Słowo o polaryzacji

Nasze wojsko jest wszechstronnie przygotowane do spokojnego bytowania na dowolnym polu walki, przede wszystkim zaś na takich, których nie było, nie ma i nigdy nie będzie.

09.11.2020

Czyta się kilka minut

Dużo ostatnio czytamy o tzw. polaryzacji. Można o niej sobie dziś pogwarzyć w dowolnym towarzystwie i w jakichkolwiek okolicznościach, choćby na urodzinach u cioci pisówki, albo na koniaczku u niebinarnego wujcia. Polaryzacja społeczeństwa jest – popatrzmy – po prostu tematem znakomicie neutralnym i absolutnie pozbawionym potencjału waśni. Gdy próbujemy się zastanowić i wskazać kogoś, z kim miła i zgodna rozmowa o polaryzacji społeczeństwa nie może być możliwa, opadają nam ręce. Naprawdę nie ma człowieka, z którym w sprawie polaryzacji można by się dziś nie zgodzić. Naturalnie zaraz znajdzie się tu ktoś wątpiący i polaryzujący. Że absolutnie – powie nam ten ktoś cierpko – są w Polsce ludzie, z którymi nie da się o polaryzacji rozmawiać, bądź robić tego nie wolno, ze względów bezpieczeństwa. Będziemy tu i teraz polemizować z taką opinią.

No więc, gdyby – co już nikomu nie przychodzi do głowy prócz Bronisława Wildsteina – poważnie traktować tutejsze władze, można by pomyśleć, że – dajmy na to – żołnierz oddelegowany z koszar do najsurowszego pilnowania, by oto lekarze przypadkiem nie kłamali podczas liczenia łóżek w szpitalach, nie będzie skłonny do rozmowy o polaryzacji. Nie będzie, bowiem jest on po pierwsze w służbie narodu, po drugie jest umundurowany w mundur polski, a po trzecie – jak to zwykle przy pilnowaniu liczenia – żołnierz polski musi być skrajnie skupiony podczas zapisywania i porównywania liczb. Próba wybicia żołnierza polskiego ze skupienia może pomylić mu liczby arabskie, i mogą one nie dotrzeć do władz w prawidłowym i zamierzonym słupku. Liczby mogą się na papierze rozsypać. Każdy uczeń wie, że liczby rozsypane to kłopoty. To wezwanie do szkoły tzw. opieki domowej, to brak promocji i brak sukcesu edukacyjnego. Żołnierze są w podobnej sytuacji: oto groźba przykrej rozmowy z ukochanym, ale surowym dowódcą, perspektywa braku awansu, a wreszcie odesłanie z najważniejszego dziś frontu, czyli liczenia łóżek, na tyły, do kuchni, do obierania kartofli bądź pastowania butów, wszystko to – wydawałoby się – powinno gruntownie zniechęcać żołnierza polskiego do rozmowy o polaryzacji. Ba! Może go przecież skłonić do służbowego użycia broni krótkiej! A jednak nie. Tylko ludzie niesłychanie lękliwi, których nasz kraj jest niestety pełen, mogą tak myśleć. Żołnierz polski, co powinno tu zabrzmieć ostro i bardzo stanowczo, jest gotów rozmawiać o polaryzacji zawsze, nawet podczas liczenia łóżek.

Oto, może onże – oddelegowany żołnierz – bez kłopotu ani wstydu zapisywać prawidłowo liczby arabskie, bez pomocy kogokolwiek. Może nierozproszony rozmawiać w tym czasie na dowolny temat, nawet gdy dodatkowo gra w makao w pielęgniarskiej dyżurce, a nawet gdy przez szpitalny radiowęzeł transmitowane są audycje TVN-u albo innego ośrodka finansowanego przez zagraniczne, rewizjonistyczne koła niemiecko-żydowsko-arabskie. Może więc on rozmawiać o polaryzacji dowolnie, też podczas korygowania fałszywych rachunków łóżek, sporządzonych i podsuwanych mu przez lekarki zbrodniarki i lekarzy zbrodniarzy. Może. Skąd ta pewność? Ano stąd, że nasze wojsko jest wszechstronnie przygotowane do spokojnego bytowania na dowolnym polu walki, przede wszystkim zaś na takich, których nie było, nie ma i nigdy nie będzie, a które wymyślili p. Kaczyński z p. Gowinem podczas wieczornego, wspólnego mieszania nieosłodzonej herbatki.

A więc, co było tu do udowodnienia w kwestii polaryzacji, tośmy, zdaje się, udowodnili – panie dziejku – z naddatkiem. Jednakże nie chcielibyśmy kończyć tych rozważań w tak łatwym poczuciu totalnego zgnębienia przeciwnika i zarazem własnego triumfu. Niestety. Jeśli idzie o polaryzację, sprawa się ostatnio bardzo komplikuje. A komplikują ją ozdrowieńcy. Otóż ich liczba będzie rosła i nie będą oni chcieli nosić maseczek, podzielą więc społeczeństwo na sposób zupełnie nowy, o czym trzeba będzie porozmawiać. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2020