Druga połowa ludzkości

Czy papież naprawdę się zmierzy z kościelnym szowinizmem? Historia uczy, że w sprawie kobiet w Kościele nasz optymizm powinien być ostrożny.

21.10.2013

Czyta się kilka minut

Wenecja, 1990 r. / Paul W. Liebhardt / CORBIS
Wenecja, 1990 r. / Paul W. Liebhardt / CORBIS

Zanim został wybrany, w pierwszym dniu konklawe w Rzymie dało się zauważyć różowy dym. To członkinie Women’s Ordination Worldwide poprzez happening próbowały zwrócić uwagę, że kobiety w sprawie wyboru papieża nie mają nic do powiedzenia. Erin Saiz Hanna, dyrektor wykonawcza amerykańskiej organizacji Women Ordination Conference, zwracała uwagę, że przywódcę Kościoła wybiera grupa mężczyzn w podeszłym wieku. Jak to nazwała: old boys’ club. Młodzi czy starzy, zwykle decyzje w Kościele podejmują mężczyźni we własnym gronie.

Teraz, na początku nowego pontyfikatu, wszyscy pytają, jaką wrażliwość przyniósł do Rzymu nowy następca św. Piotra. Pytają też kobiety i wciąż niezupełnie wiedzą, czego spodziewać się po nowym papieżu. Marzenie, że nas czymś zaskoczy, studzą sceptycyzmem, którego dochowały się przez ostatnie trzydzieści lat.

Jak dotychczas, usłyszeliśmy trzy głośne wypowiedzi Franciszka o kobietach, jedną na pokładzie samolotu z Rio de Janeiro, drugą w wywiadzie dla „La Civiltà Cattolica”, trzeci – gdy w zeszłym tygodniu przemawiał z okazji 25-lecia listu apostolskiego „Mulieris Dignitatem”, poświęconego godności kobiety. Za każdym razem papież odpowiada podobnie: „tak” dla większej roli kobiet w Kościele, „nie” dla kapłaństwa kobiet.

Gdy w drodze z Rio powiedział, że nikt nie stworzył dotąd głębokiej teologii kobiety, wprawił w konsternację feministyczne teolożki. Czy teologia feministyczna nie wydaje mu się wystarczająco dobra? Jeśli tak, to dlaczego i w jakich momentach? A może nie jest na bieżąco z dorobkiem kobiet się nią zajmujących?

W trzeciej wypowiedzi papież wymienił dwa niebezpieczeństwa. Pierwsza: sprowadzanie macierzyństwa do roli społecznej, która jest szlachetna, ale stawia na uboczu, nie docenia możliwości kobiety w budowaniu społeczności cywilnej i kościelnej. W reakcji na to pojawia się drugie: emancypacja, która gubi to, co specyficznie kobiece. Franciszek martwił się również, że w Kościele i organizacjach kościelnych służba kobiet sprowadzona jest do pańszczyzny. „Jaka jest obecność kobiety w Kościele? Czy można ją bardziej docenić? Ta sprawa leży mi bardzo na sercu” – mówił papież.

UŁOMNE?

Sama już znudziłam się pytaniem o to, gdzie są kobiety na stanowiskach kierowniczych w Kościele. Mówimy, pytamy i co? Przecież te postulaty są tak skromne, grzeczne, ortodoksyjne, a wciąż – przynajmniej w polskiej rzeczywistości – nieosiągalne. Ich wprowadzenie nie wymaga teologicznej rewolucji, a jedynie woli kościelnych decydentów i zwykłych administracyjnych decyzji.

Ile razy mamy tłumaczyć, że nie jesteśmy ułomne? Funkcje kierownicze i administracyjne powinnyśmy móc pełnić w Kościele, jak w każdej innej dziedzinie życia. A może bardziej, bo wszak miało nie być mężczyzny ani kobiety, Żyda ni Greka... Zatem najwyższy czas.

Sytuacja zresztą wygląda różnie, zależnie od części świata i kraju. To, co w Polsce wydaje się odległym planem (obecność kobiet w administracyjnych strukturach Kościoła), gdzie indziej już jest codziennością, co nie znaczy, że kobiety czują się słuchane i dopuszczone do realnego kształtowania kościelnej rzeczywistości. Kościół wciąż jest w dużym stopniu sklerykalizowany, a sytuacja kobiet jest pochodną tego, co mogą świeccy. Zatem póki nie zmieni się całość podejścia do podziału ról między świeckich i księży, nie zmieni się aż tak również sytuacja kobiet. W obecnej sytuacji, nawet jeśli włączyć kobiety do funkcji administracyjnych, pozostanie szklany sufit, blokujący to, do czego dopuszczeni są tylko księża.

Kobieca „mapa drogowa” na nowy pontyfikat? Kuria, kongregacje (w Kongregacji Nauki Wiary, kobiety pełnią rolę już dziś) – tu decydować powinny nie płeć i święcenia, lecz kompetencje. Kanclerze diecezji, asystentki duszpasterskie, wszelkiego typu ciała doradcze i komisje... Powinniśmy takie role powierzyć kobietom na całym świecie, niezależnie od braku czy nadmiaru księży. Również dlatego, że powierzenie funkcji kościelnych kobietom może być ważnym znakiem tam, gdzie kobiety borykają się z podstawową dyskryminacją i przemocą.

Jeśli kobiety zaludnią wszystkie poziomy kościelnego przywództwa, nastąpi instytucjonalna zmiana – zauważa s. Joan Chittister, benedyktynka zasłużona w orędownictwie na rzecz roli kobiet w Kościele. Pewnie wie, co mówi, skoro mimo sporego zaangażowania kobiet w diecezjalne struktury, amerykańskie katoliczki chcą jeszcze więcej. Jedyna przeszkoda to pokusa szowinizmu. Tak zresztą przyczynę braku wyrazistej roli kobiet definiował w swojej książce z 2010 r. Jorge Bergoglio, dziś papież Franciszek.

Czy Franciszek skłonny będzie zmierzyć się z kościelnym szowinizmem? Jego słowa jakby to obiecują: „W miejscach, gdzie podejmuje się ważne decyzje, konieczny jest kobiecy geniusz. Obecne wyzwanie na tym właśnie polega: dokonać refleksji nad specyficznym miejscem kobiety także tam, gdzie w różnych obszarach sprawuje się władzę”. Na bazie tych słów „El Pais” już oznajmił swoim czytelnikom, że papież zamierza powołać pierwszą kobietę kardynała. Gazeta cytuje anonimowego jezuitę: „Znając tego papieża, nie zawahałby się, by ogłosić kobietę kardynałem. I cieszyłby się będąc pierwszym papieżem, który pozwala kobiecie wziąć udział w wyborze kolejnego papieża”. Zobaczymy...

TEOLOGIA KOBIETY

Szkoda, że autora wywiadu w „La Civiltà Cattolica” nie interesowało aż tak rozwinięcie kwestii kobiet i teologii kobiety. Wyraźnie nie dopytał o szczegóły, choć była okazja, by wyjaśnić, co papież ma na myśli mówiąc o „maczyzmie w spódnicy” czy „niemieszaniu funkcji z godnością”. I wreszcie, jakie braki papież widzi w tym, co do tej pory wypracowano, zarówno w Watykanie, jak i w kręgach feministycznych.

Jak zauważa s. Carol Zinn, nowa przewodnicząca Konferencji Przełożonych Zakonów Żeńskich (organizacji skupiającej 80 proc. amerykańskich zakonnic – od trzech lat monitorowanej przez Watykan), trzeba porozmawiać z tymi, których teologię próbuje się tworzyć. W tym przypadku z kobietami. Jeszcze dobitniej mówi s. Chittister: „Mężczyźni w Kościele muszą zacząć czytać dobrą, feministyczną filozofię, teologię i naukę. Muszą zrozumieć, że ich stanowisko odnośnie płci kulturowej (gender) jest zawstydzająco bezpodstawne. Mamy za sobą tysiące lat historii, w której teologię tworzyła tylko połowa ludzkości. I to ma być adekwatna teologia?”.

Kobiety nie czują się słuchane, powtarzają aktywistki, przełożone zakonne i teolożki. „Doświadczenie wiary milionów kobiet ma jakby mniejsze znaczenie w Kościele. (...) Kobiety często mają rację, tylko nikt ich o zdanie w Kościele nie pyta” – wtóruje im s. Małgorzata Chmielewska w swoim komentarzu do wywiadu z Franciszkiem publikowanym na tych łamach. Katolicka amerykańska pisarka Ashley McGuire zasugerowała, by zebrać komitet kobiet teolożek, aktywistek, działaczek, wychowawczyń i nauczycielek oraz przywódczyń, które pomogą hierarchom zrozumieć, z jakimi tematami zmagają się kobiety.

Na wezwanie papieża, że potrzebna jest głębsza teologia kobiety, można jednak spojrzeć jeszcze inaczej. Czyżby tym samym nie uznał niewystarczalności „nowego feminizmu” opartego na nauczaniu Jana Pawła II w adhortacji „Mulieris dignitatem”? Więc może jednak Franciszek dostrzega, że da się powiedzieć więcej i inaczej?

Ale jednocześnie, jeśliby być mniej optymistycznym, ostrzeganie przed maczyzmem w spódnicy, sięganie po określenie „geniusz kobiety” może budzić niepokój. Znów szykuje się nam jakąś złotą klatkę, która określi, kim mamy być, nie pytając, co o owym geniuszu myślimy? Tak, Maryja jest od lat centralną postacią teologii i religijności katolików, ale czy coś dobrego z tego dla kobiet wynikło?

Trzeba zapytać, czy potrzebujemy teologii kobiety, czy może takiej teologii, która specjalną troską otoczy nie jedną płeć, jakby była ułomna, lecz pomoże przedefiniować zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Tworzenie nowej antropologii postulują od dawna teolożki feministyczne. Elizabeth Johnson, nie przecząc różnicom, pisała, że męskość i kobiecość to pojęcia najbardziej stereotypowe kulturowo. „Jakim prawem współczująca miłość, szacunek czy opiekuńczość mają być uznawane za cechy kobiece, a nie po prostu ludzkie? Dlaczego siła, władza, racjonalność mają przynależeć bardziej do mężczyzn niż do ludzi, włączając w to kobiety?”. Chodzi więc o partnerską antropologię, która uwolni obraz i mężczyzn, i kobiet. Podobnie pisała Elisabeth Schüsser Fiorenza: „Kobiety, tak jak mężczyźni, nie są definiowane przez biologię i zdolności reprodukcyjne, ale przez powołanie do bycia uczennicami/uczniami i do świętości”.

WYZWALANIE UBOGICH

Już podczas pierwszych miesięcy pontyfikatu Franciszek wyraźnie zaznaczył zwrot ku ubogim w Kościele. Nie da się zwrócić ku nim, nie zauważając, że większość ubogich tego świata to kobiety i ich dzieci. To one najczęściej są ofiarami handlu ludźmi i przemocy seksualnej zarówno w rodzinach, jak i w czasie konfliktów zbrojnych. Jeśli dla Franciszka ważniejsza od publicznego nazywania grzechów jest opcja na rzecz ubogich, to może zaczniemy słyszeć o kobietach nie tylko w kontekście antykoncepcji, aborcji i in vitro.

W dodatku, jeśli teologia wyzwolenia wraca do łask Rzymu, to może warto skorzystać z dorobku feministycznych teolożek, które wyrosły z tego nurtu, ale również zaczęły go krytykować za ignorowanie tematyki seksizmu. Seksizm, rasizm, bieda, wykorzystanie ekonomiczne, lokalne konteksty kulturowe, seksualność, życie rodzinne, niekonieczne cierpienie – to jedne z głównych tematów poruszanych przez teolożki z Azji, Ameryki Południowej czy Afryki. Swoje zachodnie koleżanki krytykowały one za zbyt łatwy, dualistyczny obraz. Doświadczenie kobiet z tych krajów każe rzucić wyzwanie seksizmowi na równi z rasizmem, kolonializmem i ekonomicznym wyzyskiem. Bowiem te wszystkie czynniki w różny sposób wpływają na życie kobiet, zależnie od społecznego i kulturowego kontekstu.

Feministyczne teolożki rozumieją zróżnicowanie kobiecego doświadczenia, dostrzegając jednocześnie globalność i systemowość niektórych problemów. Koleżankom z Zachodu wypominały niejednokrotnie, że zarzucając Kościołowi, iż odrzucił doświadczenie kobiet, mają na myśli białe kobiety z klasy średniej. Rozdanie ról jest bardziej skomplikowane i okazuje się, że możemy czuć opresję, a jednocześnie, jako białe kobiety z krajów rozwiniętych, być opresorami. Dlatego Schüsser Fiorenza proponowała, żeby zamiast patriarchatowi, sprzeciwiać się kyriarchatowi, czyli dominacji właściciela, pracodawcy, pana, męża. Tożsamość kobiety czy mężczyzny – przypomina Sheila Briggs – nie sprowadza się tylko do płci, ale też do rasy, klasy, orientacji seksualnej, wieku, fizycznych możliwości.

Kolejnym ważnym wątkiem kobiecej teologii jest ekologia. Teolożki, zwłaszcza z Ameryki Łacińskiej, Azji i Afryki, mówią wiele o ekologicznej solidarności czy wręcz ekofeminizmie. Wszystkie te tematy: bieda, opresja, ekologia, zdają się bliskie papieżowi. Nic, tylko szukać doradczyń wśród feministycznych teolożek. A może szefowych odpowiednich kongregacji?

KAPŁAŃSTWO

O ile wypowiedzi papieża o kobietach mogą budzić różne nadzieje, o tyle w kwestii kapłaństwa kobiet podtrzymał on nauczanie poprzedników. „Nie chcę być biskupką” – mówi w komentarzu s. Chmielewska. Ja również nie chcę być ani biskupką, co nie znaczy, że nie ma kobiet, które chcą i czują powołanie. To, że siostra nie chce, nie znaczy, że ja nie chciałabym kogoś w rodzaju siostry Chmielewskiej jako swojego biskupa. Można pomarzyć...

Rzeczywiście pierwotne posoborowe nadzieje części kobiet, że zmiany obejmą również kwestię ich kapłaństwa, zostały zgaszone najpierw przez Pawła VI, a potem przez Jana Pawła II. Co do ostateczności decyzji papieża nie ma zgody. Teologowie spierają się nie tylko o miejsce jego orzeczenia w hierarchii prawd, ale też o teologiczne uzasadnienia takiej sytuacji.

Temat kapłaństwa kobiet ma status niemal teologicznego tabu, działanie na jego rzecz spycha zwykle na margines i powoduje problemy z kościelnymi przełożonymi. Faktycznie, część z postulujących kapłaństwo kobiet stała się radykalna (nie zważając na ekskomunikę przyjęły święcenia, założyły własne parafie). Inne, czując się powołane, cierpliwie przez lata (czasem kilkadziesiąt lat) szukają sobie w Kościele takiego miejsca, gdzie mogą pełnić służbę najbliższą temu powołaniu. Tego tematu nie da się łatwo zamknąć. Będzie wracał, zwłaszcza wobec słabości teologicznych argumentów przeciwników.

Franciszek mówi dużo o odwadze, byciu na granicy oraz prowadzeniu dialogu ze wszystkimi, nawet stojącymi daleko. Mógłby wobec tego wysłuchać również tego, co chcą mu powiedzieć kobiety. Mówi również o zasadzie sentire cum Ecclesia (zawsze z Kościołem), że spełnia się, „kiedy ma miejsce dialog między ludźmi, biskupami, papieżem, i kiedy jest on szczery, wtedy możemy mówić o asystencji Ducha Świętego”. Może więc czas na dialog z kobietami, w takim zakresie, w jakim one chcą rozmawiać o swoich sprawach, a nie w takim, jaki dopuszcza Watykan?

Rozmowa o kapłaństwie kobiet to też okazja do rozważenia teologii kapłaństwa w ogóle. Pytanie, czy Jezus chciał kapłaństwa kobiet, lub stwierdzenie, że go nie chciał, są tak naprawdę wtórne wobec zagadnienia: jakiego kapłaństwa chciał? Oraz jakiego służebnego kapłaństwa potrzebuje dziś Kościół? I czy na pewno jest to zhierarchizowane, męskie grono?

Schüsser Fiorenza zauważała, że proste włączenie kobiet w hierarchiczno-patriarchalną strukturę Kościoła poprzez święcenia może doprowadzić do jeszcze większej klerykalizacji Kościoła. Wtórują jej kobiety, z którymi rozmawiałam na spotkaniu Women’s Ordination Worldwide. Nie chodzi im o proste dopuszczenie do struktur i władzy, ale o inny styl posługi. Jedna z seniorek ruchu mówiła: „Moim powołaniem jest przemiana Kościoła”.

***

Ile Franciszek zmieni? Chciałoby się wierzyć dziennikarzom „El Pais”, ale historia uczy, że w sprawach kobiet w Kościele nasz optymizm powinien być ostrożny. Poza wszystkim, ani powtarzanie krzepiących fraz o geniuszu, ani o potrzebie miejsca dla kobiet – nic nie zmieni. Dowody? Napiszcie CV i pójdźcie sprawdzić, czy wasz biskup ma dla was jakąś robotę. Jak już była mowa, z wyjątkiem kapłaństwa kobiet, to kwestia polityki kadrowej, a nie teologicznych rozwiązań. Nie trzeba więc czekać na gesty czy słowa Franciszka ani przełomowe decyzje płynące z Rzymu. Można zacząć tu i teraz. Macie pomysł, jak? Ostatnio ciągle słyszymy, że trzeba zrobić raban. Może Kościołowi przydałby się raban w sprawie kobiet, przychodzący nie z manify, ale od wewnątrz. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2013