Szafoty ajatollahów

W sobotni poranek w teherańskim więzieniu powieszony został dziennikarz Ruhollah Zam, którego rządzący Iranem duchowni oskarżyli o działalność wywrotową.
w cyklu Strona Świata

15.12.2020

Czyta się kilka minut

Ruhollah Zam, zdjęcie z czerwca 2020 r. / Fot. ALI SHIRBAND / MIZAN NEWS AGENCY / AFP /
Ruhollah Zam, zdjęcie z czerwca 2020 r. / Fot. ALI SHIRBAND / MIZAN NEWS AGENCY / AFP /

Dla irańskich władz Zam nie był dziennikarzem, lecz jedynie agitatorem, wichrzycielem, dywersantem i szpiegiem, wysługującym się wrogom ojczyzny, Ameryce, Francji, Izraelowi i Arabii Saudyjskiej. Podając wiadomość, że został stracony, rządowa telewizja nazwała go nawet „przywódcą rozruchów”. 

Teheran 2017

Kiedy w ostatnich dniach grudnia 2017 r. ludzie w Iranie wyszli na ulice, żeby sprzeciwić się kolejnym podwyżkom cen i drożyźnie, mieszkający w Paryżu Zam na swojej witrynie w internecie informował o przebiegu ludowego buntu (rządowa telewizja cenzurowała wiadomości i opatrywała je usłużnym, przychylnym władzom komentarzem), a jego uczestnikom pomagał się ze sobą komunikować. Publikował też materiały kłopotliwe dla rządzącego Iranem muzułmańskiego duchowieństwa – o jego zakłamaniu, moralnym upadku, podejrzanych interesach, korupcji. Czytało go, słuchało i oglądało prawie półtora miliona osób.

Grudniowe rozruchy zaczęły się jako bunt głodowy w świętym mieście Meszhedzie (mówiono, że to tamtejsze „jastrzębie” wśród ajatollahów chciały wykorzystać zamieszki do rozprawy z „gołębiami” i ich przywódcą, panującym od 2013 r. prezydentem Hassanem Rouhanim), ale szybko wymknęły się spod kontroli, ogarnęły cały kraj i przerodziły w antyrządową rebelię, której uczestnicy żądali ustąpienia przywódców państwa, a nawet odebrania duchownym świeckiej władzy i obalenia republiki ajatollahów. Podległa mułłom prokuratura oskarżyła Zama, że publikował także porady, jak przygotować bomby zapalające.

W styczniu, gdy policja, służby bezpieczeństwa i wojsko stłumiły protesty, podliczono, że zginęło w nich 25 osób, a około 5 tysięcy zostało aresztowanych. Rozruchy uznano za największe wystąpienia antyrządowe w Iranie od 2009 r., kiedy ludzie wyszli na ulice po sfałszowanych wyborach, które zapewniły reelekcję „twardogłowemu” prezydentowi Mahmudowi Ahmadineżadowi (2005-13).

Paryż 2011

To po tamtych rozruchach Ruhollah Zam musiał uciekać z kraju. Jego ojciec, Mohammed Ali Zam, muzułmański duchowny i uczony, był jednym z bliskich współpracowników przywódcy muzułmańskiej rewolucji z 1979 r. i założyciela muzułmańskiej republiki ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego. Na cześć Chomeiniego nazwał syna, a gdy ajatollah, jako najwyższy przywódca, stanął na czele muzułmańskiej republiki, która zastąpiła monarchię i szacha z jego Pawim Tronem, Zam-senior służył mu wiernie w resorcie propagandy. 

Ale w ostatnich latach Zama-seniora zaczęły nachodzić wątpliwości i coraz bardziej skłaniał się ponoć do myśli o potrzebie generalnego remontu republiki ajatollahów. Jego syn Ruhollah, imiennik wielkiego ajatollaha, uczestniczył w antyrządowych wystąpieniach 2009 r. Został aresztowany i oskarżony o szpiegostwo na rzecz któregoś z państw zachodnich. Wypuszczono go jednak z aresztu i zanim wyznaczono termin rozprawy sądowej, zdążył wyjechać z Iranu. Najpierw do Malezji, a stamtąd do Francji, gdzie poprosił o azyl polityczny. 

Otrzymał go i odtąd mieszkał w Paryżu, pod opieką francuskiej policji, mundurowej i tajnej, prowadził witrynę w internecie i zadawał się z irańskimi działaczami opozycyjnymi na wygnaniu.

Karbala 2019

Po rozruchach z przełomu lat 2017 i 2018 antyrządowe bunty wybuchały coraz częściej. W sierpniu 2018 r. rozruchy ogarnęły połowę kraju. Trwające piąte dziesięciolecie rządy ajatollahów i międzynarodowe sankcje, jakie z ich powodu spadają na Iran ze strony wrogiego Zachodu, doprowadziły irańską gospodarkę do pogłębiającej się z każdym rokiem zapaści. Drożyzna, galopująca inflacja, bezrobocie, bieda, a także korupcja i arogancja rządzącej teokracji sprawiają, że nie bacząc na brutalność policji i służb bezpieczeństwa doprowadzeni do ostateczności ludzie wychodzą na ulice, ilekroć pojawi się do tego powód. 


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Wirus i ajatollahowie


Rok temu, w połowie listopada, z powodu podwyżek cen paliwa, wybuchły rozruchy, które okazały się najkrwawszymi od nastania rządów ajatollahów. Szacuje się, że do połowy lutego, gdy protesty ustały głównie z powodu epidemii koronawirusa (ponad 1,1 mln zarażonych, ponad 50 tys. zmarłych), w ulicznych starciach zginęło nawet półtora tysiąca osób.

Z tamtymi rozruchami Ruhollah Zam nie miał już jednak nic wspólnego. We wrześniu zniknął niespodziewanie ze swojego paryskiego mieszkania, a w październiku pokazano go w wieczornych wiadomościach w irańskiej telewizji, gdy podano, że w wyniku złożonej i trudnej operacji oficerom z Korpusu Gwardii Rewolucyjnej udało się zwabić, podejść i pojmać groźnego przestępcę.

Jego irańscy znajomi z paryskiego wygnania – nie miał ich zbyt wielu, a w tamtejszej diasporze uchodził za osobę kontrowersyjną, kłótliwą i nielubianą – twierdzą, że pojechał do Iraku szukać politycznego i finansowego wsparcia dla internetowej telewizji, którą zamierzał prowadzić i w której chciał publikować informacje kompromitujące najwyższego przywódcę ajatollaha Alego Chameneiego, następcę Chomeiniego. Audiencję obiecał mu ponoć sam duchowy przywódca irackich szyitów, wielki ajatollah Ali as-Sistani, niegdysiejszy rywal Chomeiniego do przywództwa nad szyitami całego świata. Zam wybierał się do niego w odwiedziny do Karbali, jednego z najświętszych miast szyitów i miejsca męczeńskiej śmierci wielbionego przez nich imama Husajna, wnuka proroka Mahometa.

Nie wiadomo, czy liczący sobie już 91 lat iracki ajatollah rzeczywiście obiecał Zamowi pomoc, czy była to jedynie pułapka zastawiona przez irański wywiad i przychylne Teheranowi władze dzisiejszego Iraku (szyici stanowią w nim większość ludności i od obalenia Saddama Husajna dominują we władzach w Bagdadzie). Grunt, że zamiast w Karbali Zam wylądował w Teheranie, w areszcie w cieszącym się złowroga sławą stołecznym więzieniu Ewin.

Teheran 2020

W lutym 47-letni dziennikarz stanął przed sądem. Mówił, że jest niewinny i nie popełnił żadnego z zarzucanych mu czynów. W czerwcu trybunał rewolucyjny skazał go na śmierć.

W lipcu Zam niespodziewanie wystąpił w rządowej telewizji i do wszystkiego się przyznał. Powiedział nawet, że należał do 29-osobowej rady, która „wysługując się terrorystom i cudzoziemskim najemnikom” próbowała obalić irańskie władze. Powiedział, że bardzo tego żałuje i bardzo przeprasza. Powiedział też, że w areszcie mógł wreszcie spotkać się z ojcem, którego dziewięć lat nie widział i który w lipcu 2017 r. napisał do władz list otwarty, w którym odciął się od dziennikarskiej twórczości syna.


Polecamy: Strona świata: specjalny serwis "Tygodnika Powszechnego" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego


Zam odwołał się od czerwcowego wyroku śmierci, a w piątek, podczas ostatniego widzenia z ojcem, matką i siostrą mówił im, że podczas przesłuchań śledczy dali mu do zrozumienia, iż przewidziany jest do wymiany i zostanie uwolniony w zamian za wypuszczenie z któregoś z zagranicznych więzień jakiegoś oficera irańskiego wywiadu. Powiedział też, że przyznanie się do winy wymusili na nim śledczy i że zrobił to tylko dlatego, że po wymianie i tak miał odzyskać wolność.

Nie wiedział, że w zeszły wtorek Sąd Najwyższy odrzucił jego apelację i utrzymał wyrok śmierci. Więzienni strażnicy wymusili na ojcu, matce i siostrze, żeby mu tego podczas ostatniego widzenia nie mówili. Rodzina nie wiedziała zresztą, że było to ostatnie widzenie. Nazajutrz, w sobotę o poranku, Zam został powieszony w więzieniu Ewin.

Śmierć o świcie

We wrześniu w Szirazie, również w sobotę o poranku, w identyczny sposób zgładzony został irański zapaśnik Nawid Afkari, wrobiony w działalność wywrotową i zabójstwo, jakiego miał się dopuścić podczas antyrządowych rozruchów latem 2018 r.

Z niemal dwustu państw świata w prawie co czwartym stosuje się karę śmierci. Najwięcej wyroków zapada w Chinach, których władze traktują informacje w tej sprawie jako tajemnicę państwową. Iran jest na tej liście drugi (w 2019 r. stracono ponad 250 osób), a kolejne miejsca zajmują Arabia Saudyjska, Irak i Pakistan. Karę śmierci orzeka się i wykonuje także m.in. w Egipcie, Wietnamie, Singapurze, Korei Północnej, Japonii, Somalii, Sudanie Południowym i Jemenie. 

Stany Zjednoczone są jedynym w obu Amerykach państwem, w którym stosuje się karę śmierci. Przed wyprowadzką z Białego Domu Donald Trump nakazał dokonać pięciu egzekucji. Dwie już przeprowadzono, a jeśli Trump dopnie swego, przejdzie do historii także jako prezydent, za którego krótkiego, trwającego jedną tylko kadencję panowania dokonano najwięcej egzekucji od ponad stu lat.

Wielka obława

Ruhollah Zam stał się kolejną ofiarą polowania, które na politycznych emigrantów coraz jawniej urządzają od jakiegoś czasu oficerowie ich rodzimych wywiadów. Zuchwałością w tej dziedzinie wyróżniają się zwłaszcza Rosjanie, a także wykonujący dla nich mokrą robotę Czeczeni z Groznego. Ale także wywiadowcy z Rwandy wywabili z zagranicznego azylu w Ameryce i Belgii do Dubaju, pojmali i uprowadzili do Kigali Paula Rusesabaginę, bohatera „Hotelu Rwanda”, który na emigracji zwalczał prezydenta Paula Kagamego. Wywiadowcy Kagamego nie wahają się również przed skrytobójczymi zamachami na dysydentów ukrywających się w innych krajach.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Upory z hotelu "Rwanda"


Wywiad irański jedynie w tym roku wywabił z bezpiecznego wygnania, porwał i uprowadził do Teheranu przynajmniej kilku dysydentów. Latem w Dubaju uprowadzony został monarchista Dżamszid Szarmahd, mieszkający ostatnio w Kalifornii. W październiku w Stambule irański wywiad pojmał i uprowadził do Iranu zwabionego ze Szwecji Habiba Faradżallaha Szaaba, emigracyjnego działacza Ruchu Arabskiej Walki o Wyzwolenie Ahwazu, krainy na południowym zachodzie kraju, gdzie znajduje się trzy czwarte irańskich pól naftowych i gdzie mieszka liczna mniejszość arabska, narzekająca na prześladowania. Według „Washington Post” „prace zlecone” dla irańskiego, a także tureckiego wywiadu wykonują hersztowie przemytniczych gangów, specjalizujących się w kontrabandzie heroiny i ludzi do Europy.

Dwa lata temu złowrogą sławę zdobyli z kolei wysłannicy saudyjskiego księcia koronnego, którzy zastawili w Turcji pułapkę na mieszkającego na stałe w USA dysydenta Dżamala Chaszokdżiego i zabili go w stambulskim konsulacie królestwa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej