Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przypuszczalnie ok. 400 tys. - czyli jedna czwarta - polskich gospodarstw rolnych uprawnionych do unijnych dopłat nie podejmie tych pieniędzy: a to na skutek zagmatwanych granic działek, a to dlatego, że wypełnienie wniosków jest trudne, bądź po prostu “się jakoś nie złożyło", “zabrakło czasu", “a w ogóle to nikt nie daje pieniędzy za darmo". Szczególnie ta paskudna Bruksela, która, jak wiadomo, chce nas zwyczajnie zniszczyć.
Niewiarygodne, jak tracimy szanse. Zwykły chłop najmniej tu chyba zawinił - pozostawiony sam sobie nie ufa gminnym i powiatowym urzędnikom, a od polityków i partii politycznych słyszy wykluczające się wzajem opinie. Zresztą politycy zajęci sejmowymi przepychankami nie mają czasu na tak przyziemne sprawy: PSL obudziło się w ostatniej chwili, a Samoobrona ogłosi pod koniec roku, że najwidoczniej rząd Belki i Unia Europejska okradły kilkaset tysięcy polskich rolników, bo przecież ci nie dostali obiecanych i należnych im pieniędzy.
Możemy się oczywiście oburzać. Możemy pomstować na naszą niegospodarność i głupotę z jednej strony, a z drugiej - na cynizm tych, którzy w imię doraźnych korzyści politycznych pogłębiali, naturalne skądinąd, lęki przed czymś nowym i nieznanym. Lecz nie zmienia to faktu, że coraz mniej nas to wszystko obchodzi. Moja chata z kraja, niczego dobrego od polityki ani tego czy innego rządu nie mogę oczekiwać... - więc trzeba się jakoś urządzić we własnym zakresie i machnąć ręką na to, co nazywamy życiem publicznym.
Tak jak polski chłop w małym stopniu interesuje się tym, co mogłaby mu dać Unia Europejska, tak nas wszystkich nie interesuje czy wręcz nudzi to, kogo poślemy do Parlamentu Europejskiego.
Nawet optymiści twierdzą, że frekwencja w niedzielnych wyborach sięgnie najwyżej 30 proc. Gdyby te prognozy się potwierdziły, bylibyśmy świadkami - i uczestnikami - klęski obywatelskiej. Kraj, któremu nie zależy na jakości parlamentarnej reprezentacji w Unii, kraj, który godzi się, by mniej więcej połowa jego deputowanych w Parlamencie Europejskim była przeciwnikami Unii Europejskiej (LPR i Samoobrona), sam spycha się na europejski margines.
Owszem, większości polityków walka o to, by przypadkiem Marek Belka nie rządził do wiosny, a konkurencyjna partia nie zagroziła naszej partii w sondażach, przysłania jakikolwiek szerszy horyzont.
W tym sensie wybory 13 czerwca są dobrym sprawdzianem naszego obywatelskiego, a i politycznego rozumu. Mogą być też doskonałą odpowiedzią na ostatnie sejmowe szaleństwa. Nie mówmy, że nie ma na kogo głosować: wybieramy przede wszystkim ludzi, a w mniejszym stopniu partie polityczne. W każdym okręgu wyborczym są osoby, którym można zaufać, które czegoś już dokonały, które na pewno wstydu Polsce nie przyniosą. Nic się samo nie zrobi. Przynajmniej raz na jakiś czas zmobilizujmy się i zróbmy coś sami. Zgodnie z tym, co uważamy za słuszne i potrzebne dla kraju. Taki głos nigdy nie jest stracony.