Tam i z powrotem

Historia jest kolekcją opowieści, co do których zdarzyło się, że są prawdziwe – powtarza Anne Applebaum, dziennikarka radząca sobie z dziejami Europy lepiej niż większość historyków.

07.07.2013

Czyta się kilka minut

Anna Applebaum / Fot. Justyna Cieślikowska / FORUM
Anna Applebaum / Fot. Justyna Cieślikowska / FORUM

Pod koniec lat 90., zbierając materiały do „Gułagu” Anne Applebaum płynęła nocnym promem z Archangielska na Wyspy Sołowieckie. Tam właśnie, w latach 20. XX w., powstały pierwsze obozy nieludzkiego Archipelagu.

Statek był wypełniony ludźmi. Ciepła, jesienna pogoda sprzyjała luźnej atmosferze. Prawie wszyscy rosyjscy pasażerowie promu podróżowali na Sołowki, aby odpocząć.

Zaintrygowała ich – co oczywiste – Amerykanka na wodach Morza Białego. Jednak gdy Applebaum powiedziała im o celu swojej wyprawy – poznaniu historii Gułagu – przyjazna ciekawość ustąpiła miejsca niezręcznej ciszy. „Dlaczego was, cudzoziemców, interesuje zawsze tylko to, co złe w naszej historii? – nie wytrzymał w końcu jeden z Rosjan. – Dlaczego piszecie tylko o Gułagu? Dlaczego nie napiszecie o naszych osiągnięciach? Byliśmy przecież pierwszym krajem, który wysłał człowieka w przestrzeń kosmiczną!” – irytował się współpasażer. Tylko jedna z siedzących obok pasażerek doceniła powód podróży Applebaum. Pozostali milczeli.

ŹRÓDŁA AMNEZJI

„Uderzyło mnie, że to typowa współczesna reakcja Rosjan – powiedziała kilka lat później Applebaum w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji. – W odpowiedzi na przypomnienie zbrodni Stalina niektórzy reagują złością. Niewielu chce o tym słuchać. Większość udaje, że nie słyszy”.

Nic to nowego – historyczna amnezja to problem, z którym od lat borykamy się w Europie Środkowej i Wschodniej. Ale w opowieści autorki o tamtej podróży uobecnia się jedna z dwóch najbardziej charakterystycznych cech całego jej pisarstwa: rzadka (choć pożądana!) w dziennikarstwie zdolność do odcięcia się od rzeczywistości, która mogłaby nadmiernie zaangażować emocje autorki. Innymi słowy: zdrowy dystans, który pozwala utrzymać równowagę sądów i precyzję słów.

W „Gułagu” Applebaum pozostawia bowiem rosyjski problem z pamięcią samym Rosjanom. Podobnie zresztą – na kartach swoich pozostałych książek – czyni z historią innych narodów. Choć przytaczane w nich opisy spotkań i rozmowy z napotykanymi w podróży ludźmi tchną empatią, wszystkie swoje sądy autorka formułuje z myślą o zachodnim czytelniku. „Między Wschodem a Zachodem” – wydaną w Stanach Zjednoczonych w 1995 r. opowieść o podróży wzdłuż zachodniego pogranicza byłego Związku Radzieckiego – spinają klamrą dwie morskie podróże: książka rozpoczyna się od opisu rejsu z Gdańska do Kaliningradu, kończy zaś – scenami z promu Odessa–Stambuł. Applebaum prowadzi czytelnika w świat często mu nieznany, na koniec jednak – zawsze odprowadza do domu.

Zanim jednak to nastąpi, Applebaum – choć tak jak wtedy, w drodze na Wyspy Sołowieckie, zaskoczona i zaniepokojona amnezją (oraz innymi przejawami moralnej słabości) – dokonuje zwykle drugiego charakterystycznego dla siebie zabiegu: szuka wyjaśnienia tu i teraz. W „Gułagu” wymienia przyczyny, dla których w Rosji umilkła publiczna dyskusja nad przeszłością: problemy transformacji, przekonanie, że rozmowa o historii już się tam odbyła i niewiele przyniosła, fakt, że poza byłymi więźniami Gułagu w Rosji mieszkają do dziś ofiary innych stalinowskich represji. Następnie wskazuje „mniej wybaczalne” źródła problemu: strach przed przeszłością, poczucie pustki po utraconym radzieckim imperium, wreszcie – ciągłą popularność ideologii komunistycznej. Applebaum nigdy nie usprawiedliwia negatywnych postaw, ale też nie poprzestaje na ich wyliczeniu – chce wyjaśnić ich przyczyny i historyczne źródła.

INTELIGENCKA BEZINTERESOWNOŚĆ

„Nawet moi przyjaciele z Niemiec, wydawcy moich książek i niemieccy recenzenci, mówią o Anne Applebaum wyłącznie z uznaniem. Jak w każdym zachodnim kraju, książkami i kulturą zajmuje się tam częściej lewica, więc oni też są często lewicowi, nie lubią republikanów, nie lubią konserwatystów, nie lubią Ameryki ani Amerykanów, ale Anne Applebaum są zafascynowani. Oni w niej widzą taką inteligencką bezinteresowność” – mówił w niedawnym wywiadzie profesor Władysław Bartoszewski.

Kim jest ta pochodząca ze Stanów Zjednoczonych dziennikarka, publicystka i autorka książek historycznych, która z historią naszego regionu – i jakże często narosłymi wokół niej współczesnymi sporami – radzi sobie lepiej niż większość europejskich autorów?

Applebaum urodziła się w Waszyngtonie w 1964 r. Jej ojciec był prawnikiem, matka pracowała w muzeach sztuki. Młoda Anne czytała dużo rosyjskich książek. W latach 80. ubiegłego wieku – jak mówiła później – w kulminacyjnym momencie drugiej „zimnej wojny”, Rosja stawała się interesująca również z innych względów. Związek Radziecki jawił się jako groźne i fascynujące miejsce.

Po ukończeniu w 1986 r. Yale University i stypendiach w Londynie oraz Oksfordzie (gdzie studiowała stosunki międzynarodowe), w 1988 r. przeprowadziła się do Warszawy, gdzie zaczęła pracować jako korespondentka „The Economist”. Nie był to jednak jej pierwszy przyjazd do bloku wschodniego – wcześniej spędziła m.in. lato w Leningradzie, zaś jeszcze w Anglii związała się z grupą studentów niosących pomoc dysydentom w Polsce. Poznała też Radosława Sikorskiego, obecnego ministra spraw zagranicznych – kilka lat po związaniu się z nim przeniosła się do Polski.

Nie przeszkodziło jej to jednak w pracy za granicą. Po zakończeniu współpracy z „The Economist” została redaktorką działu zagranicznego, a także zastępczynią naczelnego londyńskiego tygodnika „Spectator”. W czasie brytyjskiej kampanii wyborczej w 1997 r. pracowała jako redaktor polityczny gazety „Evening Standard”. Współpracowała także z internetowym magazynem „Slate”. Jej felietony dotyczące spraw międzynarodowych znają od lat czytelnicy „The Washington Post”. Jako dziennikarka Applebaum pisze przede wszystkim o polityce amerykańskiej i sprawach międzynarodowych.

11 listopada 2012 r., za wybitne osiągnięcia w pracy dziennikarskiej i publicystycznej oraz upowszechnianie wiedzy o najnowszej historii Europy Środkowo-Wschodniej, prezydent Bronisław Komorowski odznaczył Anne Applebaum Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Nagrodziły ją również Estonia i Litwa. W 2010 r., za promocję wolności i demokracji w Europie Środkowej, odebrała w Budapeszcie Nagrodę im. Petöfiego.

NIE TAK TRUDNE POŁĄCZENIE

Można uznać, że Applebaum jest dziennikarskim odpowiednikiem Timothy’ego Gartona Asha, brytyjskiego historyka, autora m.in. „Historii na gorąco” („Między Wschodem a Zachodem” powstawało zresztą w tym samym okresie). O ile jednak Ash zajmuje się „historią codzienności”, Applebaum z dziennikarskim zacięciem wczuwa się w czasy i miejsca, których sama nie mogła poznać.

W odróżnieniu od wielu autorów z Europy Środkowej i Wschodniej, którzy totalitarne ideologie poznawali działając w demokratycznej opozycji, komuniści zaczęli fascynować Applebaum z powodów – by tak rzec – dziennikarskich. „Zaczęłam się interesować tym, kim byli, dlaczego ludzie się z nimi zgadzali i dlaczego ich ideologia stała się dla nich tak atrakcyjna” – mówiła w wywiadzie dla „Nowej Europy Wschodniej”.

Zdaniem Applebaum, warsztat pracy dziennikarza nie jest tak odległy od warsztatu historyka: „Dziennikarstwo i historia pozwalają mi na pisanie o społeczeństwach różnych od mojego; obie dziedziny sprawiły, że chciałabym wiedzieć, dlaczego są one różne. Prędzej czy później zawsze odkrywałam, że »ważne wydarzenia« – rewolucje, wojny, masowe morderstwa – są częścią tego wyjaśnienia. To pchnęło mnie do opowieści o Gułagu czy stalinizmie”.

Jednak fenomen Anne Applebaum polega jeszcze na czym innym: jej książki, choć skoncentrowane na szczegółach i w warstwie faktograficznej dorównujące pracom historyków, czytają rzesze. „Jeśli przemawiają do szerszego grona czytelników, dzieje się tak dlatego, że interesuje mnie szeroki zakres ludzkiego zachowania – mówiła niedawno w wywiadzie przeprowadzonym przez Mirę Ptacin. – Kluczem do pisania o historii jest przekazywanie sensu określonego czasu i miejsca – po to, by czytelnikowi wyjaśnić, dlaczego w danym czasie ludzie myśleli, mówili i czuli się tak, jak się czuli – a nie tylko opisywanie tego, co się zdarzyło”.

W opowieściach Applebaum szczegóły nie nużą – przeciwnie: są paliwem niezbędnym do tego, aby historię XX-wiecznych totalitaryzmów i ich upadków opisywać ciekawie. „Kiedy zbieram materiały, szukam zawsze historii, anegdot i cytatów, które ilustrują różne aspekty danego momentu historii. Staram się, aby ludzie opisywali historię swoimi słowami. Koniec końców, jest to ich historia, nie moja” – tłumaczy Applebaum.

Dodaje też, że swoich książek nie adresuje wyłącznie do „miłośników historii”. I że każdy, kto czyta literacką fikcję, jest potencjalnym miłośnikiem historii: „Historia jest po prostu kolekcją opowieści, co do których zdarzyło się, że są prawdziwe”. Pisze jednak ze świadomością szczęścia, które dało jej miejsce urodzenia: doskonale prosperująca Ameryka lat 60., a nie totalitarna Rosja lat 30. czy Polska lat 40. Podkreśla przy tym, że zawsze fascynowały ją losy ludzi, którzy żyli w czasach tragicznych i miejscach ogarniętych konfliktami.

WIEDZIEĆ, KIM JESTEŚMY

W wydanym w 2003 r. „Gułagu” – monumentalnej opowieści o sowieckim systemie obozów pracy, za którą otrzymała Nagrodę Pulitzera – Applebaum wykłada najpierw historię systemu więzień i obozów pracy przymusowej, przedstawiając zachodniemu czytelnikowi logikę stojącą za stworzeniem, rozszerzaniem i utrzymywaniem tej potwornej konstrukcji.

Jednak opisując Archipelag, pokazuje nie tylko ekonomiczny wymiar jego funkcjonowania. Zastanawia się również, dlaczego tak wielu ludzi współpracowało i współpracuje z jawnie zbrodniczymi systemami. Używa w tym kontekście terminu „bierna kolaboracja”. „Mam wiele współczucia w stosunku do osób, które żyły np. w Polsce lub Czechosłowacji. Mam znacznie mniej współczucia w stosunku do żyjących na Zachodzie. Oni zawsze mieli dostęp do informacji o tym, co się dzieje we wschodniej Europie. Mieli wybór” – powtarza Applebaum.

W epilogu książki dziennikarka wraca do jednego z największych współczesnych problemów ludzi Zachodu: zapoznawania wydarzeń w Europie Wschodniej, które miały decydujący wpływ na rozwój XX-wiecznej historii. Równocześnie ostrzega: jeśli nie podejmiemy próby zrozumienia, może to mieć poważne konsekwencje i dla nas. Jeśli zapomnimy o Gułagu, prędzej czy później przestaniemy rozumieć własną historię. Grozi nam to całkiem realnie: zdaniem Applebaum, na Zachodzie zaczynamy już zapominać, co nas mobilizowało, z czego czerpaliśmy natchnienie, co przez tak długi czas utrzymywało jedność cywilizacji Zachodu.

Autorka tak tłumaczy powód napisania „Gułagu”: „Książka nie powstała po to, by »nie doszło do tego ponownie«. Napisałam ją dlatego, że niemal z pewnością ponownie do tego dojść musi. Ideologie totalitarne znajdowały i nadal znajdują chętny odzew u milionów ludzi. Podstawowym celem wielu systemów dyktatorskich jest likwidacja »obiektywnego wroga« – pisała o tym swego czasu Hannah Arendt. Musimy wiedzieć, dlaczego. Każda relacja, każdy tom wspomnień, każdy dokument archiwalny z dziejów Gułagu to jeden z elementów układanki kryjącej odpowiedź na to pytanie. Bez nich obudzimy się pewnego dnia, nie wiedząc, kim jesteśmy”.

Applebaum odeszła na chwilę od tematyki historycznej, przygotowując nietypową książkę kucharską „Przepisy z mojego ogrodu” (wyd. polskie 2011; jej współautorką jest Kanadyjka Danielle Crittenden), której zadaniem było odkrycie i przedstawienie na nowo polskiej kuchni, na Zachodzie kojarzonej głównie z ciężkostrawnym jedzeniem. Znajomość polskich realiów pozwoliła Applebaum napisać coś więcej niż zwykłą książkę kucharską – przepisy i opowieści o naszej kuchni wplotła w szerszy, historyczny kontekst.

W ostatniej publikacji pt. „Żelazna kurtyna” – której premiera szykowana jest na jesień tego roku i odbędzie się w ramach Festiwalu Conrada – wraca jednak do historii i pisze o przejmowaniu władzy w Europie Wschodniej przez komunistów po II wojnie światowej. „Żelazna kurtyna” wypełnia potężną lukę – na Zachodzie dotąd nie istniała anglojęzyczna praca traktująca o wszystkich państwach regionu i korzystająca z ich – dostępnych od niedawna – archiwów. Swoje dzieło Applebaum zadedykowała tym w Europie Środkowej, „którzy nie chcieli żyć w kłamstwie”.

NA POGRANICZACH

W swojej pierwszej książce – „Między Wschodem a Zachodem. Przez pogranicza Europy” – dziennikarka opisała odbytą na początku lat 90. podróż przez Litwę, Ukrainę i Białoruś, które właśnie zdobywały niepodległość. „Pasażerowie, Niemcy, Polacy i Rosjanie – czytamy – skupieni w grupkach, trzymali się jak najdalej od siebie. Polacy stali nad »barem«, długim drewnianym stołem z kilkoma butelkami na jednym końcu. Niemcy, zbici w ciasnym kręgu, rozmawiali między sobą z przejęciem ściszonymi głosami. Rosjan było tylko dwóch. Obaj opierali się o boczną ścianę kajuty i obaj ubrani byli w identyczne dresy”. W następnym zdaniu Applebaum przypomina: „te trzy narody walczyły o panowanie nad wybrzeżem bałtyckim i ziemiami położonymi na południe i wschód od wybrzeża”.

Takie połączenie podróżowania w przestrzeni z podróżowaniem w czasie – z którym w ostatnich latach mamy do czynienia choćby w twórczości Roberta Kaplana, innego dziennikarza rodem z Ameryki, który współcześnie „odwiedza historię” w tych regionach świata, które dla Zachodu pozostają obce, dziwne i niebezpieczne – doczekało się w twórczości Anne Applebaum dwóch ważnych uzupełnień: dbałości o precyzję opisu historii oraz ostrożnych, choć zarazem wyrazistych ocen ludzkich postaw.

„Przed pięćdziesięciu laty zawód dziennikarza postrzegano zupełnie inaczej niż dzisiaj. Była to profesja ważna, odgrywająca doniosłą rolę intelektualną i polityczną. Wykonywała ją wąska grupa osób cieszących się szacunkiem społeczeństwa” – pisał Ryszard Kapuściński. Jeśli powyższy opis odnieślibyśmy do czasów współczesnych, do Anne Applebaum pasowałby on idealnie.


ANNA APPLEBAUM jest amerykańską pisarką i dziennikarką, felietonistką „The Washington Post”, laureatką Nagrody Pulitzera (2004 r.) za monografię „Gułag”, będącą rekonstrukcją jednej z najbardziej zbrodniczych instytucji w dziejach ludzkości. Na przełomie lat 80. i 90. była korespondentką brytyjskiego „The Economist”. Prywatnie żona szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego.


MARCIN ŻYŁA jest redaktorem „Tygodnika Powszechnego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad (02/2013)