Reklama

Ładowanie...

Skąd pomysł, by opóźnić wybory samorządowe?

Skąd pomysł, by opóźnić wybory samorządowe?

19.09.2022
Czyta się kilka minut
Nawet jeśli rządzący nie są w stanie żyć z obawą przegranej, nie ma powodu, by sięgać po tak wątpliwe środki, jak wydłużanie kadencji lokalnych władz.
Ławy rządowe w Sejmie / JACEK DOMINSKI/REPORTER
W

Wojna po sąsiedzku i drożyzna powinny skłaniać rządzących w Polsce do ograniczania pól konfliktu i skupienia się na tym, co naprawdę ważne dla obywateli. Trudno za coś takiego uznać opóźnianie samorządowych wyborów czy radykalne zmiany ordynacji. Najwyraźniej obóz rządzący nie potrafi się uwolnić od pokusy gorączkowego manipulowania regułami.

Problem kolizji wyborów lokalnych i krajowych był znany od niemal pięciu lat. Sam mówiłem i pisałem o tym niejednokrotnie. Teraz jednak sprawa nabrała innych znaczeń. Organizacyjne trudności stały się dla obozu władzy pretekstem do załatwienia boleśniejszej kwestii. PiS w samorządach radził sobie kiepsko nawet w 2018 r., gdy był na fali wznoszącej, zaś sensu nazwy Zjednoczona Prawica nie podważały permanentne, otwarte konflikty. Teraz sondaże zwiastują utratę władzy, a w tych okolicznościach samorządowy prolog tuż przed sejmowym wyścigiem zdaje się budzić przerażenie rządzących.

Lecz nawet jeśli nie są oni w stanie żyć z obawą przegranej, nie ma powodu, by sięgać po tak wątpliwe środki, jak wydłużanie kadencji lokalnych władz. To przecież oznacza opóźnienie porażki tych, którzy na swoich stanowiskach się nie sprawdzili. Jeśli większość sejmowa popełniła przed laty błąd, doprowadzając do kolizji terminów, może go rozwiązać swoim kosztem, nie zaś obywateli.

Najprostsze byłoby rozwiązanie Sejmu, przegłosowane teraz, lecz wchodzące w życie w kwietniu 2023 r. To pozwoliłoby przeprowadzić wybory sejmowe w czerwcu. Skrócenie kadencji parlamentu byłoby bardzo nieznaczne, zważywszy na przerwę wakacyjną. Wybory samorządowe mogłyby się odbyć normalnie, jesienią, bez kolizji z eurowyborami 2024. Możliwe zresztą, że tak się stanie, bo przecież ani sejmowa większość, ani aprobata prezydenta nie są czymś pewnym. Przy spodziewanym sprzeciwie Senatu obóz rządzący funduje sobie właśnie wielotygodniową rozróbę, w której stale przypominane będzie, że forsowana zmiana jest dowodem ich nieudolności i słabości. Samorozwiązanie Sejmu przynajmniej omija Senat i prezydenta.

Już tylko wisienką na torcie są spekulacje dotyczące zwiększenia liczby okręgów wyborczych. Przejście na 100 okręgów miałoby ponoć zapewnić przewagę nad podzieloną opozycją. To jeszcze mniej realne i jeszcze bardziej wątpliwe. ©

Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek:

Autor artykułu

Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu...
Ukazał się pierwotnie pod tytułem: „Kiedy wybory”.

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]