Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
...Cud? Owszem, ale jego znaczenie nie polega przede wszystkim na tym, że mamy do czynienia z wydarzeniem przekraczającym wszystko co człowiek potrafi nie tylko zrobić, ale i pomyśleć.
Z tego z kolei nie wynika, że cud, rozumiany jako przekroczenie wszelkich praw, jakimi rządzi się rzeczywistość, jest w dyskusji – na przykład o boskości Jezusa z Nazaretu – argumentem niemożliwym do odparcia. Cud, wbrew oczekiwaniu apologetów, nie jest jednak wydarzeniem jednoznacznym, niedopuszczającym sprzecznych interpretacji. Pamiętamy przecież, w jakich to „zawodach”, jeśli tak można powiedzieć, wystąpił i kogo pokonał Mojżesz. Mędrcy i czarodzieje faraona „przy pomocy swoich zaklęć zrobili to samo”, co Mojżesz i Aaron przy pomocy Bożej. Zamienili swoje laski w węże. Zresztą w Nowym Testamencie nieraz się przestrzega przed bezkrytycznym, acz pobożnym podejściem do nadzwyczajnych wydarzeń. Na przykład nie tylko Jezus uzdrawiał – robili to również inni ludzie.
Na czym więc zasadza się wartość wydarzenia nazywanego cudem? Na jego prozaicznej stronie. Zanim zaczną się dziać nadzwyczajne rzeczy, najpierw musi przyjść szara codzienność: chłopiec, który ma „pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby”, czy „pewien człowiek z Baal-Szalisza” z dziesięcioma jęczmiennymi plackami. To tylko dwa z wielu przykładów pokazujących, że rzeczy niemożliwe stają się możliwe wtedy, gdy Bóg dostrzeże u człowieka gotowość do współdziałania. Albo gdy człowiek, wobec ogromu dziejących się wokół niego wydarzeń, staje oniemiały, przerażony i bezradnie rozkłada ręce. Sądzi, że znalazł się w sytuacji, z której nie ma sensownego wyjścia. Wzywa więc Boga na pomoc. Nie z naiwną wiarą w opatrzność Bożą, rozumianą jako ochronny parasol, którym Bóg osłania wybranych przed złym losem. Przeciwnie – z wiarą, że na ratunek nikt nie nadbiegnie, a jedynym wyjściem z sytuacji będzie trwanie i poświęcenie życia. Tak, jak zrobił to św. Maksymilian Kolbe i miliony ofiar przemocy.
Tymczasem wszystko idzie jak zwykle, po staremu. Czasami wydaje się, że nawet gorzej. Dlaczego to w chrześcijańskiej Europie chrześcijaństwo ma się najgorzej? Co się z nami stało, że całkiem dobrze radziliśmy sobie w niewoli i biedzie, a kiedy odzyskaliśmy wolność, kiedy mamy dość chleba i dach nad głową, nie potrafimy dobrze wykorzystać tego pomyślnego czasu? Czyżby chrześcijanin miał być wiecznym malkontentem, dosypującym popiół do jedzenia i żyjącym w myśl zasady „im gorzej, tym lepiej”? A przecież Paweł Apostoł zapewnia: „Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich”. Dlatego i kryzys może być Jego dziełem.