U bram świątyni

"Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego - od przypomnienia tych słów Benedykta XVI warto rozpoczynać inaugurację roku akademickiego w każdym polskim seminarium diecezjalnym i zakonnym.

04.06.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

W ich świetle trzeba także oceniać posługę każdego prezbitera. Kryteria są wyraźne i wymagające: "umiejcie rozpoznawać w Ludzie Bożym wam powierzonym znaki obecności Chrystusa. Bądźcie uważni i wrażliwi na te ślady świętości, które Bóg wam ukaże wśród wiernych. Nie obawiajcie się obowiązków i niespodzianek przyszłości! Nie lękajcie się, że zabraknie wam słów, że spotkacie się z odrzuceniem! Świat i Kościół potrzebują kapłanów, świętych kapłanów!". Tych kilka zdań można potraktować jako programowe ratio studiorum dla przygotowujących się do kapłaństwa i prezbiterów. Jak jednak stać się takim duchowym ekspertem?

Jezuickie porady

Jeśli właściwie rozumiem przesłanie Benedykta XVI, to w teologii i duchowości biegły ma być każdy prezbiter, po to, aby nie ograniczał się do roli strażnika świątyni, lecz aby otworzył jej bramy każdemu, kto chciałby do niej zakołatać ze swoimi pytaniami. A tych pytań o wiarę ludzie wierzący i niewierzący mają coraz więcej. Teologia, jak definiuje ją Adolphe Gesché, jest nieustannym dążeniem do odnajdywania i odnawiania znaczeń: "Naszym przewodnikiem jest prawda, która przyszła na ten świat (J 1, 9), ale także i prawda pochodząca z tego świata".

O ile łatwiej prezbiterom jest przyjąć w swoim życiu prawdę Wcieloną i w ten sposób studiować teologię - bo z prawdą pochodzącą z tego świata przy nastawieniu do teologii jako zawodowego rzemiosła będą mieli problemy. O tym, że świat duchownych może znajdować się "w innej galaktyce", wiedzą wszyscy, którzy szukając pomocy mieli wrażenie, że księża mówią innym językiem (i to bynajmniej nie anielskim). Co w takim razie zrobić, aby być uważnym i wrażliwym na ślady Boga w życiu ludzi, którzy nas otaczają i często wobec nas mają takie zastrzeżenia? Do głowy przychodzą mi rady jednego z moich amerykańskich nauczycieli-jezuitów, który uczył nas, aby: (1) najpierw słuchać, bo ludzie są mądrzejsi, niż nam się wydaje; (2) mieć do nich pozytywny stosunek - a więc zachęcać ich do tego, aby myśleli nie tylko o tym, co dobrze jest robić, ale również do tego, kim dobrze jest być i co dobrze jest kochać; (3) respektować ich sumienie; (4) nie rozwiązywać za nich problemów, ale zachęcać ich do tego, aby umieli żyć w zgodzie z własnym sumieniem; (5) pamiętać o przypowieści o Dobrym Samarytaninie i nie czuć się komfortowo zakładając, że się wie, komu można, a komu nie trzeba lub nie wolno pomóc; (6) być wrażliwym na różnice między ludźmi i kontekst, w jakim dokonują wyborów; (7) szanować naukę Kościoła - ale nie zachowywać się wobec hierarchów jak zalęknione dziecko czy zbuntowany nastolatek; (8) nie używać "siłowych" argumentów, nie generalizować i nie moralizować; (9) używać rozumu, a nie zwalniać się z refleksji i trudu związanego z poszukiwaniami prawdy; (10) dzielić się wątpliwościami - nie traktować ich jako wyrazu słabej wiary czy braku inteligencji; (11) pamiętać, że kształtuje nas nasze codzienne postępowanie, a nie tylko przełomowe wybory.

Pokusa siłowego przepowiadania

Dlaczego więc tak trudno kierować się tymi praktycznymi wskazówkami w kontekście realiów polskiego Kościoła? Wydaje mi się, że lęk przed etykietą "konserwatysty" czy "liberała" w sutannie nie tylko zamyka wielu duchownym usta, kiedy powinni mówić, ale nie pozwala im słuchać pytań do nich skierowanych - szczególnie wtedy, kiedy zaczynają się od rozpaczy czy buntu przeciwko Bogu lub Kościołowi. Łatwo wtedy wpaść w pokusę siłowego przepowiadania.

Przestrzegał przed tym duchowy przewodnik wielu współczesnych kapłanów Henri J.M. Nouwen: "stale słyszymy od innych, a także powtarzamy samym sobie, że władza - pod warunkiem, że jest wykorzystywana w służbie Bogu i innym ludziom - jest rzeczą dobrą (...) Co czyni pokusę władzy pozornie tak nieodpartą? Być może chodzi o to, że władza stanowi łatwy substytut ciężkiego zadania miłości. Wydaje się, że łatwiej jest być Bogiem, niż kochać Boga, łatwiej kontrolować ludzi, niż ich kochać, łatwiej posiadać życie na własność, niż kochać życie. Jezus pyta: »Czy miłujesz Mnie?«. My prosimy: »Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie« (Mk 10, 37)". Władza w rękach duchownych to bowiem niekoniecznie siła czerpana z identyfikacji z takim czy innym politykiem, czy partią, ale także ochota, by zamknąć świątynię Boga mocą własnego autorytetu - skazując ludzi na duchową bezdomność i nazywając to należną im pokutą czy troską o moralność.

Bój o duszę świata

To jednak "polityczna poprawność", szukająca prawdy bez miłości, a nie Ewangelia, każe nam pytania osób szukających Boga czy "wiercących" się w Kościele lub na jego obrzeżach szufladkować jako "prawicowe", "reakcyjne", "konserwatywne", "liberalne" czy "lewicowe". Wtedy jako prezbiterzy mamy do czynienia z politycznymi bataliami o władzę, a nie duchowym poszukiwaniem prawdy. Stajemy się ekspertami od ekonomii, budownictwa czy polityki, a nie od duchowości, która jest sztuką widzenia rzeczywistości w towarzystwie Boga, który przecież nie należy do żadnej partii czy ugrupowania. Czy naprawdę wierzymy, że "istnieją ogromne przestrzenie życia publicznego, w których pluralizm i różnorodność poglądów są nie tylko dozwolone, lecz nawet konieczne. Tak więc sfery polityki, gospodarki oraz kultury poddajemy dyskusji, krytyce i twórczej refleksji. Wszystko to ze świadomością, że ludzie mogą pozostawać dobrymi chrześcijanami, a zarazem głosować na różne partie i mieć inne poglądy ekonomiczne"?

Kiedy przeczytałem niedawno te słowa w nowym magazynie promującym "nowoczesne chrześcijaństwo", ucieszyłem się. Wystarczyło jednak, żeby Papież zakończył pielgrzymkę, a już jeden z czołowych polskich polityków i sympatyków tego środowiska, "w imieniu papieża" wskazał, że nasze rodzime aeropagi powinny zostać ocenzurowane. Najwyraźniej zaczął się "bój o duszę świata", ale nie w duchu papieskiego przesłania "trwajcie mocni w wierze". "Mądrość ewangeliczną, zaczerpniętą z dzieł wielkich świętych i sprawdzoną we własnym życiu - mówił Papież - trzeba nieść w sposób dojrzały, nie dziecinny, i też nieagresywny, w świat kultury i pracy, w świat mediów i polityki, w świat życia rodzinnego i społecznego". Przesłanie jak najbardziej na czasie, patrząc na to, co się w Polsce dzieje, także wśród katolików.

Empatia i upór

Trzeba więc z nową mocą usłyszeć jego pielgrzymkowe przesłanie, bowiem kuszeni jesteśmy w naszym Kościele do tego, aby zastępować miłość władzą. Władzą do zamykania innym ust dzięki "klątwie", wypowiadanej przy pomocy liberalnego czy konserwatywnego zaklęcia. Benedykt XVI wzywa nas do nawrócenia: nie chodzi o posiadanie władzy, tylko o brak lęku. "Aby przeciwstawić się pokusom relatywizmu i permisywizmu, nie jest wcale konieczne - mówi - aby kapłan był zorientowany we wszystkich aktualnych, zmiennych trendach; wierni oczekują od niego, że będzie raczej świadkiem odwiecznej mądrości, płynącej z objawionego Słowa". To uczyni go świętym, bliskim współczesnemu człowiekowi. "Jeśli jednak cechować nas będzie bezpieczne zakorzenienie w osobistej bliskości ze źródłem życia - mówił do księży J. M. Nouwen - łatwo będzie zachować elastyczność bez popadania w relatywizm, pozostać przy swoich przekonaniach bez nieustępliwości, podjąć konfrontację, nikogo nie obrażając, wykazywać delikatność i przebaczenie, nie będąc słabym, nieść prawdziwe świadectwo, wykluczając wszelką manipulację". Trzeba unikać zarówno fundamentalistycznych postaw, jak i poddania się duchowi czasu. "Taka postawa - o czym przekonuje ks. Paul M. Zulehner - jest szalenie trudna. Wymaga od nas z jednej strony empatii, a z drugiej profetycznego uporu. To nieusuwalny krzyż Kościoła, który musi on dźwigać. Jasne, że wielu chętnie by z niego zrezygnowało, gdyż nie są w stanie wytrzymać twórczego napięcia między Bogiem i światem". Zdaje sobie z tego sprawę Benedykt XVI: motto jego pielgrzymki brzmiało "Trwajcie mocni w wierze", a jego słowa "ufam, że moje pielgrzymowanie w tych dniach »pokrzepi naszą wspólną wiarę - waszą i moją«", niech będą zachętą do dojrzałej troski o wiarę i pójścia w tym właśnie kierunku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2006