Siostra prezydent

Należy do najciekawszych współczesnych teolożek. Przekonuje: „Bóg chce, żebyśmy byli odpowiedzialni. Ostateczna jasność przyjdzie w czasie eschatologicznym, teraz podejmuję ryzyko”.

30.04.2016

Czyta się kilka minut

Siostra Teresa Forcades i Vila, Madryt, czerwiec 2015 r. / Fot. Emilio Naranjo / EFE / PAP
Siostra Teresa Forcades i Vila, Madryt, czerwiec 2015 r. / Fot. Emilio Naranjo / EFE / PAP

Welonu nie nosi od roku. Nie mieszka też od jakiegoś czasu w swoim klasztorze benedyktyńskim na Montserrat w Katalonii. Ale bez obaw, benedyktynka Teresa Forcades i Vila – jedna z najbardziej wyrazistych teolożek feministycznych w Europie – nie wyleciała z zakonu. Swoją wspólnotę odwiedza raz w tygodniu i w święta. „Jasne, że mam ich pełne wsparcie – zapewnia, gdy podejrzliwie dopytuję, czy siostry na pewno godzą się na to, że stała się przywódczynią radykalnie lewicowego ruchu politycznego Procés Constituent. Ruch postuluje autonomię Katalonii i zmianę społeczną, dzięki której władza ekonomiczna nie będzie ponad polityczną. – Mogły mi nie pozwolić, nie zrobiły tego. Dopiero jak przedstawiłam swoją kandydaturę na prezydenta kraju, stwierdziły, że to trochę za dużo – wyjaśnia parskając śmiechem.

– Nie chciały być twoim komitetem wyborczym? – pytam z przekąsem, a zakonnica śmieje się: – Dokładnie. Rozumiem, że zainteresowanie mediów im przeszkadzało, i nie mam z tym problemu. Ostatecznie nie kandydowałam, bo nie zgadzałam się we wszystkim z koalicją, którą miałam reprezentować. Ale w tym momencie jestem zaangażowana w sytuację polityczną w moim kraju i zgadzam się na bycie poza klasztorem w tym okresie mojego życia.

Dostała urlop na trzy lata, w razie konieczności opieki nad chorym rodzicem. Protestowała, że jej matka nie jest chora. „Ale społeczeństwo jest, idź i się nim zajmij” – miała odpowiedzieć jej wspólnota. Poza murami Montserratu spędzi maksymalnie jeszcze dwa lata. Tak ustaliły. Wolałaby jednak żyć w klasztorze.

O tym, co robi, mówi jako o teologii wyzwolenia XXI wieku. Do polityki weszła, widząc frustrację pokryzysowej Hiszpanii. Profesjonalni politycy mówią, że jej dziesięciopunktowy program jest naiwny. „Nie jestem profesjonalnym politykiem” – odpowiada. „Bóg mówi o jedzeniu, chorobie, o realnych problemach ludzi”. Kapitalizmowi sprzeciwia się, bo mówi on o wolności, a promuje rywalizację i indywidualizm. Lewicowa koalicja jednocząca się wokół katolickiej zakonnicy może budzić zdziwienie. „Należy się spodziewać krytyki – komentuje zwykle uwagi pod swoim adresem. – Idę za kimś o imieniu Jezus, on doświadczył jej sporo”.

Trójca Święta, czyli wolność i różnica

Gdy w 1997 r. Teresa Forcades i Vila wstępuje do benedyktynek, przełożona pyta, jakie ma oczekiwania. Postulantka odpowiada, że się dostosuje do zasad domu. Przeorysza była rozczarowana. „Wiem, co chcesz powiedzieć, i to doceniam – tłumaczyła. – Ale wiesz, mam takie marzenie, żeby nasza wspólnota nie była miejscem, do którego ludzie przychodzą ze swoimi różnymi charakterami, doświadczeniami, talentami i po dwudziestu latach wspólnego życia są do siebie podobni. Chciałabym, żeby nasza wspólnota była miejscem, gdzie rozmaici ludzie przychodzą, a ta oryginalność dana każdemu przez Boga rozwija się, staje się bardziej wyraźna. W pokorze, ale odpowiedzialności. Myślę że tego Bóg od nas oczekuje”. Tak się zaczęło.

Aktywność polityczna i krytyka kapitalizmu to nie wszystko. Benedyktynka wspiera również ruch na rzecz kapłaństwa kobiet. Zamiast malować ceramikę, już w zakonie zrobiła doktoraty z medycyny i teologii. Nic dziwnego, że przyciąga uwagę. Dwa lata temu trafiła na okładkę „Wysokich Obcasów”. Wtedy jeszcze w welonie.

– Nie noszę teraz welonu, więc to, co mówię, jest odbierane z nieco mniejszym zdziwieniem – komentuje. Welon i habit zmieniają odbiór treści. W jakimś sensie wolę, gdy jest tak jak teraz. Nie wiem, czy za parę lat wrócę do noszenia welonu. Nie muszę, ale lubię go, bo jest praktyczny. Jednak to, że w taki sposób przyciąga dziennikarzy, nie jest dobre. Choć być może zwraca również uwagę tych, którzy inaczej mnie nie wysłuchają.

W tym roku kończy pięćdziesiąt lat. Ma lekko posiwiałe, krótkie, ciemne włosy. Uwagę zwracają jaśniejące oczy i częsty na jej twarzy naturalny uśmiech. Jest serdeczna, bezpośrednia, ciekawa rozmówcy, belfersko chwaląca dociekliwe pytania. W czasie wykładów i spotkań wstaje, by mieć lepszy kontakt z salą. Nawet gdy tłumaczy trudne teologiczne kwestie, nie pomaga sobie slajdami, tylko próbuje zmusić słuchaczy do myślenia i uwagi. Gestykuluje, próbując pokazać relacje w Trójcy. Trójca Święta to nie tylko temat jej doktoratu. To klucz do jej duchowości i sposobu teologicznego, ale też społecznego myślenia.

„Trójca jest fundamentem chrześcijańskiej teologii, ale wciąż nie zrozumieliśmy, co to znaczy mieć jako horyzont świata nie statycznego jedynego Boga, ale dynamiczną interakcję, na którą składa się wolność i różnica. Żeby była jedność, potrzebna jest różnorodność. W każdej religii Bóg jest dawcą, natomiast w Trójcy i jej wewnętrznych relacjach jest i dawanie, i branie”.

To przekłada się na relacje w rodzinie i społeczeństwie. Mówi, że nie osiągniemy silnej rodziny poprzez osłabianie indywidualności. Ale nie osiągniemy też silnej indywidualności przez osłabianie więzi. To wyzwanie teologiczne, ale też społeczne. Ochrona przestrzeni na indywidualne wybory i w rodzinie, i w społeczeństwie. „Perichoreza – tłumaczy termin, którym określamy relacje w Trójcy – pochodzi od peri choreo, co oznacza robienie przestrzeni, tak żebyś mógł być tym, kim jesteś”.

Teologia Trójcy wpływa również na jej myślenie o Kościele. Kościół to nie tylko instytucja – wyjaśnia. – To sakrament, misterium miłości. Sakrament znaczy, że przy wszystkich problemach staramy się uczynić widocznym to, co niewidoczne. Czemu potrzeba dwóch lub trzech, żeby Bóg tam był? Potrzebni są inni, żeby Trójca była z nami obecna. W Kościele, jak w Trójcy, jest miejsce na różnorodność.

Łzy nad kobietami w Kościele

Rozmawiamy o Kościele, feminizmie i teologii. Pytam o łzy, które ponoć wylewała, pisząc książkę o teologii feministycznej. Była zaskoczona, odkrywając historie katoliczek, które nie mogły rozwinąć w pełni swojego potencjału, bo powstrzymały je dyskryminacja i seksizm? – Oczywiście, że się tego spodziewałam. Jednak kiedy przyglądasz się temu, co piszą, i wiesz, że nie miałaś o nich pojęcia, bo zostały zapomniane przez historię, lub czasem po ich śmierci odwracano to, co osiągnęły, to zbierają się łzy.

Wspomina choćby o Teresie z Ávili. Studiując jej życie, dostrzegła, jak wiele Teresa zrobiła dla sióstr swojego zgromadzenia: – Mówiła, że siostry mają ufać swojemu religijnemu doświadczeniu, modlić się również własnymi słowami. Twierdziła, że to przeorysza powinna być kierowniczką duchową sióstr, a nie spowiednik przychodzący z zewnątrz. Spowiednika zaś siostry powinny móc wybrać. Powinny też mieć rekreację, raz dziennie odpocząć. Więc kiedy zobaczyłam, że wszystko to odebrano im 20 lat po śmierci Teresy, jasne, że płakałam. Innym przykładem jest meksykańska zakonnica Juana Inés de la Cruz, która w XVII wieku pisze o pełnej intelektualnej zdolności kobiet i argumentuje teologicznie, wspaniale, oraz dostrzega sprawy, do których zauważenia potrzebowaliśmy aż Soboru Watykańskiego II. Mogłam je poznać, bo im się udało. Zostały po nich teksty.

Choć nie wydaje się płaczliwa, mówi to z takim przejęciem, że wierzę w jej łzy.

Sporo jest do opłakania? – Tak, sporo. Myślę, że Bóg też nad tym płacze. To wstyd, że tyle Bożych darów, łaski i możliwości zostało stracone. Dla większości mężczyzn w Kościele ta sprawa jest obojętna. Albo traktują ją jako zagrożenie i stają się defensywni, jakby była to ich wina. Muszę ci jednak powiedzieć – dodaje – że większość kobiet również jest obojętna.

Co musi się stać, żeby wytrącić z obojętności? W jej przypadku była to amerykańska teolożka Elisabeth Schüssler Fiorenza, która przyjechała z wykładem do Barcelony w 1992 r. Tłumaczka kompletnie nie znała się na teologii, co uniemożliwiało komunikację wykładowczyni z audytorium. Wśród słuchaczy była 25-letnia Forcades i Vila, szykująca się do studiów medycznych w USA. Język więc znała, Biblią i tradycją Kościoła interesowała się zaś, odkąd w wieku 15 lat poznała Ewangelię. Choć jeszcze wtedy nie studiowała teologii, przetłumaczyła z sukcesem wykład do końca. Schüssler Fiorenzę spotkała potem w Stanach, została zaproszona na seminarium, a później kupiła jej książkę o katolickiej hermeneutyce feministycznej, „But She Said”, i przetłumaczyła na kataloński. Nikt nie odważył się jej wydać, ale jak mówi, przetłumaczenie książki nie jest błahostką, wymaga wgryzienia się w czyjąś myśl.

Mówi dużo o szacunku do tradycji, a feminizm jest zwykle podejrzliwy, jeśli nie krytyczny wobec tradycji. Jak to pogodzić?

– To dobre pytanie – odpowiada jednym z tych belferskich pomruków, który sygnalizuje zadowolenie z pytania. – Jestem krytyczna nie wobec tradycji, ale niektórych tradycji. Czasem nawet bardzo krytyczna. Radykalnie. A jednocześnie za inne tradycje jestem bardzo wdzięczna. Dla mnie kluczem jest rozróżnianie.

W tym tłumaczeniu słychać wpływ Schüssler Fiorenzy i całego nurtu feministycznej teologii, która uczy hermeneutyki podejrzliwości, rozważania, co w Piśmie lub tradycji służy zbawieniu, a co jest historyczne i czasem skażone szowinizmem dawnych epok. A może też tego, że formowali ją w młodości jezuici. – Bycie tradycjonalistą jest złe, bo sprawia, że zamykasz się na nowe. Cenienie tradycji samo w sobie nic nie znaczy. Zobaczmy najpierw, jakie tradycje cenisz. Patriarchat jest tradycją w Kościele katolickim i kwestionuję go. Klerykalizm zresztą też. Gdy jednak mówię o kwestionowaniu seksizmu czy klerykalizmu, nie uważam, żebym sprzeciwiała się całej tradycji. Karmię się nią. Ona mnie wzmacnia.

Życie to ryzyko

Co pomaga jej rozróżniać tradycje? – Teologiczne kryterium jest takie, że jeśli dwóch lub trzech zgromadzi się... – zaczyna wyjaśniać siostra Forcades i Vila – moje rozumienie chrześcijaństwa nie jest indywidualistyczne, lecz trynitarne. Osobiste i jednocześnie wspólnotowe. Będąc we wspólnocie sióstr, nie jestem jedną z trzydziestu, moja przeorysza byłaby rozczarowana, gdybym się tak zachowywała i nie miała swojego zdania. Spotykamy się, dzielimy opiniami. To dynamiczny proces, który musi być dialogiczny. I wierzę, że w tym dialogu jest obecny Duch Święty. Co nie znaczy, że cokolwiek zdecydujemy jako wspólnota, jest tym, czego chce Bóg, bo możemy – zarówno wspólnotowo, jak indywidualnie – być głusi na Boże wezwanie. Kościół też może być głuchy. Ale wierzę, że Bóg chce, żebyśmy byli odpowiedzialni. Ostateczna jasność przyjdzie w czasie eschatologicznym, teraz podejmuję ryzyko. To ważne, żeby zrozumieć, że życie oznacza ryzyko.

To, co opisuje, jest jednak uprzywilejowanym doświadczeniem Kościoła. Wielu katolików ma jedynie doświadczenie słuchania. Nie mają poczucia, że można się sprzeciwić.

– Ale, Zuzanno, dla ludzi to jest wygodne – mówi. – To nie jest tak, że hierarchia jest taka zła... Nie chcę ich rozgrzeszać, ale trzeba ustawić odpowiedzialność tam, gdzie jej miejsce. Bez nas nic się nie zmieni. Zamiast obwiniać hierarchię, działajmy.

Rozmawiamy o tym, co zrobić, gdy w Kościele dzieje się coś, czego nie akceptujemy. Przyznaje, że nie ma magicznego rozwiązania, trzeba szukać innego miejsca w okolicy lub tworzyć alternatywę.

Czyli churching? Forcades i Vila nie ma wątpliwości: – Inaczej albo cię to zrani, albo będziesz siedziała zgorzkniała. Znam siebie, siedziałabym rozzłoszczona i zgorzkniała, bo to odbiera poczucie sprawstwa. Nie tkwiłabym w takiej sytuacji. Pytanie, czy jest gdzie uciec. Jak nie, zaczynasz coś nowego. Bo najczęściej nie jesteś jedyna, prawda? Inni też tego doświadczają. OK, nie jesteś księdzem, nie odprawisz mszy, ale możecie stworzyć grupę biblijną, która razem rozważa Słowo. A potem – jeśli są dla ciebie ważne sakramenty i realna obecność Pana w nich – idziecie na mszę. Nie odmawiałabym sobie tego, dla mnie samej to zbyt ważne. Musisz być odpowiedzialna za swój rozwój duchowy!

Sprzeciw mogą budzić jednak sprawy dość zasadnicze. Po raz pierwszy spotkałyśmy się na konferencji Women’s Ordination Worldwide we wrześniu 2015 r. w Filadelfii. Była tam jedną z ważniejszych mówczyń. – Nie widzę teologicznych przeszkód – mówi o ordynacji kobiet. – Zaobserwowałam jednak, że teraz jest coraz mniej księży i są wariacko zapracowani. To bardzo smutne: w Katalonii jeden ksiądz przypada na pięć-siedem miast. Ja w niedzielę idę na mszę, a potem mogę medytować, studiować teologię... Sorry, nie mogę być księdzem. Nie zawołają mnie do chrztu czy pogrzebu. Gdybym była wyświęcona, siedziałabym na jakiejś parafii na peryferiach. W jakiś sposób jesteśmy aktualnie od tego wolne, choć to może samolubne myślenie. Trzeba widzieć, jaka jest rzeczywistość. Gdyby teraz Kościół powoływał kobiety, być może wzmocniłoby to tylko klerykalizm, który trzeba osłabiać.

Jej stosunek do ordynacji kobiet nie przykuł uwagi władz kościelnych. Ale opinia o aborcji już tak. Dostrzega dramatyczne zderzenie fundamentalnych praw: do życia i do samostanowienia. Uważa, że państwo nie ma prawa zmuszać kobiety. Została wezwana do odwołania odpowiedzi, której udzieliła dziennikarce. Forcades i Vila odpisała Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, że nie rozumie, czego od niej oczekują. Żeby skłamała, że tak nie myśli? Zapytała też wtedy, czemu Kościół, skoro opowiada się za prymatem życia w sytuacji konfliktu tych fundamentalnych praw, nie domaga się od ojca chorego dziecka, żeby oddał mu swoją nerkę, natomiast domaga się od matki, żeby podczas ciąży ryzykowała życie i zdrowie. Od 2009 r. czeka na odpowiedź.

– Nie chcę, by państwo mogło karać kobiety za aborcję, ale nie wierzę, by było prawo do aborcji. Uważam, że jest prawo do życia i samostanowienia. W to samo wierzy magisterium Kościoła. Nie chcę przez to powiedzieć, że sytuacja ojca i dziecka jest taka sama, jak matki w ciąży. Ciąża to szczególny stan. Wyjątkowy. Kobieta musi być za niego odpowiedzialna przed Bogiem, społeczeństwem, partnerem (jeśli to partner, a nie gwałciciel). Nie lubię traktowania aborcji jako czegoś prostego. Powinniśmy stworzyć klimat, w którym kobiety mają poczucie odpowiedzialności za bycie kimś, kto może zajść w ciążę i urodzić.

Pod koniec lutego s. Forcades podpisała razem z 14 innymi teologami sprawdzanymi przez Watykan list do papieża i prefekta Kongregacji Nauki Wiary postulujący reformę procedury badania prawomyślności teologów.

Rezygnacja z kontroli

Ma wiele zaufania do osoby dokonującej dojrzałych, odpowiedzialnych wyborów – czy to w kontekście życia Kościoła, działania społecznego czy bycia matką lub ojcem.

– Nie powinniśmy chronić ludzi przed złymi decyzjami, których będą żałować – mówi stanowczo. – Jasne, że to ryzykowne. Ale to samo Bóg robi z nami. Ile było buntów na pustyni, gdy Izrael wyszedł z Egiptu? Masz ochotę powiedzieć: Boże, weź kontroluj tych ludzi, powiedz im, co mają robić. Wcześniej przecież zatrzymał ludzkość potopem, ale zobaczył, że to nie jest sposób. Jego sposobem staje się wcielenie. Na czym ono polega? Bóg zostaje zabity. Coś powinno się wydarzyć, może interwencja z nieba, a co się dzieje? Jakieś kobiety widzą pusty grób. Dlaczego Bóg mi ufa – przecież znam swoją grzeszność? Czemu ja nie miałabym zaufać drugiemu człowiekowi?

To nie znaczy, że nie mamy działać mądrze – dopowiada – edukować, tworzyć odpowiednich warunków. Ale nie kontrolować. Nie chcę, żeby prawo czyniło ludzi dobrymi. Tego się w ten sposób nie osiągnie. Żeby ludzie stawali się dobrzy, pragnę Kościoła w jego najlepszym znaczeniu: wspólnoty, zachęty, przekonującego nauczania i przykładu, że da się tak żyć. ©

Dziękuję za możliwość przeprowadzenia wywiadu Fundacji Dom Pokoju oraz Ewangelikalnej Wyższej Szkole Teologicznej, które gościły s. Teresę Forcades i Vila we Wrocławiu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2016