Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zapomniał on bowiem, jakie stanowisko piastuje i, jak się zdaje, chciał się przysłużyć swojej rządzącej partii w jej aktualnych tarapatach. Z kim SLD ma największe kłopoty? Rzecz jasna z wolnymi, a na dodatek dociekliwymi mediami. Dla Barcikowskiego więc to przede wszystkim uparci dziennikarze, a nie jacyś lobbyści, są zagrożeniem. O sukcesach ABW w walce z niedopuszczalnym lobbingiem jakoś nie słychać, natomiast dobrze jest pogrozić niepokornym gazetom. Najlepiej to zrobić tajnie, by nikt się nie mógł formalnie czepiać i cytować wygłoszonych insynuacji, a zarazem tą tajną wiedzą podzielić się nocną porą z 460 posłami, z których każdy usłyszy co chce i będzie tym natychmiast publicznie szermować.
Przykładowo taka Liga Polskich Rodzin, wnioskująca uprzednio o utajnienie raportu Barcikowskiego, teraz domaga się jego upublicznienia, bo chce go użyć, mając sojusznika w Polskim Stronnictwie Ludowym, przeciwko największemu wrogowi, czyli szefowi Narodowego Banku Polskiego Leszkowi Balcerowiczowi. To nic, że rząd - zdaniem LPR - stale kłamie: tym razem jednak mówi prawdę. Źle nam jest, bo Balcerowicz wciąż istnieje - i tylko to lidera LPR Romana Giertycha naprawdę interesuje. Z kolei Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość znajdują w raporcie Barcikowskiego potwierdzenie, że to organy rządowe odpowiedzialne za dostawy gazu dla Polski, za utworzenie Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców oraz za regulacje na rynku leków, ulegały lobbingowi podejrzanych firm polskich i zagranicznych, a może także struktur mafijnych czy wręcz obcych wywiadów. Natomiast posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej usłyszeli jedynie nazwiska nielubianych przez nich dziennikarzy i tytuły równie nielubianych gazet, sterowanych - zdaniem Barcikowskiego - przez złowrogich lobbystów.
Wszystkie te reakcje były z góry do przewidzenia i dlatego niech Andrzej Barcikowski nikomu nie wmawia, że kierowała nim jedynie troska o bezpieczeństwo państwa oraz szlachetna chęć uświadomienia niewinnych jak dzieci posłów. Jeżeli się jest na tropie przestępców, trzeba ich ścigać, a jeśli prawo jest dziurawe i to uniemożliwia, trzeba wnioskować o zmiany ustawodawcze - ale pod żadnym pozorem nie należy straszyć, a równocześnie wtajemniczać polityków w swoje tajemnicze podejrzenia i równie tajemnicze, niepoparte dowodami, spekulacje. Inaczej jest to rodzaj destrukcji państwa niewiele odbiegający od, na przykład, działań niektórych działaczy związków zawodowych.
Od szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego można chyba wymagać, by odróżniał interes państwa od bieżącej, partykularnej rozgrywki politycznej. Wydaje się tymczasem, że to premier Leszek Miller postanowił przejść do kontrofensywy w obronie swojej pozycji i posłużył się posłusznym Barcikowskim. Ten zaś pogubił się w roli, którą mu wyznaczono. A nie lepiej to brać przykład choćby z szefa bratniej Agencji Wywiadu, Zbigniewa Siemiątkowskiego, który póki co trzyma się z dala od politycznych afer?
Śmiesznym jest w tej sytuacji przypominanie Leszkowi Millerowi i Andrzejowi Barcikowskiemu ich gromkich okrzyków sprzed dwu lat o apartyjności reformowanych przez nich służb specjalnych.