Telenowele

Donald J. Trump jest pierwszym „przywódcą wolnego świata”, który natchnął mnie do refleksji nad tym, czy wolność rzeczywiście jest wartością, którą winienem cenić najbardziej.

04.03.2019

Czyta się kilka minut

Wszyscy moi koledzy dokonujący fatalnych miłosnych wyborów zawsze mogli liczyć na moje wsparcie, dziś mam je więc również dla moich prawicowych druhów w publicystycznej robocie, którzy w 45. prezydencie USA widzą spełnienie swoich dusznych snów, wzorzec z Sèvres pragmatycznego geniuszu, uosobienie wartości, które sami wyznają, wreszcie – last, but zdecydowanie not least – guru estetyki.

Z pewnością polskich wyznawców Donalda J. Trumpa, gotowych stracić rozum z namiętności, gdy raz na pięć lat wspomni on na Twitterze w paru znakach o „bohaterskim narodzie polskim”, ucieszy opublikowana niedawno pozycja „The Donald J. Trump Presidential Twitter Library”, w której satyrycy z programu „The Daily Show” (na razie tylko oni; uniwersytety i akademia noblowska z pewnością zaraz pójdą w ich ślady) upamiętnili dla potomnych setki lapidarnych refleksji pana prezydenta z okresu, gdy był jeszcze osobą prywatną (choć już publiczną), oraz z ostatnich lat, gdy pistuje wielki urząd. Z benedyktyńskim wysiłkiem pokategoryzowali je ze względu np. na obrażanych w nich polityków, aktorów, kraje, stopień samozachwytu, powtarzalne zakończenia (potężna kolekcja tweetów zakończonych wykrzyknikiem: „Smutne!” albo: „WOW!”), porównania (ulubione i najbardziej pojemne to bez wątpienia: „jak pies”: „zwolnili go jak psa”, „zdradzała go jak psa”, „udławił się jak pies”) itd. Autorzy publikacji zbadali, że od chwili, gdy został prezydentem USA, Donald J. Trump opublikował 892 wpisy między szóstą a dziewiątą rano, 417 między dziewiątą a dwunastą, a np. tylko 33 między północą a trzecią w nocy. Najdłużej trwająca „susza tweetowa” (okres bez opublikowania wpisu) trwała aż 1 dzień, 21 godzin i 45 minut!

Osobny rozdział poświęcony jest tweetom dotyczącym prezydenckiej obsesji, czyli budowy „pięknego” muru na granicy z Meksykiem. Pan prezydent pisze też o tym, że najlepsze na świecie taco bowls są w jego Trump Tower Grill (bo przecież nawet prezydentura nie jest powodem, by przestać być deweloperem i hotelarzem), że jest jedyną prawdziwą gwiazdą w USA (więc nic dziwnego, że spada oglądalność gali Oscarów), że był „najlepszym graczem w baseball w stanie Nowy Jork, zapytajcie trenera Teda Dobiasa, on mówił, że byłem najlepszym, którego trenował”.

Kilka moich ulubionych dzieł pozwolę sobie przytoczyć w całości: „Sorry, cieniasy i hejterzy, ale moje IQ jest jednym z największych, i wszyscy to wiecie! Nie czujcie się tacy głupi albo tacy niepewni, to nie wasza wina!”. „Czyż to nie głupie – jestem wart miliardy dolarów, zatrudniam tysiące ludzi, a piętnują mnie skretyniali blogerzy, których nie stać na garnitur. CHORE”. „Za każdym razem, gdy mówię o hejterach i frajerach, robię to z wielką miłością i czułością. Przecież to nie ich wina, że od urodzenia są popieprzeni”. „Moimi głównymi walorami zawsze były stabilność umysłowa i błyskotliwa inteligencja. Pokraczna Hillary Clinton też próbowała grać tymi kartami, ale spłonęła. Ja z BARDZO skutecznego biznesmena, topowej gwiazdy TV, stałem się prezydentem USA (za pierwszym podejściem). To mógł osiągnąć nie tyle ktoś inteligentny, co geniusz. I do tego bardzo stabilny umysłowo geniusz!”.

Wprost cudowny jest dział „Trump vs. Trump”, wykazujący, jak poglądy, które głosi „The Donald”, zmieniły się o dokładnie 180 stopni, gdy został prezydentem, a nawet i w czasie prezydentury (dotyczy to m.in. istnienia Kolegium Elektorskiego, ataków na Syrię, rokowań z Koreą Płn., magazynu „Time” czy grania w golfa przez prezydenta USA – jak grał Obama, była to zbrodnia, gdy gra Trump – jest to ciężka służba państwu). Żałobne dwie strony poświęcono dramatycznym jedenastu minutom (od 18.49 do 19.00) 2 listopada 2017 r., gdy konto prezydenta zniknęło z Twittera (ponoć skasował je porzucający zajęcie pracownik serwisu). „Ileż przemieniających oblicze świata myśli, ile zasłużonych obelg, które mogłyby zmienić bieg historii zostało bezpowrotnie utraconych w ciągu tych jedenastu minut?” – pytają autorzy opracowania. I dodają: czy faktycznie winny jest ów pracownik? „Czy nie powinniśmy spojrzeć głębiej, na stary jak świat impuls, który każe nam szukać ukojenia w mrokach czyjejś ignorancji? Gdy przyjmiemy tę interpretację – wszyscy jesteśmy winni. Zarówno w sensie moralnym, jak i w świetle wszystkich praw stanowych i federalnych”.

I w zasadzie nie potrzeba chyba brukać czystości tej refleksji dodatkową puentą. Jasne, możemy się pysznie bawić odwiedzając zorganizowaną przez autorów albumu rzeczywistą bibliotekę tweetów Trumpa. Tyle że ten człowiek naprawdę ma dostęp do atomowego guzika i trzyma w ręku potęgę gospodarczą numer jeden. I to jednak jest przecież nasza wina (bo nie Marsjan ani Pana Boga), że stworzyliśmy świat, w którym ktoś wybiera na przywódcę megamocarstwa (i zarazem, jak się teraz okazuje, naszego jedynego sojusznika i patrona polskiej suwerenności) osobę o horyzontach, dokonaniach, kulturze i ego bohatera omawianego opracowania (przypomnijmy – kogoś, kto opowiadał kolegom o tym, o ileż łatwiej jest bezkarnie łapać kobiety za krocze, gdy jest się gwiazdą tego formatu, co on).

Nie wiem, czy „The Donald” zdoła się wyrwać z zaciskającej się wokół niego coraz mocniej pętli oskarżeń o wspólne robienie brzydkich rzeczy z Rosjanami i o wiele innych mętnych spraw, jednak – jak mawia współczesna młodzież – co się zobaczyło, tego się nie odzobaczy. Jasne, od polityka nie można oczekiwać osobistej świętości, a i nawet tytuł profesorski nic nie znaczy – na co choćby na naszej Wiejskiej mamy wszak dość dowodów. Kłopot chyba w tym, że już od dawna nie oczekujemy od niego także choćby minimum kompetencji, a jedynie tego, by coś zrobił z naszymi emocjami: pocieszył nas, uspokoił, rozbawił, zaskoczył. Że raz na cztery lata nie wybieramy majstra do roboty, lecz obsadę kolejnego sezonu serialu, komponując ją tak, by cały czas móc podniecać się konfliktami, gonitwami oraz snuciem marzeń w wirtualnym świecie.

„Życie, życie jest nowelą” – przekonuje od 22 lat Ryszard Rynkowski w piosence otwierającej każdy odcinek megaserialu „Klan”. Panie Ryśku, wykrakał pan, jest już telenowelą, rzeczywiście. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2019