Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W III wieku wspólnej ery rabin Hiya bar Abba, zwany amoraitą (czyli „tym, który mówi”), zostawił nam zastanawiające do dzisiaj zdania: „Ojciec i syn, rabin i jego uczeń, badając ten sam fragment Tory mogą stać się niczym wrogowie, którzy biją się ze sobą. Nie będą w stanie zaprzestać walki, aż nie staną się miłującymi się przyjaciółmi. Tak właśnie powinniśmy rozumieć słowa Psalmu: »Nie wstydzili się u bram miasta przemawiać do siebie jak wrogowie«, i słowa z Księgi Liczb: »U kresu będą kochać«”. Rabin nie bał się ostrych debat. Wiedział, jak wiele namiętności rodzą kwestie religijne, jak ważne jest dochodzenie do prawdy, ile jest w tych sporach uporu i ognia. Nie oznacza to, że ważne są same kłótnie. Ważne jest dochodzenie do zgody. A zgoda domaga się tolerancji.
Tolerancja ma wiele kształtów. Z pewnością ma niewiele wspólnego z indyferentyzmem. Nie pasuje do agnostyków, którzy i tak nie wierzą w możliwość poznania prawdy. Tolerancja dotyczy w pierwszym rzędzie ludzi, dla których prawda jest kwestią egzystencjalną. Angażuje całą osobę jej poszukującą. Tolerancja we wszelkiej postaci nie godzi się z przemocą.
Rabin Naftali Cwi Jehuda Berlin, rektor jesziwy w Wołożynie, pochowany w Warszawie, dał taką wykładnię historii o wieży Babel. Jego zdaniem to opowieść o totalitarnym dążeniu do panowania. Zaskakuje takie odczytanie tego fragmentu Tory. Idzie w poprzek naszych przyzwyczajeń i ustalonego schematu interpretacyjnego.
Zaczyna się historia wieży zdaniem: „I była wszystka ziemia jednego języka i jednej mowy”. Czasem tłumaczy się zamiast „jednej mowy”: byli zgodni ze sobą, jednomyślni. Boga rozgniewała nie tyle skala projektu budowniczych, nie budziły zgrozy ich ambicje, by wejść do krainy Boga, ale fakt, że zawsze byli jednomyślni i uznali, że zabiją każdego, kto myśli osobno i samodzielnie. Strażnicy wieży obawiali się, że lud odejdzie od jednomyślności. Dlatego postanowili zabijać nieprawomyślnych, zabronili podróży i przemieszczania się do innych miast, a swoją budowlę potraktowali jako wieżę obserwacyjną, by dokładniej kontrolować mieszkańców. Z niej rozsyłali emisariuszy (dzisiaj powiedzielibyśmy: tajnych policjantów), by pilnowali ziemię Senaar, a ludzi inaczej myślących wrzucali do rozgrzanych pieców. Ten sam duch podejrzliwości i wszechwładzy rządził w Drugiej Świątyni, gdy sprawiedliwi podejrzewali innych (np. saduceuszy) o to, że wierzą niezgodnie z ich wymaganiami. Uważali, że tamci są odstępcami od prawdziwej wiary. To prowadziło do prześladowań, przelewu krwi i ludzkiej krzywdy.
Pomieszanie języków było tylko dobrem. Bo w ten sposób wkroczyła inność, odrębność, różne pomysły na wiarę. Nie chodziło o pychę budowniczych wieży, ale o to, by odebrać możliwość kontroli nad ludami przez jeden ośrodek, jedną władzę, jedną myśl. Chodzi o pluralizm i idącą za tym tolerancję. Tak myślał wywodzący się z białoruskiego miasteczka Wołożyn rabin Berlin. ©