Ten kraj jest i będzie

Wszystko idzie nie tak, jak planował Kreml. Ukraińcy codziennie pokazują Putinowi, że atakując ich kraj popełnił najgorszy błąd w swoim życiu.

07.03.2022

Czyta się kilka minut

Uciekinierzy  z Kijowa pod mostem zniszczonym  w wyniku rosyjskiego nalotu czekają na ewakuację.  Irpień, przedmieścia ukraińskiej stolicy,  5 marca 2022 r. / EMILIO MORENATTI / AP / EAST NEWS
Uciekinierzy z Kijowa pod mostem zniszczonym w wyniku rosyjskiego nalotu czekają na ewakuację. Irpień, przedmieścia ukraińskiej stolicy, 5 marca 2022 r. / EMILIO MORENATTI / AP / EAST NEWS

Mija drugi tydzień rosyjskiej napaści na Ukrainę. Miała to być wojna błyskawiczna – szybkie zniszczenie ukraińskiej armii i infrastruktury wojskowej, zastraszenie ludności, zajęcie głównych miast z Kijowem na czele, co miało pozwolić Rosji na zmianę władzy. Jednak „demilitaryzacja i denazyfikacja” – bo tak się nazywają kluczowe cele tej wojny w kremlowskiej propagandzie – jest daleka od sukcesu.

Rosyjskie jednostki walczące na Ukrainie, w sile 150-170 tys. żołnierzy, próbują kontynuować ofensywę na wszystkich kierunkach. Przedstawmy szybko, jak wygląda sytuacja po pierwszej fazie wojny.

Ambasador pozostaje

Na południu Rosjanom udało się zająć Chersoń, trwa oblężenie 400-tysięcznego Mariupola, natarcie zbliża się do Zaporoża. Od strony Donbasu tzw. separatyści odnoszą umiarkowane sukcesy, przesuwając linię frontu głównie w obwodzie ługańskim. Na północnym wschodzie trwa oblężenie Charkowa i Sum. Wreszcie, na północy siły rosyjskie podeszły na przedmieścia Kijowa, paląc po drodze kilka miast znajdujących się na jego przedpolu (m.in. Bucz i Irpień).

Okrążenie i zajęcie ukraińskiej stolicy pozostaje kluczowym celem Rosjan. Kijów przygotowuje się na najgorsze, ale jest to miasto niemożliwe do okupowania. Rosja może go zniszczyć, znieść z powierzchni ziemi, ale nie będzie w stanie nim zawładnąć. W tym 3,5-milionowym mieście, które przestało normalnie funkcjonować, trwa wielka mobilizacja. Już 80 proc. mieszkańców deklaruje, że zamierza bronić kraju z bronią w ręku (w tym 70 proc. kobiet).

Warto zwrócić uwagę, że jedynym zachodnim ambasadorem, który nie opuścił Kijowa, jest Polak Bartosz Cichocki. Jest w tej – wydawałoby się szaleńczej – decyzji znamienny symbolizm. Polska była pierwszym państwem świata, które uznało ukraińską niepodległość, teraz pokazuje, że będzie z Ukrainą niezależnie od tego, co miałoby się wydarzyć.


Paweł Pieniążek z Kijowa: Dzięki swojej nieustępliwości i pozostaniu w kraju Wołodymyr Zełenski został najbardziej popularnym przywódcą w historii niepodległej Ukrainy.


 

W ostatnich kilkunastu dniach dowiedzieliśmy się, że diagnoza opisująca Kijów dotyczy również wielu innych miast na południowym wschodzie Ukrainy. Miast, których mieszkańcy mówią na co dzień po rosyjsku, ale nie czyni to z nich – i już nie uczyni – ośrodków rosyjskich. To Charków, Sumy, Mikołajów, Odessa, Nowa Kachowka, Melitopol. Nawet w zajętym Chersoniu trwają wielotysięczne demonstracje przeciwko okupantowi. Co istotne, w żadnej części Ukrainy nie doszło do kolaboracji z okupantem. Zdecydowanie nie tego spodziewał się, porażony antyukraińską obsesją, pan z Kremla.

Cywile pod ostrzałem

Rośnie potencjał ukraińskich sił zbrojnych, które powiększyły się z 250 tys. do 350 tys. żołnierzy. Do obrony terytorialnej wstępują tysiące ochotników, także tych, którzy naprędce wracają z zagranicy. Utrzymywanie przez armię ukraińską pozycji – choć niektórzy uznawali, że zostanie zniszczona w ciągu góra kilku dni – sprawia, że 88 proc. Ukraińców wierzy, że uda się odeprzeć najazd rosyjski. Wiara w zwycięstwo jest ważną częścią każdej wojny obronnej. Władze już czwartego dnia agresji rozpoczęły tworzenie legionu międzynarodowego, do którego może wstąpić każdy cudzoziemiec chcący ramię w ramię z Ukraińcami walczyć przeciw Rosji. Napłynęło już niemal 20 tys. zgłoszeń z 52 państw świata.

W związku z brakiem oczekiwanych sukcesów z każdym dniem rośnie brutalność sił rosyjskich. Ostrzał dzielnic mieszkaniowych w wielu miastach stał się codziennością. Choć Kreml wciąż kłamie, że nie atakuje obiektów cywilnych, to nie ulega wątpliwości, że celem jest zastraszenie ludności, wywołanie katastrofy humanitarnej w oblężonych miastach, co miałoby doprowadzić do kapitulacji Ukrainy. Najgorsza sytuacja jest w Mariupolu, od kilku dni pozostającym bez wody i światła. Mimo porozumienia o utworzeniu korytarza humanitarnego, Rosjanie w weekend nie dotrzymali słowa. Pogarsza się również sytuacja półtoramilionowego Charkowa, z którego próbują uciekać tysiące ludzi.

Kolejnym celem Kremla jest spowodowanie ogromnego kryzysu uchodźczego. Według stanu na poniedziałek 7 marca, z Ukrainy uciekło około 1,8 mln ludzi, w tym nieco ponad milion do Polski. Jeśli obecne tempo wyjazdów się utrzyma, tylko w naszym kraju co tydzień będzie przybywać około miliona Ukraińców. Katastrofy uchodźczej na tak wielką skalę Europa nie znała od 1945 r.

Władze ukraińskie stanowczo odmawiają możliwości spełnienia warunków rosyjskich. Prezydent Zełenski wykazuje niezwykłą sprawność w czasie wojny, bez wątpienia Kijów wygrywa również wojnę informacyjną, strona rosyjska zaś nie jest w stanie w jakikolwiek przekonujący sposób temu przeciwdziałać. ­Sympatia świata jest po stronie ukraińskiej.

Dwu- lub trzykrotne codzienne wystąpienia Zełenskiego do narodu znajdą miejsce w historii sztuki wojennej, w rozdziale pod tytułem „Jak efektywnie komunikować się z własnym społeczeństwem podczas agresji”. Ukraiński prezydent nie tylko dodaje ducha, zagrzewa do walki, nagradza bohaterów, ale też nieustannie mobilizuje Zachód do dalszej pomocy. Regularnie przemawia również do społeczeństwa rosyjskiego oraz do Kremla. W jednym z ostatnich wystąpień stwierdził: „Mówię do Rosji – uczcie się słów reparacja i kontrybucja. Zapłacicie za wszystko, za wszystko, co nam zrobiliście”. Gdy ta wojna w końcu się skończy, przed Ukrainą stanie gigantyczny problem związany z odbudową kraju. Podnoszenie kwestii przyszłych reparacji wojennych jest słuszne. Podobnie jak dokumentowanie coraz powszechniejszych rosyjskich zbrodni. Rozliczenie odpowiedzialnych za wywołanie i prowadzenie tej wojny będzie wielkim sprawdzianem dla świata.

Putin się przeliczył

Pytanie, które stawiają sobie teraz Ukraińcy i reszta świata, dotyczy tego, ile ten konflikt może jeszcze potrwać. Sygnały z Kremla każą sądzić, że mimo oczywistego fiaska pierwotnych rosyjskich planów Rosja zamierza iść w zaparte. Putin powtarza, że „wszystko idzie zgodnie z planem”, co ma jednak służyć maskowaniu faktycznych niepowodzeń. Mimo że na Białorusi trwają negocjacje rosyjsko-ukraińskie, a w pośrednictwo w zakończenie wojny zaangażowały się Izrael i Turcja, państwa utrzymujące poprawne relacje z Moskwą, to nic nie wskazuje na rewizję planów Kremla.


Anna Łabuszewska: Kreml tępi wszelkie próby mówienia prawdy o wojnie w Ukrainie. 


 

Wojna z Ukrainą jest dla Putina także walką o utrzymanie władzy. Na to, że Moskwa przygotowuje się do długiego konfliktu, wskazują również postępujące w błyskawicznym tempie zmiany w samej Rosji. Od wybuchu konfliktu władze rosyjskie spacyfikowały resztki wolnych mediów. Oczywistym celem jest „uszczelnienie” przestrzeni medialnej, aby utrudnić przebijanie się przekazu innego niż ten zaaprobowany przez Kreml. O wojnie media mogą informować tylko według oficjalnej wersji władz, co jest klasyczną cenzurą. Trwają również działania na rzecz dalszej „suwerenizacji” rosyjskiego internetu, co oznacza jego izolowanie od informacji z zewnątrz.

Zmieniono też kodeks karny – za udział w wiecach antywojennych grozi teraz do 6 lat więzienia, a za rozpowszechnianie „fejków” na temat działań armii rosyjskiej 15 lat. Dopowiedzmy, że tym głównym „fejkiem” jest twierdzenie, iż na Ukrainie trwa nie rosyjska agresja, ale „operacja wojenna”. Według sondaży ponad 60 proc. Rosjan wierzy w wersję wydarzeń prezentowaną przez Kreml. Protesty antywojenne są nieliczne, bo udział w nich wymaga heroicznej postawy. W całej Rosji do aresztów wysłano już tysiące ich uczestników. Jednocześnie Kreml podejmuje działania na rzecz konsolidowania Rosjan wokół siebie, co jest kolejnym potwierdzeniem, że przygotowuje się do długiej wojny. Jej efektem już jest zamiana państwa w dyktaturę wojenną o coraz mocniejszym zabarwieniu totalitarnym.

Na Zachodzie trwają gorączkowe dyskusje o dalszych sankcjach na Rosję. Te nałożone po wybuchu wojny, choć bardzo mocne, nie doprowadziły (tu akurat bez zaskoczeń) do zmiany działania Moskwy. Jest to jednak kolejne potwierdzenie, że Putin przekalkulował – spodziewał się sankcji, ale nie tak potężnych. Liczył bardziej na to, że – w jego percepcji – słaby i podzielony Zachód nie będzie w stanie tak szybko i tak zdecydowanie odpowiedzieć na rosyjską agresję.

Na wojnie z Zachodem

Już wprowadzone sankcje mają niszczący wpływ na gospodarkę rosyjską i w perspektywie kilku miesięcy mogą doprowadzić ją na skraj bankructwa. Dlatego też Putin stwierdził bez ogródek, że „Rosja jest na wojnie z Zachodem”. Słowa te jednak w istocie niczego nie zmieniają, bo wiadomo o tym od dawna. Kolejne sankcje, które będą kwestią czasu, zapewne wpłyną na co najmniej ograniczenie zakupu rosyjskiej ropy, czyli kluczowego źródła dochodów do budżetu rosyjskiego (około 30 proc. wpływów). O ile zrezygnowanie z importu gazu jest niemożliwe ze względu na brak alternatywnych źródeł dostaw i niezbędnej infrastruktury, o tyle jest to możliwe w sferze naftowej. Wciąż powraca również sprawa pełnego odłączenia Rosji od systemu SWIFT. Wbrew wciąż pokutującym na Zachodzie iluzjom, jedynie „nuklearne” uderzenie sankcyjne, którego efektem będzie natychmiastowy kryzys, może uruchomić w społeczeństwie rosyjskim niekorzystne procesy dla Kremla.


Agata Kaźmierska, Wojciech Brzeziński: Batalie tej wojny prawie nigdy nie trafiają do mediów. Cyberwojna jest niebywale niszczycielska i nie uznaje żadnych granic. Chce nawet sięgać do naszych głów.


 

Coraz szerszym strumieniem płyną dostawy broni dla Ukrainy. Kijów wciąż naciska, aby Zachód podjął decyzję o zamknięciu przestrzeni powietrznej nad Ukrainą, co miałoby uniemożliwić ostrzał ukraińskich miast. Nie ma jednak na to zgody ani w Unii Europejskiej, ani w USA, gdyż wyegzekwowanie tego zakazu oznaczałoby konieczność zestrzeliwania rosyjskich samolotów, co równałoby się przystąpieniu do wojny z Moskwą.

Rosyjska agresja na Ukrainę już wywołała potężny kryzys na skalę europejską, który w najbliższym czasie będzie się tylko pogłębiał. Rosja nie wygra tej wojny, ale pytanie o czas i liczbę ofiar jest niestety otwarte. Niezwykle wysoką cenę płacą za to Ukraińcy, choć każdy dzień tej wojny jedynie potwierdza, że Ukraina jest i będzie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2022