obie postawy są niezbędne. I przez Asyż, i przez Ratyzbonę można dotrzeć do celu. Nawet jeżeli sprawa okazała się trudniejsza niż zwołanie niebiańskiego soboru.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2006