Światłocień śmierci

W Krakowie zobaczyć można sto dzieł z kolekcji królewskiego dworu hiszpańskiego. To pierwsza tak obszerna prezentacja sztuki tego kraju w Polsce.

26.07.2011

Czyta się kilka minut

Jose de Ribera, Medytacja św. Hieronima, ok. 1647 r. / Muzeum Narodowe w Krakowie /
Jose de Ribera, Medytacja św. Hieronima, ok. 1647 r. / Muzeum Narodowe w Krakowie /

Po krakowskiej wystawie chodzić można różnymi ścieżkami. Pierwszą - nieco podręcznikową (choćby tylko ze względu na układ chronologiczny), ale niekoniecznie najprostszą - wyznaczają wielkie nazwiska malarstwa hiszpańskiego. Do Muzeum Narodowego trafiły na kilka miesięcy prace El Greca, Ribery, Velázqueza, Zurbarána, Goi. Niekoniecznie "ikoniczne", rozpoznawalne od pierwszej chwili. Czasem wręcz irytujące, jak w przypadku Velázqueza, który reprezentowany jest kompozycją przedstawiającą poroże jelenia o osiemnastu odrostach. Na "Poddanie Bredy" nie moglibyśmy zapewne liczyć - ale może warto by negocjować, skoro sami wysłaliśmy do Madrytu ikonę międzynarodowej historii sztuki: "Damę z gronostajem" Leonarda (dołożywszy warszawskiego Rembrandta).

Nie tylko Hiszpanie

Z drugiej strony, do Krakowa zawitała np. "Medytacja św. Hieronima" José de Ribery, bardzo charakterystyczna dla późnego okresu twórczości tego artysty. Święty myśliciel ujęty został w półpostaci, owinięty jedynie purpurową, kardynalską peleryną. Wpatruje się w czaszkę, na którą pada mocne światło, kontrastujące z czerwienią płaszcza. Połowa jego własnej twarzy znika tymczasem w półmroku, zaś odsłonięta pierś i ręka są żylaste, wychudzone, pomarszczone. Ten obraz to znakomite studium starości i odchodzenia - niepewności i lęku przed śmiercią, których nie uśmierza ani wiara, ani intelekt.

Dobrze też, że możemy przyjrzeć się "Adoracji imienia Jezus" ("Alegorii Świętej Ligi") El Greca - pełna rozmachu, łączy dwie rzeczywistości, nawiązując do treści Listu św. Pawła do Filipian i portretując twórców sojuszu, który doprowadził do wielkiego triumfu nad Turkami w bitwie pod Lepanto (1571).

Są tu również nazwiska nieco mniej znane w szerokim obiegu - takie jak Luis de Morales ("Matka Boska z kądzielą", powstała ok. 1560-70). Delikatna, dziewczęca postać Marii rozświetlona jest podobnym, metafizycznym światłem jak Dzieciątko, trzymające w prawej ręce krzyż, który jest częścią wrzeciona, w lewej zaś - kądziel, kolejny symbol przyszłej Męki. Ileż elegancji i duchowości znaleźć można w tym kunsztownie namalowanym obrazie!

Innym tropem pomagającym poruszać się po krakowskiej prezentacji są fascynacje Hiszpanii sztuką obcą i geografia tamtejszego mecenatu królewskiego. Przypomnijmy, że Izabela Katolicka z upodobaniem zbierała sztukę flamandzką, zaś wielu artystów z Północy Europy osiedlało się wówczas na Południu. Oglądamy pracę jednego z nich, Juana de Flandes, działającego na przełomie XV i XVI wieku. "Uczta w domu faryzeusza Szymona" była niegdyś częścią zbioru niewielkich obrazów na desce, składających się na "Poliptyk Izabeli Katolickiej", dziś częściowo przepadłych, częściowo rozproszonych. Obraz zwraca uwagę spokojną surowością (na stole przykrytym białym obrusem leżą jedynie dwa chleby, posiłek pojawi się na nim dopiero za chwilę), atmosferą codzienności (gest mycia nóg gościowi wydaje się całkiem zwyczajny), wreszcie - wielością planów.

Flamandowie pozostawali w modzie także wtedy, gdy władzę w Hiszpanii objęli Habsburgowie - tyle tylko, że do grona królewskich ulubieńców dołączyli artyści włoscy. Jak pisze José Gabriel Moya Valga?ón: "Zamiłowanie cesarza Karola V do malarstwa weneckiego znalazło wyraz w bogatej kolekcji dzieł Tycjana, Jacopo Tintoretta i Paolo Veronesego oraz artystów hiszpańskich, którzy w pewnym stopniu pozostawali pod wpływem weneckich mistrzów: Sancheza Coella, Luisa de Moralesa, czy nawet El Greka".

To dlatego właśnie oglądamy dziś w Krakowie m.in. rozświetlone, malowane z wirtuozowską swobodą płótno Veronesego, przedstawiające "Boga Ojca i Ducha Świętego". Stwórca ma twarz pogodnego, pogodzonego ze światem starca. Dwójka dzieci-cherubinów charakteryzuje się bujnymi, jasnymi lokami. Prawdopodobnie ktoś usunął dolną część obrazu, która ujawniała właściwy temat: Koronację NMP, Zwiastowanie albo Tron Łaski.

Wędrówki arcydzieł

Można też zwiedzać tę wystawę, szukając w zebranych tu obiektach śladów potęgi i upadku hiszpańskiego imperium, zapowiedzi mającego nadejść czasu wojen i niepokojów. Szczególne wrażenie robią tapiserie zaprojektowane dla Królewskiej Manufaktury w Madrycie przez Francisca Goyę (aragoński artysta podjął się tej pracy w 1775 r.). Artysta zrezygnował z obowiązujących konwencji flamandzkich, zastępując je motywami zaczerpniętymi z obyczajowości i pejzażu Hiszpanii. Kiedy przyglądamy się "Grze w ciuciubabkę", iście rokokowej w formie i treści, przypominają się późniejsze - pełne grozy i śmierci - prace tego artysty. Może warto by było zestawić te dwa światy?

Wpatrując się w obrazy wielkich mistrzów, nie wolno zapominać o skarbach ukrytych w gablotach muzealnych. Wielką, być może największą wartością krakowskiej wystawy jest rękodzieło - nie tylko hiszpańskie, ale i sprowadzane z Europy Środkowej. Choćby tylko relikwiarz św. Sebastiana datowany na 1499 r., ufundowany przez kanonika bratysławskiego Johannesa Hermanna i przypominający te, które przechowywano w katedrze wrocławskiej. Wśród podtrzymywanych przez anioły tablic, które zdobią podstawę tego wyrafinowanego przedmiotu, pojawia się herb Władysława II Jagiellończyka, króla Czech i Węgier. "Zabytek obrazuje niezwykłe przemieszczanie dzieł sztuki w Europie Środkowej w XIV i XV wieku, spowodowane politycznymi zawirowaniami tego okresu, które doprowadziły do zjednoczenia jej krajów pod zwierzchnictwem Świętego Cesarstwa rzymskiego Narodu Niemieckiego". Polski odbiorca, patrząc na relikwiarz, przypomina sobie przy okazji o wieloletnim współzawodnictwie Jagiellonów i Habsburgów, z którego zwycięsko wyszli ci ostatni (w tym sensie obecne prezentacje w Krakowie i Madrycie mogłyby stanowić dyptyk - pytanie, na ile zostało to "wygrane").

Zresztą, wątków polskich jest na tej wystawie więcej. Całość otwierają bowiem dwa portrety dziecięce autorstwa Marcina Kobera. Ten pochodzący z Wrocławia portrecista królów polskich i cesarza Rudolfa II uznawany jest za jednego z najwybitniejszych malarzy środkowoeuropejskich przełomu XVI i XVII wieku. Mamy przed sobą dwójkę dzieci Zygmunta III Wazy i jego pierwszej żony, Anny Habsburżanki: Władysława, przyszłego króla Polski, i Annę Marię. W jaki sposób znalazły się w kraju tak odległym od Polski? Siostra matki dzieci, Małgorzata, poślubiając Filipa III, została królową Hiszpanii. Zapewne chciała mieć u siebie wizerunki siostrzeńców.

Dorosłe dzieci

Dzieci to kolejny trop na tej wystawie - dość ekstrawagancki, ale bardzo wyraźny. Znajdziemy tu oficjalne portrety dworskie kilkulatków ubranych (tak jak polski królewicz i królewna) w dorosłe stroje. Nawet gesty i spojrzenia wydają się zbyt dojrzałe i poważne. Czy to dlatego, że portrety takie zamawiano zazwyczaj na wypadek, gdyby dzieciom nie udało się dożyć wieku dorosłego?

W porównaniu z tymi przedstawieniami o wiele radośniejsze wydają się czasem wyobrażenia małego Jezusa. Wystarczy spojrzeć na figurkę cztero-, -pięcioletniego "Triumfującego Dzieciątka Jezus" (ok. 1600 r., kość słoniowa i drewno polichromowane), powstałą w jednym z sewilskich warsztatów pozostających pod wpływem Juana Martineza Monta?ésa, artysty, który stworzył ten motyw ikonograficzny - szalenie modny w XVII-wiecznej Hiszpanii. Wydaje się, że gest błogosławieństwa staje się w tym przypadku pretekstem, by pokazać dziecięcą zabawę.

O dziwo, okazuje się, że równie pogodne mogą być przedstawienia wanitatywne - np. równie popularne w barokowej Hiszpanii niewielkie rzeźby przedstawiające Dzieciątko Jezus zasypiające z główką wspartą na czaszce, w otoczeniu symboli zapowiadających Pasję. W Krakowie zobaczyć możemy taką figurkę, pochodzącą z drugiej połowy wieku XVIII. Chłopczyk, trochę zbyt pulchny jak na dzisiejsze standardy, śpi spokojnie. Lekko zaczerwieniły mu się policzki, orzechowe włoski skleiły się nad czołem. Nie ma się czego bać: przecież pokona śmierć i z martwych wstanie, co zapowiada purpurowa tkanina opasująca lędźwie dziecka.

Rzeźba ta każe zastanowić się także nad realizmem hiszpańskiego myślenia o religii - co może stać się kolejnym szlakiem, który można wybrać, zwiedzając ekspozycję. A wtedy zauważymy inną, niewielką rzeźbę "Ecce Homo" (druga połowa XVII wieku), przypisywaną Pedrowi de Menie, artyście działającemu w Maladze. Stojący Chrystus okryty jest jedynie purpurowym, królewskim płaszczem. Spuścił wzrok, rozchylił usta, na twarz pomału ściekają krople krwi. Jego ból jest cichy i dostojny - a przy tym niezwykle realny.

***

Krakowską wystawę oceniać można różnie. Oczekujący fajerwerków bywalec światowych muzeów (a pamiętajmy, że Polacy podróżują coraz częściej i coraz chętniej - nie tylko na egipskie czy tunezyjskie plaże) zapewne się rozczaruje - w większości otrzymaliśmy bowiem średnie obrazy wielkich mistrzów. Ten, kto poszukiwałby tu klarownego podręcznika historii sztuki hiszpańskiej i odbijających się w niej dziejów tego kraju, również poczuje się zagubiony. Dlatego warto chodzić po niej własnymi - nieoczywistymi - drogami.

"SKARBY KORONY HISZPAŃSKIEJ"; Kraków, Muzeum Narodowe; kurator: José Gabriel Moya Valga?ón; aranżacja: Anna Wisz i Magdalena Skórzewska; wystawa, której towarzyszy katalog, potrwa do 9 października.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2011