Ładowanie...
Świadek tamtego Śląska
Świadek tamtego Śląska
Gdy w 1921 r. o losach Górnego Śląska miał przesądzić plebiscyt, graf Michael von Matuschka mieszkał w Lublińcu. Tam, inaczej niż w wielu innych miejscach, za Polską opowiedziało się niewiele mniej mieszkańców niż za przynależnością do Niemiec. Może to doświadczenie - życia w środowisku różnorodnym, ale zbalansowanym - zaowocowało jego tolerancją i poszanowaniem różnych punktów widzenia: Polaków, Niemców, Ślązaków.
Najważniejsi byli dla niego ludzie, bez względu na przynależność narodową. - To naprawdę był katolik, czyli człowiek, który obejmował wszystkich - mówi w rozmowie z "Tygodnikiem" ks. Wolfgang Globisch, duszpasterz mniejszości narodowych w archidiecezji opolskiej. Globisch wie, o czym mówi. W pracę, nazwijmy ją: "przed-polityczną", czyli w kontakty polsko-niemieckie, przed rokiem 1989 niezależne od władz PRL-u, Globisch zaangażował się już w latach 60., gdy nie było to zajęcie bezpieczne.
***
Matuschka - urodzony w 1888 r. w Schweidnitz/Świdnicy - jak wielu arystokratów, najpierw studiował, a potem był żołnierzem. Studia (w Lozannie, Monachium i Wrocławiu) skończył w 1910 r. jako doktor prawa. Potem służba wojskowa, w pułku kawalerii w Oławie (zakończona stopniem podporucznika rezerwy). Z tamtych czasów krążyła opowieść, jak skoczył na koniu na stół w oficerskim kasynie.
Fantazji, prawdziwie ułańskiej, nie brakło mu i w czasie wojny. Zmobilizowany, trafił na front rosyjski. Tam, pewnego dnia roku 1915, razem ze swymi huzarami ruszył na patrol. Dostali się pod ostrzał Rosjan. Ciężko ranny Matuschka podkomendnym nakazał odwrót, a sam został, by osłaniać ich ogniem; tak trafił do niewoli.
Po trzech straszliwych latach w obozie na Syberii udało mu się uciec. Tygodniami samotnie przedzierał się przez syberyjską pustkę. Nieraz myślał, że zostanie tam na zawsze. Nie taka śmierć była mu jednak pisana. Korzystając z chaosu, jaki wybuchł w Rosji po bolszewickiej rewolucji, w 1918 r. dotarł do linii frontu niemiecko--rosyjskiego i dalej, na Śląsk. Ale w domu miejsca nie zagrzał: podleczony, trafił tym razem na front zachodni.
Wrócił obwieszony odznaczeniami, otoczony legendą odważnego żołnierza i oddanego dowódcy. "Był - pisał później jego syn Victor - żołnierzem z krwi i kości (...), ale obce było mu wszelkie wyidealizowane bohaterstwo". No i nie takiego chciał życia. Powołanie znalazł gdzie indziej: nie burząc, lecz budując.
***
Po wojnie zaczął urzędniczą karierę, której zwieńczeniem było stanowisko starosty opolskiego - w 1923 r., w wieku 34 lat. Prof. Joanna Rostropowicz - historyk Uniwersytetu Opolskiego, która przed kilku laty przypomniała jego postać, tak pisała w lokalnej gazecie: "Po reformie administracyjnej z 1927 roku powiat opolski był największy w prowincji górnośląskiej pod względem obszaru. Wymagał ożywienia gospodarczego i dostosowania do nowych warunków. Trzeba było wybudować mieszkania dla ludności, która po plebiscycie przeniosła się na ten teren z części przyznanej Polsce. Osiągnięciem Matuschki było zbudowanie szkół w kilku opolskich miejscowościach (...). Czynił to z troski o dobro młodzieży. »Dzieci - pisze hrabia w jednym ze swoich artykułów zamieszczonych w "Oppelner Heimatkalender" (Kalendarz Opolski) - miały zbyt daleko do szkoły. Jesienią i zimą przychodziły mokre i zmarznięte, wskutek czego chorowały«".
Starosta miał namawiać nauczycieli-Polaków, którzy wyjechali po plebiscycie, by wrócili i uczyli tu w polskich szkołach. Wtedy, po powstaniach, po żadnej stronie granicy nie było atmosfery sprzyjającej tolerancji.
A jednak Matuschka był szanowany przez wszystkich; mówił po śląsku, umiał porozumieć się z mieszkańcami. Do dziś coś po nim zostało, mówi w rozmowie z "Tygodnikiem" wicestarosta opolski Krzysztof Wysdak: - Opole to miasto po wymianie ludności po wojnie, o pamięć tu trudno. Jednak w okolicznych wsiach budynki po Matuschce zostały. On był człowiekiem o szerokich horyzontach, zaangażowanym w rozwój regionu. Potrzebował ludzi znających uwarunkowania, ale różnorodnych.
Niezwykłe było i to, że wspierał demokratyczną Republikę Weimarską. Jak na arystokratę, postawa wtedy rzadka.
***
Starania Matuschki o znalezienie modus vivendi dla współżycia Polaków i Niemców w tym zapalnym regionie skończyły się wraz z nadejściem nazizmu. Nie pozwolił na wywieszenie flagi ze swastyką z balkonu starostwa. Niebawem usunięto go ze stanowiska: i starosty, i posła do pruskiego landtagu (parlamentu prowincji Prusy, do której należał Śląsk) z ramienia katolickiej Partii Centrum, którym był od 1932 r.
Dalej był urzędnikiem, pracował w Berlinie, Wrocławiu i Katowicach (jako zmobilizowany "do pracy na rzecz wysiłku wojennego"). W jego aktach personalnych odnotowano, że jest zdecydowanym przeciwnikiem narodowego socjalizmu.
Na ten czas przypada jego rozmowa z wrocławskim kardynałem Bertramem: Matuschka poinformował przewodniczącego niemieckiego Episkopatu, co dzieje się w okupowanej części Górnego Śląska (w 1939 r. włączonej do Rzeszy), jak wygląda tam niemiecka okupacja; prawdopodobnie poinformował też kardynała, co dzieje się w Auschwitz.
Pracując w urzędzie rolniczym w Katowicach (rodzina została we Wrocławiu), Matuschka miał pomagać wielu Polakom - np. wyciągał więźniów z Auschwitz, z uzasadnieniem, że konieczne jest ich zatrudnienie w jakimś z podległych mu zakładów.
Wtedy, podczas rozmowy z Bertramem, pytał, czy powinien odmówić pracy w urzędzie III Rzeszy. Kardynał namawiał go, by pozostał dyrektorem urzędu rolnego w Katowicach. Jeden ze świadków stwierdził potem: "Jako chrześcijanin Matuschka podejmował na co dzień szereg działań, niespektakularnych, bo na miarę swych możliwości, by pomóc prześladowanym Polakom, Żydom i Kościołowi, o ile tylko było to w jego mocy. Traktował to jako swoją drobną, prywatną wojnę z nazizmem".
***
Aresztowany przez gestapo po nieudanym zamachu na Hitlera w lipcu 1944 r., został oskarżony o udział w spisku (w planach opozycji Matuschka przewidywany był, po obaleniu Hitlera, na funkcję wojewody we Wrocławiu). Proces - podobnie jak inne procesy spiskowców - był filmowany (propaganda wykorzystywała potem nagrania); na filmie widać, że Matuschka był w śledztwie torturowany. Nie przyznał się do żadnej winy.
Skazano go na śmierć i konfiskatę całego majątku rodziny; wyrok wykonano tego samego dnia - 14 września 1944 r. To dzień, w którym na Górze św. Anny - gdzie w pielgrzymkach wielokrotnie uczestniczył - obchodzi się uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego. "Co za łaska w dniu Podwyższenia Krzyża dla honoru ojczyzny być powieszonym" - miał powiedzieć przed egzekucją do kata.
Na zdjęciu zrobionym podczas odczytywania wyroku śmierci widać, że patrzy jakby w górę. Jego żona Pia zapisała potem na fotografii cytat z Pisma Świętego: "Kiedy go kamieniowali, widział otwarte niebo".
Wcześniej, w 1943 r., ofiarował żonie książeczkę Romano Guardiniego, poświęconą modlitwie różańcowej, z dopisaną lapidarną dedykacją: "Teraz!". Odnosiła się do fragmentu książki, który mówił, że nadchodzi "godzina, w której - aby wypełnić wolę Boga - będziemy musieli zdecydować się między Dobrem a Złem".
***
Zbieranie podpisów w sprawie procesu beatyfikacyjnego Matuschki zainicjował jego kolega z gimnazjum Ferdinand Elbel; uważał go za męczennika. Opinia ta pojawiła się zresztą tuż po śmierci Matuschki, gdy we wrocławskiej parafii, gdzie mieszkał przed aresztowaniem, proboszcz odprawił mszę za zmarłego w czerwonym ornacie - kolor, którego używa się, gdy jest liturgiczne wspomnienie męczenników - a w kazaniu mówił o sensie męczeńskiej ofiary z własnego życia.
Matuschka był bowiem nie tylko przeciwnikiem Hitlera, ale też głęboko wierzącym katolikiem.
- Jako Niemiec, żołnierz i prawnik zawsze kierował się zasadami Ewangelii. Pokazał, że nawet w głęboko skomplikowanych czasach można być sobą i dać heroiczne świadectwo - mówi dziś ks. Globisch.
Procesem beatyfikacyjnym zajmuje się kuria arcybiskupia w Berlinie. W Polsce natomiast 1 września 1998 r. na budynku wrocławskiego Ossolineum (kiedyś było to Gimnazjum św. Mateusza, gdzie się uczył) odsłonięto tablicę poświęconą Matuschce.
W Opolu trwają starania o umieszczenie tablicy upamiętniającej Matuschkę na ścianie budynku dawnego starostwa. Projekt jest, inicjatorzy czekają jeszcze na opinię Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. - Tablica będzie z piaskowca, jasna, nie żaden brąz. Będzie współgrała z fasadą, jak w starych dobrych wzorach architektonicznych - mówi wicestarosta Wysdak.
Matuschce pewnie by się podobało.
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]