Wirus i ajatollahowie

Iran, który obok Chin, Korei Południowej i Włoch, jest największym ośrodkiem epidemii, zaraża koronawirusem kraje Bliskiego Wschodu. Nigdzie indziej choroba nie powoduje też tylu ofiar wśród rządzącej elity.
w cyklu Strona świata

03.03.2020

Czyta się kilka minut

Na ulicy Teheranu, 3 marca 2020 r. / Fot. Ahmad Halabisaz / Xinhua / East News /
Na ulicy Teheranu, 3 marca 2020 r. / Fot. Ahmad Halabisaz / Xinhua / East News /

Na początku tygodnia władze ogłosiły, że zmarło już 66 osób (więcej, bo ponad 3 tysiące, zmarło tylko w Chinach), a ponad półtora tysiąca choruje. Rząd z Teheranu zaprzecza jednocześnie doniesieniom Perskiej Sekcji BBC, która powołując się na anonimowe źródła w Iranie jeszcze pod koniec zeszłego tygodnia oszacowała liczbę uśmierconych na ponad 200, a kanadyjscy epidemiolodzy podzielili się podejrzeniem, że irańskich zakażonych wirusem i chorych może być nawet 25 tysięcy. Według zagranicznych gazet, irańskiej opozycji na wygnaniu, a także wielu, może nawet większości Irańczyków, rządzący w Teheranie ajatollahowie celowo zaniżają wirusowe statystyki i wmawiają rodakom, że panują nad sytuacją, by nie dopuścić do kolejnego ulicznego buntu.

Pierwsze dwa śmiertelne przypadki zarażenia koronawirusem ogłoszono w Iranie 19 lutego, dwa dni przed wyborami parlamentarnymi i niespełna tydzień po wyjątkowo hucznych obchodach rewolucji z 1979 roku, która obaliła szacha, wyniosła do władzy ajatollahów i zastąpiła monarchię teokratyczną republiką rządzoną przez mułłów.

Gorący styczeń

W teokratycznej republice parlament nie odgrywa w polityce żadnego znaczenia, a rocznicowe obchody od lat przypominają ceremonie sprowadzone do rytuału – wyprutego z emocji i rewolucyjnego żaru. W tym roku ajatollahom zależało jednak wyjątkowo na licznej frekwencji zarówno podczas jubileuszu, jak i wyborów. Ostatnie dwa lata to wywołana głównie amerykańskimi sankcjami zapaść irańskiej gospodarki, powtarzające się uliczne protesty przeciwko biedzie i drożyźnie, a także nieudolności i pysze mułłów. Styczeń zaś okazał się jednym z najdramatyczniejszych miesięcy w najnowszej historii kraju.

Najpierw, jeszcze pod koniec roku, doszło do zaostrzenia konfliktu z Amerykanami i dokonywanych przez irańskich sojuszników ataków na amerykańskie samoloty bezzałogowe i bazy wojenne w Iraku. Potem, na początku stycznia, Amerykanie zabili w Bagdadzie irańskiego generała Kassema Sulejmaniego, najważniejszego zagończyka ajatollahów i strażnika irańskich wpływów na Bliskim Wschodzie. W odpowiedzi Iran ostrzelał z rakiet amerykańskie bazy w Iraku, a spodziewając się odwetowego ataku Amerykanów zestrzelił nad Teheranem ukraiński samolot pasażerski, biorąc go przez pomyłkę za amerykańską rakietę.

Do wojny z Amerykanami w końcu nie doszło, ale wzburzeni dyletanctwem i cynizmem rządzących (przez pierwsze dni ajatollahowie zaprzeczali, że zestrzelili ukraiński samolot, choć znali prawdę o tragedii już chwilę po tym, jak do niej doszło) Irańczycy znów wyszli na ulice w protestacyjnych pochodach (pod koniec roku w rozruchach przeciwko biedzie zginęło prawie pół tysiąca osób). Policja znów, choć tym razem łagodniej, rozpędziła demonstracje, a ajatollahowie uradzili, że wysoka frekwencja podczas lutowych obchodów rocznicy rewolucji i wyborów do parlamentu świetnie posłużyły za manifestację poparcia dla republiki mułłów. To dlatego Najwyższy Przywódca ajatollah Ali Chamenei w przeddzień wyborów ogłosił, że udział w głosowaniu jest dla pobożnych muzułmanów religijną powinnością.

Ajatollahowie jak Trump

Frekwencja podczas obchodów rocznicy rewolucji nie była wprawdzie najgorsza, ale wyborczy test okazał się całkowitą porażką – głosować nie poszła nawet połowa Irańczyków, ledwie 42 proc., najmniej od rewolucji (w ostatnich wyborach, w 2012 i 2016 roku, głosowało aż dwie trzecie uprawnionych). W 12-milionowym Teheranie (ludność całego Iranu liczy ok. 85 milionów) było jeszcze gorzej – zawstydzające 25 proc. Gdyby władze przed wyborami podniosły alarm związany z koronawirusem, byłoby jeszcze gorzej.

Po wyborach ajatollah Chamenei tłumaczył niską frekwencję właśnie wieściami o groźnym wirusie, jakie według niego specjalnie rozpuszczali wrogowie muzułmańskiej rewolucji, żeby zniechęcić Irańczyków do udziału w wyborach i podważyć ich zaufanie do władz. Nawiasem mówiąc, w sprawie wirusa akurat ajatollah i jego amerykański kolega po fachu Donald Trump mogliby sobie podać ręce: zanim doradcy uświadomili Jankesa, że wirus istnieje naprawdę, wyśmiewał go na wiecach, twierdząc, że to wszystko kolejny wymysł i mistyfikacja usiłujących pozbawić go prezydentury Demokratów. 


Czytaj także: Marek Rabij: Epidemii będzie więcej


Dziś Irańczycy wypominają ajatollahom, że nie ostrzegając przed wirusem i zatajając informację, iż dotarł już do Iranu (epidemia zaczęła się w chińskim mieście Wuhan jeszcze w grudniu), wystawili ich na niebezpieczeństwo. Zamiast ogłosić pogotowie i stan zagrożenia, udawali, że nie dzieje się nic złego. Nie wprowadzili obowiązku kwarantanny, nie odwołali nawet pielgrzymek do świętych miejsc szyitów. Właśnie jedno z nich, podstołeczne Qom, siedziba ajatollahów i teologicznych akademii, stało się w Iranie epicentrum epidemii.

Demokratyczny wirus

„Nie będziemy zamykać miast, a jeśli już zajdzie taka potrzeba, kwarantannie poddamy jedynie poszczególnych ludzi” – zapowiedział prezydent Hassan Rouhani. „Kwarantanna to przeżytek, wynalazek średniowieczny” – kpił z kolei zaledwie tydzień temu irański wiceminister zdrowia Iradż Harirczi. Dziennikarze zauważyli, że podczas konferencji prasowej był wyjątkowo blady, pokasływał i nieustannie ocierał pot z czoła. Nazajutrz ogłosił, że jest chory i że zaraził się właśnie koronawirusem. Dwa dni później złożona wirusem w szpitalu znalazła się pani wiceprezydent od spraw kobiet Masoumeh Ebtekar, która wsławiła się przed laty jako „Siostrzyczka Mariam”, rzeczniczka studentów, którzy pod koniec 1979 roku zajęli amerykańską ambasadę w Teheranie i wzięli jej pracowników na zakładników. Ogłoszono też, że dzień przed tym, jak znalazła się w szpitalu, pani Ebtekar uczestniczyła w posiedzeniu rządu, na którym obecny był prezydent Rouhani.

W zeszłym tygodniu podano też, że z powodu choroby wywołanej koronawirusem umarł były ambasador Iranu przy Stolicy Apostolskiej 81-letni Hadi Chosroszahi, a ostatnio jeden z najbliższych doradców Najwyższego Przywódcy, 71-letni Mohammad Mirmohammadi. Kilka dni wcześniej w wyniku zakażenia koronawirusem zmarła jego matka. Umarł także jeden z posłów, a kilku zachorowało. Nie umarła za to i czuje się świetnie – sama ogłosiła to na początku tygodnia – 22-letnia Elham Szeichi, irańska piłkarka, reprezentantka kraju, którą uśmierciły społecznościowe media. 

„To bardzo demokratyczny wirus, nie rozróżnia między bogatymi i biednymi, mężem stanu i zwykłym śmiertelnikiem. Atakuje każdego, kto mu się napatoczy” – napisał ze szpitalnego łóżka wiceminister zdrowia Harirczi.

Święte miejsce

Irańczyków najbardziej niepokoi sytuacja w najbardziej dotkniętych epidemią stołecznym Teheranie, a także wspomnianych już świętych miastach Qom i Meszhedzie, w których znajdują się sławne w świecie szyitów meczety i mauzolea, zwłaszcza Fatimy Masoumeh (Qom) i Imama Rezy (Meszhed), do których co roku ściągają zewsząd miliony pielgrzymów.

Poseł z Qom Ahmad Amirabadi twierdzi, że pierwsze przypadki zakażeń, zachorowań i zgonów w jego mieście miały miejsce już pod koniec stycznia, a do dziś umarło ponad 50 osób – czyli niemal tyle, co według oficjalnych danych w całym kraju. To pielgrzymi, całujący kapłańskie dłonie i kraty otaczające grobowce, gnieżdżący się w skromnych pensjonatach, spożywający wspólne posiłki i używający wspólnych toalet i łazienek, stali się głównymi roznosicielami wirusa na Bliskim Wschodzie i świecie islamu.

Kapłani z Qom sprzeciwili się jednak pomysłowi zamknięcia miasta czy choćby świątyni poświęconej Fatimie. Oznajmili, że taka decyzja wywołałaby panikę wśród wiernych. „Poza tym dla nas jest to miejsce święte, które uzdrawia z chorób duszy i serca. Szczególnie dzisiaj ludzie powinni tu przybywać” – obwieścił imam Mohammad Sajjedi, specjalny przedstawiciel Najwyższego Przywódcy w Qom. Dopiero w tym tygodniu władze zabroniły pielgrzymom dotykania dłońmi i całowania (niektórzy nawet lizali) ścian i krat mauzoleów. Przystąpiły także do regularnego dezynfekowania ulic, bazarów, parków, dworców, stacji metra, autobusów i meczetów, zamknęły szkoły i uniwersytety, odwołały imprezy sportowe, przedstawienia teatralne, seanse w kinach, a także piątkowe modły w dotkniętych epidemią prowincjach. W Teheranie zabroniono palenia fajek wodnych, a pielgrzymom w Qom rozdawane są buteleczki z odkażającym żelem.

W obawie przed pątnikami przenoszącymi wirusa Arabia Saudyjska wstrzymała wydawanie wiz cudzoziemcom, pragnącym odbyć „małą pielgrzymkę” do Mekki i Medyny. Saudowie mają nadzieję, że do lipca, czasu „wielkiej pielgrzymki”, epidemia zostanie opanowana.

Irańscy przywódcy podnoszą rodaków na duchu i zapewniają, że do perskiego Nowego Roku, święta Nawruz, przypadającego w tym roku na 20 marca, wszystko wróci do normy. „A jeśli nie, to do końca kwietnia będzie już po wszystkim” – zapewnia rzecznik ministerstwa zdrowia Kjanusz Dżahanpur i radzi, żeby do tego czasu Irańczycy powstrzymali się od ściskania dłoni na powitanie i raczej unikali zatłoczonych miejsc. Rzecznik rządu Ali Rebej dodaje, by nie mieszać wirusa w politykę.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej