Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oba cytaty dotyczą noweli kodeksu karnego, która sprowadzała się do zdania: „Tej samej karze [pozbawienia wolności, która dziś grozi publicznie propagującym lub pochwalającym zachowania pedofilskie – przyp. PW] podlega, kto publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletnich poniżej lat 15 zachowań seksualnych lub dostarcza im środków ułatwiających podejmowanie takich zachowań”.
Zanim ten obywatelski projekt – inicjatywa komitetu Stop Pedofilii – został odrzucony głosami SLD, TR, PO i części PSL, dostaliśmy tradycyjną batalię światopoglądową. Według jednych dopisek miałby uderzać w edukatorów seksualnych, wedle innych – jest konieczny, by walczyć z pedofilami podszywającymi się pod tych edukatorów. Nieco racjonalności wniósł wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski, dowodząc, że zapisy chroniące dzieci przed pedofilią istnieją, zaś rekomendacje WHO w sprawie edukacji seksualnej (wnioskodawcy widzą w nich niebezpieczeństwo „seksualizacji dzieci”) nie są dla nas wiążące.
Mający wątły związek z rzeczywistością projekt upadł, ale problem pozostał. W większości szkół młodzież nie dostaje rzetelnej wiedzy o seksualności, a młodzi coraz wcześniej podejmują współżycie. W niedawnym wywiadzie dla „TP” min. Joanna Kluzik-Rostkowska mówiła o zleconych przez nią badaniach, mających pokazać m.in., w jakim wieku młodzież sięga po treści seksualne, i z jakich źródeł czerpie wiedzę. „Pełne wyniki dostanę do końca roku. I wtedy podejmę decyzję” – mówiła. Warto te słowa zapamiętać. I – nie tracąc z oczu swojej roli jako rodzica – domagać się wprowadzenia edukacji seksualnej w formie, która nie będzie wzmacniać wojny światopoglądowej i zagwarantuje uczniom rzetelną wiedzę.