Tragedia, która wstrząsa Serbią

Reakcja władz w Belgradzie na masowe strzelaniny ukazała charakter reżimu, który opiera się na strachu i polaryzacji. I wyprowadziła na ulice tysiące protestujących.

27.05.2023

Czyta się kilka minut

Szkoła podstawowa im. Vladislava Ribnikara, w której doszło do strzelaniny. Belgrad, 4 maja 2023 r.  / TOMAS TKACIK / SOPA / GETTY IMAGES
Szkoła podstawowa im. Vladislava Ribnikara, w której doszło do strzelaniny. Belgrad, 4 maja 2023 r. / TOMAS TKACIK / SOPA / GETTY IMAGES

Nic nie zapowiadało tragedii w tamten środowy poranek 3 maja. Po majówce Serbia powoli wracała do zwykłego rytmu: dzieci do szkoły, rodzice do pracy.

Tuż po ósmej z Belgradu zaczęły napływać niepokojące wiadomości. W jednej z najlepszych szkół podstawowych w kraju, położonej w spokojnej inteligenckiej dzielnicy Vračar, miało dojść do strzelaniny. Wąskimi uliczkami, między starymi kamienicami, przemykały karetki pogotowia i policyjne wozy. Przed szkołą gromadzili się zaniepokojeni rodzice. Godzinę później prorządowe tabloidy podały, że w strzelaninie zginęły dzieci. Zabił je ich niespełna czternastoletni kolega z klasy, po czym oddał się w ręce policji. Ofiarami było osiem dziewczynek i jeden chłopiec w wieku 12-14 lat, a także szkolny ochroniarz.


ZOBACZ TAKŻE: 

CZECHY. TO NIE JEST (K)RAJ DLA KOBIET. Mimo chwalebnej historii feminizmu stereotypy ról kobiet i mężczyzn są nadal silnie obecnie w czeskiej polityce i społeczeństwie. Czasem silniej niż w Polsce >>>>


Był to pierwszy w Serbii przypadek strzelaniny w szkole. Ale na tym nie koniec. Następnego wieczora, gdy wstrząśnięci mieszkańcy palili przed szkołą świece, we wsiach oddalonych o 60 km od stolicy dwudziestolatek zabił osiem osób, strzelając na oślep w tłum młodzieży zgromadzonej na placu koło szkoły.

Powrót do normalności okazał się niemożliwy.

Szukanie winnych

Zwykle takie dramaty jednoczą dotknięte nimi społeczeństwo i rządzących we wspólnym przeżywaniu żałoby. To czas autorefleksji i zadumy. W Serbii było jednak inaczej. Priorytetem dla władz okazało się odsunięcie od siebie cienia podejrzenia, że mogą być w jakikolwiek sposób współodpowiedzialne za to, co się stało. Zaczęło się szukanie tych, których można obciążyć odpowiedzialnością.

Tuż po pierwszej strzelaninie minister edukacji ogłosił, że tragediom winny jest Zachód i organizacje społeczne, które propagują wartości obce serbskiej kulturze. W kolejnych dniach w mediach bliskich rządowi insynuowano, że sprawcy mogą być powiązani z organizacjami faszystowskimi lub islamistycznymi. Politycy sugerowali, że były to zamachy terrorystyczne.

Prezydent Aleksandar Vučić najpierw jakby zapadł się pod ziemię. Potem wygłosił orędzie do narodu, w którym opisał dokładnie przebieg wydarzeń (eksperci wskazują, że należy tego unikać, bo to może być inspiracja dla naśladowców), a potem, wcielając się w rolę prokuratora, podał szczegóły dotyczące rodziny sprawcy – łącznie z ich statusem materialnym, wykształceniem, sytuacją rodzinną. Następnie pojechał na spotkanie konserwatywnych liderów do Budapesztu, gdzie rozmawiano o tym, że zachodnie wartości mają być zagrożeniem dla tradycyjnej rodziny.

Żałoba jako wrogi akt

Rząd ogłosił wprawdzie trzydniową żałobę narodową, ale ani prezydent, ani szefowa rządu Ana Brnabić nie pojawili się w miejscach tragedii. Nie złożyli kwiatów, nie wpisali się do księgi kondolencyjnej w szkole (zrobił to jedynie minister edukacji, po kilku dniach i pod naciskiem społecznym), nie spotkali się z rodzinami ofiar, nie uczestniczyli w pogrzebach.

– Reakcja władz była dla wielu szokująca – mówi mi Maja Bjeloš, specjalistka Belgradzkiego Centrum Polityki Bezpieczeństwa. – Jesteśmy przyzwyczajeni do agresywnych i pełnych przemocy wypowiedzi polityków, mieliśmy jednak nadzieję, że tym razem będzie inaczej, że rząd wyrazi empatię i solidarność ze społeczeństwem, że zamiast dzielić, będzie jednoczył.

Gdy opozycja zaproponowała marsz milczenia przeciw przemocy, członkowie partii rządzącej zaczęli atakować jego inicjatorów, twierdząc, że to zamach na porządek publiczny i działania wbrew interesom państwa. Gdy ludzie w ciszy szli ulicami Belgradu, pani premier na Twitterze umieściła prześmiewczy mem, mający kwestionować liczbę uczestników marszu. Telewizja publiczna sugerowała, że wzięło w nim udział kilka tysięcy ludzi – faktycznie było to ponad 50 tysięcy. Opozycję oskarżano o polityzację tragedii.

– Wobec protestujących zastosowano całą paletę epitetów, którą władze i bliskie im media określają przeciwników politycznych: awanturnicy, padlinożercy czy pijana banda to te łagodniejsze. Władza zakwestionowała nasze prawo do żałoby – mówi Maja Bjeloš. – Uznała ją za akt antypaństwowy. A prezydent zapowiedział kontrmanifestację poparcia dla rządu. Słuchając rządzących, ma się wrażenie, że to oni są ofiarami. A rodziny faktycznych ofiar i głęboko zranione społeczeństwo odchodzą na dalszy plan.


ZOBACZ TAKŻE:

UKRAINA: OCHOTNIKÓW JUŻ NIE MA. Coraz więcej Ukraińców szuka sposobów, aby nie trafić na wojnę lub na nią nie wrócić. Jedni uciekają za granicę, inni ukrywają się na terenie kraju >>>>


Wszystko pod kontrolą

– Reakcja władz była manifestacją arogancji rządzących i braku zainteresowania obywatelami – uważa Aleksandra Tomanić, szefowa Europejskiego Funduszu dla Bałkanów. – To, co ich najbardziej obchodziło w tamtym momencie, to chronienie siebie nawzajem.

Premier powtarzała, że instytucje państwa zadziałały odpowiednio. W mediach społecznościowych pojawiły się jednak informacje, że przynajmniej jednej tragedii można było zapobiec: sprawca z podbelgradzkich wsi był wcześniej zatrzymywany za nielegalne posiadanie broni, z której później strzelał, a sąsiedzi zgłaszali policji, że zachowuje się agresywnie. Był jednak synem członka rządzącej Serbskiej Partii Postępowej (SNS) i prokuratura wycofała zarzuty, a chłopaka wypuszczono.

– Władza zachowuje się tak, jakby obwiniała obywateli za to, co się stało i za ich reakcję – mówi mi Aleksandra Tomanić. Związane jest to z charakterem reżimu Vučicia, prezydenta i lidera SNS, która rządzi u nas od 2012 r. Prezydent i jego poplecznicy podporządkowali sobie całkowicie instytucje państwa, gospodarkę i media, a dzięki rozległym sieciom klientystycznym z łatwością wygrywają kolejne wybory. Nie będąc w SNS, można tylko marzyć o pracy w sektorze publicznym.

Vučić kreuje się na osobę wszechmocną, która kontroluje wszystko. To on podejmuje wszystkie decyzje w państwie, choć kompetencje prezydenta są raczej symboliczne. Opozycji właściwie nie ma. Prorządowe media niszczą wiarygodność każdego, kto cieszy się autorytetem i ma potencjał, by stworzyć polityczną alternatywę.

Popularny mural w Belgradzie głosi: absolutna władza to absolutna odpowiedzialność. Każde przyznanie się do błędu kwestionowałoby więc obraz prezydenta jako mądrego przywódcy narodu. Tomanić: – Dlatego władze nerwowo reagują na sugestie, że warto zastanowić się nad głębszymi przyczynami ostatnich wydarzeń i może ktoś powinien podać się do dymisji. Na kozła ofiarnego wybrano już ministra edukacji z małej partii koalicyjnej, dalszych dymisji nie będzie. Może zresztą wykorzystano to jako pretekst, bo prezydent od dawna chciał się go pozbyć.

Strasz i rządź

– Władza Vučicia opiera się na utrzymywaniu społeczeństwa w poczuciu zagrożenia, a także na zastraszaniu – mówi Aleksandra Tomanić. – Temu służą tabloidy i prorządowa telewizja. Ich rolą jest przedstawianie sąsiadów jako czyhających na nas wrogów. Najpierw byli to Chorwaci, później Bośniacy, ostatnio Kosowarzy.

Gdy brakuje pretekstów do uderzania we wrogów zewnętrznych, szuka się ich we własnym społeczeństwie: mogą to być naukowcy, aktywiści, opozycja lub każdy, kto kwestionuje autorytet władz. Nawet latem, gdy niewiele się dzieje, straszy się ludzi pogodą: upałami, gwałtownymi burzami. Bo ludzie, jak mówi Tomanić, mają się bać i wierzyć, że jedynym, który ich obroni, jest Vučić.

Dlatego reakcja władz na strzelaniny była w gruncie rzeczy tak paniczna: uderzała w fundamenty wizerunku prezydenta jako gwaranta bezpiecznej przyszłości dla obywateli, a zwłaszcza tych najmłodszych. W ostatnich wyborach jego partia startowała pod hasłem „Dla naszych dzieci”.

Poza tym Vučić nie lubi niespodzianek. W Serbii to władza kreuje kryzysy – wtedy, gdy jest jej to na rękę, gdy trzeba np. przykryć niewygodny temat, storpedować rozmowy pokojowe z Kosowem, wymusić na Zachodzie ustępstwa.

Jeśli do kogoś nie trafia rządowa propaganda, są inne metody. Pechowo dla Vučicia tuż przed strzelaninami dziennik „New York Times” opublikował długi artykuł dokumentujący powiązania władz Serbii ze strukturami zorganizowanej przestępczości. Gazeta twierdziła, że rząd wykorzystuje te struktury do rozbijania protestów opozycji i wszelkiej tzw. brudnej roboty. Informacje zdobyte przez europejskie agencje wywiadowcze – przy okazji innego śledztwa – dotyczyły zabójstw ze szczególnym okrucieństwem, popełnionych przez członków mafii chronionych przez władze.


ZOBACZ TAKŻE:

TURCJA: ERDOĞAN PO RAZ TRZECI. Niedzielne wybory prezydenckie zapewniły urzędującemu od 10 lat prezydentowi trzecią kadencję. Podczas gdy jego zwolennicy w wielu miastach do rana świętowali, opozycja zastanawia się, co dalej >>>>


Niby wszystkie te sprawy to w Serbii tajemnica poliszynela, ale teraz ktoś pokazał je czarno na białym. W tej akurat sprawie aresztowano kilka osób (bo dowody nie pozostawiały wątpliwości). Jednak poczucie, że tutaj wszystko może ujść płazem tym, którzy są blisko władzy, pozostaje.

Przemoc nasza codzienna

Elementem tego systemu władzy jest też normalizacja przemocy w przestrzeni publicznej oraz agresja i mowa nienawiści wobec tych, którzy podważają autorytet władzy. Kluczową rolę odgrywają bliskie władzy tabloidy oraz stacje telewizyjne o niewinnych nazwach TV Happy i TV Pink, które gloryfikują rządzących (tej pierwszej stacji prezydent udzielił wywiadu po strzelaninie) i oczerniają ich przeciwników.

Skala przemocy werbalnej, fizycznej i na tle seksualnym w serbskich reality shows jest trudna do wyobrażenia dla polskiego odbiorcy – i budzi regularne protesty organizacji społecznych. Gwiazdami tych programów są kryminaliści albo członkowie mafii. Podobnie jest w tabloidach – kilka miesięcy temu jeden z nich opublikował długi wywiad z mężczyzną skazanym za gwałty, kreując go na osobowość medialną.

Dlatego główne postulaty protestujących – obok dymisji szefów MSW i agencji bezpieczeństwa – dotyczą także przestrzeni medialnej: wycofania koncesji dla stacji propagujących przemoc, zamknięcia tabloidów, rezygnacji członków Urzędu Regulacji Mediów Elektronicznych.

Więcej (złych) facetów z bronią

W reakcji na ostatnie tragedie rząd skupił się na kwestii ograniczenia dostępu do broni – zapowiedział memorandum na wydawanie nowych pozwoleń, częstsze badania osób już je posiadających i podwyższenie kar za nielegalne posiadanie broni, co poprzedza program zdawania jej przez najbliższy miesiąc bez konsekwencji. Prezydent już hucznie ogłosił, że w ramach programu zebrano 13 tys. sztuk broni. Ma to pokazać, że władze coś robią.

Faktycznie Serbia jest pierwsza w Europie, biorąc pod uwagę ilość broni palnej na jednego mieszkańca: to 39 sztuk na 100 osób. W niespełna siedmiomilionowym kraju w rękach obywateli jest ponad 800 tys. sztuk broni palnej – tej posiadanej legalnie. Ile może być nielegalnych pistoletów czy karabinów, nie wie nikt.

– W Serbii posiadanie broni to element tradycji, często traktuje się ją jako trofeum, pamiątkę po przodkach. Do tego dochodzi także pokłosie wojny i popularność myślistwa, a także duża ilość broni w rękach organizacji przestępczych – mówi Maja Bjeloš. – Pomysł zaostrzenia regulacji na pierwszy rzut oka wydaje się dobry, ale to chwyt populistyczny, bo nawet obecne regulacje nie są przestrzegane. Rząd obiecuje też, że zwiększy finansowanie policji pod hasłem „Policjant w każdej szkole”, ale strukturom siłowych i tak zwiększono już w ostatnich latach finansowanie, a policja, znana ze swej brutalności, nie cieszy się zaufaniem społecznym.

– Te pierwsze decyzje rządu dotyczą prawie wyłącznie środków represyjnych i wydaje się, że autorytarny serbski rząd i prezydent mogą dążyć do rozszerzenia uprawnień oraz roli policji i służb wywiadowczych pod pozorem promowania bezpieczeństwa obywateli Serbii – uważa Bjeloš. – To nie rozwiąże głębszych przyczyn przemocy rówieśniczej czy innych form przemocy obecnych w serbskim społeczeństwie – dodaje.

Rząd miał też pomysł, by stworzyć listę problematycznych uczniów, którzy byliby pod obserwacją służb. Wprawdzie pod presją społeczną wycofał się z pomysłu, ale oddaje on logikę działania władz: próbują wykorzystać tragedię, by zwiększyć kontrolę nad społeczeństwem, a nie podjąć rzeczywistą próbę zapobieżenia takim tragediom. „Pieniądze na edukację, nie dla policji” – wołają protestujący. O lepszym finansowaniu edukacji, pomocy psychologicznej czy społecznej władze milczą. Na to w ostatnich latach trudno było znaleźć pieniądze.

Kropla, która przelała czarę

Wydarzenia z początku maja mają jeszcze jeden wymiar: w Serbii już wcześniej w incydentach związanych z przemocą domową ginęli ludzie. Zabójstwa kobiet z rąk byłych i obecnych partnerów są częste – w tym roku zginęło ich już siedemnaście.

Lata rządów Vučicia to pasmo skandali, afer korupcyjnych i przestępczych (jak odkrycie największej plantacji marihuany prowadzonej przez ludzi powiązanych z władzą) czy katastrof wynikających z niekompetencji partyjnych nominatów (jak doprowadzenie do awarii, która pozbawiła prądu jedną trzecią Serbów). Nikt za to nie odpowiedział. Także to jest źródłem jedności obozu władzy – za lojalność nagradza się bezkarnością.

A społeczeństwo nie reagowało, bo afery nie dotykały ich bezpośrednio. Wielu Serbów – zwłaszcza tych z klasy średniej i z Belgradu – dystansowało się od polityki i spraw publicznych. Pozbawieni złudzeń, że można coś zmienić, nieufający politykom i instytucjom, uciekali w życie prywatne.

– Zwłaszcza strzelanina w szkole pokazała, że nikt nie jest bezpieczny – mówi Aleksandra Tomanić. – Że to, co się dzieje w społeczeństwie, dotyczy nas wszystkich i wszyscy ponosimy konsekwencje stylu rządzenia obecnego reżimu, opartego na przemocy i niekompetencji. Nie można już udawać, że jest się ponad tym. Stąd tyle ludzi na ulicach, bo kolejne działania władz tylko ich mobilizują. Protestujący często powtarzają: jesteśmy tu dla naszych dzieci i wnuków.

Miasto w żałobie

Minęło kilka tygodni, a Belgrad wciąż nie może otrząsnąć się z tego, co się stało.

– Mieszkańcy jakby pogrążyli się w zadumie – opowiada Aleksandra Tomanić. Są bardziej uważni, przyjaźniejsi. Pewnie nie potrwa to długo i wrócimy do rytmu zabieganej i stale śpieszącej się stolicy. Ale jeszcze nie teraz.

Sytuacja polityczna i społeczna wciąż jest bardzo napięta – mówi Maja Bjeloš. – Media donoszą o kolejnych incydentach z użyciem broni. Zwołując kontrmanifestację, prezydent tylko pogłębia napięcia i podziały. Ma to być największa demonstracja w historii Serbii, cały aparat państwa zaprzęgnięto do ściągania ludzi do Belgradu. Pokaz zasobów reżimu kontra samoorganizacja obywateli.

Czy poranek 3 maja zapoczątkował procesy, które mogą doprowadzić do zmiany władzy? Były to w końcu największe demonstracje w historii Serbii i odbywały się nie tylko w stolicy, ale też w mniejszych miastach.


ZOBACZ TAKŻE:

ARKADAG: WIĘCEJ NIŻ DRUŻYNA. Wojciech Jagielski: Choć to dopiero połowa piłkarskiego sezonu pustynnej Turkmenii, już dziś można założyć, że mistrzem kraju zostanie drużyna, nosząca imię jedynowładcy „Arkadaga”, czyli „Opiekuna” >>>>


– Myślę, że nie stanie się to szybko – uważa Aleksandra Tomanić. – Ale ludzie zrozumieli, że oddali swoje państwo w ręce osób, które je konsekwentnie niszczą. Jednak wśród Serbów panuje przekonanie, że ten reżim nie odda władzy pokojowo. Vučić pamięta historię Slobodana Miloševicia, który po odsunięciu od władzy skończył w celi Trybunału w Hadze, sądzony za zbrodnie wojenne.

– Społeczeństwo nie chce też przemocy i nie jest gotowe na przejęcie władzy siłą – uważa Tomanić.

Wśród protestujących nie widać dziś ani wyrazistych liderów, ani wspólnych celów czy wizji, jak taka przyszła Serbia po Vučiciu mogłaby wyglądać.

***

Zachód przygląda się temu wszystkiemu z zaniepokojeniem. Z jednej strony nikt już nie ma złudzeń co do charakteru obecnego reżimu. Z drugiej strony, nikt nie chce destabilizacji na Bałkanach.

W głosach z Belgradu słychać jednak nadzieję: „Nas jest więcej, jesteśmy tu, bo chcemy… Coś się wreszcie musi zmienić… Może jeszcze nie dziś, ale wkrótce…”.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2023