Oczy podnosząc ku gwiazdom

Perypetie promu Discovery wywołały falę krytyki sposobu eksploracji Kosmosu, a nawet samego posyłania tam ludzi. Niemal 48 lat po umieszczeniu przez ZSRR (w 1957 r.) Sputnika na orbicie okołoziemskiej i przeszło 44 lata po pionierskim locie Jurija Gagarina (w 1961 r.) nastroje (głównie w mediach) są radykalnie odmienne od tego, co było pół wieku temu.

14.08.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Loty kosmiczne wymagały dużych nakładów, angażowały prestiż państwa, wiązały się z celami militarnymi. Przez 30 lat rywalizacja w Kosmosie, której kulminacją był dramatyczny wyścig na Księżyc, była jedną z “wojen zastępczych", toczonych przez USA i ZSRR, dbające, by “zimna wojna" nie przemieniła się w wojnę gorącą o charakterze totalnym.

Rywalizacja była niezwykle zacięta. Jej pokojowy charakter miał gwarantować Układ o Zasadach Eksploracji Kosmosu, łącznie z Księżycem i Innymi Obiektami, zawarty w 1967 r. Nieustępliwość i zaciętość tej rywalizacji znajduje odbicie w języku: Amerykanie wysyłają astronautów, Rosjanie kosmonautów, a Chińczycy taikonautów. Wszystkie te słowa oznaczają praktycznie to samo. Łatwiej było uzgodnić średnice śluz w statkach Sojuz i Apollo, niż wyobrazić sobie ujednolicenie tej terminologii.

Parada na Manhattanie

Co się stało, że entuzjazm, zainteresowanie obywateli, poparcie polityków i sympatia mediów dla lotów człowieka w Kosmos uległy takiej erozji i zamieniły się w obojętność, niechęć, rozczarowanie, a nawet szyderstwo i złośliwość?

Pierwsze loty w Kosmos, niezależnie od prawdziwych motywacji przywódców Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych, były dla większości ludzi na świecie nadzieją na “coś więcej". Wiązały się z idealizmem lat 60. W słynnym przemówieniu

z 25 maja 1961 r. prezydent Kennedy zadeklarował wolę rządu USA, by przed upływem dekady wysłać człowieka na Księżyc i bezpiecznie sprowadzić go na Ziemię. W innym przemówieniu (Rice University, 1962 r.) mówił: “postanowiliśmy wysłać człowieka na Księżyc (...) nie dlatego, że jest to łatwe, ale dlatego, że to jest trudne, i dlatego, że posłuży to do wyzwolenia i zorganizowania tego, co w nas najlepsze, naszych energii i zdolności...".

Program Apollo przypadał na okres kulminacji “zimnej wojny", wojny w Wietnamie i napięć tuż po kryzysach kubańskim i berlińskim, na okres wielkich niepokojów społecznych związanych z walką o zniesienie segregacji rasowej w USA i nadziei wynikających z likwidacji kolonializmu, na czas wprowadzania programów opieki społecznej (np. “Great Society" prezydenta Johnsona) i ogólnoświatowej rewolty młodzieży w 1968 r.

Loty kosmiczne wydawały się w tych czasach czymś niezwykle szlachetnym, łączącym wszystkich ludzi, czymś idealnym, nieomal realizacją imperatywu Owidiusza, który opisując w “Przemianach" stworzenie człowieka powiedział: “Kiedy stworzenia inne w ziemię patrzą, / Dał człowiekowi postać wzniosłą, / oczy ku niebu kazał podnosić, ku gwiazdom" (przekład Zygmunta Kubiaka).

Miliony ludzi na całym świecie oglądały 20 lipca 1969 r. (w Polsce było to już 21 lipca nad ranem) transmisję z “małego kroku człowieka, ale wielkiego kroku ludzkości", wykonanego na Księżycu przez Neila A. Armstronga. Kiedy astronautom na pokładzie Apolla 13 groziło, że nie wrócą na Ziemię, cały świat trzymał kciuki za ich szczęśliwy powrót. Pierwsi ludzie w Kosmosie mieli status wyższy niż to, na co dziś mogą liczyć Bono czy Madonna. Gagarin odbył tryumfalną paradę na Manhattanie, a pierwszy Amerykanin, który okrążył Ziemię, John Glenn, łatwo został senatorem.

Mity założycielskie

Emocje towarzyszące lotom w kosmos były też związane z “mitami założycielskimi" społeczeństw radzieckiego i amerykańskiego. Dla tego pierwszego była to realizacja “snu o potędze", żywionego co najmniej od czasów Piotra I, oraz programu budowy ponadnarodowego, zwycięskiego społeczeństwa radzieckiego.

Dla Amerykanów siłą napędową był mit pokonywania granicy. Utrwalony w amerykańskiej kulturze, spopularyzowany w literaturze i westernach, został po raz pierwszy nazwany przez historyka Fredericka J. Turnera, który w artykule “Znaczenie granicy w amerykańskiej historii" (1893 r.) napisał m.in.: “Amerykańska demokracja nie zrodziła się z marzeń teoretyków. Nie została przywieziona do Wirginii na pokładzie Susan Constant ani do Plymouth na pokładzie Myflower [statki, którymi przybywali do Ameryki pierwsi osadnicy - przyp. S.B.]. Wyrosła silna, nieulękniona i pełna żywotności z amerykańskich lasów i prerii, i nabierała nowej mocy za każdym razem, gdy osiągała nową granicę".

Każdy, kto miał okazję wędrować po północno-zachodnich stanach USA, jest pod wrażeniem pietyzmu, z jakim utrwalane są ślady ekspedycji Lewisa i Clarka, którzy w 1804 r. - jako pierwsi biali - pokonali północny szlak z St. Louis do wybrzeży Pacyfiku. O pokonywaniu nowej granicy, w kontekście załogowych lotów kosmicznych, wielokrotnie mówił prezydent Kennedy.

"Uwaga! Ludzie w środku!"

Lądowanie na Księżycu było punktem kulminacyjnym zainteresowania lotami załogowymi. Nic dziwnego. Spełniły się marzenia Keplera i Verne’a, którzy fantazjowali na ten temat. Loty okołoziemskie są zaledwie pełzaniem tuż przy powierzchni Ziemi. Widoczna gołym okiem Międzynarodowa Stacja Kosmiczna znajduje się na orbicie zaledwie 350 km nad Ziemią, a promień naszego globu to ok. 6000 km. Jak nisko latają astronauci, można się przekonać biorąc do ręki szkolny globus przeciętnych rozmiarów. Większość lotów załogowych w tej skali odbywa się ok. 1 cm nad powierzchnią takiego globusa!

Podróż na Księżyc była prawdziwie kosmiczną wyprawą. Ci, którzy pamiętają nocną transmisję z lądowania ludzi na Srebrnym Globie, zwrócili może uwagę, że pomiędzy poleceniami z centrum kontroli lotów w Houston a odpowiedziami astronautów były irytująco długie, kilkusekundowe przerwy. Wynikało to z prawdziwie kosmicznej odległości. Światło, a więc i sygnały radiowe potrzebują około 1,3 sekundy, by dolecieć na Księżyc, i tyle samo, by z niego wrócić.

Takie opóźnienie, wynikające z fundamentalnych praw przyrody, ze skończonej prędkości rozchodzenia się sygnałów elektromagnetycznych, nie ujawnia się zwykłym ludziom w żadnej codziennej sytuacji na Ziemi. Jak to jest w Kosmosie, mogły się przekonać na ekranach i w głośnikach setki milionów ludzi na świecie, zauważając przerwy w komunikacji obejmujące dodatkowe niemal 3 sekundy.

Tych pionierskich lotów dokonano w niezwykle prymitywnych warunkach. Zwiedzając Air and Space Museum w Waszyngtonie, ze zdumieniem widzimy, jak małe były statki Gemini, Apollo, moduł lądujący na Księżycu, LEM czy pierwsza stacja kosmiczna, SkyLab. W Warszawie możemy się o tym przekonać w Muzeum Wojska Polskiego, oglądając pojazd Sojuz 30, którym Mirosław Hermaszewski odbył w 1978 r. niemal tygodniowy lot wokół Ziemi. Na ścianie kapsuły znajduje się napis: “Uwaga! Ludzie w środku!". To na wypadek lądowania w miejscu, gdzie jako pierwsza nie przybędzie fachowa ekipa.

Łatwy cel

Jeszcze w trakcie realizacji misji na Księżyc zainteresowanie mediów i publiczności, żądnej zawsze czegoś nowego, wyraźnie słabło. Program Apollo został przerwany. USA i ZSRR weszły w okres odprężenia i propagandowe znaczenie lotów załogowych zmalało.

Maszyna przemysłowa i biurokratyczna była jednak zbyt duża, by ich poniechać. Powodem do dumy i dowodem wyższości technologicznej USA nad ZSRR miała być flota promów kosmicznych, tanio i często wynoszących duże ładunki na orbitę, umożliwiających reperację satelitów, prowadzenie doświadczeń, a w przyszłości budowę stacji kosmicznej. Promy miały być bezpieczne i wygodne dla astronautów. Ich budowa wymagała wielu nowych rozwiązań technicznych.

Od czasu dziewiczej podróży promu Columbia w 1981 r. promy odbyły przeszło sto lotów. Dwa z nich, lot Challengera w 1986 r. i Columbii w 2003 r., zakończyły się katastrofami. Zginęło czternastu astronautów. Media, politycy, wyborcy zaczęli krytykować NASA, ideę promów kosmicznych, a nawet sens załogowych lotów w kosmos.

Loty rozpoczęto w czasach “zimnej wojny". A na wojnie, jak to na wojnie, liczy się cel, a nie koszty i metody. W dzisiejszych, “normalnych" czasach stosuje się inne, niestety równie jednostronne kryteria oceny. Kiedyś była to skuteczność rozumiana jako osiągnięcie celu, a dziś jest to skuteczność rozumiana jako optymalizacja stosunku zysków do nakładów. Krytyka sposobu, a nawet podważanie sensu eksploracji przestrzeni kosmicznej zbiegła się w czasie z neoliberalną krytyką państwa w ogóle, a co za tym idzie, wszelkich organizowanych i finansowanych przez nie przedsięwzięć. Zwłaszcza tych dużych. NASA stała się łatwym celem ataków.

Zyski, koszta, straty

Podstawowe zarzuty dotyczą samego sensu wysyłania ludzi w Kosmos. Rzeczywiście, jak pisał Proust: “Prawdziwie odkrywcza podróż nie polega na szukaniu nowych krajobrazów, ale na patrzeniu nowymi oczyma". Badanie Kosmosu przy pomocy bezzałogowych sond pozwoliło spojrzeć na Wszechświat nowymi oczyma. Dzięki nim zobaczyliśmy Kosmos we wszystkich długościach fal elektromagnetycznych, od długich fal radiowych, przez mikrofale, podczerwień, ultrafiolet, promieniowanie rentgenowskie, aż po promieniowanie gamma.

Nie można było tego zrobić z Ziemi, ale też nie trzeba było wysyłać ludzi. Sondy zbadały wszystkie planety za wyjątkiem Plutona (a i do niego wkrótce dotrze sonda automatyczna). Po powierzchni Marsa wędrowały sterowane z Ziemi pojazdy. Uderzyliśmy w kometę, przywieźliśmy na Ziemię próbki materii z kometarnego warkocza, lądowaliśmy na powierzchni planetoidy. Sondy Pionier i Voyager opuściły Układ Słoneczny. Niosą na sobie tabliczki z podstawowymi informacjami o życiu na Ziemi.

Sporządzenie bilansu zysków i kosztów (oraz, niestety, strat w ludziach) lotów załogowych jest bardzo trudne. Nie da się tego zrobić z księgową dokładnością. Fantastyczny rozwój astronomii, przeżywającej teraz swój złoty wiek, odkrywającej coraz to nowe obiekty i zjawiska we Wszechświecie, potrafiącej zmierzyć jego rozmiar, określić wiek i skład, w dużym stopniu był możliwy dzięki badaniom prowadzonym z Kosmosu.

Strony internetowe NASA, na których zamieszczano zdjęcia z próbnika wędrującego po powierzchni Marsa, w ciągu tygodnia odwiedzono miliard razy! Bardzo trudno oddzielić to, co osiągnięto dzięki programom załogowym, od tego, co pochodzi z programów bezzałogowych. Nikt nie może kwestionować wielkich pożytków z programów bezzałogowych.

Bardzo wiele wynalazków związanych z elektroniką, informatyką, transmisją danych zawdzięczamy badaniom Kosmosu. Nawigacja GPS, satelity meteorologiczne, telekomunikacyjne (w tym transmitujące dane komputerowe, rozmowy telefoniczne, obrazy telewizyjne) itd. stały się codziennymi narzędziami. Jesteśmy od nich uzależnieni tak jak od prądu, telefonu czy internetu, choć nie zawsze o tym wiemy. Badania Kosmosu mają wpływ nawet na poszukiwania geologiczne, geodezję czy obserwację plonów.

Dzięki wejściu do Unii Europejskiej, w Polsce technika kosmiczna trafiła dosłownie pod strzechy - Agencja Restrukturyzacji Rolnictwa losowo sprawdza prawidłowość danych dotyczących powierzchni gospodarstw rolnych, posługując się w terenie urządzeniami GPS!

Taniej niż papierosy

Loty załogowe stanowiły jednak wielką motywację dla rozwoju technik kosmicznych. Działały na wyobraźnię milionów, co przekładało się na polityczne poparcie dla realizacji wszelkich programów kosmicznych. Dzięki astronautom pracującym w otwartej przestrzeni od kilkunastu lat działa Kosmiczny Teleskop Hubble’a, niezwykłe obserwatorium, wymyślone i zaproponowane przez astronoma z Princeton Lymana Spitzera jeszcze pod koniec lat 40. ubiegłego wieku, na kilka lat przed Sputnikiem!

Astronauci przeprowadzili tysiące doświadczeń związanych z badaniami materiałowymi (mających na celu uzyskiwanie ultraczystych i jednorodnych materiałów). Wiele z tych doświadczeń określa się złośliwie jako “szkolne". Sadzenie przez Mendla groszków na małej grządce na dziedzińcu klasztoru w Brnie też nie zdawało się prowadzić do rewolucji w genetyce. A jednak! Często jako praktyczne pożytki z lotów załogowych przywołuje się teflon, rurki do drinków z “kolankiem" (umożliwiającym ich zginanie bez blokowania), GoreTex czy podobne wynalazki. To przypomina jednak twierdzenie, że pożytkiem z elektryczności jest możliwość usmażenia sobie jajecznicy.

Loty w kosmos są drogie, ale nic nie jest drogie ani tanie, małe ani duże samo z siebie. Cały program Apollo, realizowany przez ponad 10 lat, kosztował mniej niż (wówczas!) Amerykanie przez rok wydawali na papierosy. Jeśli porównać budżet NASA, wynoszący w 2005 r. ok. 16 mld dolarów, z kosztami prowadzenia wojny w Iraku (pierwszy rok to około 160 mld dolarów) czy rozmiarami skandali finansowych w wielkich korporacjach międzynarodowych (po kilka miliardów dolarów każdy), to badania kosmiczne nie wydają się drogie. Argument, że większość tego, co robią astronauci, można zrobić zdalnie, automatycznie, też nie jest przekonujący. Przywódcy grupy G-8 również mogliby konferować ze sobą przez internet, a mimo to podróżują, wywołując emocje.

Każda cywilizacja podejmowała wielkie, nieracjonalne przedsięwzięcia, zaspokajające niepraktyczne potrzeby. Dekorowano ściany jaskiń w Lascaux, wznoszono piramidy, katedrę w Chartres. Czy chcielibyśmy żyć w świecie, w którym nikt nigdy nie realizował takich marzeń?

Chyba najlepszą analogią dla promów kosmicznych jest naddźwiękowy samolot pasażerski Concorde. Pojawił się za wcześnie, wyprzedzał swą epokę, nie był ekonomiczny. Ale każdy, kto widział, jak startuje, przystawał w zachwycie. Już go nie ma, ale doświadczenia zdobyte przy jego produkcji i eksploatacji przetrwały w innych konstrukcjach. Tak samo będzie z promami. Wkrótce ich nie będzie. Ale ludzie będą latać w Kosmos. Z powodów praktycznych i irracjonalnych. By nie być stworzeniami, które tylko w ziemię patrzą.

Stanisław Bajtlik (ur. 1955) jest astrofizykiem, zajmuje się kosmologią, pracuje w Centrum Astronomicznym im. M. Kopernika PAN w Warszawie. Stale współpracuje z “TP" (w dodatku “Książki w Tygodniku" prowadzi rubrykę “Wiem, że wiem").

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Astrofizyk, w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika PAN pełni funkcję kierownika ośrodka informacji naukowej. Członek Rady Programowej Warszawskiego Festiwalu Nauki. Jego działalność popularyzatorska była nagradzana przez Ministerstwo Nauki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2005