Świat na mojej głowie

Lenistwo jest przede wszystkim grzechem zaniechania, czyli odłożeniem na inny czas obowiązku, z którego powinnam się wywiązać dziś. Ale ma również głębszy wymiar: człowiek leniwy nie rozwija się duchowo.

11.04.2006

Czyta się kilka minut

Rycina z oficyny Paula Fuersta (ok. 1635): "Siedem grzechów głównych" (trzecie z prawej - lenistwo) /
Rycina z oficyny Paula Fuersta (ok. 1635): "Siedem grzechów głównych" (trzecie z prawej - lenistwo) /

TYGODNIK POWSZECHNY: - Czy ogarnia Cię niekiedy pokusa, by położyć się na kanapie i niczym bohater znanego wierszyka ,,nic nie robić cały dzień"?

JANINA OCHOJSKA-OKOŃSKA: - Niekiedy marzę, szczególnie gdy mam mnóstwo pracy, położyć się i obłożyć powieściami Agaty Christie. Ale nawet jeśli wyrwę się z Warszawy, rzadko udaje mi się uciec przed pracą. Czasami chciałabym pozwolić sobie na bezczynność, bo w głębi duszy mam skłonność do lenistwa, niemniej nawet w sobotę, budząc się o ósmej, czuję imperatyw, by pracować: odpowiadam na maile, zajmuję się krakowskim mieszkaniem itd., bo zawsze mam poczucie, że jestem w ,,niedoczasie", nie zrobiłam czegoś, co zrobić powinnam. Przed spotkaniem z Wami spisywałam wspomnienia z Groznego, skąd niedawno wróciłam, i przypomniałam sobie, że spotkałam tam Czeczenkę, której obiecałam, iż jej poważnie chorą córkę skontaktuję z jakąś organizacją medyczną. Przypomniałam sobie o tej obietnicy dopiero kilka dni po powrocie z Kaukazu...

- Mówisz o swojej ,,głębokiej" skłonności do lenistwa, w co trudno uwierzyć.

- Ale to prawda - cały dzień potrafiłabym spędzić przed telewizorem. Czuję tę pokusę, gdy chcę uciec przed skomplikowanymi sytuacjami bądź niewesołymi myślami. Czasami, jak każdy, pragnę pustki w głowie. Zdarzało się, że godzinami układałam pasjanse, aż w końcu wszystkie usunęłam z komputera, żeby mnie nie kusiło. Na luz pozwalam sobie jedynie podczas choroby: czytam wówczas powieści Małgorzaty Musierowicz i nie czuję wyrzutów sumienia, że tracę czas.

Zaniechanie

- Tolerujesz wokół siebie ludzi leniwych?

- Z pewnością nie pośród współpracowników z PAH, bo mamy służyć innym ludziom. W pracy mogę więc zawsze uderzyć w wysokie tony, przypominając, że banalne zaniechanie obowiązków może doprowadzić do śmierci człowieka. Zaniechanie jest w tej sytuacji grzechem.

- Więc dobrze: siedzimy i rozmawiamy o grzechu, a tymczasem gdzieś umierają tysiące ludzi, my zaś właśnie zaniechaliśmy pomocy choćby dla jednego!

- Nigdy nie zastanawiam się nad tym, czego nie mogę, tylko nad tym, co mogę zrobić dla bliźniego. Nim skończy się ten dzień, na świecie umrą z głodu 24 tys. ludzi, 6 tys. dzieci umrze z braku pitnej wody, 1400 kobiet w ciąży - z braku opieki... Cóż mogę począć wobec tego makabrycznego ogromu? Cokolwiek zrobię, będzie to kroplą w oceanie, ale czy świadomość mojej bezradności może powstrzymać od pracy? Zamiast rozpaczać nad swoją bezsilnością, lepiej myśleć, ilu ludziom pomagamy i ilu jeszcze pomóc możemy. Przytłacza mnie ludzka nieświadomość, ile w świecie bólu i tragedii. Tę nieświadomość nazwałabym lenistwem wyobraźni, bo cóż nas obchodzą ,,fanatycy religijni" z Darfuru czy ,,terroryści" z Czeczenii? Spotkałam się kiedyś ze studentami pewnej szacownej szkoły dziennikarstwa i jedynie rektor oraz dwóch na dwustu studentów wiedziało, co się dzieje w Darfurze. Czy to nie jest przykład niepojętego lenistwa? Czytałam Waszą rozmowę z s. Małgorzatą Chmielewską, w której wspomniała o Darfurze. Jak ona może pomóc ofiarom tej wojny? Otóż może i pomaga - nie zapominając o jej ofiarach, przyznając - jak to robi - że ta tragedia budzi jej gniew. Jej gniew może przebudzić solidarność w innych ludziach.

Lenistwo wydaje się elementarnym brakiem miłości w człowieku. Jest grzechem przede wszystkim - jak wspomniałam - zaniechania, czyli odłożeniem na inny czas obowiązku, z którego powinnam się wywiązać dziś. Ale lenistwo nie kończy się jedynie na zaniechaniu codziennych obowiązków. Ma również głębszy wymiar: człowiek leniwy nie rozwija się duchowo...

- ...czyli popełnia grzech acedii. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa doświadczali jej głównie mnisi na pustyni, dziś zaś - jak zauważył Czesław Miłosz - acedii, czyli rozpaczy, nudy i ciemności duchowej zaznają miliony, choć nie są mnichami i nie żyją na pustyni.

- Ależ wielu z nas żyje na pustyni. Czy miasta, w których wieczorami we wszystkich oknach upiornie migają ekrany telewizorów, nie są pustyniami naszych czasów? Gdyby telewizor nie zagłuszał naszych myśli i sumienia, może usłyszelibyśmy krzyk dziecka maltretowanego za ścianą i pospieszylibyśmy mu z pomocą? Podejrzewam, że lękamy się pozostać ze sobą sam na sam, boimy się sami siebie, dlatego ogłupiamy się telewizją i rozrywkami. Ucieczką przed sobą bywa też nadmiar aktywności, rzucenie się w pracę, która zagłusza głos wewnętrzny. Pracujemy ciężko i szybko, lecz nawet w harmidrze codzienności musimy od czasu do czasu zatrzymać się, by pomyśleć o sobie i o bliźnim. Takie zatrzymanie i wyciszenie nie ma nic wspólnego z lenistwem, bo jest wsłuchaniem się w duszę. Czasami mam wrażenie, że nie chcemy się zatrzymać, że unikamy ciszy, bojąc się odkryć w sobie dobro, które zmusi nas do wyrzeczenia się egoizmu. Bo dobro wymaga wyrzeczeń, wysiłku duchowego i ofiary.

Cierpienie

- Ojcowie Kościoła powiadają, że acedia jest niechęcią do duchowego wysiłku, zmagania się z sobą; prowadzi do folgowania zmysłom, plotkarstwa, włóczenia się bez celu, niechęci do ludzi gorliwych, do bezwzględności i ciekawości…

- Do ciekawości?! Z tym się nie zgadzam, chyba że mowa o wścibstwie. Pracując dla dobra człowieka, nie sposób nie być go ciekawym, siedzieć tylko za biurkiem i patrzeć w ekran komputera.

Warto się natomiast zastanowić, dlaczego lenistwo pobudza do bezwzględności. Ktoś, kto nie dba o duszę - w ogóle nie troszcząc się o jej rozwój lub sądząc, że już wspiął się na duchowe szczyty - w obliczu pokusy nie potrafi oprzeć się na wartościach, nad którymi powinien pracować bezustannie. Nikomu bowiem wartości nie są ofiarowane raz na zawsze. Bóg - wiem, brzmi to patetycznie - kocha człowieka, zatem pragnie uchronić nas przed pokusami, chroni nas, paradoksalnie, nawet pozwalając, byśmy cierpieli. Cierpienie samo w sobie nie jest dobrem, niemniej pozwala zbliżyć się do dobra - w co wierzę - i rozwijać się duchowo.

- Cierpienie zazwyczaj prowadzi do rozpaczy duchowej…

- Będąc nastolatką rozpaczałam, nie wierzyłam, że cokolwiek wyzwoli mnie z niepełnosprawności. Dlaczego akurat mnie to spotkało? - pytałam. Na szczęście, na mojej drodze stanęli ludzie, którzy przekonali mnie, że taki bunt nie ma sensu. Człowiek ma prawo do rozpaczy, lecz dokąd ona prowadzi? Akceptując własną niepełnosprawność, uświadomiłam sobie, ile mogę ofiarować innym, i zrozumiałam, że los więcej mi dał, niż odebrał. Rozpacz postanowiłam przekuć na dobro.

Poznałam kiedyś pana, którego syn został bestialsko zamordowany kijem bejsbolowym. Nie chciałam go ranić, przypominając o śmierci syna, niemniej sam powiedział: syn dał mi siłę, bym pomagał innym. Człowiek ten założył stowarzyszenie wspomagające rodziców, którym przydarzyła się podobna tragedia. Oczywiście daleki był od tego, by twierdzić, że spotkało go dobro; mówił, iż człowiek z natury jest dobry, ale dobru trzeba pozwalać w nas rosnąć, nie wstydzić się go, a zło, którego doświadczamy, też przekuwać na dobro ofiarowywane bliźnim. Takim złem były np. choroby Jana Pawła II czy ks. Józefa Tischnera. Doświadczając cierpienia - powtarzam: to nie Bóg je zsyła - otrzymujemy dar.

Całe życie pytamy: po co cierpimy? Wierzę, że po to, byśmy się nie pogrążali w marazmie lub samozadowoleniu duchowym, żebyśmy nie myśleli, że cokolwiek otrzymujemy na zawsze.

Nuda

- Skąd się w nas bierze lenistwo?

- Najczęściej jest konsekwencją dojrzewania w środowisku, które nie szanuje pracy, akceptując strategię ,,przemykania się przez życie". Czasami lenistwo wynika z banalnej bezradności - dziecko wydaje się leniwe, a w istocie nie radzi sobie z domowymi problemami i zaniedbuje się w szkole; nie potrafi zdobyć się na wysiłek i się poddaje. Lenistwo bywa też konsekwencją bogactwa - dzieciom z zamożnych rodzin brakuje motywacji do pracy, bo co za różnica, skończą szkołę czy nie?

Wokół nas coraz więcej jest ludzi znudzonych, którzy nie wiedzą, co począć z wolnym czasem i gdzie szukać nowych wrażeń. Szukają ich więc podczas niedzielnych zakupów w hipermarkecie, gapiąc się w telewizor albo wierząc w zbawczą moc internetu. Na pozór wydaje się, że nie ma nic złego w przyglądaniu się wystawom sklepowym. Na pozór, bo gapienie się sprzyja bezmyślności i konsumpcjonizmowi. Najgorsze, że marnotrawimy czas, który można poświęcić na własny rozwój albo pomoc bliźnim.

- Jesteśmy tylko ludźmi: trudno wymagać, by wszyscy oddali się ascezie...

- Ale to nie znaczy, iż nie powinniśmy od siebie wymagać. Musimy żyć tak, by każdą chwilę przeżyć z sensem i nie żałować ani jednej sekundy. Ale... Kiedyś, wyjeżdżając na odpoczynek, zawsze targałam podręczniki, bo postanowiłam poświęcać wolny czas na naukę. Oczywiście, na dobrych chęciach zazwyczaj się kończyło, więc miałam wyrzuty sumienia. Aż w końcu ktoś poradził mi, żebym wyjeżdżając, zapomniała o podręcznikach, a wtedy będę miała spokojne sumienie. Wakacje są po to, by odpocząć, uwolnić się od codziennych problemów, podziwiać wschody i zachody słońca, kontemplować Boga i Jego dzieło.

- Odpoczynek to jedna sprawa, a świętowanie - to druga. Czy umiesz świętować?

- Nie wiem. Chcę, ale czy umiem?

- ,,Pamiętaj, abyś dzień święty święcił". To przykazanie nieraz przeszkadza nam w życiu…

- Nie myślę o niedzieli jako o święcie. W niedzielę chodzę do kościoła. To czas w kościele jest świętem, nie zaś niedziela jako taka. Staram się unikać rutyny, podtrzymywać w sobie radość świętowania, szczególnie Wielkiego Postu, od Środy Popielcowej czuję świętość czasu, który przeżywamy. Składam sobie wówczas wiele postanowień, np. że będę więcej pracowała...

- Ale przecież powinnaś świętować, nie zaś składać postanowienia, że weźmiesz na barki więcej obowiązków. Nie zatracasz miary?

- Nie pracuję po to tylko, by pracować. Pracuję dla kogoś. Przekroczyłabym miarę, gdybym np. przejęła obowiązki współpracowników, bo rzekomo wszystko potrafię najlepiej. Owszem: niekiedy zdarzało mi się ulec takiej pokusie, ale z czasem nauczyłam się wiele obowiązków oddawać innym. Inni mnie wręcz mobilizują. W pracy nie mam osobnego gabinetu - gdybym go miała, siedziałabym i nic nie robiła.

Każdy z nas ma cały świat na głowie - jak powiedział Jan Paweł II do Leszka Kołakowskiego, który dziękował, że Papież go przyjął, choć ma cały świat na głowie - ale czasami nie wie lub zapomina o świecie na swojej głowie. Pracownicy organizacji pozarządowych (ale czy tylko oni?) często ulegają syndromowi działacza: wydaje się nam, że tylko my mamy świat na głowie. Jak to jest w moim przypadku? W lutym poleciałam do Czeczenii, bo musiałam spotkać się z tamtejszymi współpracownikami PAH. Komuś może się wydawać, że poleciałam niepotrzebnie, bo wszystko można załatwić telefonicznie lub mailowo, lecz mnie potrzebny jest kontakt z żywym człowiekiem, muszę wszystkiemu się przyjrzeć i wszystkiego dotknąć, bo to daje mi energię. Jestem ciekawa ludzi, dla których i z którymi pracuję, muszę zatem znać ich potrzeby.

Uzależnienie

- Powiedziałaś kiedyś, że zapracowałabyś się na śmierć, gdybyś ciągle mieszkała w Warszawie…

- To prawda. Jeśli zostaję tam na weekend, zazwyczaj niedzielę spędzam w Fundacji. Na szczęście prowadzę ,,podwójne życie": jedno w Warszawie, drugie w Krakowie. W stolicy nie mam wielu znajomych, nie prowadzę życia towarzyskiego, nie bywam w kinie czy w teatrze, bo nie czuję takiej potrzeby. Żyję ze świadomością, że zawsze mam mnóstwo ważnych spraw do załatwienia. W Krakowie zwalniam tempo i dochodzę do siebie.

- Jesteś pracoholikiem?

- Jeśli za pracoholika uznamy kogoś, kto pracuje ciężko i dużo, to niewątpliwie nim jestem, choć nie czuję się od pracy uzależniona, bo czasami potrafię wyjść wcześniej z Fundacji.

- O której?

- Przed dwudziestą drugą.

- A pracę zaczynasz?

- O ósmej rano.

-Pracujesz czternaście godzin na dobę. Mówisz, że nie jesteś uzależniona od pracy?

- Co zrobić, kiedy naprawdę lubię pracować! Całe moje warszawskie życie wyznacza Fundacja - budząc się, już się cieszę, że sensownie przeżyję kolejny dzień; przed pracą, jeśli mogę, idę na basen, ale o ósmej siedzę już przy biurku i nie przeraża mnie myśl, że przesiedzę przy nim kilkanaście godzin, co nie wydaje mi się przesadą. Taka jest moja miara. Do domu wracam nie później niż o 22.30.

- Nie padasz ze zmęczenia?

- Mam kłopoty z zaśnięciem, więc biorę tabletki nasenne. A propos miary: Jan Paweł II też się nie oszczędzał: wstawał o piątej i pracował do wieczora. Zdumiewa mnie, ile czasu poświęcał na modlitwę, która również była jego pracą. Przyjmując pozytywną definicję pracoholizmu, można powiedzieć, że on też był pracoholikiem. Nawet kilkunastogodzinna praca nie męczy, jeśli jest sensowna - męczy jedynie praca bezsensowna. To paradoks, ale praca może też być przejawem lenistwa imitującego mrówcze krzątanie się wokół pozornych problemów. Każda aktywność musi czemuś służyć, zaś jej imitacja niszczy człowieka.

- Leksykon duchowości katolickiej mówi, że przejawem lenistwa jest m.in. nadaktywność. Praca może stać się sensem życia, ale człowiek ma też obowiązki wobec siebie, dlatego pytaliśmy, czy nie przesadzasz z pracą.

- Praca mnie cieszy, ale też całkowicie pochłania. Gdy w Azji zdarzyło się tsunami, nie mogłam powiedzieć, że potrzebuję czasu dla siebie, a poza tym jestem ledwo żywa, bo właśnie wróciłam z Darfuru. Byłam ledwo żywa, to prawda, ale gdy poleciałam na Sri Lankę, odzyskałam i energię, i samą siebie. Przyszły mi do głowy dziesiątki pomysłów, jak pomóc ofiarom tsunami. W pracy się nie oszczędzam, lecz nie sądzę, by ze szkodą dla życia duchowego...

- Ale ze szkodą dla zdrowia.

- Paradoksalnie, wysiłek fizyczny niezbyt mi szkodzi. Moi współpracownicy powiadają, że gdy podupadam na zdrowiu, powinnam wyjechać na jakąś misję, bo wysiłek fizyczny i psychiczny wytrąca mnie z marazmu i dodaje sił.

- A co mają robić ci, którzy są skazani na lenistwo, bo nie mają pracy? Bezrobotny może popaść w acedię, marazm i rozpacz bez własnej winy. Bernard z Clairvaux powiada, że dotknięci acedią żyją w cieniu śmierci. W pewnym sensie bezrobotni żyją w jej cieniu…

- Myślę, że bezrobotni nie są skazani na zgnuśnienie - przecież duża część z nich szuka pracy, podnosi kwalifikacje, nie rezygnując przy tym z rozwoju duchowego. Słysząc o ,,zgnuśnieniu", mam przed oczyma tysiące ludzi w gorszej sytuacji niż bezrobotni Polacy - np. ludzi, którzy w ośrodkach dla uchodźców oczekują potwierdzenia swojego statusu. Otrzymują wikt i opierunek, ale nie wolno im pracować - a to ich demoralizuje. Bezrobocie jest bolesnym doświadczeniem, ale nasz los zależy także od nas samych - pod warunkiem, że nie odbieramy nikomu możliwości aktywnego życia. Bóg stworzył człowieka nie do lenistwa, lecz do pracy: ,,Czyńcie sobie ziemię poddaną".

- Zastanawiasz się niekiedy, czy będziesz mogła pracować, jeśli pogorszy się Twoje zdrowie?

- Owszem, jako osoba niepełnosprawna wcześniej czy później będę musiała zwolnić. W moim przypadku może być tylko coraz gorzej. Boję się, że będę skazana na wózek albo będę musiała leżeć. Czytałam kiedyś ,,Dziennik pisany nocą" Herlinga-Grudzińskiego, a w nim opowieść o sparaliżowanej zakonnicy, która korespondowała z żołnierzami walczącymi na froncie. Oni pisali jej o koszmarach wojny, o swoich cierpieniach, chęci popełnienia samobójstwa. Ona ich podtrzymywała na duchu, tym samym często ratując ich życie. Poruszona tą opowieścią, rozmyślałam, jaki sens ma życie człowieka chorego lub okaleczonego, który nie może nawet ruszyć palcem. Otóż ma! Piotr Pawłowski, założyciel Fundacji ,,Polska bez barier", nie ma władzy w nogach i rękach, ale ile dobrego robi dla innych! Będzie mi ciężko, jeśli ze względu na chorobę nie będę mogła się wybrać tam, gdzie PAH niesie ludziom pomoc. Będę musiała żyć ze swoją niepełnosprawnością, ale aktywnym można pozostać nawet na wózku. Bo wszelka aktywność, nawet fizyczna, to domena ducha. Każda praca jest stwarzaniem świata i siebie.

Janina Ochojska jest założycielką polskiego oddziału organizacji charytatywnej "EquiLibre", a później - Polskiej Akcji Humanitarnej ( ), wyróżniona Medalem Świętego Jerzego w 1994 roku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
JANINA OCHOJSKA jest założycielką i prezesem Polskiej Akcji Humanitarnej. W 1989 r. współtworzyła polski oddział Fundacji EquiLibre, pod którego szyldem wyjechały z naszego kraju pierwsze ciężarówki z pomocą dla ogarniętej wojną Bośni. W późniejszych latach… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2006