Nieprowincjonalna prowincjonalność

Wystawa w warszawskim Muzeum Narodowym kusi magią wielkich nazwisk włoskiego renesansu. Ale warto ją obejrzeć również dla mniej znanych XVI-wiecznych artystów, tworzących obrazy zjawiskowe.

25.07.2016

Czyta się kilka minut

 Sofonisba Anguissola, "Gra w szachy", 1555 r. /  /  Fundacja Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu
Sofonisba Anguissola, "Gra w szachy", 1555 r. / / Fundacja Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu

Na wystawie „Brescia. Renesans na północy Włoch” zgromadzono blisko 50 obrazów pochodzących z publicznych i prywatnych zbiorów włoskich, a także wybrane płótna z polskich kolekcji. Większość powstała w mniejszych miastach północnych Włoch: Bergamo, Brescii, Ferrarze i Cremonie. W miejscach pozostających w cieniu wielkich ośrodków artystycznych tamtych czasów. Wszystkie te ośrodki znajdowały się w weneckiej strefie wpływów.

Wszystkie podboje Serenissimy

Wenecja powoli zdobywała wpływy na lądzie. Na początku XV w. pod jej rządy trafia Padwa. W 1426 r. zdobywa Brescię. W 1452 r. przyłącza Bergamo, a w 1499 r. – Cremonę. W ten sposób powstała tzw. terraferma – zaplecze lądowe miasta. Wenecja, jak to określił Peter Ackroyd, autor fascynującej biografii tego miasta – proponowała „łagodne zwierzchnictwo”. Nie narzucała obyczajów, nie obalała lokalnych elit. Pozostawiała wewnętrzną swobodę, w zamian za podporządkowanie polityczne.

Podboje na kontynencie zmieniły samą Wenecję. Miejscowy patrycjat zaczął zamieniać się w posiadaczy ziemskich. Potęga Serenissimy niepokoiła sąsiadów, a wielu miało ochotę na jej lądowe posiadłości. Wreszcie doszło do ataku na jej tereny sojuszu wielkich tego czasu – papieża Juliusza II, cesarza Maksymiliana I, króla Francji Ludwika XII, Hiszpanii oraz części państw włoskich.

Wenecja szybko straciła swe posiadłości. Wydawałoby się: bezpowrotnie. Jednak, przede wszystkim dzięki dyplomacji, z której słynęła, udało się je odzyskać. Zapłaciła za ten konflikt ogromną cenę: nigdy już nie będzie potęgą militarną. Otrzyma natomiast, jak pisał John Julius Norwich, dary Opatrzności, w tym „zamiłowanie do piękna i wykwintu, a także umiejętność ich tworzenia”. To one pozwolą jej zachować potęgę gospodarczą i przyciągać przybyszów z całej Europy.

Konflikty polityczne, wojny, ale też spory religijne (Wenecja i Padwa długo dawały schronienie włoskim zwolennikom protestantyzmu) są ważnym kontekstem dla powstającej na tych terenach sztuki. Stały się one miejscem spotkania różnorodnych tendencji artystycznych z południa i północy Europy, z samych Włoch wreszcie: z Wenecji, Florencji i Rzymu oraz Mediolanu. Tym właśnie należałoby tłumaczyć obecność na wystawie obrazów Rafaela, Tycjana i Tintoretta czy artystów z kręgu Leonarda da Vinci.

W zamian Wenecja ma przemożny wpływ na obszar terraferma. Najwybitniejsi jej artyści tworzą dla tamtejszych zamawiających (m.in. dla kościoła Santi Nazaro e Celso w Brescii Tycjan maluje wspaniały „Poliptyk Averoldiego”). Inni przenoszą się na stały ląd. W 1511 r. w Bergamo osiada Andrea Previtali, uczeń Giovanniego Belliniego, twórcy weneckiej szkoły malarstwa. W 1513 r. do tego miasta udaje się Lorenzo Lotto, a w 1517 r. Cariani. Przywożą nowinki artystyczne znad laguny.

Własna droga

Wystawę otwiera „Chrystus błogosławiący” Rafaela. Ten niewielki obraz, powstały ok. 1505 r., intryguje. Nagi, z niezwykłą precyzją oddany tors jedynie z lekka zakrywa czerwona szata. Twarz o regularnych rysach, młodzieńczą jeszcze, pokrywa delikatny zarost. Prawa ręka została uniesiona w geście błogosławieństwa, lewa zaś ukazuje ranę na boku. Korona cierniowa, ślady męki: wszystko bardzo delikatnie zaznaczone. Całość w tym obrazie spowita smutkiem, a może melancholią.

Obraz jest dopełnieniem i jednocześnie ważną częścią ekspozycji. Wskazuje na jeden z kontekstów, w jakich powstawała sztuka zgromadzona na wystawie, chociaż malarstwo Rafaela było tak odległe od weneckich wzorów. Tam jednak także bardzo go ceniono. Lodovico Dolce, pisarz i humanista wenecki, w swym dialogu o malarstwie pisał: „Przyzwoitością natomiast zawsze kierował się we wszystkich swych dziełach (...) i dając zazwyczaj swym postaciom wyraz słodki i łagodny, który zachwyca i porywa, niemniej w obliczach świętych (...) zachowywał zawsze coś ze świętości i boskości”.

Malarze terraferma poszli jednak własną drogą. Udało im się połączyć eksperymenty kolorystyczne Wenecjan z rygoryzmem i precyzją obrazów Albrechta Dürera. Pogodzić realizm niemieckiego mistrza i jego metaliczny rysunek z luminizmem i z lekką melancholią płócien Leonarda da Vinci, wyrafinowaniem kolorystycznym Giorgionego i typem religijności Rafaela. Powstał styl odrębny od dominującego w samej Wenecji malarstwa Tycjana, a później Tintoretta i Veronesego, który szybko zdobył popularność wśród lokalnych elit.

„Przede wszystkim naśladowali piękno natury, które jawiło im się przed oczami” – pisał Giovanni Battista Agucchi, duchowny, kolekcjoner i literat z początku XVII w. Uważna obserwacja otaczającej rzeczywistości, verosimiglianza, czyli wierność prawdzie – stała się dla artystów przykazaniem najważniejszym. Odrzucano pokusy idealizacji, co czasami prowadziło do skrajnego naturalizmu, wręcz brutalności przedstawień. W odróżnieniu od malarzy weneckich twórcy z Bergamo czy Brescii przykładali ogromną wagę do oddania szczegółu. Ich celem było – jak pisze Joanna Kilian, kuratorka wystawy – „naśladowanie otaczającego świata, wydobywanie doskonałości, z jaką stworzył go Bóg, ale i ukazanie wirtuozerii wytworów ludzkiego rzemiosła: kunsztownych przedmiotów, tkanin czy wyszukanej biżuterii”. Osiągnęli w tej sztuce niebywałe mistrzostwo.

Na wystawie znalazły się trzy obrazy Lorenza Lotta, długo krążącego między rodzimą Wenecją (jego rodzice pochodzili z Bergamo) a ziemiami na lądzie. Pracował w Treviso i Bergamo, potem m.in. w Ankonie, wreszcie pod koniec życia osiadł w Loreto. Chociaż uczył się u wybitnych mistrzów weneckich, zachował odrębność. Był wspaniałym portrecistą, jednym z największych w dziejach sztuki, ale też wybitnym malarzem religijnym. Ten nurt jego twórczości można zobaczyć w Warszawie.

Wykonywał obrazy ołtarzowe, ale też dzieła przeznaczone dla prywatnej dewocji. Niezwykłe w swym realizmie, oddaniu codzienności, a jednocześnie nasycone religijną żarliwością, wyrafinowane kolorystycznie, z postaciami, jakby skąpane w barwnym świetle. W jego „Pokłonie pasterzy” (1530) wszyscy – aniołowie i ludzie, którzy przybyli, by oddać hołd Nowonarodzonemu, są równie zwyczajni, codzienni, wręcz ziemscy. Zdają się też być owładnięci smutkiem, spoglądając na Dzieciątko zajęte zabawą z jagnięciem. Jakby przeczuwali przyszłe, dramatyczne wydarzenia.

Jednak to nie Lotto, ale dwóch lokalnych twórców nadało ostateczny rys malarstwu tego regionu. Jednym z nich był Alessandro Bonvicino, zwany Moretto. Urodził się w Brescii. Malował dla kościołów swojego miasta, Bergamo i Werony. Był też wybitnym portrecistą, ale to obrazy religijne przyniosły mu za życia sławę. Wypracował własny styl, pełen realizmu, niestroniący od weryzmu. Z pietyzmem oddawał szczegóły, ale był też czuły na kolorystyczne niuanse.

Drugi z wielkich mistrzów – Gerolamo Savoldo – także pochodził z Brescii. Jemu jednak nie wystarczali lokalni zamawiający. Pracował m.in. w Wenecji i Mediolanie. Sławę zaś przyniosły mu sceny nocne, w których wykorzystywał niezwykłe efekty świetlne. Osiągnął mistrzostwo w przedstawianiu rozmaitych materii, od aksamitnych tkanin po polerowane, metaliczne powierzchnie i marmurowe płyciny. Był również wnikliwym portrecistą. Na wystawie znalazł się jego „Portret mężczyzny grającego na flecie”. Chociaż dzisiaj beztrosko nadużywa się słowa „arcydzieło”, ten obraz na to miano bezsprzecznie zasługuje. Wszystko: ciało, tkaniny, karta z nutami, wydaje się niemalże namacalne, a jednocześnie nierzeczywiste, poetyckie.

Twarze

„Biegnijcie do niego, będziecie zadowoleni” – tak według Marca Boschiniego miał radzić Tycjan. Malarzem, o którym mówił, był Giovanni Battista Moroni, który większość swojego życia spędził w Bergamo. Uczył się u Moretta i wiele mu zawdzięczał. Samodzielne kroki stawiał podczas pierwszej fazy soboru trydenckiego i był jednym z twórców wprowadzających w życie jego postanowienia. Malował wielkie obrazy ołtarzowe, ale dziś uwagę przykuwają przede wszystkim jego portrety. Moroni miał szczególny zmysł obserwacji. Połyskujące jedwabie, futra i klejnoty wydają się niemalże realne. Z precyzją oddaje marmurowe okładziny ścian, antyczne rzeźby i fragmenty pejzażu. Wszystko w tych obrazach – książka, trzymane w dłoniach lub odłożone na bok rękawiczki, ruch ręki, położenie palców – zdaje się mieć znaczenie.

Portrety są najciekawszą częścią wystawy. Są tu też dzieła Tycjana, Tintoretta, Moretta... Są także dzieła pełniącej szczególną rolę w dziejach sztuk Sofonisby Anguissoli. Urodzona i wychowana w Cremonie, starannie wyedukowana, zdobywała wielki międzynarodowy rozgłos. Malowała władców i wpływowych arystokratów. Była pierwszą artystką, która osiągnęła taki status, chociaż był on lekko dwuznaczny. Na kobietę malarkę patrzono po trosze jak na osobliwość. Malowała bliskich, a także autoportrety. Niewielu artystów przed nią, a także długo później tak często siebie uwieczniało. W Warszawie znalazł się jeden z autoportretów. Młoda, zaledwie dwudziestoparoletnia malarka przedstawia siebie przy pracy: malowaniu Madonny. Była najwyraźniej dumna ze swego zajęcia. Pokazano także jej najsłynniejsze dzieło, podziwianą przez współczesnych „Grę w szachy” (1555).

Sztuka północy Włoch, przesiąknięta lokalnością, dzisiaj budzi coraz większe zainteresowanie. Lotto, Moroni, Anguissola są chętnie wystawiani, a ich dzieła trafiły na stałe do kanonu epoki. Ich twórczość pokazuje inny wymiar peryferyjności: otwarcie, własny wybór w czerpaniu od innych i odczytywanie przez filtr własnej tradycji. ©

BRESCIA. RENESANS NA PÓŁNOCY WŁOCH. MORETTO – SAVOLDO – MORONI. RAFAEL – TYCJAN – LOTTO, Muzeum Narodowe w Warszawie, kuratorka Joanna Kilian, wystawa czynna do 28 sierpnia 2016 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2016