"Sarko" Pierwszy Wielki

Wydawać by się mogło, że próba dokonania bilansu władzy Nicolasa Sarkozy'ego w zaledwie trzy miesiące po jej objęciu to gruba przesada. Nic bardziej błędnego: Francja już dokonała wielkiego skoku i bardzo różni się od Francji z czasów Jacquesa Chiraca. Na razie, oczywiście, tylko mentalnie.

12.08.2007

Czyta się kilka minut

Nicolas Sarkozy i Muammar Kadafi /
Nicolas Sarkozy i Muammar Kadafi /

Najwyraźniej Francuzi uwierzyli, że ta prezydentura rzeczywiście zmieni ich życie na lepsze: Sarkozy potafił wlać w ich serca taką nadzieję. Oczywiście nie wszystkich. Ale poprawa nastrojów jest wyraźna. Tak szybką ewolucję, a może na razie tylko jej sygnały - co jednak dla zbiorowej świadomości jest ważne - zawdzięczają Francuzi radykalnej zmianie stylu sprawowania władzy.

Tymczasem życie przynosi zapowiedzi końca euforii pierwszych miesięcy prezydentury. Wprawdzie uwolnienie bułgarskich pielęgniarek z libijskiego więzienia pod koniec lipca było wielkim sukcesem Francji. Ale dziś wiadomo, że nie za darmo: syn dyktatora Libii Muammara Kadafiego, a potem cytowane przez AFP anonimowe źródło we władzach libijskich wskazują, że za ten gest Libia uzyskała dostęp do nowoczesnej technologii wojskowej i kupi od Francji rakiety przeciwpancerne oraz system łączności (za blisko 300 mln dolarów). Mamy też pierwszą oznakę mijania się wyborczych zapowiedzi z realiami: Sarkozy-kandydat obiecał, że jedynie co drugi odchodzący na emeryturę pracownik administracji rządowej będzie zastępowany osobą nowoprzyjętą, tymczasem w projekcie budżetu na 2008 r. okazało się to niemożliwe.

Villepin i reformy

Mimo to dobra passa Sarkozy'ego trwa. Także w tym sensie, że ostatnio prokuratura przesłuchała byłego premiera Dominique'a de Villepina i postawiła mu zarzut w ramach tzw. afery Clearstream. To słodka zemsta "Sarko" na niedawnym rywalu - choć sprawy toczą się wedle procedur i prezydent w nie nie ingeruje. Wygląda na to, że de Villepin inspirował kiedyś przebieg śledztwa, sugerując łapówkarstwo Sarkozy'ego - w dodatku nieprawdziwe. Wygląda też na to, że de Villepin - ówczesny szef MSZ, a potem premier - działał na zlecenie ówczesnego prezydenta Chiraca. Pytanie, które się narzuca, brzmi: czy de Villepin będzie chronić mentora, tak jak swego czasu w innej aferze chronił go inny były premier Alain Juppé? Tak czy inaczej, sprawa wyraźnie podkreśla kontrast stylu poprzedniej i obecnej prezydentury - na korzyść Sarkozy'ego.

O trwaniu dobrej passy "Sarko" świadczy jednak przede wszystkim sukces nadzwyczajnej sesji parlamentarnej: wszystkie cztery reformy przewidziane w pierwszym rzucie zostały uchwalone, a retusze, wprowadzone do nich w toku debat w obu izbach, są nieznaczne. Tzw. pakiet podatkowy przewiduje m.in. ograniczenie sumy podatków bezpośrednich do 50 proc. dochodu (jest 60 proc.), zniesienie opodatkowania godzin nadliczbowych, zmniejszenie opodatkowania od domów i mieszkań (nie dotyczy to wiejskich rezydencji), zmniejszenie opodatkowania spadków i możliwość odpisów podatkowych od kredytów zaciągniętych na kupno pierwszego mieszkania. Z kolei ustawa o uniwersytetach daje szkołom wyższym autonomię w zakresie ich budżetów oraz zarządzania kadrami, zwiększa też zakres władzy rektorów. Zaś ustawa o zaostrzeniu kar wobec nieletnich recydywistów ustanawia dla nich kary minimalne i w pewnych wypadkach przewiduje karanie ich tak jak dorosłych. Wreszcie, najbardziej kontrowersyjna, tzw. ustawa o minimalnym poziomie usług ogranicza prawo do strajku w publicznym transporcie kołowym.

Tymczasem to właśnie strajki na kolei czy w metrze są od lat plagą Francuzów; ustawa zmierza do tego, by w przypadku takich strajków część pociągów mimo wszystko kursowała. Partia Socjalistyczna już zapowiada zaskarżenie ustawy do Rady Konstytucyjnej (odpowiednik polskiego Trybunału Konstytucyjnego), a związki zawodowe wzywają do protestów jesienią. Jeśli do nich dojdzie, będą testem dla nastrojów społecznych (na razie manifestacje przeciw tej ustawie, które odbyły się 31 lipca, zgromadziły w całej Francji ledwie kilka tysięcy osób). Jesienna próba sił powie, czy "Sarko" swoim stylem rządzenia pomniejszył wagę tradycyjnego we Francji "kryterium ulicznego", na którym padła już w przeszłości niejedna reforma.

Nowa taktyka, nowy styl

Widać wyraźnie, że we Francji zmieniły się nastroje i zdecydowanie prawicowa polityka Sarkozy'ego jest dobrze przyjmowana. Dlaczego? W czasie swej kampanii Sarkozy za główne zadanie postawił sobie przejęcie elektoratu nacjonalistycznego Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pena. Cel zrealizował nadzwyczaj dobrze i wybory wygrał m.in. dzięki poparciu elektoratu ekstremalnie prawicowego. Pomogła mu w tym niechcący także rywalka, socjalistka Ségolene Royal, która chętnie wdawała się w tematy dotąd zastrzeżone dla Frontu, jak ograniczenie imigracji, narodowa duma, zaostrzenie kar, sprawiedliwość społeczna (symbolem jej braku stały się milionowe odprawy dla odchodzących szefów wielkich przedsiębiorstw, tzw. złote spadochrony), naprawa moralna narodu i państwa...

Ten ruch Royal wywołał konsternację w obozie lewicowym - i zarazem miał ogromne znaczenie psychologiczne nie tylko dla lewicowych wyborców. Po pierwsze, pokazał wszystkim, że Front Narodowy nie ma monopolu na te tematy. Po drugie stało się jasne, że socjaliści i Royal nie są przygotowani do podjęcia takich dyskusji. Dlatego na ogniu rozpalonym przez Royal mógł swoją pieczeń upiec Sarkozy.

Potem jednak, obejmując władzę, "Sarko" zmienił taktykę. Przestał liczyć na wsparcie wyłącznie prawicowo-centrowego zaplecza politycznego i obwieścił, że utworzy rząd otwarcia - co musiało oznaczać otwarcie na lewicę. Jak powiedział, tak zrobił - wprowadzając do gabinetu wielu ministrów będących członkami lub sympatykami Partii Socjalistycznej. Najważniejszą z tych postaci jest nowy szef MSZ Bernard Kouchner, od lat polityczny ulubieniec Francuzów we wszystkich sondażach (jak kiedyś w Polsce Jacek Kuroń). Taka strategia Sarkozy'ego musiała wywołać nie tylko wrogość opozycji (gdyż rozbija i tak skłóconą Partię Socjalistyczną), ale i niezadowolenie we własnym obozie. Jednak Sarkozy i nowy premier Fillon zgrabnie radzą sobie z lekkim wrzeniem we własnych szeregach i z "otwarcia" uczynili wizytówkę rządu.

A przykładem, jak radzą sobie nowe władze, może być start reformy uniwersytetów. Propozycja ustawy, która ma dać państwowym szkołom wyższym swobodę w zdobywaniu pozabudżetowych finansów, trafiła od razu na opór organizacji studenckich i związków zawodowych nauczycieli akademickich. Dopatrują się oni w niej wyzbywania się przez państwo swych obowiązków edukacyjnych (zapewne słusznie, tylko jaka jest inna rada na poprawę warunków studiowania i podniesienie poziomu nauki francuskiej?). Sarkozy i Fillon nie pozwolili na eskalację protestów (zresztą planując początek rozmów ze związkami na koniec roku szkolnego i akademickiego, rząd miał ułatwione zadanie). Ustawa została odesłana do poprawek i zajął się nimi... sam prezydent. W końcu zdołano ją pomieścić - tak jak planowano - we wspomnianym pakiecie czterech pierwszych reform. Atmosfera wokół ustawy uspokoiła się, a rząd uzyskał opinię koncyliacyjnego i odpowiedzialnego.

Taka elastyczność rządzących jest nowością, na którą Francuzi reagują przychylnie. Przyzwyczajeni byli bowiem przez lata do tego, że gdy rządzi prawica, to wprowadzane są bez szukania konsensu nowe prawa antysocjalne, a gdy rządzi lewica, to pojawiają się, wprowadzane w podobny sposób, niezbyt dokładnie przeliczone na pieniądze eksperymenty, jak 35-godzinny tydzień pracy. Obowiązkowy charakter 35-godzinnego tygodnia pracy zaowocował wieloma absurdami, np. wielu lekarzy i pielęgniarek ma dziś po kilka miesięcy urlopu, którego nigdy nie będą mogli wykorzystać, chyba że pójdą do sądów.

Zmiana stylu rządzenia zaproponowana przez Sarkozy'ego może spowodować, że Francuzi po raz pierwszy od lat dadzą się poprowadzić do reform bez wielkich wstrząsów.

"Sarko" wszechobecny

W wywiadzie, który Sarkozy udzielił telewizji publicznej14 lipca, w dniu święta narodowego, powiedział, że na pewno będą popełniane błędy, ale wówczas ich przyczyny będą publicznie dyskutowane. Tylko tak można, według Sarkozy'ego, wyeliminować z rządzenia większe pomyłki. Po raz wtóry pokazał się więc jako człowiek otwarty, przekonany nie tyle o konieczności, co o zbawiennych skutkach dialogu społecznego i równocześnie omylny jak każdy. Tego Francuzi nie słyszeli od lat i na wielu działa to jak magnes. Chyba że jest to łabędzi śpiew polityka, który uwiódł rodaków inteligentną kampanią wyborczą i oryginalną taktyką powyborczą... Ale jeśli tak jest, niedługo wyjdzie to na jaw.

Sarkozy najwyraźniej wie, że nie efekt propagandowy, a uczciwe postawienie spraw może mu przynieść korzyści. Paradoksalnie (a może jest to wykalkulowane?) w utrwalaniu w społeczeństwie poczucia autentyczności zamiarów prezydenta wielki udział ma spora doza niezadowolenia w szeregach prawicy. Nikt inny nie mógł Sarkozy'emu przydać więcej wiarygodności niż ten dystans jego pretorian. Przeciętny Francuz mówi sobie, że coś w tym musi być, skoro po raz pierwszy opanowywanie państwa przez zwycięski obóz jest kontrolowane i racjonalne. Wygląda na to, że posady obejmują rzeczywiście najlepsi, a niekoniecznie najwierniejsi.

Oczywiście, pod takim parasolem ochronnym i zachowując umiar, chce Sarkozy wprowadzać zmiany z arsenału typowych dla prawicy. Jednym z jego założeń jest to, by każdy Francuz mógł zostać właścicielem swego mieszkania czy domu. To oczywiste hasło propagandowe. Ale gdy za nim idzie od razu zwolnienie z podatków przy nabywaniu praw własności, to zwykły Francuz zastanawia się, czy przypadkiem ta obietnica nie zostanie spełniona, jeśli nie w stosunku do każdego, to przynajmniej dla niego? Dalej, Sarkozy obiecuje, że nie zlikwiduje 35-godzinnego tygodnia pracy (wprowadzonego przed kilkoma laty przez socjalistów), ale chce uelastycznić przepisy tak, by pragnący pracować więcej i również więcej zarobić, mogli to robić.

Także w polityce zagranicznej Sarkozy szybko wykazał się zdolnościami. W dniu swej inwestytury udał się do Berlina, by nawiązać przyjacielski kontakt z kanclerz Angelą Merkel. Później przyleciał do Warszawy, żeby dyskutować z braćmi Kaczyńskimi na drażliwy temat europejskiego "pierwiastka", a następnie wpływał na Lecha Kaczyńskiego (i telefonicznie na Jarosława) podczas szczytu w Brukseli, by Polska nie wetowała postanowień unijnej większości. Dalej, jego osobistym sukcesem było wywindowanie Dominique'a Strauss-Kahna na kandydata Unii na szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W końcu Sarkozy przekonał europejskich partnerów w Brukseli, że Francja potrzebuje więcej czasu na ograniczenie swego deficytu budżetowego - co było majstersztykiem.

Wszechobecność Sarkozy'ego na arenie krajowej i międzynarodowej budzi też obawy Francuzów, nieprzyzwyczajonych do tak intensywnych działań głowy państwa. Według dotychczasowych schematów prezydent wytyczał kierunek dla rządu, a rządził premier. Dziś Francuzi pytają, do czego służy funkcja premiera, skoro wszystkim zajmuje się prezydent. Pojawiają się plotki, że prezydent "jedzie na dopingu", a że jest wielbicielem kolarstwa, to mówi się, że bierze EPO... [erytropoetyna, stosowana często w kolarstwie zawodowym, podnosi sprawność fizyczną i psychiczną - red.]. W wywiadzie z 14 lipca Sarkozy tłumaczył, że dla niego objęcie funkcji prezydenta jest jednoznaczne z całkowitym oddaniem się prezydenckiej misji i obiecywał, że w takim właśnie stylu i tempie będzie rządzić do końca kadencji.

Cesarz?

Sarkozy stawiający na pełną współpracę z narodem, liczący na zrozumienie, pragnący zarazić ludzi energią i entuzjazmem - taka oprawa dla propozycji wyjścia z kryzysu moralnego, ekonomicznego i kryzysu zaufania do władzy wydaje się atrakcyjna. Bo we Francji świadomość ogólnego kryzysu jest tak powszechna, jak powszechna jest niezgoda na zaciskanie pasa, aby ten kryzys przełamać. Sarkozy jawi się dziś jako ten, któremu może się to udać. Jeśli nie on, to już chyba nikt - tak myśli wielu Francuzów.

A obserwatorzy francuskiej sceny politycznej często porównują sarkozyzm do bonapartyzmu. Nowy Bonaparte - bez Wielkiej Armii, ale z zapleczem i autorytetem politycznym, ekonomicznym, administracyjnym i kulturowym - to perspektywa kusząca nie tylko dla Francji. Także, pod pewnymi warunkami, dla Unii Europejskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2007