Skóra

To była bardzo piękna kobieta, o południowej urodzie. Ostre rysy, krucze włosy i szczupłe dłonie. Zerkałem na nią – niby dyskretnie – ale musiała to dostrzec. Samolot był niewielki, a my siedzieliśmy niemal po sąsiedzku.

28.03.2016

Czyta się kilka minut

Paweł Reszka /  / Fot. Grażyna Makara
Paweł Reszka / / Fot. Grażyna Makara

Jednak to „niemal” sprawiało, że nie mogłem z nią rozmawiać. Zacząłem więc myśleć, kim jest. Greczynką? Turczynką? Syryjką? Czemu leci do nudnej, chłodnej Warszawy? Samolot wzbił się ponad chmury, kołysał. Głowa była jak z ołowiu, oczy zamykały się same, tylko myśli krążyły gdzieś wokoło niej… Zdało mi się, że jest niedziela. Miało się na wieczór. A upał delikatnie zelżał. Kolejka przed kinem. Długa i zakręcona jak wąż. Stanąłem pokornie na końcu ogonka. Inni kolejkowicze wbili we mnie wzrok. Rozmowy ucichły. Otaczała mnie próżnia. Marzyłem, żeby przestali zwracać na mnie uwagę. Żeby ogonek był jak z Sorokina. Niech kłóci się, żartuje, obraża, gniewa, a nawet wdaje w delikatne romanse.

– Przepraszam, jak pani na imię?

– Też coś! Nie powiem.

– No co pani szkodzi?

– Nic mi nie szkodzi. Proszę bardzo. Lena.

– Wadim.

Dobra kolejka żyje normalnym życiem. Pamiętam z dzieciństwa. Gdy wszystko było na kartki, gdy w ogonkach upływała spora część dnia. Moje kolejki były małomiasteczkowe, przaśne, bez zadęcia i tragizmu – takie jak ja, moi sąsiedzi, cały znany mi świat. Tu jednak na nic takiego się nie zanosiło. Dlatego dłubałem czubkiem buta w czerwonej ziemi. Starałem się nie dostrzegać, że wszystko jest nie tak, że moja osoba wzbudza niezdrową sensację.

Ogonek ani drgnął. Nie zaczęli jeszcze sprzedawać czy jak? Oni też nie odpuszczali. Gapili się bezwzględnie. Byłem dziwadłem, jednoosobowym widowiskiem. W końcu do kolejki przyszła następna osoba i jeszcze jedna. Uff. Przynajmniej nie byłem ostatni.

– Dobry ten film? – zapytałem. Nie kogoś konkretnego, ale tak w powietrze.

Tymczasem zrobiło się ciemniej. Oni powoli znikali, rozpływali się w powietrzu. Jeszcze klika chwil, a pozostaną po nich tylko białka oczu i zęby. Noc w okolicach równika zapada szybko, jakby ktoś niespodziewanie wyłączył światło. Nagle „białka” popatrzyły prosto w moje oczy.

– To jest bardzo kiepski film, rodzimej, ghanyjskiej produkcji. Romans kuchenny, który wszyscy znamy na pamięć – powiedziały umieszczone pod białkami „zęby”. A inne białka oraz zęby odpowiedziały gromkim, serdecznym śmiechem. Też się śmiałem, co rozluźniło atmosferę w ogonku. – Proszę pana – kontynuował głos – otóż nie musi pan stać w tej kolejce. Ważni ludzie mogą obejść ją z lewej strony. Iść bezpośrednio do kasy. – Pokazał na oświetlony pomarańczowy kwadracik.

– Ale ja nie jestem ważnym człowiekiem – odpowiedziałem. – Jestem tylko człowiekiem, który nigdy nie oglądał ghanyjskiego filmu.

– Ależ jest pan ważny, jest pan biały! – zdziwił się głos. – Proszę śmiało do okienka. Nikt pana nie zatrzyma.

Nie miałem ochoty. Lepiej mi było stać tutaj, śmiać się z nimi. To dla reportera cenniejsze doświadczenie niż siedzenie w kinie. Mimo to, pierwszy raz w życiu zawstydziłem się swojego koloru skóry. Potem wstydziłem się go wielokrotnie.

Mój kartoflany nos i jasne oczy były doskonałą przepustką w moskiewskim metrze, na petersburskiej ulicy. Przez lata nie zatrzymał mnie ani jeden patrol. Gdybym miał ciemne włosy, smagłą skórę – jak moi koledzy z Kaukazu. Albo skośne oczy jak ci z Azji Środkowej. Wówczas zatrzymywano by mnie po trzy, cztery razy dziennie. Moje papiery zawsze byłyby nie w porządku. Musiałbym wciskać w tłuste łapki milicjantów zwitki rubelków. Gdybym trafił na ich zły humor, braliby mnie na posterunek i dostawałbym po gębie. To tylko dodatek do jeszcze bolejśniejszych wyzwisk: „czarnodupiec”, „czurka”, przyjezdny śmieć. Ja nazywałem to barbarzyństwem, a oni bezpieczeństwem. Tak już mam, że niedobre uczucia budzą we mnie specjalne bramki dla tych z UE i innych. Podobnie wizy i pozwolenia. Nie mam ochoty odwiedzać Ameryki. Czułbym się źle, wypełniając kwestionariusze i odpowiadając na pytania o cel podróży. Cel podróży?

Ryszard Kapuściński, który był bardzo uważnym badaczem „inności”, pisał: „Kulturowość świata jest nieskończona w swoim ogromie, w swoim bogactwie. Myślę, że po przeszło czterdziestu pięciu latach dość intensywnego jeżdżenia po świecie właściwie go nie znam”.

To co napisać w ankiecie? Chyba najprościej: „Nie wiem, po co do was jadę”. Tylko to nie zmieści się w urzędniczych standardach.

Samolot wylądował. Obudził mnie ból w zatokach. Jeszcze nie pozbierałem myśli, a ona była gotowa do wyjścia. Znów zerknąłem, wbrew sobie. Droga torebka, elegancki jasny płaszcz. Zamarznie tu!

Weszliśmy do terminala. Za drzwiami stało czterech mężczyzn w zielonych mundurach. Uważnie lustrowali przybyłych. Jeden podszedł prosto do niej.

– Polska służba graniczna, proszę o dokumenty, jaki jest cel przyjazdu pani do Polski? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2016