Święty dzieciak

We wsi Zwierki koło Białegostoku, w prawosławnym monasterze żeńskim przechowywane są (przez pół roku, bo przez drugie pół są w białostockim soborze, czyli prawosławnej katedrze) relikwie świętego męczennika Gabriela.

14.05.2016

Czyta się kilka minut

Szymon Hołownia /  / Fot. Marek Szczepański dla „TP”
Szymon Hołownia / / Fot. Marek Szczepański dla „TP”

W 1690 r. bestialsko zamordowano sześcioletniego chłopca pochodzącego ze Zwierek; jego okaleczone ciało zabójcy wyrzucili na okoliczne pola. Jakie były motywy zbrodni – nie udało się ustalić. W prawosławnej hagiografii sugerowano początkowo, że Gabriel padł ofiarą rytualnego zabójstwa dokonanego przez żydów. Później żydzi z żywotów zniknęli, a w ich miejsce pojawiła się bliżej nieokreślona „sekta”. Współczesne biografie świętego są dużo bardziej powściągliwe i nie próbują rozstrzygać tego, na rozstrzygnięcie czego jest już zwyczajnie za późno.

W tym konkretnym przypadku dobiega na szczęście do końca najbardziej koszmarna część pośmiertnego życia każdego świętego – ta, gdy jego pozostali na ziemi piewcy próbują za wszelką cenę dorobić do jego życia i śmierci obliczone na osiągnięcie pedagogicznych czy moralistycznych (a czasem politycznych) skutków uzasadnienia. Czy Gabriel umarł za wiarę? Tradycja głosi, że zadane mu rany odpowiadały ranom zadanym Chrystusowi, a więc mógł go dręczyć ktoś owładnięty jakąś antychrześcijańską obsesją. A co, jeśli po prostu był to chory psychicznie człowiek? Co, jeśli śmierć chłopca była częścią większej kryminalnej całości, której dziś nie jesteśmy już w stanie wyśledzić?

Zresztą – jakie to ma znaczenie, co miał w głowie ten, który pozbawił dziecko życia? Rozczulające są też te hagiograficzne bajania dopisywane niemal zawsze kanonizowanym dzieciom: że już będąc niemowlęciem, odmawiał w piątki pokarmu matki (oraz ssał tylko prawą pierś), mając dwa latka zamiast się bawić, wolał się modlić, a w wieku lat trzech zadziwiał swą mądrością nawet księży. Czy bez tych fantazji niewinne dziecko byłoby mniej święte?

O Gabrielu wiemy tyle, że żył i tragicznie zginął. Pan Bóg sprawił, że po 30 latach, w czasie epidemii cholery odkryto, że pochowane obok cerkwi zwłoki chłopca nie zostały naruszone rozkładem, a ci, którzy modlili się za jego wstawiennictwem, zostawali uzdrowieni. Niebo z całą pewnością pełne jest rozbrykanych i dokazujących małych Podlasiaków. Dlaczego Bóg wybrał właśnie Gabriela, by w widoczny sposób przypominał naszej ludności o tym, że jeśli nie staniemy się jak dzieci, nie wpuszczą nas do Jego Królestwa? Nie mamy (i nie musimy) mieć pojęcia. Jest znak. Jest źródło, z którego bije woda. Zamiast powoływać komisję śledczą do spraw zbadania okoliczności połączenia się tlenu i wodoru – pijmy.

Im głębiej wchodzę w temat świętych, im więcej o nich czytam i piszę, tym częściej dochodzę do przekonania, że największą pokusą hagiografa jest przekonanie, że pobożne chęci dają człowiekowi mandat do naruszenia granic tajemnicy. Do przekroczenia progu Świętego Świętych, by wykonać tam sesję zdjęciową do czasopisma wnętrzarskiego. Świętość to nie komiks o superbohaterze, lecz tajemnica najgłębszej relacji człowieka z Bogiem, która nie przestając być intymną sprawą tych dwojga, rozlewa na zewnątrz światło, w którym ogrzać się i nie pobłądzić mogą liczni inni.

Mam to szczęście, że raz na parę tygodni „przychodzi” do mnie nowy święty. W jakimś kościele znajduję obrazek, trafiam na książkę albo okazuje się, że będę nocować w miejscu, obok którego żył i pracował ktoś, kto dziś dźwiga na skroniach aureolę. Nauczyłem się już chyba, że nie można tych ludzi traktować jak „cudomatów”, które po nachyleniu się do figury i wypowiedzeniu stosownych „modlitewek” wyplują z siebie zestaw pożądanych łask. Że trzeba bardziej słuchać, niż gadać, bardziej przyjaźnić się, niż załatwiać, bardziej dziękować, niż lamentować. A przede wszystkim: wpatrywać się w ludzi, w których nie ma już ani grama lęku, intelektualnego albo emocjonalnego rozedrgania.

Gdy od niedawna modlę się więc do świętego Gabriela, nie lamentuję nad jego cierpieniami, nie rozbieram na czynniki pierwsze okrucieństwa oprawców, nie stosuję szantażu z gatunku: „tyle wycierpiałeś, że na pewno dostałeś nagrodę, więc się teraz podziel”. Ustami wypowiadam słowa akatystu, ale duchem jestem na łąkach koło Zwierek, gdzie w spokojnym, ciepłym świetle widzę dziecko, które całym swoim istnieniem cieszy się po prostu z tego, że istnieje. Świętemu Gabrielowi udało się ocalić na wieczność to, co ja dawno utraciłem. Nie interesuje mnie, co ma do powiedzenia premier, ja przychodzę dziś do sześciolatka, by pytać: święty dzieciaku, jak żyć? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2016