Sorry, panowie, Bóg jest kobietą

Kobiety odchodzą z Kościoła, bo zagarnęli go mężczyźni, którzy się ich boją.

08.06.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Dominik Gajda / REPORTER
/ Fot. Dominik Gajda / REPORTER

Dlaczego Jezus nie przyszedł na świat jako kobieta? „Gdyby tak się stało, nie byłoby żadnego objawienia” – twierdzi amerykański teolog, franciszkanin Richard Rohr. Wzruszylibyśmy ramionami: „No tak, typowa kobieta”.

Ponieważ Jezus był mężczyzną, spędził trzy lata na nauczaniu innych mężczyzn, by wszystko robili inaczej niż do tej pory. By nauczyli się kochać, przebaczać, współczuć i unikać przemocy. I by odkryli innego Boga niż surowy Jahwe. Cierpliwego i miłosiernego. „Apostołowie pojęli to z ledwością – twierdzi Rohr. – A przez dwa tysiące lat wielu mężczyzn w ogóle nie zrozumiało tego przesłania. My, mężczyźni, zawsze potrzebowaliśmy Boga dominacji. Potrzebowaliśmy Boga, który pozwoliłby Niemcom zabijać Francuzów, a Francuzom zabijać Anglików. Bóg rodzaju żeńskiego nigdy nie zleciłby nam takiego zadania”.

Złapać powietrze
Kościół drażni wiele kobiet tak, że nie mogą wytrzymać. Zaczyna się w dzieciństwie, potem jest coraz gorzej. Poza nielicznymi wyjątkami dziewczynki nie mogą być ministrantkami. Nastolatka nie może być lektorką. Czterdziestolatka podająca komunię? Broń Boże: jeszcze założy szpilki i jak to będzie wyglądało?

No i ile można być przedmiotem nieustającej kontroli? In vitro, antykoncepcja, gender, konwencja antyprzemocowa, związki partnerskie – o tym mówili biskupi podczas Bożego Ciała. Wszystko, co dotyczy kobiet, naszej tożsamości i stanowiącego część tej tożsamości ciała, interesuje Kościół znacznie bardziej niż miłość do drugiego człowieka, przemoc, wojna i nierówności społeczne. Mimo iż – jak zauważa o. Rohr – o tych pierwszych sprawach Jezus mówi niewiele albo nic, o drugich zaś mówi często i jasno.

A wszystko to dzieje się wiele dekad po tym, jak Jan Paweł II ogłosił potrzebę nowego feminizmu, i w czasach Franciszka, który ciągle powtarza, że trzeba docenić rolę kobiet w Kościele i świecie.

Kobiety, szczególnie młodsze, odpływają z Kościoła w Polsce szybciej, niż mężczyźni są w stanie zauważyć. Coraz mniej chodzi na religię, znacznie rzadziej zaglądają na msze, brakuje powołań do zakonów. Teolożki można policzyć na palcach jednej dłoni.

„Mnie też taki Kościół drażni. Jeśli zostaniecie w nim, bądźcie głośne. Jeśli zdecydujecie się odejść, odchodźcie z hukiem” – to jedno z pierwszych zdań w „Kościele kobiet” Zuzanny Radzik. Książka 34-letniej publicystki „TP” – specjalistki od Żydów i czarownic (że posłużę się tytułem jej bloga), czyli od relacji polsko-żydowskich i teologii feministycznej, absolwentki Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie i Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie – to bomba podłożona pod katolicki patriarchat.

Radzik bez strachu opowiada o debatach, które toczą się na świecie wokół sprawy kobiecej. I pokazuje Kościół kobiet, które mówią „nie” władzy, przemocy i nierównościom. Które wierzą, że zmieniając Kościół, zmieniają świat. Jest w nich wolność, która pozwala znaleźć w Kościele swoje miejsce. Energia, która pozwala działać. Albo odwaga, by udać się na jego obrzeża.

Jak Astrid z Indii, która w 1992 r. na spotkaniu plenarnym episkopatu opowiedziała o ubóstwie kobiet i dokonywanych na nich gwałtach. 18 lat później indyjski Kościół przyjął dokument „Polityka genderowa w Kościele w Indiach”, a teologii feministycznej uczy się tam w seminariach.

Jak s. Simone Campbell, która jeżdżąc autobusami po Ameryce „biednej, bezzębnej, bezrobotnej, bez podstawowego ubezpieczenia zdrowotnego”, lobbuje przeciwko cięciom budżetowym i za podniesieniem płacy minimalnej.

Jak dominikanka Ardeth Platte, dziś 78-letnia pacyfistka, która w 2002 r. włamała się z dwiema innymi siostrami na teren wyrzutni w Kolorado. Krwią wymalowały krzyże na silosach rakiet, protestując przeciwko wojnie w Afganistanie.
Jak s. Mary John Mananzan z Filipin, działaczka polityczna i feministyczna, która na pytanie, dlaczego walczy o prawa kobiet, w tym prawo do antykoncepcji, odpowiada: „Bo jestem kobietą”.

Żadna z bohaterek „Kościoła kobiet” nie jest sama. Ma obok siebie inne kobiety. I mężczyzn. Razem rozmontowują system.

Biali mężczyźni w koloratkach
Żeby się przekonać, jak wygląda udział kobiet w kościelnej władzy, wystarczy pójść do toalety w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski. Damska? Męska? Po co? Wystarczy jedna, wielka, pomieści wielu biskupów. Kobiet tu przecież właściwie nie ma. Np. w Komisji Wychowania Katolickiego pracuje jedna na 10 członków, w charytatywnej – jedna na 5, a w radzie ds. społecznych – jedna na 8. W radzie ds. rodziny wśród 12 konsultorów są 3 kobiety. W komitetach ds. dialogu z niewierzącymi, ekumenizmu, migracji, turystyki i pielgrzymek nie ma żadnej.

Co się dzieje z Kościołem, że ciągle jest tak nieprzyjazny dla kobiet? Może zawsze taki był, a my, coraz bardziej świadome, dopiero teraz to dostrzegamy? „Kościół stał się częścią świata konkurencji, władzy, pieniędzy i kontroli. To system białych mężczyzn, którzy czerpią z niego zyski” – twierdzi ojciec Rohr. I dodaje: „Muszę to powiedzieć, bo jestem białym mężczyzną, przedstawicielem płci, która uważa się za silniejszą i bardziej inteligentną niż płeć przeciwna. Jestem wyświęconym księdzem. Gdyby te słowa wypowiedziała kobieta, nazwano by ją wojującą feministką.

Gdyby wypowiedziała je osoba świecka, powiedziano by z pewnością, że miała złe doświadczenia z duchowieństwem. Dlatego czuję, że to ja muszę to powiedzieć: korzystam z owoców systemu. Musimy go rozmontować”.

W miarę rozmontowywania rozpada się wizerunek Boga jako mężczyzny – żeby dowiedzieć się, kim On jest, trzeba wyjść poza nasze wyobrażenia. Zadać nowe pytania, szukać nowych odpowiedzi. Czy Ewangelia to zestaw recept, które służą samokontroli, czy też – jak napisał w książce-eseju dołączonym niedawno do „TP” o. Ludwik Wiśniewski – klucz do wolności sumienia. I wolności wyboru: kobiety mają prawo same decydować, czy chcą być aktywne w Kościele, czy nie. Czy chcą służyć do mszy, czy ograniczyć się do śpiewania.

To właśnie prawdziwa teologia feministyczna. Problem z wprowadzeniem jej w życie tkwi, jak twierdził abp Józef Życiński, w głowach ludzi, mężczyzn i kobiet. Jest nim patriarchalizm.

Strach
Podczas warszawskiego spotkania z cyklu „Dziedziniec pogan” prof. Magdalena Środa, kard. Giovanni Ravasi (watykański „minister kultury”) i prof. Andrzej Zoll rozmawiają o godności. „Wiele koncepcji godnościowych opartych jest na przekonaniu, że to, co jest uniwersalne, jest męskie. Ich autorzy mają kłopot z kobietą, ona pojawia się jako resztka – nie ma ani wolności, ani godności” – mówi Środa. I dodaje, że Paweł VI powołał specjalną komisję zajmująca się godnością kobiet. „Przez dwa tysiące lat żaden mężczyzna nie potrzebował komisji, która zajmowała się jego godnością” – zauważa.

Panowie patrzą na czubki swoich butów. Na sali zapełnionej głównie przez księży i teologów – śmieszek. Jak 50 lat temu, gdy podczas jednej z konferencji prasowych przed Soborem Watykańskim II zapowiedziano, że na obradach w końcu pojawią się kobiety. Bp Donal Lamont po latach przyznał, że nie byli przeciwni obecności kobiet na soborze. Po prostu „nigdy nie przyszło im do głowy, że powinny tam być”.

Mężczyźni rządzili Kościołem tak, jak rządzili państwami, przyzwyczajeni do swojej pierwszoplanowej roli. Mężczyźni, którzy bali się kobiet. Dlaczego?

– Z jednej strony może z powodu lęku przed bliskością; to uboczny skutek celibatu. Z drugiej – ze strachu przed utratą władzy – mówił mi teolog ks. Alfred Wierzbicki.

Kościół broni się przed kobiecością, odwołując się do stereotypów: mężczyzna jako obdarzony przez Boga siłą kreatywną jest lepszym liderem, więc lepiej nadaje się na kapłana-przewodnika; bierna kobieta sprawdza się jako matka i opiekunka. Geniusz kobiety jest definiowany jako łagodność, subtelność, dyskrecja, ład, porządek. Taka ponoć była Matka Boska.

Taką wizję kobiecości promują kościelne media, książki zalegające w kościelnych księgarniach i kaznodzieje. Jesteśmy w nich, jak zauważa Radzik, delikatne i tajemnicze, a naszą tajną bronią jest intuicja. Efekt? Dla księży, jak dowiodła socjolożka Anna Szwed, kobieta to wyłącznie matka. Opiekuńcza, poświęcająca się, oddana. A co z żonami, kochankami, singielkami, pracownicami korporacji albo właścicielkami małych firm, uczonymi, dziennikarkami? Co z tymi, które się nie opiekują, nie poświęcają, nie są oddane?

To, co i jak głosi Kościół o kobiecości, ma tyle wspólnego z rzeczywistością, ile ja z Maryją w błękitnej szacie z komunijnego obrazka. Prawdziwa matka Jezusa to twarda młoda kobieta z dzieckiem poczętym w okolicznościach trudno wytłumaczalnych w ludzkich kategoriach. Jej związek z Józefem, jak mówi ks. Wierzbicki, jest daleki od patriarchalizmu: – Jak żyć, gdy się wie, że sprawa pochodzi od Boga, a krewni i znajomi szepczą o cudzołóstwie? Trzeba nie tylko ufać Bogu, ale też być bardzo odważnym. Maria taka była. Józef, choć dojrzały mężczyzna, był od niej słabszy.

Gdy dowiedział się o ciąży, chciał się wymigać. Dopiero gdy nie pozwala mu na to anioł, Józef bierze na siebie ciężar odpowiedzialności i postanawia zaopiekować się panną w ciąży.

Już widzę, jak ksiądz w przeciętnej parafii ucieka w popłochu, gdy prawdziwa Maria przychodzi do niego po opiekę i wsparcie. Bo jak tu wspierać pannę z brzuchem?

Nawrócenie
Są kobiety, które awansowały w kościelnej hierarchii. Tyle że z ich awansami jest jak z awansami w firmach i polityce: te, którym się uda przebić na szczyt, rzadko stają się naszymi rzeczniczkami. Zwykle wchłania je patriarchalny system. Albo nikt ich nie słucha.

Znacznie bardziej skuteczne są te daleko od Watykanu. Jak zakonnice z USA. Zawsze były w gorszej sytuacji niż zakonnicy i księża, mogły więc być bardziej radykalne w pogłębianiu wiary, odczytywaniu Ewangelii i zmienianiu świata zgodnie z jej duchem. Nie zniszczy ich kontrola ani nagana – najwyżej założą, jak w średniowieczu, nową wspólnotę. Zresztą zarządzenie ciszy nie przeszkadza myśleć, jak mawia Patt Farrell ze skonfliktowanego z Watykanem zakonu.

Najwybitniejsza teolożka na świecie, 75-letnia Elizabeth Johnson, profesor na jezuickim uniwersytecie Fordham, swojego radykalizmu omal nie przypłaciła karierą. Gdy ośmieliła się napisać, że to patriarchalizm jest winny temu, że Maryja przestaje być wzorem dla współczesnych młodych kobiet i staje się anachroniczną ikoną pokornej służki, zajęli się nią urzędnicy z Kongregacji Nauki Wiary. Nie pomogło jej też, że apelowała, by mówiąc o boskości, częściej używać rodzaju żeńskiego. Na indeksie znalazła się jej książka „W poszukiwaniu Boga żywego” – bo zawierała tezę, że więcej Boga jest w modlitwie niż w magisterium. I żeby zajmować się Bogiem, trzeba doświadczyć życia: biedy i wykluczenia.

Buntowniczka z urodzenia? „Skąd! Wychowałam się w przedsoborowym Kościele, byłam pobożna i posłuszna. Ale człowiek dorasta, kultura się zmienia, a ja wsłuchiwałam się w głosy kobiet. To było dla mnie nawrócenie” – mówi Zuzannie Radzik.

Mama na papieża
Awantury między Watykanem i zbuntowanymi kobietami wybuchają zwykle o to samo: o tolerancyjny stosunek do homoseksualizmu, pacyfizm, antykoncepcję. I o debaty, czy kobieta może być księdzem.

Gdy w 1979 r. Jan Paweł II jedzie do USA, wita go przewodnicząca Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich, s. Sarah Kane. „Kościół musi umożliwić kobietom włączenie się we wszystkie posługi Kościoła” – mówi do papieża. Kilka sióstr z niebieskimi opaskami na znak poparcia dla kapłaństwa kobiet wstaje. Radzik zauważa, że na telewizyjnej migawce widać, jak papież łapie się za głowę. Drugi raz z s. Kane już się nie spotka.

Gdy Erin Saiz Hanna była w liceum, katechetka otwarła okno i powiedziała: „Wyrzućcie patriarchat przez okno”. Dziś Erin działa w Women’s Ordination Conference. Jej matka, katoliczka, była feministką. Mówiła: „Możesz być, kim tylko chcesz”. Erin chce być księdzem, więc na jeden z happeningów ubrała synka w śpioszki z napisem: „Mama na papieża”. Dziewczyny śpiewają: „Z samymi mężczyznami księżmi to nie wygląda dobrze. Zwróćcie nam Kościół”. Nie przejmują się

ekskomuniką: „Nie zrobiłyśmy nic, co by nas wykluczało z Kościoła”.

„Kapłaństwo nic nie daje. Problemem nie jest płeć, ale władza. Nawet jeśli kobiety zostaną księżmi, klerykalizm pozostanie klerykalizmem. Trzeba znieść hierarchię” – mówi jednak teolożka Mary E. Hunt. „To nie kapłaństwo kobiet zmieni Kościół, ale przebudowa relacji między duchownymi i świeckimi” – komentuje Radzik

Wdowa dostaje, czego chciała
Jak dostrzeżenie, że Bóg jest też kobietą, może zmienić Kościół i świat? „Kwestia kobiet to ukryta energia – pisze o. Rohr. – Niestosowanie przemocy i rozbrojenie, problemy bezdomnych i uchodźców, gwałt zadawany ziemi i jej zasobom, przemoc seksualna i fizyczna, apoteoza zysku i korporacji, odrzucenie ludzi biednych – żadnej z tych spraw nie uda się rozwiązać, jeśli wcześniej nie zdemaskuje się leżących u ich podstaw: władzy, prestiżu i potrzeby posiadania. Jezus swoją ewangeliczną rewolucją w nie uderzył. Musimy to zrozumieć, żeby pojąć, o co chodzi w kwestii kobiecej”.

Radzik zapytała s. Johnson, czy nie zniechęca jej, że ciągle musi powtarzać to samo, że po tylu latach patriarchalne elementy wiary czy liturgii wciąż tkwią głęboko? S. Elizabeth odpowiada: „Pamiętasz przypowieść o natrętnej wdowie zanoszącej błagania do niesprawiedliwego sędziego? W końcu dostaje to, czego chciała”.
A jak nie dostanie?

Książka Zuzanny Radzik wyszła w wydawnictwie Krytyki Politycznej. Z jednej strony to wspaniale: lewica i feministki wyciągają rękę do Kościoła. Z drugiej to może być pocałunek śmierci: który biskup, ksiądz czy która zakonnica przeczyta książkę wydaną przez lewaka Sierakowskiego?

A warto, bo to rzecz daleka od agresji, definiująca Kościół jak partnera, nie wroga. Otwarta, zakładająca urządzanie świata solidarnie, razem, a nie przeciwko sobie.

Kościół ma wciąż szansę porzucić anachroniczne wyobrażenia na temat kobiet i rodziny. Jeśli jej nie wykorzysta, straci kobiety. Odejdą, jak w średniowieczu, na obrzeża instytucji: do małych wspólnot zakładanych przez te, które walczą z przemocą, ubóstwem, marzące o tym, by zostać kapłankami. ©

Przeycztaj recencję książki "Kościół kobiet" autorstwa Ingi Iwasiów: "Wiara, nadzieja, wytrwałość".

 


Autorka jest szefową sobotniego Magazynu Świątecznego „Gazety Wyborczej”, autorką książek „Świat musi mieć sens. Przerwana rozmowa z arcybiskupem Józefem Życińskim” i „Brat Karol, siostra Wanda” o przyjaźni Karola Wojtyły z Wandą Półtawską. Za swój poprzedni tekst opublikowany w „TP”, „Nim nadejdzie matriarchat”, przekonujący, że można być feministką, ale nie porzucać wiary religijnej, była nominowana do nagrody Grand Press 2014.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2015