Papież mocny

Ciągle jeszcze, zresztą nie tylko dla nas, Polaków, Benedykt XVI jest następcą Jana Pawła II. Zaraz po wyborze nowego papieża kard. Ersilio Tonini ostrzegał przed powtórzeniem błędu popełnionego wobec Pawła VI: Nigdy, do końca nie mogliśmy mu darować, że nie jest Janem XXIII.

01.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Konklawe, na którym kardynałowie wybrali Benedykta XVI, trwało krótko. Nie widzę potrzeby dywagacji nad tym, jak rozkładały się głosy, czy z początku rzeczywiście wybierano między kardynałami Ratzingerem, Tettamanzim i Martinim, czy rzeczywiście ten ostatni optował za przeniesieniem głosów nań oddawanych na kardynała Ratzingera i ile ostatecznie nowy papież ich otrzymał. Ważne, że Kolegium nadzwyczaj szybko doszło do porozumienia. Z tej racji ktoś nazwał Benedykta XVI “papieżem mocnym", bo ma mocne wsparcie, ale i dlatego, że przymiotnik ten odnosi się do jego osobowości.

Kiedyś pytałem uczestnika kilku Synodów, czy jest ktoś, kogo aula słucha w absolutnej ciszy? Po namyśle wymienił wtedy (była połowa lat 80.) tylko kardynała Ratzingera. Gdy wybrano Benedykta XVI, słuchałem zwierzeń kardynała Tonini. Ten biskup-emeryt, dziennikarz, komentator, człowiek wiary i bystrego umysłu, jest dobrze po osiemdziesiątce, więc nie brał udziału w konklawe. Uczestniczył jednak w tzw. kongregacjach, debatach poprzedzających wybór papieża, którym przewodniczył - z urzędu - dziekan kardynalskiego kolegium, kard. Ratzinger. Debaty te dotyczą sytuacji Kościoła i świata. O kandydatach z reguły się nie rozmawia. Kard. Tonini był wciąż pod wrażeniem tego, jak debatami kierował dziekan i chciał dać do zrozumienia, że to wtedy właśnie krystalizowała się decyzja elektorów.

Czy znany?

Wybór kard. Josepha Ratzingera stworzył sytuację niezwykłą. Kiedy kardynał diakon ogłosił z balkonu Bazyliki Św. Piotra “gaudium magnum" nikt nie musiał pytać - jak było w roku 1978 - kto to taki? Papieżem został człowiek bodaj najbardziej - po Janie Pawle II - znany w Kościele. Czy naprawdę znany? Pamiętamy reakcje wywołane deklaracją “Dominus Iesus" z roku 2000. Jej fragment (“Wspólnoty kościelne, które nie zachowały prawomocnego Episkopatu oraz właściwej i całkowitej rzeczywistości eucharystycznego misterium, nie są Kościołami w ścisłym sensie", nr 17) wzbudził gwałtowne reakcje tych wspólnot i ludzi zaangażowanych w dialog ekumeniczny i międzyreligijny. Przewidywano, że deklaracja go zahamuje. Teraz Benedykt XVI, mówiąc o dialogu ekumenicznym używa wprawdzie tamtego rozróżnienia (Kościoły, wspólnoty kościelne), lecz uroczyście deklaruje kontynuację dialogu. Mówi o sobie: “Podobnie jak jego poprzednicy, jest on całkowicie zdecydowany, by podtrzymywać każdą inicjatywę, która mogłaby być przydatna dla wspierania kontaktów i więzi z przedstawicielami różnych Kościołów i wspólnot kościelnych".

Autorytet Ratzingera... Kiedy patrzyłem na wielkopiątkową Drogę Krzyżową w Koloseum, myślałem, że tylko on jeden, autor tekstu rozważań, mógł napisać tak twarde słowa jak np. te ze stacji IX: “Czy jednak nie powinniśmy myśleć także o tym, ile Chrystus musiał wycierpieć w swoim Kościele? Ileż razy nadużywa się sakramentu Jego obecności, w jaką pustkę i złość serca tak często on wchodzi! Ileż razy sprawujemy go tylko my sami, nie biorąc Go nawet pod uwagę! Ileż razy Jego słowo jest przekręcane i nadużywane! Jakże mało wiary jest w tylu teoriach, ileż pustosłowia! Ile brudu jest w Kościele i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia! Jakże mało cenimy sakrament pojednania, w którym On oczekuje, by nas podnieść z naszych upadków! To wszystko jest obecne w Jego męce. Zdrada uczniów, niegodne przyjmowanie Jego Ciała i Krwi jest z pewnością największym bólem Zbawiciela, który przeszywa Mu serce".

Papież, którego się czyta

Jakim będzie papieżem? Z pewnością nawet ci, którzy dobrze znali kard. Wojtyłę, nie mogli przewidzieć, jakim będzie on papieżem i jaki będzie jego pontyfikat. Ta myśl zresztą wraca w artykułach o nowym papieżu. Chętnie się np. wspomina, że kard. Roncalli znany był jako sztandarowy tradycjonalista. W tym zresztą duchu były przygotowane w Rzymie i życzliwie przyjęte przez papieża projekty soborowych dokumentów. Może się spodziewał, że biskupi się zjadą i szybko je zaakceptują? Tymczasem ojcowie projekty ostro skrytykowali. Młody ks. Ratzinger był wówczas doradcą kard. Fringsa, jednego z inicjatorów ich odrzucenia. Jan XXIII stał się - może ku swemu zaskoczeniu - papieżem odnowy soborowej.

Jaki jest? Mówi się, że nie jest “papieżem, którego się przychodzi zobaczyć", jak Jan Paweł II, ale “papieżem, którego się czyta". Podnoszone przez niektórych obawy o trudności w komunikacji zdają się jednak nie mieć podstaw, choć kontakt Benedykta XVI z ludźmi jest i będzie całkowicie inny niż Jana Pawła II. Od młodych lat był uczonym, profesorem, pisarzem, autorem. Powszechnie uznawany za jednego z najwybitniejszych teologów świata. Kocha muzykę (gra na fortepianie, preferuje Mozarta), poezję, lubi chodzić po górach, jest ujmującym rozmówcą, umiejącym uważnie słuchać interlokutora. Jako szef Kongregacji Nauki Wiary (dziennikarze do obecnej nazwy z upodobaniem dopisują: “dawne Święte Oficjum") był wnikliwym obserwatorem, ale nie inkwizytorem. Decyzji o zakazie wykładania w imieniu Kościoła wydał niewiele. Pontyfikat Jana Pawła II zresztą nie obfitował w kary kościelne. Kiedy wezwany do Rzymu o. Jacques Dupuis po wysłuchaniu zarzutów stwierdził, że nie mają one nic wspólnego z jego książką, Kongregacja od nowa zabrała się do jej studiowania i ostatecznie, przy następnym spotkaniu, znaleziono kompromis w postaci dołączenia do książki wyjaśnień, które nie zawierały rewokacji głoszonych poglądów i ograniczały się do sposobu rozumienia używanych przez autora pojęć.

W dyskusji kardynał był z reguły niesłychanie uprzejmy. Wiele razy byłem świadkiem, jak podczas konferencji prasowych dziennikarze-teologowie zadawali trudne pytania-pułapki, a on je spokojnie rozkładał na czynniki pierwsze i z charakterystycznym, nieśmiałym uśmiechem zdmuchiwał. Nie znosił ostentacji i uważał, że “aparat kościelny": kuria rzymska, konferencje episkopatów itd. nie mogą być dla Kościoła tym, czym dla Saula była zbroja, która w walce z Dawidem krępowała swobodę ruchów. Respektował etykietę, ale w miarę, bo kiedy po raz pierwszy się ukazał jako papież, z rękawów - chyba zbyt krótkich - sutanny wystawały rękawy sweterka, a nie śnieżnobiałe mankiety ze złotymi spinkami, jak u towarzyszących mu prałatów.

Mnóstwo razy widziałem go, jak w okolicach Watykanu szedł, jak zwykły ksiądz, w berecie na głowie, chyba na zakupy. Kiedyś, korzystając z takiego spotkania na ulicy chciałem wypełnić zleconą mi misję i spytałem o termin obiecanego “Znakowi" wywiadu. Pozbył się mnie bardzo miło, ale nie bez stanowczości.

Więcej niż współpracownik

Nie przyjął imienia Jan Paweł III, czym - według komentatorów - zaprzeczył opinii o swoim konserwatyzmie. Jednak wciąż podkreśla, że chce być kontynuatorem: “Przed moimi oczami stoi nade wszystko świadectwo papieża Jana Pawła II. Pozostawia on po sobie Kościół mający więcej odwagi, cieszący się większą wolnością, odmłodzony. Kościół, który zgodnie z jego nauczaniem i przykładem spokojnie patrzy na przeszłość i nie obawia się przyszłości. Przez Wielki Jubileusz wszedł on w nowe tysiąclecie, niosąc Ewangelię skierowaną do dzisiejszego świata poprzez jej ponowne odczytanie powagą Soboru Watykańskiego II. Słusznie zatem papież Jan Paweł II wskazał Sobór jako busolę kierującą po rozległym oceanie trzeciego tysiąclecia. (...) Dlatego ja także, podejmując posługę następcy Piotra, pragnę z mocą potwierdzić zdecydowaną wolę dalszego wprowadzania w życie Soboru Watykańskiego II, idąc za moimi poprzednikami, wierny ciągłości dwóch tysięcy lat tradycji Kościoła. (...) Z biegiem lat dokumenty soborowe nie straciły aktualności, a nawet zawarte w nich nauczanie okazuje się szczególnie stosowne do nowych wymogów Kościoła i obecnego społeczeństwa określanego jako zglobalizowane".

Poprzednik dziękował Bogu za obecność i pomoc kard. Ratzingera. W książce “Wstańcie, chodźmy" nazwał go “wypróbowanym przyjacielem". Nie znaczy to, że wszystkimi swoimi poczynaniami wywoływał zachwyt prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Włoski watykanista Sandro Magister z różnych wypowiedzi kard. Ratzingera powyławiał ślady tych różnic. Tak więc kardynał zachowywał dystans do masowych nabożeństw i w ogóle do gromadzenia tłumów. Sceptycznie odniósł się do idei spotkania w Asyżu w 1986 r. Uważał, że gromadzenie na modlitwie wyznawców różnych religii grozi pomieszaniem pojęć i zacieraniem istotnych różnic. Wtedy do Asyżu nie pojechał. Był tam obecny w roku 2000, bo uznał, że koncepcja spotkania była nieco inna, bardziej klarowna teologicznie. Nie podobało mu się beatyfikowanie tak wielu postaci, które coś mówią jedynie w wąskim środowisku: opowiadał się za wynoszeniem na ołtarze postaci o znaczeniu uniwersalnym. Nie był entuzjastą jubileuszowego wyznania dawnych win Kościoła, choć jako Papież zdążył już podkreślić wagę “oczyszczenia pamięci", z czego można wnosić, że preferuje uznanie win aktualnych.

Może dlatego, że się nie zawsze zgadzali, Jan Paweł II uważał go za więcej niż współpracownika. Z pewnością zresztą bardzo wiele ich łączyło. Obaj byli ludźmi Kościoła bez życia prywatnego. Wiadomo, że obaj mieli zwyczaj zapraszania współpracowników na wspólną modlitwę. Benedykt XVI jest, podobnie jak Jan Paweł II, człowiekiem wielkiej wiary i modlitwy. Uważa się go też za człowieka wizji, a nie rządzenia. To również, ośmielę się twierdzić, upodabnia go do poprzednika. Jan Paweł II sprawami administracji, zarządzania nawet Kurią Rzymską, nie bardzo się zajmował.

Sprawa relatywizmu

By zrozumieć, jaki jest i jaki będzie rozpoczynający się pontyfikat, należy pilnie czytać to, co kard. Ratzinger napisał o Kościele. Polecam np. sygnalizowaną już w “Książkach w Tygodniku" (“TP" 14/05) pozycję “Wiara, prawda, tolerancja. Chrześcijaństwo a religie świata". To zbiór wykładów prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Zdaniem samego autora dotyczą one wyzwania, przed którym stoi dziś Kościół katolicki. Jak w latach 80. pojawiła się teologia wyzwolenia, która w swych radykalnych formach stała się wówczas najsilniejszym wyzwaniem dla wiary, tak dla naszych czasów stał się nim relatywizm. Określa się go za pomocą kategorii pozytywnych: “tolerancja", “dialogiczne poznanie" i “wolność", której nie może ograniczyć uznanie obowiązującej wszystkich prawdy. Ostrzeganie przed niebezpieczeństwami relatywizmu było obowiązkiem prefekta Kongregacji Nauki Wiary i nawet jeśli przytoczone tu podejście do sprawy może budzić opory u niektórych apostołów pojednania, to były one niejako łagodzone przez Jana Pawła II, który powtarzał, że wobec innych tolerancja nie wystarczy, że innych mamy nie tylko tolerować, lecz miłować.

Kwestia relatywizmu została przywołana w poniedziałkowej homilii na Mszy “Pro eligendo Romano Pontifice": “W wierze nie możemy pozostawać dziećmi, osobami niedojrzałymi. A na czym polega bycie dziećmi w wierze? Odpowiada święty Paweł: oznacza to »bycie miotanym przez fale i poruszanym przez każdy powiew nauki«. Jakże aktualny to opis! Iluż powiewów nauki zaznaliśmy w ostatnich dziesięcioleciach, iluż ideologicznych prądów, ile sposobów myślenia? Łódeczka myśli wielu chrześcijan była nierzadko huśtana przez te fale - miotana z jednej skrajności w drugą: od marksizmu do liberalizm aż po libertynizm; od kolektywizmu do radykalnego indywidualizmu; od ateizmu do niejasnego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu po synkretyzm i tak dalej. Każdego dnia rodzą się nowe sekty i urzeczywistnia się to, co św. Paweł nazywa »oszustwem ze strony ludzi i przebiegłością w sprowadzaniu na manowce fałszu«. Posiadanie jasnej wiary, zgodnej z credo Kościoła, zostaje często zaszufladkowane jako fundamentalizm. A tymczasem relatywizm, to znaczy zdanie się na »każdy powiew nauki«, zdaje się być jedyną postawą godną współczesności. Ustanawiany jest rodzaj dyktatury relatywizmu, która nie uznaje niczego za pewnik, a jedynym miernikiem ustanawia własne ja i jego zachcianki. My natomiast mamy inną miarę wielkości: Syna Bożego, prawdziwego człowieka. To on jest wyznacznikiem prawdziwego humanizmu. Wiara »dorosła« nie idzie z prądem mód i nowinek; wiara dorosła i dojrzała jest głęboko zakorzeniona w przyjaźni z Chrystusem".

Te twarde słowa stały się przedmiotem wielu spekulacji i komentarzy. Myślę jednak, że z tym nie warto zbytnio się spieszyć. Benedykt XVI, podobnie jak Jan Paweł II, formował swoją wizję w światłach Soboru Watykańskiego II.

Lista zadań

Watykaniści kompletują listę zadań, które czekają nowego papieża. Jest wśród nich oczywiście dialog międzyreligijny z zachowaniem zasad deklaracji “Dominus Iesus" i z zachowaniem wierności dla nakazu misyjnego Jezusa. Są miliony chrześcijan w Chinach, problem Kościoła patriotycznego, trudności w mianowaniu biskupów itd. Dalej: Kuria, narzędzie w wykonywaniu papieskiej misji. Nowy Papież zna tę instytucję dobrze. Pierwsze nominacje, które nadejdą za kilka miesięcy, będą bardzo ważne, bo one też zdecydują o stylu pontyfikatu.

Kolegialność, temat podnoszony w ciągu ostatnich lat często. W orędziu do kardynałów (po raz pierwszy była to Msza św. publiczna i transmitowana) powiedział: “Jak Piotr z pozostałymi Apostołami tworzyli razem z woli Pana kolegium apostolskie, tak samo następca Piotra i biskupi, następcy Apostołów winni pozostawać w ścisłej łączności między sobą. Ta kolegialna komunia - choć różne są zadania i obowiązki papieża i biskupów - służy Kościołowi i jedności w wierze wszystkich wierzących, od czego w znacznym stopniu zależy skuteczność dzieła ewangelizacji we współczesnym świecie".

Nadal sprawą zapalną pozostaje miejsce kobiet w kościelnych strukturach. Jest kwestia dialogu z judaizmem i relacji z Państwem Izrael. Europa: Konstytucja bez odwołania się do korzeni judeo-chrześcijańskich... Młodzież - już wiadomo, że Papież się uda do Niemiec na Światowy Dzień Młodzieży. Problemy “Humanae vitae", zwłaszcza po tym, jak teolog domu papieskiego kard. Georges Cottier wyraził opinie o dopuszczalności prezerwatywy w sytuacjach, w których chodzi o chorych na AIDS. Indie i dialog z hinduizmem; stosunki z islamem; pokój - stanowisko wobec wojny i obecności sprzymierzonych sił w Iraku; Rosja i prawosławie; liturgia, której kształt obecny stał się przedmiotem krytycznej refleksji kard. Ratzingera i której m.in. będzie poświęcony najbliższy synod biskupów.

No i kanonizacje, wśród nich ewentualna beatyfikacja Poprzednika. Kto z nas nie pamięta kilkakrotnie przybliżonej na telewizyjnym ekranie twarzy przewodniczącego pogrzebowym obrzędom kardynała-dziekana? Z wzrokiem skupionym, utkwionym w rzeszę, wołających jednym głosem “Błogosławiony - natychmiast", stał nieruchomo, czekał aż zamilkną, nie podejmował celebracji, jakby nie chciał im przerywać.

Jaki będzie? Nikt nie wie. “W tej godzinie nade wszystko błagajmy Pana, by po wielkim darze, jakim był papież Jan Paweł II, dał nam pasterza według swego serca, pasterza, który będzie prowadził nas do poznania Chrystusa, do Jego miłości, do prawdziwej radości". Kazał się nam o to modlić kard. Joseph Ratzinger w ostatnim słowie przed wejściem na konklawe.

"Współpracownik prawdy"

Urodził się 16 kwietnia 1927 r. w Marktl (diecezja pasawska), w pobożnej bawarskiej rodzinie. Jako student seminarium został wcielony do Hitlerjugend. W 1943 r. skierowano go do służby w obronie przeciwlotniczej. Dostał się do niewoli i z amerykańskiego obozu jenieckiego został zwolniony w lipcu 1945 r.

Po święceniach 29 czerwca 1951 r. pracował jako wikary i katecheta w Monachium. Co niedzielę mówił popularne kazania dla dzieci, prowadził też duszpasterstwo młodzieży. Rok później podjął pracę w seminarium duchownym, rozpoczynając tym samym karierę naukową. Ze względu na odwagę w badaniach miał początkowo problemy z habilitacją. Był profesorem teologii na uniwersytetach w Monachium, Bonn, Monastyrze, Tybindze i Ratyzbonie. Przyjaźnił się z Karlem Rahnerem. Jako teologiczny doradca kard. Fringsa z Kolonii uczestniczył w Soborze Watykańskim II. To m.in. dzięki jego radom i interwencjom Vaticanum II nie było tylko zatwierdzaniem gotowych schematów, ale drogą do odnowy Kościoła. Później jednak kard. Ratzinger zwracał uwagę, że w wielu wypadkach Sobór został zideologizowany, a posoborowa “rewolucja" wymaga oczyszczenia.

24 marca 1977 r. otrzymał nominację na arcybiskupa Monachium i Fryzyngi. “Miałem wówczas 50 lat, znalazłem swoją wizję teologiczną i mógłbym stworzyć dzieło, którym wniósłbym swój wkład do teologii" - wspominał związane z nią rozterki. Sakrę jednak przyjął (28 maja). “W Monachium nie chowałem się przed konfliktami - mówił - bierność bowiem jest najgorszą formą sprawowania urzędu".

25 listopada 1981 r. Jan Paweł II powołał go na prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Niektórzy mówią, że od tego momentu pojawił się “drugi" Ratzinger: postępowy teolog zmienił się w konserwatywnego strażnika doktryny. Sam kardynał uważał jednak, że nieprzerwanie realizował swoje postanowienie wierności Chrystusowi i wierze katolickiej. Pytany, czy chciałby coś wymazać z historii swojej pracy, mówi że nic takiego nie widzi, choć przyznaje, że czasami reagował zbyt ostro i obcesowo. Motto biskupie Ratzingera brzmi: “Współpracownik prawdy" - i faktycznie, kardynał, choć ujmujący i serdeczny w osobistym kontakcie, w wykonywaniu swych obowiązków nie starał się być dyplomatą. Dobrą ilustracją tej postawy jest deklaracja “Dominus Iesus", ogłoszona przez Kongregację w 2000 r. W zindywidualizowanym i po części zlaicyzowanym świecie za najpoważniejsze zagrożenia dla wiary uważa kwestionowanie pojęcia prawdy, relatywizm i pluralistyczną teologię religii.

W Watykanie przeszkadzał mu nadmiar pracy. Udzielał się w pięciu kongregacjach, dwóch radach i jednej komisji. Był wyrozumiały dla ludzkich przywar, takich jak pęd do kariery, który - jak mówi - jest normalny także w Watykanie. W Stolicy Apostolskiej chciałby zredukować poziom biurokracji, choć uważa, że - biorąc pod uwagę cały Kościół - administracja watykańska jest stosunkowo niewielka.

Ulubionymi pisarzami Ratzingera są Dostojewski i Hesse, a zwłaszcza powieść “Wilk stepowy". Poza tym jest miłośnikiem muzyki (sam gra na fortepianie). W młodości pisywał wiersze. Jest autorem wielu książek, z których największą popularność zdobyły “Wprowadzenie w chrześcijaństwo", “Raport o stanie wiary" oraz “Sól ziemi".

MO, MZ (KAI)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2005