Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niektórzy nieśmiało pytali wówczas, czy lekarstwo nie okaże się gorsze od choroby. Jaki będzie finał tej hojnej pomocy? Historia bowiem podpowiadała, że na końcu powinna się pojawić inflacja. I oto już jest: m.in. w Polsce, Wielkiej Brytanii, Chinach. W wielu państwach ceny śmiało idą w górę, zapierając dech nie tylko ekonomistom, bacznie śledzącym makroekonomiczne statystyki.
W odpowiedzi na groźny dla naszych portfeli wzrost banki centralne podnoszą stopy procentowe w nadziei, że to ostudzi gospodarkę - gospodarkę, której pokryzysowy rozwój jest nadal rachityczny, której drogie kredyty z pewnością nie pomogą w powrocie do szybkiego wzrostu PKB. Ale innego wyjścia nie ma: z inflacją się nie dogaduje, z inflacją się walczy.
Zwłaszcza gdy oszczędności i miesięczne zarobki zaczynają się wyraźnie kurczyć, a galopada cen na targowiskach i w sklepach podważa zaufanie do rządzących proporcjonalnie do drożyzny. Nie ma bowiem znaczenia, że inflację importujemy wraz z drogą ropą naftową i żywnością, a sami w niewielkim stopniu pomagamy jej rosnąć. Gdy w ubiegłym roku susze, powodzie i pożary niszczyły pola uprawne w Argentynie, Rosji czy Australii, było przecież pewne, że żywność na świecie zdrożeje. Tak się stało. Także obawy o wzrost cen ropy naftowej niemal natychmiast się sprawdziły, bowiem konflikty społeczno-polityczne w roponośnej Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie szybko się nie wypalą. Ani ropy, ani żywności nie można kupić z takim zapasem czy ubezpieczeniem, by tylko w niewielkim stopniu odczuć cenowy szok.
Oczywiście państwa z rozdętymi do granic wytrzymałości deficytami we wzroście inflacji mogą widzieć promyk nadziei na poprawę swoich ugodzonych kryzysem statystyk: inflacja zmniejszy ich zadłużenie. John Maynard Keyness zapewniał, że każdy rząd potrafi ją wykorzystać, by skonfiskować sporą część majątku swoich obywateli. W demokracji jednak ostatnie słowo należy do rządzonych, więc inflacja może jednak nie jest najlepszym poborcą podatkowym.