Szafy, półki, teczki

O zawartości szafy pułkownika Jana Lesiaka napisano już i powiedziano dużo, co wbrew pozorom nie przybliża nas do poznania prawdy. Zwykle tak się dzieje, gdy dzisiejsze spory polityczne pragniemy wyjaśnić tymi sprzed kilkunastu lat, a ówczesne konflikty tłumaczymy w świetle obecnych napięć partyjno-politycznych.

18.10.2006

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

W efekcie mamy cząstkę wiedzy o tym, co było; niektóre tylko dokumenty, ale za to wiele zapiekłych urazów i chęć odwetu. Jedni chcieliby widzieć w "aferze z szafą" największą, wręcz zbrodniczą patologię III RP, za którą odpowiadają ówcześni: prezydent Lech Wałęsa, premier Hanna Suchocka, minister Jan Rokita (i jego przyjaciel Konstanty Miodowicz), minister Andrzej Milczanowski, o szefie Urzędu Ochrony Państwa Jerzym Koniecznym nie wspominając.

Zarzut więc brzmi naprawdę poważnie: za wiedzą, przyzwoleniem czy wręcz inspiracją najwyższych władz RP użyto służb specjalnych do walki z opozycją, do jej inwigilowania i rozbijania od wewnątrz.

Wynikałoby z tego, że prawicowy prezydent i prawicowy w większości rząd chcieli zniszczyć prawicową opozycję tak jak przedtem dokonali zamachu i obalili prawicowy rząd Jana Olszewskiego. Tyle tylko, że Lech Wałęsa nie wyklucza, iż to jego chciano pozbawić władzy i internować, na co wskazywałaby chęć podniesienia stopnia gotowości bojowej w Nadwiślańskich Jednostkach Wojskowych podległych ministrowi Antoniemu Macierewiczowi. Jedno jest pewne: w 1992 r. rząd w osobie ministra spraw wewnętrznych oskarżył (formalnie jedynie poinformował posłów na ich wniosek) o agenturalną działalność m.in. urzędującego prezydenta Lecha Wałęsę i urzędującego marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego, w wyniku czego rząd obalono, a głęboka przepaść podzieliła polską centroprawicę.

Na tym burzliwym tle zawartość szafy płk. Lesiaka może się jawić jako nieporadna próba nałożenia kagańca pokonanym radykałom przez zwycięską umiarkowaną prawicę, a może po prostu przez jednego pułkownika, który dalece przekroczył swoje uprawnienia, niesłusznie mu zresztą przyznane.

***

Nie ma co ukrywać. Piszący te słowa, jako odpowiedzialny za weryfikację funkcjonariuszy SB w 1990 r., popełnił błąd, ulegając prośbie Jacka Kuronia, by umożliwić pracę w nowo powstającym Urzędzie Ochrony Państwa Janowi Lesiakowi, który, jak wiadomo, ścigał Kuronia w czasach PRL. Jacek Kuroń bez wątpienia chciał podkreślić, że jako minister wolnej Polski nie szuka odwetu, ale stało się źle, bo zrobiono świadomie wyjątek, wbrew przyjętym kryteriom weryfikacyjnym. Gorzej, że z czasem - za co już autor tego tekstu nie ponosi odpowiedzialności - powierzono Lesiakowi kierowanie Zespołem Inspekcyjno-Operacyjnym w gabinecie szefa UOP Jerzego Koniecznego.

Sądzę, że ów Zespół często psuł to, co zgodnie z pierwotną koncepcją UOP należało do zadań Biura Informacji i Analiz. Było ono bowiem powołane w 1990 r. po to, aby na bieżąco dokonywać oglądu poczynań różnych ugrupowań, w szczególności radykalnych odłamów zarówno lewicy, jak prawicy, a także "bezpartyjnych" anarchistów. Ten rodzaj oglądu - bazujący na tym, co rozmaite ruchy polityczne same produkowały i ogłaszały, a także na sygnałach medialnych - wykluczał, powtarzam: wykluczał możliwość użycia metod operacyjnych, a więc przenikania do ugrupowań, podsłuchiwania, prób oddziaływania na te ugrupowania drogą np. skłócenia liderów, inspirowania publikacji, rozsiewania plotek i pomówień. Biuro mogło korzystać z ekspertyz fachowców spoza UOP, ale nie mogło werbować agentów. I dopiero wtedy, gdy w wyniku takiego monitoringu zapalało się ostrzegawcze czerwone światło, należało przekazać sprawę do dalszego "punktowego" opracowania przez kontrwywiad. Chodziło więc właśnie o to, aby nie wchodzić "profilaktycznie" z metodami operacyjnymi i nie oddziaływać na życie polityczne, społeczne czy gospodarcze, jak to miało miejsce w PRL. Jest bowiem oczywiste, że używanie służb specjalnych do walki z opozycją jest jednym z najpoważniejszych przestępstw i nadużyć władzy, jakie w systemie demokratycznym mogą popełnić rządzący.

***

Warto pamiętać, że na początku lat 90. mieliśmy do czynienia zarówno z tak niepokojącymi objawami, jak np. tworzenie bojówek szkolonych wojskowo przy niektórych ruchach politycznych czy zaangażowanie poszczególnych polityków w wykraczającą poza prawo działalność gospodarczą. W takich przypadkach ustawowym obowiązkiem UOP było reagowanie na zaistniałe zagrożenia (pisał ostatnio o tych sprawach w rzeczowym tonie Krzysztof Burnetko na łamach "Polityki", nr 41/2006).

Nie ma wątpliwości, że "biały wywiad" od działań operacyjnych dzieli cienka linia, chętnie przez służby specjalne zamazywana. Mnie również ostrzegano, że pierwotna koncepcja UOP jest zbyt naiwna, idealistyczna i nie sprawdzi się w działaniu. Być może sprawa płk. Lesiaka jest tego dowodem, bo z tego, co dotąd wiemy, wynika, że występując w swej nieokreślonej roli, Lesiak co najmniej sugerował użycie metod operacyjnych wobec ugrupowań politycznych - tak prawicowych, jak lewicowych - uznanych przez niego, chyba jednak na wyrost, za zagrożenie porządku konstytucyjnego.

Na ile owe sugestie i plany były wdrażane przez UOP, czy i na ile były akceptowane przez zwierzchników (ich parafy są tylko na dwóch znanych dotąd dokumentach), powinna wyjaśnić tocząca się rozprawa sądowa, w której jedynym oskarżonym jest płk Lesiak. Może przed jej zakończeniem nie należałoby ferować wyroków, jak to z zapałem czynią niektórzy politycy i publicyści - tym bardziej że wciąż nie znamy, poza kilkoma wyselekcjonowanymi, wszystkich dokumentów ze słynnej szafy.

***

Rozumiem jednak, że w gruncie rzeczy nie chodzi o Lesiaka, lecz o oskarżenie Jana Rokity, Lecha Wałęsy i Andrzeja Milczanowskiego. Co prawda, nie ma jak na razie nic przeciwko Rokicie - poza niesłychanymi słowami premiera Jarosława Kaczyńskiego, sprzecznymi zresztą z tym, co mówił rok temu (bo z ujawnionych przez "Dziennik" zeznań Jerzego Koniecznego bynajmniej wcale nie wynika, że ówczesny szef URM wiedział o działaniach Lesiaka) - ale Rokita ma to do siebie, że jest realnym kandydatem na następnego szefa rządu. Z kolei "wojna" Wałęsy z braćmi Kaczyńskimi jest od lat powszechnie znana, więc wzajemne oskarżenia nie powinny nikogo dziwić. Andrzej Milczanowski zaś jest z równą zajadłością atakowany przez lewicę, jak prawicę. Postkomunistyczna lewica nigdy mu nie wybaczy, że obalił premiera Oleksego, a PiS nigdy nie uwierzy, że notatki i opracowania płk. Lesiaka na temat Jarosława Kaczyńskiego nie były sporządzane na polecenie szefa resortu, któremu podlegał UOP.

Inna sprawa, że pierwsze doniesienie o przestępczej działalności płk. Lesiaka złożył za rządów SLD w 1997 r. Andrzej Kapkowski, ówczesny szef UOP, wywodzący się jak najbardziej ze służb PRL, a w 1992 r. minister Antoni Macierewicz i szef UOP Piotr Naimski korzystali z usług Lesiaka.

Tak użyteczna w walce z oponentami politycznymi, choć nadal niejawna "szafa Lesiaka" ma już kontynuację w postaci nikomu bliżej nieznanej dokumentacji byłego WSI. Pod hasłem "ścigamy przestępców z WSI i ich bezprawnych agentów" arbitralnie mają być ujawnione przez szefa kontrwywiadu wojskowego Macierewicza (tak zapisano w projekcie ustawy przesłanej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Sejmu) nazwiska niektórych ludzi działających dzisiaj w życiu publicznym - a więc tych, którzy nie mogli się znaleźć w "szafach" UOP z lat 90.

KRZYSZTOF KOZŁOWSKI był ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego (lipiec 1990 - styczeń 1991).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2006