Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po raz pierwszy od początku kryzysu ukraińskiego UE pozytywnie zaskoczyła. Zakres wprowadzonych kilka dni temu sankcji wobec Rosji jest większy niż można się było spodziewać. Bruksela ograniczyła dostęp do kapitału dla rosyjskich banków państwowych, technologii w sektorze naftowym i wojskowym. Sankcje zaostrzyły też USA. Zwrot w polityce Zachodu (zwłaszcza Unii) jest skutkiem zestrzelenia przez rosyjskich bojowników malezyjskiego samolotu nad Donbasem. Znamienne, że wcześniejsza śmierć w sumie kilkuset żołnierzy ukraińskich i ponad 1,1 tys. mieszkańców regionu nie spowodowała rewizji podejścia UE do tego konfliktu i roli w nim Rosji. Trzeba było dopiero presji zachodniej opinii publicznej po tragedii lotu MH-17.
Zachodnie sankcje to jednak nie koniec złych wiadomości dla Rosji. W zeszłym tygodniu Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze i Europejski Trybunał ds. Praw Człowieka w Strasburgu po niemal 10 latach pracy stwierdziły niemal równocześnie, że „Jukos stał się przedmiotem serii politycznie motywowanych ataków ze strony władz rosyjskich, co doprowadziło do zniszczenia firmy”. Rosję zobowiązano do wypłacenia byłym akcjonariuszom Jukosu odpowiednio 50 mld dolarów i 1,9 mld euro odszkodowania. Oba wyroki nie mają precedensu.
Wydarzenia te można – przy wszystkich różnicach – symbolicznie porównać do przemówienia Churchilla w Fulton w 1946 r., uznawanego za początek zimnej wojny. Oto UE ostatecznie traci złudzenia co do szans na normalne partnerstwo z putinowską Rosją. Jest to też przyznanie się do fiaska dotychczasowego unijnego (czytaj: niemiecko-francuskiego) podejścia do układania stosunków z Moskwą. Do „polityki powstrzymywania” wprawdzie daleko, ale UE zaczyna widzieć Rosję bardziej realistycznie. A to już dużo.
Jednak naiwnością byłoby sądzić, że dotychczasowe działania Zachodu zmuszą Kreml do zmiany polityki wobec Ukrainy. Rosja nie przestaje wysyłać i uzbrajać rzekomych „powstańców” w Donbasie. Sankcje uderzą wprawdzie w jej gospodarkę, ale w logice Kremla ważniejsze są cele geopolityczne, a nie ekonomiczne. I co kluczowe: stawką „kampanii ukraińskiej” jest też przyszłość reżimu politycznego w Rosji. Putin powiedział kiedyś: „słabych biją”. Dlatego będzie chciał pokazać, że – w jego specyficznym rozumieniu – Rosja jest na tyle silna, by ignorować zachodnie sankcje, a więc kontynuować destabilizowanie Ukrainy. A skoro tak, to najgorsze dopiero przed nami.