Rejs do raju

Kiedyś nieuniknione były tylko śmierć i podatki. Dziś elity finansowe globu jeszcze nie potrafią kupić sobie nieśmiertelności, za to płacenie podatków scedowały na maluczkich.

22.12.2017

Czyta się kilka minut

 / YA BRESSE / EAST NEWS
/ YA BRESSE / EAST NEWS

Witamy na pokładzie. Proszę tylko uważać na palmę pośrodku hallu. Tak – jest prawdziwa. Wszyscy nowi goście o to pytają. Do Państwa dyspozycji oddaliśmy 146 luksusowych kajut. A gdybyście szukali czegoś większego, przygotowaliśmy też 19 apartamentów wykończonych w standardzie, przy którym pierwsza klasa na Titanicu prezentuje się jak wiejska gospoda.

Sześć restauracji przez całą dobę serwuje dania kuchni wszystkich kontynentów. Na zakupy zapraszamy do pokładowego centrum handlowego. Jest tam także bar, klub fitness oraz kasyno, a jeśli zgnuśniejecie przy ruletce, proponujemy partię tenisa na pełnowymiarowym korcie. Tak. Basen również jest. Miałoby go zabraknąć na pokładzie 196-metrowego statku, na którym zmieściło się nawet pole do minigolfa i szpital?

O ceny proszę nie pytać. Ostatni z apartamentów sprzedaliśmy w 2006 r. Wiemy jednak, że kilka z nich można aktualnie odkupić od właścicieli w cenie od 6 do 10 mln dolarów. Gdybyście byli zainteresowani, doliczcie do tej kwoty kilkaset tysięcy dolarów rocznie za wyżywienie, paliwo, opłaty portowe i inne koszty utrzymania tej wyjątkowej jednostki, na pokładzie której możecie zamieszkać nawet na stałe.

Jeśli wolicie dołączać do nas na krócej, wystarczy sprawdzić w rozkładzie rejsu miejsce naszego najbliższego postoju. I przypominamy, że trasę oraz czas pobytu w poszczególnych portach ustalamy co jakiś czas w głosowaniach, w których mogą uczestniczyć wszyscy klienci. W zeszłym roku odwiedziliśmy ponad setkę portów w 30 krajach. W 2012 r. staliśmy kilka dni na kotwicy daleko za kołem podbiegunowym. W grę naprawdę wchodzi każda lokalizacja.

Bo mowa przecież o jednostce MS The World, która w zamyśle twórcy, Knuta Klostera, ma być czymś w rodzaju transgranicznej Arki Noego dla multimilionerów…

Kapitał żegluje po świecie

Zwodowany 17 lat temu, MS The World zbudowała na zlecenie firmy z Florydy stocznia ze szwedzkiej Landskrony. Stamtąd przetransportowano go do Norwegii, gdzie bliźniaczy zakład w Rissie zadbał o stosowne wyposażenie.

Na co dzień statek pływa pod banderą Barbadosu – państewka położonego na Małych Antylach, archipelagu wysp na Atlantyku – co każdego stałego mieszkańca jednostki czyni automatycznie rezydentem tego raju podatkowego.

Multimilionerzy, którzy kupili sobie na nim kajuty, pochodzą z 19 krajów. Trudno o lepszy symbol tego, czym stała się współczesna gospodarka, w której kapitał również żegluje bez przeszkód po całym świecie, w poszukiwaniu jak najwyższej stopy zwrotu. Dziś inwestujemy w mongolskie kopalnie miedzi, jutro gramy na wzrost lub spadek cen tajlandzkiego ryżu, pojutrze kupujemy akcje amerykańskiego producenta dronów, a za tydzień – jednostki francuskiego funduszu, obstawiającego rosnące zainteresowanie zdrową żywnością.

Waluta? W zglobalizowanym świecie państwa nadal cieszą się monopolem na emisję monet i banknotów. Problem w tym, że dolar czy złoty w obiegu rynkowym coraz rzadziej mają poczciwy awers i rewers z godłem kraju emitenta, a coraz częściej przybierają cyfrową formę porcji danych, której państwowa afiliacja jest właściwie zbędna.

Przy olbrzymiej nadpłynności rynku kapitałowego, który rokrocznie dokonuje transakcji wartych jakieś 12 razy więcej od PKB całego świata, zamiana praktycznie dowolnej sumy dolarów czy złotych w mongolskie tugriki, bangladeskie taka czy kolumbijskie peso jest tylko kwestią kilku kliknięć w komputerze. W kontekście rosnącego zainteresowania kryptowalutami, na które zamieniono do tej pory równowartość przeszło 500 mld dolarów, nawet przydatność państwa w roli gwaranta stabilności pieniądza staje się dyskusyjna.

Skoro kapitał świetnie radzi sobie bez pomocy państwa i bez narodowej przynależności, to nie mogą spoczywać na nim również tak archaiczne powinności jak podatki...

Ucieczka do Edenu

Absurdalne? Jeśli wierzyć socjologom, właściciele fortun wyhodowanych na globalizacji już od jakiegoś czasu uznają ten pogląd za jeden z filarów wolnego rynku.

„Trzymanie pieniędzy w granicach własnego państwa (…) dotyczy dziś tylko tych, którzy mają ich niedużo i nadal płacą podatki. W 2007 r. jedna trzecia spośród stu największych brytyjskich firm nie zapłaciła w kraju ani funta podatku, mimo że wcześniejszy rok stał pod znakiem boomu gospodarczego” – pisał cztery lata temu w głośnej książce „Offshoring” John Urry, brytyjski socjolog badający procesy globalizacyjne.

John Urry koncentrował się w swych rozważaniach na korporacjach, na które przepisy giełdowe nakładają obowiązki informacyjne i czynią łatwiejszymi do prześwietlenia. Jednak socjolog zdawał sobie sprawę, że problem nie może dotyczyć jedynie firm.

Dziś miałby już pewność. Królowa Elżbieta II, prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos, piosenkarka Madonna czy lider zespołu U2 Bono – to tylko kilka spośród 127 osobistości, których nazwiska pojawiły się niedawno w tzw. Paradise Papers, kolejnym wielkim wycieku danych o klientach rajów podatkowych.

Wiosną 2016 r. skandal wokół podobnego wycieku informacji – wtedy nazwanego Panama Papers (gdyż chodziło o klientów pewnej firmy świadczącej usługi właśnie z Panamy) – ujawnił m.in. brudy kuchni finansowej największej gwiazdy FC Barcelona Lionela Messiego, słynnego reżysera Pedra Almodóvara, znanego brytyjskiego producenta telewizyjnego Simona Cowella oraz żony sir ­Seana Connery’ego, Micheline Roquebrune.

Wśród klientów panamskiej kancelarii pojawiły się wtedy także nazwiska współzałożyciela TVN Mariusza Waltera, biznesmena Marka Profusa oraz byłego polityka Platformy Obywatelskiej Pawła Piskorskiego. Każdy z nich tłumaczył się identycznie: chodziło o oszczędności podatkowe w granicach legalności wyznaczonych przez polskie prawo.

– I niestety w wielu takich postępowaniach prokuraturze pozostaje wziąć tego typu zapewnienia za dobrą monetę – uśmiecha się prof. Dominik Gajewski, były doradca Komisji Europejskiej do spraw przeciwdziałania międzynarodowemu unikaniu opodatkowania. – Ucieczkę do rajów podatkowych zbyt długo traktowano jako nieuchronny efekt uboczny swobody gospodarczej. W rezultacie wiele krajów, zwłaszcza rozwijających się, nie radzi sobie z walką z tym procederem – dodaje profesor.

Podatkowe otrzeźwienie

W czerwcu 2017 r. ponad 60 krajów świata przyjęło konwencję, która umożliwi harmonizację międzynarodowych klauzul o unikaniu podwójnego opodatkowania bez konieczności renegocjacji i ratyfikacji każdej z nich oddzielnie. Dzięki temu poszczególne kraje będą mogły w swoich przepisach podatkowych usunąć luki, na które szczególnie skarżą się partnerzy.

Wcześniej, w lipcu 2016 r., weszła w życie klauzula, która pozwala naszej skarbówce zdecydować, czy operacje księgowe podjęte przez podatnika nie służyły wyłącznie uniknięciu zapłaty podatku. Polski fiskus może dzięki niej dobrać się np. do tego, co podatnikowi wypracowała spółka zagraniczna działająca w kraju z zerową stawką podatku dochodowego – o ile skarbówka udowodni, że zagraniczna spółka powstała tylko po to, aby uciec przed podatkiem. Przedsiębiorcy oczywiście alarmują, że małpa, jaką jest rzekomo fiskus, dostanie w ten sposób do ręki brzytwę uznaniowości. Tylko czy w grę wchodzi coś innego? Czy problem da się rozwiązać bez sięgania po drakońskie środki?

Bank Światowy szacuje, że suma depozytów zgromadzonych we wszystkich rajach podatkowych wzrosła z 11 mld dolarów w 1968 r. do ponad 21 bln dolarów pod koniec 2010 r. Budżety wszystkich krajów świata tracą przez to rocznie około 200–250 mld dolarów niezapłaconych podatków.

Z globalnej perspektywy rachunek wciąż się zgadza: straty wydają się małe w porównaniu z przychodami zglobalizowanego handlu detalicznego (7,94 bln dolarów), wpływów firm motoryzacyjnych (2,7 bln) czy nawet marnych 694,7 mld dolarów, które w 2016 r. wpłynęły na konta wszystkich producentów elektroniki użytkowej na świecie.

Który fiskus ile traci

Problem w tym, że to, co w skali globu może jeszcze uchodzić za elastyczność wbudowaną z premedytacją w wolny rynek, z perspektywy poszczególnych krajów coraz częściej wygląda na błąd systemu.

Globalizacja nie jest dla biednych, co dobitnie ukazują dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wynika z nich, że w wyniku optymalizacji podatkowej kraje rozwinięte tracą średnio 0,6 proc. PKB rocznie. Kraje rozwijające się – już niemal 2 proc. PKB.

Jak wypada w tym zestawieniu Polska? Nie wiadomo. Nad Wisłą skarbówka – jak stwierdziła niedawno Najwyższa Izba Kontroli – skoncentrowała się na ściganiu nadużyć VAT-owskich. Na 370 skontrolowanych przez NIK postępowań tylko 13 dotyczyło innych form unikania opodatkowania. Straty z tego tytułu dla budżetu wyniosły 1,3 mld złotych. Ale sami kontrolerzy piszą we wnioskach, że skoro Czesi swoje manko podatkowe oszacowali pięć lat temu na równowartość 8,5 mld zł rocznie, to w Polsce, choćby z racji różnic wielkości obu gospodarek, straty nie mogą być mniejsze.

O tym, że należne polskiemu fiskusowi pieniądze wypływały i nadal wypływają do rajów podatkowych, pośrednio świadczy także relacja podatku CIT płaconego przez firmy do polskiego PKB. Jeszcze w 2007 r. stosunek ten kształtował się na poziomie 2,7 proc., natomiast w 2016 r. spadł do ok. 1,8 proc. Mimo że polska gospodarka rosła wtedy w tempie 2,8 proc., aż 147 tys. podatników CIT wykazało w 2016 r. przed fiskusem straty na łączną kwotę aż 55,4 mld złotych!

Czy aż tyle kosztowały rodzime firmy szybko rosnące koszty pracy, ewentualnie – coraz większe wydatki na badania i rozwój? A może części pieniędzy należy szukać na wyspie Man, na Antylach Holenderskich, Kajmanach, Bermudach lub w którymś z kilkudziesięciu rajów podatkowych rozsianych po całym świecie?

Podatkowy przemysł

Prom do Saint Helier płynie z angielskiego portu Bournemouth pięć i pół godziny. Z Francji do głównego miasta wyspy Jersey jest raptem 2,5 godziny. Ale to nie położenie – a tym bardziej kapryśny klimat – jest głównym atutem tego niewielkiego terytorium zależnego od Wielkiej Brytanii.

Największe wrażenie na przybyszach robi system podatkowy Jersey: zerowa stawka podatku CIT dla podmiotów zarejestrowanych na wyspie i prowadzących działalność gospodarczą poza nią. Oraz arcyciekawa oferta podatkowa dla zamożnych klientów indywidualnych: 20 proc. od dochodu do 625 tys. funtów rocznie, a powyżej tej sumy – tylko 1 proc. Powtórzmy: jeden! Tymczasem w Londynie dochód w tej samej wysokości opodatkowany zostanie stawką aż 45 proc.!

To właśnie na Jersey – jak wynika z materiałów Paradise Papers – chciała przenieść europejskie operacje księgowe firma Apple po tym, jak pod naciskiem Komisji Europejskiej Irlandia odebrała jej ulgi podatkowe. Od 2003 r. koncern Apple płacił Dublinowi zaledwie 1 proc. podatku dochodowego, w 2014 r. stawka spadła do abstrakcyjnego poziomu 0,005 procenta. Przeciętna firma w Irlandii musiała w tym czasie pogodzić się ze stawką CIT na poziomie 12,5 proc. (co i tak nie jest w Europie stawką wygórowaną).

Tylko w ten sposób w latach 2003-14 amerykański koncern zaoszczędził aż 13 mld euro. Gdy o sprawie zaczęły mówić media, Apple ogłosił, że finansowej przeprowadzki z Irlandii ostatecznie nie będzie. Przy okazji opinia publiczna dowiedziała się jednak, że kancelaria prawna obsługująca giganta z Cupertino przeanalizowała system podatkowy kilkudziesięciu rajów i urządziła władzom tych krajów niemal regularny przetarg, zanim ostatecznie wskazała klientowi wyspę Jersey.

Raje podatkowe to dziś potężna i samodzielna gałąź światowej gospodarki, której klientelę stanowią nie tylko duże koncerny, ale też grupa ok. 12-13 mln osób posiadających co najmniej milion dolarów w formie rozmaitych aktywów. To z myślą o nich powstają kancelarie prawne, biura podróży i rozmaite spółki wydmuszki, zajmujące się wyłącznie pośrednictwem w „agresywnej optymalizacji podatkowej” – jak zwykło się nazywać ucieczkę przed podatkami.

Swoistym rekordzistą pod tym względem jest jeden adres w miasteczku Wilmington w amerykańskim raju podatkowym, jakim jest stan Delaware (na wschodnim wybrzeżu USA), pod którym działa – rzecz jasna tylko na papierze – ponad 300 tys. firm.

Mechanizm optymalizacji

Całą operację trudno sprowadzić do jednego uproszczonego schematu. W zależności od grubości portfela i skłonności do ryzyka klientom szyje się na miarę portfel usług polegający – przykładowo – na założeniu fikcyjnych firm, znalezieniu rzekomych kontrahentów, wyprodukowaniu kosztów itp.

Wszystko to służy przeprowadzeniu łańcucha operacji księgowych, który rozpoczyna oficjalny transfer pieniędzy klienta z konta w ojczystym banku, a kończy przelaniem ich na docelowy rachunek w raju podatkowym, gdzie będą one niewidoczne dla fiskusa. Po drodze kapitał nierzadko okrąża glob nawet kilka razy w szalonej karuzeli fikcyjnych operacji zakupu, sprzedaży, aportu, leasingu i innych trików. Prawnicy zwą to zabawą w „konta i myszkę”.

– Proceder opiera się na zręcznym wykorzystywaniu różnic w systemach podatkowych krajów – tłumaczy prof. Gajewski. – Doradcy przygotowujący strategie agresywnej optymalizacji wiedzą nawet, które urzędy skarbowe nie są przygotowane do weryfikacji tak skomplikowanych konstrukcji podatkowych.

Pączkowanie spółek rozsianych po świecie, przez które przepuszcza się dochody, aby uzyskać produkt finalny w postaci zysku wolnego od podatku, jest dziś również codziennością większości międzynarodowych koncernów. Organizacja pozarządowa ActionAid, ścigająca kapitał ukrywający się przed fiskusem, szacuje, że na 100 największych firm notowanych na londyńskiej giełdzie sieć spółek zależnych w krajach uznawanych za raje podatkowe utrzymuje aż 98. I tak, przykładowo, w 2013 r. wielki bank HSBC miał ich 496. Paliwowy gigant BP – 457. Firma ubezpieczeniowa Lloyds – 259. Rekordzistą w tym gronie okazała się nie tak znowu duża agencja reklamowa WPP, która utrzymywała za granicą aż 618 spółek zależnych.

Podatkowa krucjata

Nic dziwnego, że sukcesy w wojnie z rajami podatkowymi na razie sprowadzają się tylko do wygranych bitew, a nie całej kampanii.

Bo co z tego, że administracja prezydenta USA Baracka Obamy w 2009 r. wymusiła ostatecznie na Szwajcarii porzucenie słynnej tamtejszej tajemnicy bankowej, która ułatwiała ukrywanie przed fiskusem miliardów dolarów w tym alpejskim kraju? Na pierwszy rzut oka zmiany zadziałały, bo od 2007 r. – kiedy Waszyngton po raz pierwszy zażądał od Berna pełnej bankowej transparentności – wartość depozytów należących do cudzoziemców spadła w szwajcarskich bankach z 4,1 do 3,2 bln dolarów. Tylko z Credit Suisse i UBS – dwóch wizytówek helweckiej bankowości – klienci z zagranicy wycofali w latach 2011-15 około 75 mld dolarów.

Sukces? Bynajmniej. Szwajcaria zmienia po prostu model optymalizacji. W jednym z kantonów inwestorzy, którzy założą w banku odpowiednio dużą lokatę i kupią nieruchomość, uzyskują oficjalnie hojną ulgę podatkową, do której amerykański fiskus nie może się przyczepić…

Raj podatkowy to dziś bowiem pojęcie bardzo elastyczne. Mieści się w nim zarówno bananowa republika Panamy, jak też Luksemburg. W tym niewielkim państwie – dumnym z tego, że w 1957 r. należało do grona sześciu założycieli Wspólnot Europejskich, poprzedniczki dzisiejszej Unii Europejskiej – swoje siedziby ma 150 banków z 27 krajów, w których sami tylko Amerykanie trzymają 1,25 bln dolarów.

Dalej, rajem podatkowym jest zarówno malutka wysepka Labuan, którą Malezja zmieniła niedawno w międzynarodowe centrum finansowe z 3-procentową stawką podatku od dochodów, jak też szanowana londyńska City, korzystająca z królewskich przywilejów podatkowych nadanych jej kilka wieków temu.

Nawet religia niewiele tu zmienia. W Bahrajnie Koran zabrania wprawdzie lichwy, milczy jednak na temat inżynierii podatkowej, co władcy tego szejkanatu wykorzystali do przekształcenia swego kraju w centrum optymalizacji podatkowej dla świata arabskiego. Protestancka Holandia żyje na co dzień etosem pracowitości i oszczędności, ale nie gardzi podatkowymi trikami, jedynie dla zachowania pozorów przenosi je do swoich terytoriów zamorskich. Dwa lata temu amerykańskie organizacje Citizens for Tax Justice oraz Public Interest Research Group ujawniły, że ojczyzna van Gogha stała się ulubionym rajem podatkowym dla największych firm amerykańskich z listy Fortune 500.

Rynek nie zna próżni

Do 2011 r. kryteria raju spełniała także Polska. Rodzime przepisy regulujące działanie tzw. spółek komandytowych wprost zapraszały do wyprowadzania dywidendy z akcji zyskownych przedsiębiorstw właśnie przez takie spółki. Lukę załatano, pojawienie się innych jest jednak kwestią czasu.

O walce z rajami podatkowymi politycy chętnie mówią, ale robią niewiele, zdając sobie sprawę ze skali wyzwania. Oraz z tego, że na konkurencji podatkowej między państwami można zyskać punkty polityczne.

– Obawiam się, że po Brexicie liderem podatkowego dumpingu w Europie stanie się Wielka Brytania – mówi prof. Dominik Gajewski. – W kuluarach negocjacji Londynu z Brukselą raz za razem pojawia się informacja, że po wyjściu z Unii Wielka Brytania obniży stawkę CIT do 7,5 proc., żeby zniechęcić wielkie korporacje finansowe do przenosin z Wysp do Europy.

Jak to mówią w biznesie, rynek nie znosi próżni. ©℗

CZYM JEST RAJ PODATKOWY?

Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju wskazała w 1998 r. cztery kryteria do uznania danej jurysdykcji za raj podatkowy:

▪ brak podatku dochodowego lub podatek o minimalnej stawce;

▪ istnienie prawnych lub administracyjnych praktyk uniemożliwiających skuteczną wymianę informacji dla celów podatkowych z innymi krajami;

▪ wysoki poziom uznaniowości przepisów;

▪ brak wymogu prowadzenia działalności na terytorium raju podatkowego przy rejestracji firmy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2018