Polsko-niemiecka wojna o Śląsk

Prof. Ryszard Kaczmarek: Bez wsparcia Polski nie byłoby powstań śląskich – może poza pierwszym, które wybuchło sto lat temu. Tymczasem to one przesądziły, że spora część regionu znalazła się w granicach Rzeczypospolitej.

05.08.2019

Czyta się kilka minut

 /
/

ZBIGNIEW ROKITA: Czy na Górnym Śląsku można było na przełomie lat 1918 i 1919 prowadzić – jak w Wielkopolsce – politykę faktów dokonanych i otrzymać dla Polski cały ten region?

RYSZARD KACZMAREK: Tak sądzili twórcy konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Chcieli powtórzyć scenariusz wielkopolski: robimy powstanie w porozumieniu z Poznaniem i Warszawą, a zaraz potem na Górny Śląsk wkracza polskie wojsko pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa tutejszym Polakom. Scenariusz ten był realny – w sensie politycznym – aż do zakończenia konferencji pokojowej w Paryżu w czerwcu 1919 r. Mocarstwa zachodnie, na czele z Francją i Anglią, zaakceptowały to, co stało się w Wielkopolsce jeszcze przed podpisaniem traktatu wersalskiego. Gdyby nie było tam powstania, to pozostaje pytaniem otwartym, czy alianci przyznaliby cały ten region Polsce? Uważano, że tak samo mogło być z Górnym Śląskiem – gdyby i tu wybuchło wcześniej zwycięskie powstanie. Nie miało znaczenia, że Rzeczpospolita utraciła Wielkopolskę w wyniku zaborów pod koniec XVIII w., a Górny Śląsk odpadł jeszcze w średniowieczu.

Nie miałoby znaczenia, że waga Górnego Śląska np. dla gospodarki była większa?

Tak uważam. Jednak polityka to tylko jeden element układanki, gdyż na poziomie wojskowym był to scenariusz nierealny. Sytuacja militarna w obu regionach była nieporównywalna. W Wielkopolsce w grudniu 1918 r. oddziały niemieckie były słabe, bez woli walki. Naprzeciw nich stały powstańcze wojska polskie, liczące w szczytowym momencie kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Na Górnym Śląsku było odwrotnie: w pierwszych miesiącach 1919 r. stacjonowały tam już regularne oddziały niemieckie, a POW Górnego Śląska nie miała porównywalnych sił. Wiele do życzenia pozostawiało uzbrojenie: jeden karabin przypadał na czterech-pięciu powstańców. Bez zaangażowania regularnego Wojska Polskiego sukces militarny był niemożliwy.

Większość sił tworzonego Wojska Polskiego była już zaangażowana: w wojnę z Ukraińcami o Galicję, na rysującym się froncie bolszewickim, na Śląsku Cieszyńskim…

Myślano głównie o Błękitnej Armii Hallera, która miała przybyć z Francji. Ale ona dotarła dopiero w kwietniu 1919 r. i nie była gotowa od razu do walki o Górny Śląsk.

Czy używanie zbiorczej nazwy „powstania śląskie” na określenie trzech wydarzeń – z sierpnia 1919, sierpnia 1920 i maja-lipca 1921 r. – nie zamazuje nam obrazu? Pod względem intensywności i długości trwania różnią się one zasadniczo: dwa pierwsze były niewielkimi zrywami, trzecie miało znamiona regularnej wojny.

Każde powstanie śląskie było odmienne pod względem militarnym i politycznym. Nie były też ciągiem zdarzeń. Ani pierwsze nie determinowało wybuchu drugiego i trzeciego, ani drugie trzeciego. To nie tak, że nie osiągano jakiegoś celu, więc wybuchało kolejne powstanie.

Nie były to trzy akty tej samej sztuki?

Mówi się, że przyczyną wybuchu pierwszego, 16 sierpnia 1919 r., była chęć przeciwdziałania represjom niemieckim. Z dokumentów wynika jednak, że było ono raczej próbą realizacji scenariusza wielkopolskiego, choć cel ten był już nierealny. W sierpniu 1919 r. sytuacja jest inna niż w grudniu 1918 r.: traktat wersalski jest już podpisany, Polska i Niemcy go zaakceptowały, o przynależności Górnego Śląska rozstrzygnąć ma plebiscyt, zaplanowany na marzec 1921 r. Z punktu widzenia Warszawy wybuch powstania jest kłopotliwy.

Nie jest ono uzgodnione z Warszawą?

Nie. Jego dowódcy nie podporządkowują się postanowieniom traktatu wersalskiego. Gdy wybucha, Alfons Zgrzebniok i inni przywódcy dopiero szukają poparcia Warszawy czy bezpośrednio u generała Hallera. Bezskutecznie.

Czasem przywołuje się słowa przypisywane Piłsudskiemu, który miał powiedzieć w sierpniu 1919 r., gdy emisariusze ze Śląska przybyli prosić go o pomoc: „Śląsk to stara niemiecka kolonia. Mam w dupie ten cały Śląsk”. Czy one padły?

Nie znalazłem potwierdzenia źródłowego, oprócz nie do końca wiarygodnych notatek prasowych. Ale nawet gdyby tak powiedział, politycznie nic to nie znaczyło, bo liczą się podejmowane decyzje. A rząd polski był wówczas w klinczu. Wojsko Polskie teoretycznie mogło wkroczyć na Śląsk, czyli wówczas nadal do Niemiec, i pomóc powstaniu, które wówczas nie skończyłoby się po ośmiu dniach. Ale to oznaczałoby konflikt Polski z aliantami, co byłoby szkodliwe dla budowania państwowości polskiej – politycznie i finansowo, bo zrujnowany kraj liczył też na pomoc materialną. Starano się więc uzyskać zgodę mocarstw na wprowadzenie na Śląsk choćby niewielkich oddziałów, ale ci odmawiali: do czasu wkroczenia tu wojsk alianckich – w roli „sił pokojowych”, co nastąpiło na początku 1920 r. – Górny Śląsk był suwerennym terytorium Niemiec. Pierwsze powstanie śląskie było więc – formalnie rzecz biorąc z punktu widzenia Berlina – irredentą, stawiającą sobie za cel oderwanie kawałka jednego państwa i przyłączenia do drugiego.

Czy pierwsze powstanie wpływa w jakikolwiek sposób na dalszy bieg wypadków? Czy gdyby nie wybuchło, wszystko potoczyłoby się dalej tak samo?

Alianci by wkroczyli, plebiscyt by się odbył. Nie sądzę, aby powstanie z 1919 r. coś tu zmieniło. Istotny był może fakt, iż Niemcy zorientowali się, że ich głównym przeciwnikiem na Górnym Śląsku nie są „spartakusowcy”, czyli komuniści, że napięcia nie mają wyłącznie podłoża ekonomicznego, że na ulice wychodzą nie tylko niezadowoleni robotnicy. Docenili czynnik narodowy. Poza tym po pierwszym powstaniu, poniesionych ofiarach i mordach politycznych, pogłębia się przepaść między obydwiema stronami. Obie strony, a przynajmniej ludzie o skrystalizowanej świadomości narodowej głoszą, że nie można już znaleźć rozwiązania kompromisowego. Gdy dziś rozmawiam z historykami niemieckimi o tym, na jakie ustępstwa był gotów Berlin, odpowiadają, że na żadne. Berlin nie był gotowy na oddanie nawet kawałka Górnego Śląska. No, może w 1921 r. po plebiscycie zgodzono by się oddać powiaty pszczyński i rybnicki. Zresztą Warszawa też wychodziła z założenia, że Polsce należy się cały region oceniany jako etnicznie polski.

Potem, w międzywojniu, sanacja ustami wojewody Michała Grażyńskiego starała się wpisać powstania śląskie w tradycje zrywów niepodległościowych. Czy powstania śląskie różnią się od XIX-wiecznych polskich powstań?

Tak – i dlatego w tytule mojej ostatniej książki piszę o wojnie polsko-niemieckiej. Po pierwsze, XIX-wieczni powstańcy nie mogli liczyć na zewnętrzną pomoc państwa polskiego, bo takie nie istniało. Natomiast powstania śląskie mogły udać się tylko pod warunkiem otrzymania takiej pomocy. Po drugie, w XIX w. powstania wybuchały na ziemiach utraconych w wyniku zaborów, ich celem było odtworzenie Rzeczypospolitej w granicach sprzed 1772 r. Górny Śląsk się w tej definicji nie mieścił. No i była to już inna rzeczywistość niż w XIX w.: endecja myślała już o Polsce zbudowanej na zasadach etnicznych, chociaż Piłsudski walczył o Rzeczpospolitą Trojga Narodów, z Litwinami i Ukraińcami.

Obowiązująca narracja o powstaniach śląskich sprowadza się głównie do walki narodowej o powrót do Polski. Z Pana książki wynika, że motywacji był cały gąszcz: językowe, religijne, także klasowe.

Powstania śląskie są wydarzeniami skomplikowanymi. Mówię o nieznanej wojnie polsko-niemieckiej, bo czynnik państwowo-narodowy jest tu najważniejszy, ale nie oznacza to, że nie ma szeregu innych uwarunkowań. Było wiele czynników, które wpływały na konflikt polsko-niemiecki trwający na Górnym Śląsku od przełomu wieków XIX i XX.

Czy dobrym kluczem do analizy powstań jest klucz klasowy? Profesor Edward Długajczyk nazywa je „buntem oburzonych”.

Niewątpliwie to ważny aspekt. Polscy działacze narodowi podnosili fakt, że ludność polskojęzyczna jest plebejska, a elity składają się z Niemców. Wcześniej, przed rokiem 1914, wszyscy w Niemczech odczuwali gospodarczą prosperity i pozytywne zmiany socjalne, jakie zaszły między połową XIX a początkiem XX wieku – nawet jeśli wschodnie regiony Rzeszy w mniejszym stopniu niż reszta kraju. Natomiast po 1918 r. sytuacja była inna i czynnik klasowy już działał. Niemcy borykały się z kryzysem gospodarczym i bezrobociem, załamanie marki prowadziło do utraty oszczędności. Gdy na to nałożyło się hasła narodowe, wszystko zadziałało. Od pierwszego powstania śląskiego było to główną motywacją do głosowania za Polską w plebiscycie. Traktat wersalski przyniósł kolejne. Pytano: „Dlaczego Górnoślązacy, dotąd wykorzystywani przez Niemców, mają płacić za nich reparacje?”.

W odniesieniu do powstańców śląskich mówi się też o „spóźnionych” na I wojnę światową: młodych ludziach, którzy chcieli przeżyć męską przygodę.

Z badań dr. Pawła Parysa wynika, że najwięcej powstańców to ludzie, którzy przeszli szkolenie wojskowe w armii niemieckiej, ale byli za młodzi, gdy kończyła się wojna, i nie trafili na front. Oni postrzegali wojnę nie jako piekło, lecz tak, jak rysowała ją propaganda niemiecka: jako czyn patriotyczny. Legendą jest zresztą, że ci, którzy w latach 1914-18 byli w okopach, po 1918 r. nie chcieli dalej walczyć. Oni też walczyli o Górny Śląsk.

Rok później, w sierpniu 1920 r., wybucha drugie powstanie: jedyne w pełni wygrane, jeśli mierzyć efekty do założonych celów.

To najmniej przebadane powstanie, bo ono w ogóle z trudem mieści się w obiegowym wyobrażeniu powstania. Bardziej przypomina demonstrację, nie dochodzi do dużych walk, pochłania najmniej ofiar – po stronie polskiej około stu zabitych. Wschodnią część Górnego Śląska powstańcy zajmują, bo po drugiej stronie nie ma już wojska niemieckiego, które mogłoby ich powstrzymać, a oddziały alianckie, które mają pilnować porządku, wycofują się do koszar. Pamiętajmy, że na Górnym Śląsku od stycznia 1920 r. nie stacjonują regularne wojska niemieckie. Jest tylko składająca się głównie z Niemców policja (Sicherheitspolizei, Sipo). I jest też Kampforganisation Oberschlesien (Organizacja Bojowa Górnego Śląska), która jednak ma inny charakter niż POW: konspiracja niemiecka jest nastawiona na dywersję i nie jest w stanie wystawić równorzędnych liczbowo oddziałów w polu.

Celem tego powstania jest doprowadzenie do rozwiązania Sipo i wymuszenie obietnicy utworzenia neutralnej plebiscytowej policji polsko-niemieckiej.

I gdy ten cel udaje się osiągnąć, po pięciu dniach powstanie się kończy. Dzięki niemu stosunki na obszarze plebiscytowym stają się równiejsze. Policja niemiecka nie może już zakazywać polskich zebrań, a pozwalać na niemieckie.

Czy w tym powstaniu Warszawa odgrywa większą rolę niż w pierwszym?

Tak, od 1920 r. za działania zbrojne na Górnym Śląsku odpowiada de facto Wojsko Polskie. Mamy wiele dokumentów mówiących o przerzucaniu broni, oficerów i ochotników, o prowadzonej działalności wywiadowczej itd.

Dlaczego Polakom udało się tu zbudować struktury wojskowe i zmobilizować miejscowych do walki, a Niemcy nie byli w stanie tego zrobić? Wszak w marcu 1921 r. plebiscyt pokaże, że większość Górnoślązaków popiera przynależność regionu do Niemiec.

Niemcy byli nastawieni nie na walkę, lecz na plebiscyt. Myśleli, że jego rezultat rozstrzygnie o losie regionu, gdyż do tego zobowiązały się mocarstwa w traktacie pokojowym. Po co w takim razie budować tak dużą konspirację wojskową jak Polacy, skoro zdecyduje głosowanie? Zamiast tego ważna jest dla nich dywersja, komanda mordujące polskich przeciwników politycznych i ważny jest wywiad, by znać nastroje. Do obu tych celów nie potrzeba dużych oddziałów zbrojnych. Dopiero podczas trzeciego powstania Niemcy musieli organizować się do prawdziwej walki w polu, zupełnie od nowa.

Wcześniej dominował po ich stronie naiwny legalizm?

Myśleli racjonalnie. Tylko raz odeszli od takiej strategii – w przeddzień drugiego powstania. Sądzili, że marsz Tuchaczewskiego na Warszawę sprawi, iż uda się uniknąć plebiscytu, tak jak uniknięto go na Śląsku Cieszyńskim [mocarstwa przyznały Czechosłowacji większość spornego Zaolzia bez plebiscytu, dzięki lobbingowi polityków czeskich w Paryżu; Czesi bali się, że może go wygrać strona polska – red.]. Pomysł Niemców był prosty: po zajęciu Warszawy bolszewicy zbliżą się do granicy z Górnym Śląskiem, mogą nań wkroczyć, więc alianci będą potrzebować Niemiec. Użyli tego argumentu na przełomie lipca i sierpnia w korespondencji z aliantami. Byli triumfalistycznie nastawieni: uważali, że uda się zachować Górny Śląsk bez plebiscytu. Niemieckie rozruchy, które poprzedziły drugie powstanie, były pokłosiem tych nastrojów.

Symbolem rozruchów stał się doktor Andrzej Mielęcki, który pomagał rannym, także Niemcom, a następnie został przez niemiecką bojówkę zakatowany. Kiedy Niemcy zaczynają przygotowywać się do zbrojnego starcia na pełną skalę, do którego dojdzie wiosną 1921 r.?

Na przełomie jesieni i zimy 1920 r.

Czyli na kilka miesięcy przed plebiscytem. Przestali w niego wierzyć?

Raczej zaczynają doceniać wagę, jaką w plebiscycie może odegrać polska konspiracja wojskowa, zwana już wtedy Dowództwem Obrony Plebiscytu. Tworzy się równolegle niemiecka organizacja wojskowa, ale jest słabsza od polskiej. Większe oddziały niemieckie powstaną dopiero w maju 1921 r., podczas trzeciego powstania.

Wciąż toczą się spory, jakie były proporcje miejscowych i napływowych podczas trzeciego powstania w wojskach obu stron. Brak tych danych to jeden z zarzutów wobec Pańskiej książki. Na ogół polscy komentatorzy podają proporcje: w oddziałach polskich 90 proc. miejscowych i 10 proc. napływowych, a w niemieckich odwrotnie.

Nie dysponuję takimi danymi, które mogłyby zostać uznane za wiarygodne – ani w odniesieniu do oddziałów polskich, ani do niemieckich – nie jestem więc w stanie nawet oszacować tych stosunków.

A jak wyglądało uzbrojenie?

Nie było już polskich powstańców bez broni. Pojawiają się pociągi pancerne, artyleria i konnica, choć dominuje broń strzelecka. Na Górny Śląsk przekazują ją władze obu krajów. Dla 60 tys. powstańców przerzucono z Polski 50 tys. karabinów. To inna sytuacja niż rok czy dwa lata wcześniej, gdy bronią trzeba się było dzielić. Z Polski przybywają też dowódcy.

Nie mogli dowodzić miejscowi?

Gdyby dowodzili podoficerowie górnośląscy – bo oficerów po prostu brakowało – wtedy trzecie powstanie pewnie wyglądałoby tak jak pierwsze.

Charakter działań też jest inny?

O ile w pierwszych dwóch powstaniach opanowywano głównie miasta, a do wymiany ognia dochodziło sporadycznie, o tyle trzecie powstanie – szczególnie po 21 maja 1921 r., gdy Niemcy kontratakują – to już klasyczna wojna. Mamy regularną linię frontu, walki toczą się nie w okręgu przemysłowym, lecz w części rolniczej, gdzie – aby przełamać front – trzeba mieć przewagę ognia. Trzecie powstanie trwa też znacznie dłużej, od maja do początku lipca.

Co się dzieje, gdy żołnierze jednej strony biorą jeńca? Zabijają, biją na kwaśne jabłko i puszczają bez galotów?

Po obu stronach zdarzały się przypadki mordów, ale na ogół pojmanych wysyłano do obozów jenieckich – jednych głównie do Cottbus, drugich do Bierunia.

A mordy na cywilach?

Aż do jesieni 1921 r. część niemieckich żołnierzy z tzw. Freikorpsów wkraczała na były obszar plebiscytowy i dokonywała mordów, ofiary można liczyć w setkach. To był szerszy problem: po I wojnie światowej doszło do brutalizacji życia społecznego, czemu sprzyjały słabe struktury państwowe i nędza. Szczególnym problemem było to wśród młodych, którzy w części nie chodzili do szkoły, nie mogli znaleźć pracy, przystępowali do grup bandyckich.

Do aktów terroru dochodziło też po polskiej stronie. Czarną kartą jest atak na Hołdunów pod Pszczyną.

W trakcie drugiego powstania polskie oddziały zaatakowały tę ewangelicką niemiecką osadę i spaliły część domów. Korfanty ofiarował później pieniądze na odbudowę Hołdunowa. Alianci jak zwykle reagowali z opóźnieniem.

Dlaczego alianci często byli bierni, choć ich „siły pokojowe” miały zapewniać bezpieczeństwo na obszarze plebiscytowym?

Na Śląsku stacjonowali do plebiscytu przede wszystkim żołnierze z Francji i Włoch. Tajemnicą poliszynela było, że Francuzi wspierali Polaków, a Włosi – Niemców. Wspierali, ale nie zamierzali walczyć. Ich zadaniem było przeprowadzenie plebiscytu. Porządku miała pilnować policja: Sipo, a po drugim powstaniu policja polsko-niemiecka. Alianci głównie siedzieli w garnizonach w miastach, nie było ich w terenie. Byli w Pszczynie, nie było ich w Hołdunowie. Gdy coś się działo, trzeba było ich ściągnąć, ale francuscy i włoscy oficerowie mieli za sobą cztery lata wojny i nie kwapili się, by interweniować. To zresztą syndrom znany także ze służby żołnierzy ONZ, np. z Bośni. Proszę sobie wyobrazić, że w 1921 r. przyjeżdża na dwóch ciężarówkach oddział z francuskim oficerem i żołnierzami do górnośląskiej wsi. Rozgorączkowana ludność opowiada coś po polsku czy niemiecku, winowajców już nie ma. Trudno ustalić w ciągu kilku minut, co się stało, więc odjeżdżają. A gdy odjeżdżają, walki odżywają na nowo.

Czy można interpretować trzecie powstanie jako formę szantażu Korfantego wobec aliantów po tym, jak wynik plebiscytu okazał się dla strony polskiej niekorzystny?

To był szantaż. Wiosną 1921 r. Wojsko Polskie – za zgodą Piłsudskiego i premiera Witosa – przygotowywało się zresztą do wsparcia powstania, które miało się niebawem rozpocząć. Korfanty przekonywał, że należy powtórzyć scenariusz z 1920 r.: zademonstrować siłę, aby osiągnąć cel. 2 maja wszystko jest gotowe, ale na 24 godziny przed planowanym wybuchem okazuje się, że Warszawa jednak nie poprze powstania. To ogromnie zaskakuje Korfantego.

Warszawa nie chciała zawalczyć o region?

Podejrzewam, że wahanie wynikało z nacisków Paryża. Premier Aristide Briand po wybuchu powstania wysłał depeszę do ambasadora w Warszawie, polecając, by ten zakazał rządowi polskiemu angażować się w to, jak napisał, „kompletne szaleństwo”. Ale francuscy wojskowi niekoniecznie podzielali opinię swego premiera. Tuż przed wybuchem powstania z Górnego Śląska wyjeżdża dowódca wojsk alianckich w regionie Henri Le Rond. W kolejnych tygodniach jego nieobecność sparaliżuje działania aliantów na Górnym Śląsku. Wyjeżdża, choć premier Briand kazał mu zostać.

Dlaczego wyjechał?

Podejrzewam, że podjął tę decyzję po którejś z kolei rozmowie z Korfantym. Dogadali się, że powstanie wybuchnie, a Le Rond – nie mogąc oficjalnie poprzeć Polaków – wolał wyjechać. Wobec braku poparcia Paryża i Warszawy Korfanty bierze odpowiedzialność na siebie i decyduje o rozpoczęciu walki. Gdyby się ugiął, powstanie by nie wybuchło.

I co by się stało? Dostalibyśmy skrawki regionu, co zapowiadali alianci?

Dostalibyśmy powiaty pszczyński i rybnicki, może też lubliniecki. Rola Korfantego w tym momencie była ogromna. Gdy powstanie wybuchło, Warszawa nie mogła się wycofać, powodzenie akcji zbrojnej na Górnym Śląsku zależało od wsparcia Warszawy, Wojsko Polskie uruchomiło pomoc dla powstańców. Po kilku dniach, gdy zajęto znaczne tereny, Korfanty uznał – wzorem drugiego powstania – że cele osiągnięto, i wezwał do zakończenia powstania i strajku generalnego. Zakładał, że wystarczy czekać, aż alianci uznają jego zdobycze. Na froncie padło więc: „Chopcy, powstanie skończone, idymy do dom”. Nikt nie przypuszczał, że będzie trwać jeszcze półtora miesiąca, i że będą to krwawe walki. „Chopcy” zresztą częściowo szli „do dom”, a dowódcy ich ściągali z powrotem.

Gdzie zapadały decyzje w sprawie Górnego Śląska, kto miał największy wpływ na bieg wypadków?

Do 1919 r. w Paryżu i Londynie. Później punkt ciężkości przeniósł się do Berlina i Warszawy. Alianci uzgodnili plebiscyt, a Polska i Niemcy musiały zdecydować, czy to zaakceptują, czy też sięgną po inne środki. Formalnie obie strony zaakceptowały plebiscyt, ale Polska nie wykluczała także akcji zbrojnej jako środka politycznego nacisku. Niemcy zresztą też miały świadomość, że gdy dochodzi już do walki na Górnym Śląsku, trzeba się w nią zaangażować i rząd w Berlinie, mimo oficjalnych deklaracji o neutralności, w czasie trzeciego powstania przerzucał uzbrojone oddziały na teren plebiscytowy.

Jak długo decyzje zapadają w Berlinie i Warszawie?

Do końca trzeciego powstania. Wówczas, latem 1921 r., sytuacja wraca do punktu wyjścia. Następuje dyktat mocarstw, które dzielą Górny Śląsk według swojego uznania.

Mówiliśmy wcześniej o szantażu – może więc mocarstwa dzielą, ale zaszantażowane przez Warszawę?

Rozstrzygnięcie jest oczywiście na korzyść Polski. Alianci zrozumieli, że Berlin i Warszawa nie są w stanie się porozumieć. Więc powrócono do rozmów – które mogłyby się odbyć już na konferencji pokojowej w 1919 r. – pozostawiając właściwie na boku wyniki plebiscytu. Wszystkie górnośląskie miasta głosowały za Niemcami, a jednak koniec końców część z nich w górnośląskim okręgu przemysłowym przyznano Polsce.

Wygląda na to, że do listy naszych wojen o granice z lat 1918-21 powinniśmy dopisać tę z Niemcami o Górny Śląsk. Jak długo trwała?

Niewypowiedziana, ale jak najbardziej realna wojna polsko-niemiecka o ten region toczyła się z przerwami od lata 1919 r. do 5 lipca 1921 r., kiedy zawarto rozejm kończący trzecie powstanie. Oficjalne włączenie przyznanej Polsce części Górnego Śląska nastąpiło – już na drodze pokojowej – w czerwcu-lipcu 1922 r., przebieg nowej granicy nabrał zaś mocy prawnej 15 lipca 1922 r. ©

PROF. RYSZARD KACZMAREK (ur. 1959) jest wykładowcą Uniwersytetu Śląskiego. Badacz dziejów Górnego Śląska, autor wielu książek, m.in. „Polacy w armii kajzera”, „Górny Śląsk podczas II wojny światowej”, „Polacy w Wehrmachcie”. Ostatnio wydał „Powstania śląskie 1919-1920-1921. Nieznana wojna polsko-niemiecka”.

DODATEK DO „TYGODNIKA POWSZECHNEGO” 32/2019

Śląsk powstańczy 1919–1921
REDAKCJA: Wojciech Pięciak, Zbigniew Rokita
TYPOGRAFIA: Andrzej Leśniak
FOTOEDYCJA: Grażyna Makara, Edward Augustyn
KOREKTA: Sylwia Frołow, Grzegorz Bogdał, Maciej Szklarczyk

Na okładce: Pod Pomnikiem Powstańców Śląskich autorstwa Gustawa Zemły, Katowice 2017 r.
Fot. Andrzej Grygiel / PAP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz zajmujący się Europą Wschodnią, redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Autor książki „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”, Czarne 2018.  Za wydany w 2020 r. reportaż „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” otrzymał podwójną… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2019

Artykuł pochodzi z dodatku „Śląsk powstańczy 1919–1921