Sinusoida nerwów

Jeżeli Teheran naprawdę zapragnie mieć broń nuklearną, to nie da się go powstrzymać. Chyba że za cenę wojny - takiej jak w Iraku.

06.10.2009

Czyta się kilka minut

Ajatollahowie chcą zbudować bombę atomową, a świat musi ich powstrzymać - takie jest potoczne rozumienie kryzysu wokół irańskiego programu nuklearnego. W rzeczywistości sprawa nie jest tak prosta. Wyobraźmy sobie następujący problem: rodzice podejrzewają, że ich syn bierze narkotyki. Ten zaprzecza, ale rodzice mu nie wierzą. Co mają zrobić? Zostawić dziecko w spokoju, ryzykując, że wkrótce się uzależni i popadnie w konflikt z prawem? Zastosować sankcje - np. nałożyć "szlaban" i przestać wypłacać Ajatollahowie chcą zbudować bombę atomową, a świat musi ich powstrzymać - takie jest potoczne rozumienie kryzysu wokół irańskiego programu nuklearnego. W rzeczywistości sprawa nie jest tak prosta. Wyobraźmy sobie następujący problem: rodzice podejrzewają, że ich syn bierze narkotyki. Ten zaprzecza, ale rodzice mu nie wierzą. Co mają zrobić? Zostawić dziecko w spokoju, ryzykując, że wkrótce się uzależni i popadnie w konflikt z prawem? Zastosować sankcje - np. nałożyć "szlaban" i przestać wypłacać kieszonkowe? To nie gwarantuje odcięcia go od narkotyków. Może ostro przetrzepać mu skórę? Wtedy jednak chłopak mógłby uciec z domu i ćpać dalej, albo zrobić coś jeszcze gorszego, sobie lub/i rodzicom...

Społeczność międzynarodowa ma z Iranem podobny dylemat. Zachód podejrzewa go o chęć budowy broni atomowej. Byłoby to naruszenie prawa międzynarodowego, bo Iran podpisał Traktat o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej. Ale władze w Teheranie zapewniają, że ich celem jest jedynie rozwój energetyki jądrowej - a to im wolno. Traktat nie zabrania prac nad atomem, o ile służą one celom pokojowym i są jawne, prowadzone pod kontrolą Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Nadzór specjalistów jest konieczny, gdyż podobne czynności mogą prowadzić do wyprodukowania tak prądu, jak i bomby.

Dialog toczy się dalej

Na to, że Iran kłamie, dowodów nie ma. Są poszlaki. W 2003 r. MAEA uznała, że część prac nad paliwem dla elektrowni atomowych Teheran prowadził potajemnie i sekretnie pozyskał technologie z Pakistanu. Po tym odkryciu Iran poszedł na współpracę i podjął negocjacje, ale wkrótce wznowił wzbogacanie uranu. I tak jest do dzisiaj: Teheran robi naprzemiennie kroki w przód i w tył, zaś świat pokazuje mu to marchewkę, to kij. A napięcie faluje w rytmie sinusoidy.

W miniony czwartek, 1 października, w Genewie odbyły się kolejne negocjacje między Iranem a Francją, Wielką Brytanią, Niemcami, Chinami, Rosją - i po raz pierwszy - także Stanami Zjednoczonymi. Preludium było pełne emocji: na szczycie G20 prezydenci USA i Francji oraz brytyjski premier wspólnie "odkryli", że Iran ma nieujawniony "zapasowy" ośrodek wzbogacania uranu, pod świętym miastem Kom. I znów rozpętał się spór: czy jest to prawnie dopuszczalne? MAEA twierdzi, że Teheran powinien zgłosić tę instalację na etapie projektu, a Irańczycy uważają, że zrobili to wtedy, kiedy powinni. Sam Iran podgrzał atmosferę, testując rakiety zdolne dosięgnąć Izrael i amerykańskie bazy w Zatoce Perskiej - jakby nie mógł tego zrobić po genewskim spotkaniu.

Mocarstwa chcą, by Iran zamroził swój program atomowy na obecnym etapie (czyli przestał uruchamiać kolejne tzw. wirówki), co umożliwi dalszy dialog. I żeby szybko wpuścił inspektorów do ośrodka w Kom. Francja i Rosja proponują dostarczenie Iranowi paliwa do elektrowni, jeśli ten zrezygnuje z samodzielnych prac. Teheran nie mówi "nie" - co nie oznacza, że mówi "tak". Dla irańskich władz prawo do posiadania reaktora jest kwestią dumy narodowej. W Genewie ustalono tylko tyle, że dialog będzie się toczył dalej...

Groźby, sankcje, embarga...

Czy Iranowi naprawdę chodzi o zdobycie bomby atomowej? Podejrzenie jest zasadne. Kraj czuje się zagrożony przez wojska amerykańskie, stacjonujące po sąsiedzku w Iraku, Afganistanie i Turcji. A posiadanie broni nuklearnej to gwarancja nietykalności, czego dowodzi przykład Korei Północnej. Iran niby współpracuje z MAEA, ale nie w pełni, budząc podejrzenia, że coś ukrywa. Z drugiej strony nawet wywiad USA uznał, że Iran już w 2003 r. wstrzymał militarną część swego programu atomowego. Dyrektor MAEA Mohammed El-Baradei powtarza, że "obawy są przesadzone", a niektórzy przedstawiciele tej Agencji porównują kampanię dezinformacji wobec Iranu do nagonki na Irak, która miała uzasadnić inwazję.

Izrael wciąż grozi zbombardowaniem irańskich instalacji nuklearnych. Zauważmy: Izrael, czyli kraj, który nigdy nie podpisał Traktatu o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej i sam ma broń atomową, chce zaatakować ("ukarać") kraj, który jej nie ma, a Traktat przyjął.

Dziś perspektywa ataku się oddaliła, bo wzrosła szansa na uchwalenie twardszych sankcji przeciw Iranowi. Amerykanie grożą, że jeśli Iran nie podporządkuje się żądaniom, to będą forsować zakaz ubezpieczania transportów morskich do Iranu i zakaz sprzedaży temu krajowi benzyny. Dotąd weto wobec takich pomysłów stawiały Rosja i Chiny, dla których Iran jest ważnym partnerem handlowym. Teraz USA liczą, że Rosja okaże im wdzięczność za rezygnację z projektu tarczy antyrakietowej w Europie Środkowej.

Opcja militarna

Ale możliwe, że członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ nie dojdą do ładu sami ze sobą i skończy się jak zwykle: na nałożeniu kolejnego mało skutecznego embarga. Z kolei zbyt mocne przyciśnięcie Iranu mogłoby okazać się strzałem w stopę, bo Teheran może wtedy zrobić to, co Korea Północna: wypowie Traktat i będzie kontynuować prace nad bronią atomową. W obu przypadkach do politycznej agendy wróci opcja militarna.

Tymczasem atak Izraela na Iran byłby katastrofą. Prezydent Obama (bez którego zgody taki atak nie jest możliwy) mógłby wtedy zapomnieć o ociepleniu stosunków ze światem islamu. Wprawdzie Arabowie z Persami się nie kochają, ale w takiej sytuacji "arabska ulica" stanęłaby murem za Irańczykami. Teheran ma też sposoby, by odpłacić pięknym za nadobne: podburzając szyitów w Iraku, sponsorując ataki libańskiego Hezbollahu na Izrael, wznawiając państwowy terroryzm. Prozachodnie sympatie znacznej części społeczeństwa irańskiego wyparowałyby w mgnieniu oka. Dla rządzących Iranem ultrakonserwatystów, którzy po ostatnich sfałszowanych wyborach zmagali się z masowymi demonstracjami, byłby to dar niebios. Narodowa mobilizacja przeciw "syjonistycznemu wrogowi" pomogłaby odzyskać kontrolę nad społeczeństwem, stłumić różnice wewnątrz reżimu i odzyskać część poparcia.

Do tego wątpliwe, czy bombardowania byłyby skuteczne: urządzenia nuklearne są rozproszone po całym ogromnym kraju. W 1981 r. Izrael zniszczył iracki reaktor Osirak, co powstrzymało atomowe ambicje Saddama Husajna jedynie na krótką metę. Po tej nauczce Saddam zwiększył nakłady na swój program nuklearny i lepiej go ukrył. Dopiero wojna w Zatoce 1990-91, sankcje i inspekcje MAEA na dobre zatrzymały produkcję bomb przez iracki reżim.

Tak samo w Iranie: naloty sprawy nie załatwią, chyba że po nich miałaby nastąpić inwazja lądowa i okupacja. Cała więc nadzieja w tym, że Iran nie dąży do budowy bomby atomowej. I że zdoła przekonać o tym światowe mocarstwa.

Społeczność międzynarodowa ma z Iranem podobny dylemat. Zachód podejrzewa go o chęć budowy broni atomowej. Byłoby to naruszenie prawa międzynarodowego, bo Iran podpisał Traktat o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej. Ale władze w Teheranie zapewniają, że ich celem jest jedynie rozwój energetyki jądrowej - a to im wolno. Traktat nie zabrania prac nad atomem, o ile służą one celom pokojowym i są jawne, prowadzone pod kontrolą Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Nadzór specjalistów jest konieczny, gdyż podobne czynności mogą prowadzić do wyprodukowania tak prądu, jak i bomby.

Dialog toczy się dalej

Na to, że Iran kłamie, dowodów nie ma. Są poszlaki. W 2003 r. MAEA uznała, że część prac nad paliwem dla elektrowni atomowych Teheran prowadził potajemnie i sekretnie pozyskał technologie z Pakistanu. Po tym odkryciu Iran poszedł na współpracę i podjął negocjacje, ale wkrótce wznowił wzbogacanie uranu. I tak jest do dzisiaj: Teheran robi naprzemiennie kroki w przód i w tył, zaś świat pokazuje mu to marchewkę, to kij. A napięcie faluje w rytmie sinusoidy.

W miniony czwartek, 1 października, w Genewie odbyły się kolejne negocjacje między Iranem a Francją, Wielką Brytanią, Niemcami, Chinami, Rosją - i po raz pierwszy - także Stanami Zjednoczonymi. Preludium było pełne emocji: na szczycie G20 prezydenci USA i Francji oraz brytyjski premier wspólnie "odkryli", że Iran ma nieujawniony "zapasowy" ośrodek wzbogacania uranu, pod świętym miastem Kom. I znów rozpętał się spór: czy jest to prawnie dopuszczalne? MAEA twierdzi, że Teheran powinien zgłosić tę instalację na etapie projektu, a Irańczycy uważają, że zrobili to wtedy, kiedy powinni. Sam Iran podgrzał atmosferę, testując rakiety zdolne dosięgnąć Izrael i amerykańskie bazy w Zatoce Perskiej - jakby nie mógł tego zrobić po genewskim spotkaniu.

Mocarstwa chcą, by Iran zamroził swój program atomowy na obecnym etapie (czyli przestał uruchamiać kolejne tzw. wirówki), co umożliwi dalszy dialog. I żeby szybko wpuścił inspektorów do ośrodka w Kom. Francja i Rosja proponują dostarczenie Iranowi paliwa do elektrowni, jeśli ten zrezygnuje z samodzielnych prac. Teheran nie mówi "nie" - co nie oznacza, że mówi "tak". Dla irańskich władz prawo do posiadania reaktora jest kwestią dumy narodowej. W Genewie ustalono tylko tyle, że dialog będzie się toczył dalej...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2009