Sekret naszego istnienia

Kiedy mówimy o wydarzeniu książkowym, myśli zwracamy zwykle w stronę literatury pięknej. Pojawienie się książek Adolphe'a Gesché na naszym kościelnym podwórku stać się powinno wydarzeniem teologicznym. Tym bardziej że dzięki dominikańskiej oficynie otrzymujemy do rąk już drugą jego pracę. Po nowatorskim "Chrystusie" (pisałem o nim w "TP" nr 14/2005) pojawił się nie mniej intrygujący "Człowiek". Mam nadzieję, że wydawca, idąc za ciosem, da polskiemu czytelnikowi szansę zapoznania się z kolejnymi pracami Gesché. Wiem, że jeszcze w tym roku ma się ukazać "Przeznaczenie", ale myślę też o kolejnych tomach: "Złu" czy "Bogu".

21.04.2006

Czyta się kilka minut

Stukając do bogów drzwi

Gesché idzie pod prąd tradycyjnych dyskursów teologicznych. Po pierwsze, jego praca jest tyleż wykładem filozoficznym, co teologicznym (to nie słabość, a zaleta). Po drugie, jego sposób pisania daleki jest od tonu akademickiej dysertacji. Mamy do czynienia z osobistą opowieścią, narracją wierzącego teologa. Na każdej stronie widać nie tylko ogromną erudycję autora, ale też doskonałe wyczucie tego, co zwie się "współczesną świadomością".

Gesché nie orzeka, jak się w sprawie wiary rzeczy mają; przedkłada swoją opowieść naszej ocenie, choć sam nie ma wątpliwości, że "Jezus jest Panem". Staje w geście otwartych dłoni: "jeśli chcesz, możesz współmyśleć ze mną". Jego opowieść jest propozycją respektującą przekonania ludzi, którzy w słowie "Bóg" widzą tylko znak lub symbol. Propozycją, która w równej mierze ma dawać do myślenia wierzącemu i niewierzącemu.

Podstawowe pytanie teologa brzmi: do czego człowiek potrzebuje Boga? To oczywiste, że osoba religijna zanosi do Niego swoje troski, modli się o powodzenie swoich planów, szuka zrozumienia, kiedy sprzeniewierzy się przykazaniom, prosi o znak, kiedy ma podjąć ważną decyzję, albo o cud w obliczu śmiertelnej choroby. Bóg jawi się tu jako ten, który ma nas chronić od złego, być oparciem w czasach próby, nadzieją, kiedy dopada rozpacz. Ale tu nie o ten rodzaj potrzeby idzie.

Gesché pyta, czy Bóg może nam pomóc w zrozumieniu nas samych. Ale czy ten, którego nikt nigdy nie widział, może dostarczyć mi klucza do zrozumienia mnie samego? Czy Bóg, o którym teologia negatywna mówi, by raczej orzekać o Nim to, Kim nie jest, niż to, Kim jest, może być pomocny w rozwikłaniu sekretu, jakim sam dla siebie pozostaje człowiek?

Czy jednak - pyta Gesché - nie jesteśmy zbyt wielkimi optymistami, kiedy zakładamy, że możemy zrozumieć siebie jedynie na podstawie nas samych? Czy immanencja wystarczy, by odpowiedzieć na pytanie, skąd przychodzę, kim jestem i dokąd zmierzam? Czy odmienność, czymkolwiek lub kimkolwiek by ona była, jest przeszkodą, by badać własne "ja"?

Czy zatem teologia, jeśli chce mówić o człowieku, może darować sobie mówienie o Bogu? Tu nie pasuje kierkegaardowskie: albo-albo. Jasne, że dyskurs teologiczny w pierwszej kolejności dotyczy Boga. Jednak - mówi Gesché - dotyczy on też człowieka, "ponieważ w znacznej mierze teologia myśli o Bogu po to, aby myśleć o człowieku. Jest sposobem uprawiania antropologii, gdyż myśli o człowieku, posługując się kluczem, który nazywa Bogiem". To dlatego człowiek zawsze "pukał do drzwi bogów, gdyż pragnął zrozumieć samego siebie".

Zamach na Boga, śmierć człowieka

Dlatego człowiek zawsze szukał niepodważalnych racji na istnienie Boga.

Św. Anzelm czy św. Tomasz z Akwinu podejmowali próby racjonalnego uzasadnienia Tego, którego imię znajdujemy w Księdze Wyjścia: "Jestem, który jestem" (3. 14). Zadanie polegało na przedłożeniu niezbitych racji rozmaitej maści niedowiarkom, że On rzeczywiście istnieje. Że działa, podtrzymując świat w istnieniu.

Nowożytność podniosła rękę na Stwórcę, chcąc go za wszelką cenę uśmiercić. Zamach się jednak nie udał. Postanowiono zatem, że skoro nie można zabić Boga, może uda się zabić człowieka. Dziś - czyż to nie paradoks - problematyczne jest nie tyle istnienie Boga, ile właśnie istnienie człowieka. Tyle tylko że taka próba nie jest ostatnim krzykiem nihilizmu, a być może oznacza przywrócenie właściwych proporcji. Jak to możliwe - zakrzykną pobożne dusze? Ano tak, że - zdaniem Adolphe'a Gesché - Bóg jest dowodem na istnienie człowieka, a nie na odwrót.

Dowód na człowieka

Człowiek szuka poświadczenia siebie. Po pierwsze, szukamy własnej tożsamości na podstawie nas samych. Tu przewodnikiem nadal pozostaje Kartezjusz i jego słynne Cogito. Jednak czy figura Narcyza nie jest przestrogą? Próbował on przecież uchwycić siebie i zatracił się w swoim odbiciu. Czy aby odnaleźć własną tożsamość, nie potrzebujemy dystansu - jakiegoś vis-á-vis?

Drugi kierunek poszukiwań prowadzi nas do innego, który ma być różny niż ja sam. Gesché mówi tu o "sakramencie brata". Do tej koncepcji przekonuje nas i Kant, który głosi, że drugi człowiek nie jest środkiem, ale zawsze celem działania, a jego odmienność, wtóruje mu z kolei Emmanuel Lévinas, przyzywa naszą własną tożsamość. Ale czy odmienność drugiego na dłuższą metę się nie zużywa, a bliźni - jak samo słowo na to wskazuje - nie staje się zaskakująco podobny do mnie?

I wreszcie kierunek trzeci: próba odpowiedzi na pytanie, kim człowiek jest w odniesieniu do kosmosu, odmienności najbardziej bezwzględnej. Ale znów: czyż człowiek nie wykracza poza kosmos? Czyż, pyta dalej teolog, ludzie nie powinni rozumieć siebie, patrząc bardziej z wysoka?

Gesché ma odwagę postawić takie pytanie, bo historia poucza, że człowiek, szukający swojej prawdziwej i głębokiej tożsamości, pragnie najwyższego potwierdzenia. Marzy o transcendencji, która poderwie go w górę, uważając słusznie, że nic nie jest nazbyt wielkie, by mu wyjaśnić, czym on jest. Niepodważalne dowody na samych siebie odnajdujemy właśnie przez to, że to Bóg daje o nas świadectwo. Ale jak?

Bóg w nas wierzy

Sceptyk natychmiast będzie mnożył przeszkody dla takiego typu myślenia. Bo czy nie pokazujemy w ten sposób naszej bezradności? Czy nie jest to chwytanie się brzytwy, kiedy widzimy, że i tak już toniemy? Czyż nie czynimy tak, bo bezwzględność naszych czasów, mówi Julia Kristeva, daje nam do zrozumienia, że "błądzimy wokół cembrowin, z których wyjęto studnie"?

Ale właśnie dlatego, zdaje się mówić Gesché, powinniśmy szukać potwierdzenia absolutnego. I jeśli potrzebny jest nam ktoś, kto o nas zaświadczy w ten sposób, to niech to będzie Ten, który podnosi nas w górę, pozwalając przekroczyć nas samych. Tym bardziej że my wszyscy, póki jesteśmy, mamy - jak znów celnie notuje Kristeva - "niestrudzoną moc nieufności, nienawiści i strachu", by nie kochać siebie, by nie wierzyć w piękno, które widzi w nas Bóg. Czy przekonanie, że Bóg w nas wierzy i nas kocha, potwierdzając nas tym samym, jest tezą zbyt prowokującą? Zbyt naiwną?

Biada nam, jeśli tak sądzimy. Bo nie jesteśmy stworzeniami jak kamyk czy biedronka. Nie jesteśmy też po prostu kobietami i mężczyznami - choć samo w sobie jest to już czymś wzniosłym i wielkim! Jesteśmy dziećmi, synami i córkami Boga. "Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec; zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy" (1 J 3, 1). Taka logika myślenia nie jest obca naszym codziennym doświadczeniom. Bo czyż nie mówimy o dzieciach, że świadczą o swoich rodzicach? Rodzice przez wiarę i miłość do swoich dzieci potwierdzają sens ich istnienia.

Czy zatem, przez analogię, nie powinniśmy mieć dość odwagi, by wierzyć w siebie samych tak, jak wierzy w nas i kocha Bóg? Gesché przekonuje, że wobec wszelkiej władzy (także władzy mojego tyranizującego serca), która chciałaby mnie unicestwić (bo jestem bezużyteczny z ekonomicznego czy społecznego punktu widzenia, bo intelektualnie czy uczuciowo wypadłem z obiegu) - mogę odwołać się do Boga jako sądu apelacyjnego. Mój Bóg, który jest dowodem na mnie, mówi zarazem, że kimkolwiek jestem, nikt - również ja sam - nie może mnie dotknąć czy skrzywdzić, gdyż jestem na Jego obraz i podobieństwo. Niezależnie od tego, czy zdobią mnie królewskie szaty, czy też mam na sobie łachmany.

Mamy duszę!

Czy więc Bogu wszystko jedno, co czynimy, bo i tak jest po naszej stronie? "Bóg nie patrzy na nas jak moralista - przekonuje Gesché. - W tym względzie wystarczą nam Arystoteles, Seneka czy Kant. Bóg proponuje nam antropologię przeznaczenia". Religia jest czymś więcej niż tylko etyką. Dobitnie wyraził to św. Augustyn: "Niespokojne jest nasze serce, póki nie spocznie w Bogu". To dowód - znów dowód! - że mamy duszę. Nie tylko ciało, umysł i serce, otwartość na innych, ale też wieczną lampkę, duszę - i otwartość na Boga.

Słowo "dusza" bywa dziś traktowane ironicznie. Gesché chce mu przywrócić dawny blask. Bo dusza jest w człowieku tym "elementem", który go określa, jest trwalsza niż diament. To przez duszę stajemy się czytelni dla Boga. "Nasza lektura (nasza dusza; nasz sekret istnienia, nasz szyfr) jest w Bogu, gdzie odtąd jesteśmy nieodparci i udowodnieni; owa iskra Boża, o której mówili już stoicy, owa nieśmiertelna dusza, jak to określa Platon, owa »otwartość na Boga«, którą głosi nasza wiara".

Przebyta droga wiedzie w końcu autora do stwierdzenia, że człowiek dowiedziony przez Boga jest tym, który szuka przeznaczenia, gdyż ma świadomość, iż jest kochany przez Boga. "Bóg jest miłością" - ileż razy ostatnio słyszeliśmy te słowa z racji opublikowania encykliki Benedykta XVI "Deus Caritas est". Często jednak fałszywie je interpretowano mówiąc, że Bóg w swej "nieskończonej dobroci łaskawie zgodził się nas kochać". Czy ktoś słyszał, by tak rozmawiali zakochani? "»Bóg nas kocha« - mówi Gesché - znaczy: »Bóg nas kocha«". I tyle! "Bóg drży z miłości przed nami, jak niezgrabny młodzieniec przed dziewczyną. Dodajmy Mu otuchy razem z Oblubienicą z »Pieśni nad pieśniami«: »olejek rozlany - imię twe, dlatego miłują cię dziewczęta«".

Adolphe Gesché, "Człowiek", przeł. Agnieszka Kuryś, Poznań 2005, Wydawnictwo "W Drodze", seria "Alfa i Omega".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (17/2006)