Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Komputerowy twardy dysk, który anonimowy rzekomo nadawca przesłał w 2012 r. stowarzyszeniu dziennikarzy z Waszyngtonu, miał niezwykłą zawartość: 2,5 mln dokumentów należących do dwóch firm, które – operując w skali globalnej – doradzają, jak unikać podatków. Jak słyszymy, jest tam 130 tys. nazwisk z 170 krajów. Zapewne wykradzione, od minionego tygodnia upubliczniane, materiały te dają – po raz pierwszy w historii – tak głęboki wgląd za kulisy szczególnej branży.
Nas, zwykłych podatników, którzy nawet nie są wodzeni na pokuszenie, bo w naszym imieniu daninę na rzecz państwa pobiera pracodawca, to nie dotyczy. Ale najbogatsi mają w czym wybierać. Weźmy Kajmany: wyspy na Morzu Karaibskim, liczące mniej ludności niż Ełk, to globalny sejf: sumy bilansowe instytucji finansowych z Kajmanów wynoszą 51 000 proc. Produktu Krajowego Brutto wysp. Mniej zamożni, ale ciągle bogaci, mają Jersey, wyspę na Kanale La Manche, która nie należy do UE i także dlatego jest popularną „oazą podatkową” Europy (tu wskaźnik ów wynosi 5 500 proc. PKB). Do niedawna mieli też Cypr, gdzie księgowa wartość banków przekracza „tylko” 700 proc. PKB kraju (dla porównania: bilans banków w strefie euro to 345 proc. PKB eurolandu). A ci nie aż tak bogaci, by zakładać fundacje na Kajmanach, ale dość zamożni, by ryzyko się opłacało? Oni mają do wyboru Szwajcarię, a nawet Austrię czy Maltę – także w tych unijnych skądinąd krajach banki są mniej wylewne wobec fiskusa niż choćby w Niemczech.
To, że wielu ludzi naprawdę zamożnych robi wiele, by oddać państwu jak najmniej ze swych pieniędzy (choć przecież nie każde unikanie podatków jest nielegalne) – nie jest niczym nowym. Sami Niemcy ukryli podobno przed fiskusem za granicą aż 400 mld euro. Nawet jeśli OECD, USA czy UE „osuszą” jakąś „oazę”, znajdą się nowe – o to dbają dyskretni pośrednicy, którzy dziś odradzają podobno Szwajcarię, a doradzają Singapur. Daleko, ale w czasach elektronicznej komunikacji i bankowości to nie kwestia odległości, lecz prowizji.
Teraz, dzięki dyskowi z Waszyngtonu, można spodziewać się kolejnych smakowitych opowieści o tym, jakimi sposobami unikają podatków ludzie mniej czy bardziej znani – i kolejnych polityczno-moralnych debat o, mówiąc najogólniej, kwestii sprawiedliwości we współczesnym społeczeństwie. Byleby w tym wszystkim nie zapomniano, że sama w sobie zamożność, uczciwie wypracowana (lub odziedziczona), nie jest dobra ani zła – dobry lub zły może być dopiero użytek, jaki ktoś z niej zrobi.