Srebrny Glob na wagę złota

Amerykanie zarzucili plany powrotu na Księżyc, ale to nie koniec wyścigu. Nowi zawodnicy marzą o zatknięciu na Srebrnym Globie swojej flagi i eksploatacji jego bajecznych bogactw. Pierwsze będą Chiny. Albo Google.

23.02.2010

Czyta się kilka minut

Księżyc / fot. NASA /
Księżyc / fot. NASA /

Brytyjski dziennikarz Sean Langan, przed dwoma laty porwany w Pakistanie, w niewoli talibów spędził trzy miesiące. Jak później mówił, najbardziej dziwiło go, że podczas przesłuchań wciąż powracał temat lądowania Amerykanów na Księżycu: talibowie chcieli, by przyznał, iż była to mistyfikacja.

40 lat po zrobieniu przez Neila Armstronga "małego kroku człowieka, lecz wielkiego kroku ludzkości", wciąż jest to dla wrogów Ameryki gorzka pigułka. Wyczyn, który kiedyś postrzegano jako triumf USA nad ZSRR, kapitalizmu nad komunizmem, myśli wolnej nad zniewoloną, również dla talibów jest przykrym świadectwem wyższości rozumu nad fundamentalistyczną wizją świata.

Mały wielki krok

Zresztą to amerykańscy - nawet nie radzieccy - tropiciele spisków od początku podejrzewali oszustwo. Teorie są dwie. Pierwsza głosi, że żadna z misji Apolla nigdy nie wylądowała na Księżycu, a zdjęcia i filmy nakręcono w Hollywood (miałby to zrobić Stanley Kubrick, reżyser "2001: Odysei Kosmicznej"). Rządowi Nixona chodziło o to, by dać prztyczka w nos Rosjanom i odwrócić uwagę od wojny w Wietnamie.

Druga teoria: astronauci wylądowali, lecz na miejscu napotkali rozwiniętą cywilizację, co przed opinią publiczną zatajono. Dowodów jest multum, by wymienić tylko tajemnicze zgony ludzi zaangażowanych w misję czy zniknięcie z archiwów NASA oryginalnego nagrania z lądowania Apolla 11. Najwięksi radykałowie wierzą, że Księżyca zwyczajnie nie ma.

A jednak jest. Trudny do zignorowania nocny towarzysz o jakby ludzkim obliczu; natchnienie lunatyków, czarownic i poetów. Najbliższa gwiazdka z nieba, jaką można było zdobyć.

W ferworze zimnej wojny zatknięcie flagi na Księżycu było wyczynem najwyższej próby, porównywalnym z wykradzeniem flagi konkurencyjnej drużynie skautów. 25 maja 1961 r. prezydent John F. Kennedy obiecał Kongresowi, że przed końcem dekady człowiek (czyli Amerykanin) stanie na Księżycu. USA przeżywały złą passę: miesiąc wcześniej w kosmos poleciał Jurij Gagarin, a amerykańska inwazja w Zatoce Świń, mająca obalić Fidela Castro, zakończyła się fiaskiem.

Wyścig był już zresztą rozpoczęty: 13 września 1959 r. radziecka sonda "Łuna 2" rozbiła się o powierzchnię Księżyca, zdoławszy przedtem przekazać na Ziemię pierwsze jej fotografie z bliska. Pionierskie bezzałogowe lądowanie na Księżycu - w roku 1966 - także należało do Rosjan. Ale to Amerykanin pierwszy przekroczył metę, i to na oczach świata. Polska była jedynym krajem komunistycznym, w którym telewizja w nocy z 20 na 21 lipca 1969 r. nadała bezpośrednią transmisję z lądowania Apolla 11. Podobno I sekretarz Władysław Gomułka chciał pokazać niedowiarkom, że Boga w kosmosie nie ma.

Meta osiągnięta, wyścig skończony. Od początku podboju jedynie 12 ludzi postawiło stopę na Księżycu. "Gdyby 20 lat temu ktoś mi powiedział, że nie wrócimy tam do dzisiaj, powiedziałbym, że jest naćpany" - stwierdził Charles Bolden, były astronauta, obecny szef NASA.

Księżycowe plany Busha

Siła przyciągania Księżyca ponownie wzrosła dopiero w XXI wieku. Wzięło się to po części z rozwoju nauki i techniki, dającego coraz bardziej realne nadzieje na praktyczne wykorzystanie naszego satelity i jego zasobów, po części ze zmiany układu sił na świecie - rozkwitu nowych mocarstw, które w księżycowym wyścigu jeszcze nie brały udziału - a po części z kłopotów Ameryki, podobnych do tych z roku 1961.

W styczniu 2004 r., gdy zaczęła wychodzić na jaw niezdolność USA do opanowania sytuacji w Iraku, prezydent George W. Bush ogłosił plan powrotu na Księżyc do roku 2020 i zbudowania tam stałej bazy. "Zdecydowaliśmy się eksplorować kosmos - rzekł Bush - bo w ten sposób ulepszamy nasze życie i wzmacniamy ducha narodu".

Nie chodziło o ponowne zatknięcie flagi. Oficjalne powody były bardziej naukowe: stała baza na Księżycu byłaby dobrym punktem wypadowym do dalszych wypraw w kosmos, bo start z jego powierzchni pochłania o wiele mniej energii niż z Ziemi. Księżyc to także raj dla astronomów - stąd można badać kosmos radioteleskopami niezakłócanymi atmosferą, ziemskimi szumami i zjawiskami sejsmicznymi. Ale Bush nie zasilił projektu obiecanymi funduszami. Wojny w Iraku i Afganistanie kosztowały coraz więcej, Waszyngton wolał inwestować w przemysł zbrojeniowy. Sprawy niebiańskie musiały ustąpić ziemskim.

1 lutego Barack Obama odwołał księżycowe plany Busha. Na ich realizację nie ma pieniędzy. Zamiast wracać na Księżyc, NASA ma się zająć opracowaniem planów podboju Marsa.

Mimo to Srebrny Glob nie zazna spokoju.

Gwiezdne Wojny

Do jego podboju szykuje się Pekin. Chiński program kosmiczny rozwija się błyskawicznie: know-how kupuje się od Rosji, zdobywa legalnie na amerykańskich uczelniach albo wykrada. Chiny jako trzeci kraj - po USA i byłym ZSRR - stworzyły własny system nawigacji satelitarnej i zbudowały rakietę przystosowaną do wynoszenia na orbitę okołoziemską satelitów o wadze poniżej 500 kg.

W roku 2003 na pokładzie pojazdu Shenz­hou 5 - unowocześnionego Sojuza - pułkownik Yang Liwei jako pierwszy Chińczyk wzniósł się na orbitę. Cztery lata później Chiny wysłały własnego satelitę księżycowego. W październiku br. kolejny satelita ma dostarczyć zdjęcia powierzchni Księżyca, które posłużą do wybrania najlepszego miejsca na lądowanie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w 2013 r. wyląduje tam chiński pojazd bezzałogowy, a w 2022 - żywi astronauci, czy raczej taikonauci.

"Eksploracja Księżyca odzwierciedla siłę państwa - nie ukrywa szef chińskiego programu kosmicznego Ouyang Ziyuan. - Jest ważna dla naszego prestiżu międzynarodowego i jedności narodu".

Głównym celem podboju Księżyca ma być eksploatacja cennych minerałów - od złota i platyny po kobalt i nikiel. Jednak największy skarb to hel-3, rzadki izotop, kilkadziesiąt razy droższy od złota. W przyszłości ma on zasilać elektrownie termojądrowe, nie powodując powstawania odpadów promieniotwórczych ani innych zanieczyszczeń. Sto kilogramów helu-3 dałoby wystarczająco dużo energii dla dwumilionowego miasta na rok - gdyby tylko udało się znaleźć technologię umożliwiającą jego eksploatację.

Mimo pokojowych deklaracji Pekinu, chiński podbój przestrzeni kosmicznej budzi uśpiony od lat 80. strach przed "gwiezdnymi wojnami". W 2007 r. Chiny zestrzeliły jednego ze swoich satelitów pogodowych. Cel mógł być tylko jeden: przetestowanie zdolności do neutralizacji sieci satelitów, które są oczami i uszami armii USA. Zdaniem Petera Navarro, autora książki "Coming China Wars", rysuje się jeszcze gorsza perspektywa: bezpośredniej militaryzacji kosmosu. Potencjalnie każdy z chińskich statków kosmicznych Shenzhou może umieścić na orbicie tak małe (2 x 3 m), że niewykrywalne moduły z ładunkiem jądrowym, które po odebraniu sygnału-rozkazu będą mogły niepostrzeżenie spaść na wrogi cel na Ziemi.

W księżycowym wyścigu nie bierze już udziału Rosja, która razem z USA woli podbijać Marsa, a Unia Europejska skoncentrowana jest na zadaniach Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Księżyc kusi za to rywali Chin: Indie i Japonię. Oba te kraje w ubiegłym roku wysłały na Srebrny Glob swoje sondy: indyjska znalazła ślady wody, japońska dostarczyła zdjęć wysokiej rozdzielczości.

O Księżycu śni nawet Korea Północna. Zdradził to naukowiec Kim Mjong Czol, nazywany nieoficjalnym rzecznikiem Kim Dzong Ila: "Plany obejmują loty załogowe i bezzałogowe, w tym misję na Księżyc, która będzie miała na celu pogłębienie wiedzy o naszej własnej planecie". Kim Mjong Czol jest przekonany, iż dołączenie Phenianu do "elity potęg kosmicznych", po wejściu do klubu nuklearnego, jest drogą ku zjednoczeniu Półwyspu Koreańskiego - co dowodzi, że kierownictwu północnokoreańskiemu już udało się oderwać od ziemi.

Księżycowy Hilton

Nie można wykluczyć, że zarzucenie Księżyca przez Amerykę wywoła spadek zainteresowania także u jej rywali. - Zobaczymy - mówi Ken Pounds, profesor kosmologii z Uniwersytetu Leicester. - Albo Chińczycy zatrą ręce, widząc, jak rosną ich szanse na zdobycie Księżyca, albo uznają, że już nie ma się co spieszyć.

Tak czy owak, wyścig na Księżyc będzie trwał, bo przestaje on być wyłączną domeną rządów, a staje się przedsięwzięciem komercyjnym. Następna flaga wbita w księżycowy grunt wcale nie musi być flagą państwową - może to być banner reklamowy.

Konkurs dla organizatora pierwszego prywatnego bezzałogowego lotu na Księżyc ogłosił Google. Nagroda: 20 mln dolarów. Zdobędzie ją ten, kto do końca 2012 r. wyśle na Srebrny Glob pojazd, który przejedzie po jego powierzchni co najmniej 500 metrów i prześle na Ziemię zdjęcia. W konkursie zarejestrowało się już kilkanaście zespołów.

Błyskawiczną prywatyzację kosmicznego biznesu wymusza sam rząd Stanów Zjednoczonych. Po sprywatyzowaniu, za rządów George’a W. Busha, sektorów bezpieczeństwa i obsługi wojska, Barack Obama dokonuje dalszego okrojenia administracji państwowej z jej tradycyjnych funkcji. Prezydent polecił NASA, by w ciągu pięciu lat zbudowała prywatny rynek transportu na orbitę okołoziemską. Amerykański podatnik zapłaci za to 6 mld dolarów. Kiedy kosmobiznes się rozwinie, zaproponuje usługi nie tylko NASA, ale pewnie także turystom.

Zdaniem licznych entuzjastów tego rozwiązania, to nie polityka ani eksploatacja bogactw naturalnych, a właśnie turystyka jest przyszłością Księżyca i może doprowadzić do budowy stałych konstrukcji na jego powierzchni. Brytyjski architekt Peter Inston zaprojektował już księżycowy hotel Hilton z 5 tysiącami pokojów, restauracjami, kościołem, plażą i autobusami wożącymi gości na księżycowe pikniki. "Gdyby plany wizjonerów zostały zrealizowane, Księżyc w XXI wieku byłby pełen fabryk robotów, podziemnych miast, elektrowni zasilających Ziemię w energię słoneczną, baz turystycznych, stacji naukowych i lunarnych cmentarzy", pisał na przełomie tysiącleci Space.com, relacjonując konferencję poświęconą rozwojowi Księżyca.Na razie kosmiczna turystyka stawia pierwsze kroki, zapewniwszy siedmiu milionerom pobyt na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ale Eric Anderson z firmy Space Adventures, która organizuje te ekskluzywne wakacje, przekonuje, że "do roku 2020 osoby prywatne będą okrążać Księżyc". Space Adventures ma już pierwszego klienta, który za podglądanie Księżyca z bliska zgodził się zapłacić 100 mln dolarów. (Więcej o kosmicznej turystyce w tekście poniżej).

Do podboju kosmosu dołożyłby się chętnie przemysł rozrywkowy, usilnie poszukujący kolejnych granic do przekroczenia. W 2004 r. grupa rosyjskich naukowców ogłosiła, że w ciągu 10 lat jest w stanie wysłać ludzi na Marsa i to o wiele taniej niż Amerykanie, kosztem 3-5 mld dolarów. Trzyletni lot miałby być wielkim reality show z sześcioosobową damsko-męską załogą, transmitowanym na żywo i sprzedawanym sieciom telewizyjnym.

Skoro możliwy jest marsjański Big Brother, to tym bardziej księżycowy. Łagodnym głosem komputera Hala z "2001: Odysei Kosmicznej", Wielki Brat mógłby odpowiadać na pytania nadsyłane SMS-em przez talibów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2010