Samotność pacyfisty

„Zabili Jaurèsa, będzie wojna!” – wołała latem 1914 r. paryska ulica. Kula francuskiego nacjonalisty uśmierciła lidera pacyfistycznej lewicy i nadzieje tych, którzy we Francji chcieli wojny uniknąć.

11.08.2014

Czyta się kilka minut

Prezydent François Hollande w Café du Croissant, gdzie zastrzelono Jeana Jaurèsa, po uroczystościach upamiętniających francuskiego socjalistę. Na pierwszym planie portret Jaurèsa. Paryż, 31 lipca 2014 r.  / Fot. Yoan Valat / AFP / EAST NEWS
Prezydent François Hollande w Café du Croissant, gdzie zastrzelono Jeana Jaurèsa, po uroczystościach upamiętniających francuskiego socjalistę. Na pierwszym planie portret Jaurèsa. Paryż, 31 lipca 2014 r. / Fot. Yoan Valat / AFP / EAST NEWS

Był to najgłośniejszy – po zabójstwie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żony Zofii w Sarajewie – zamach polityczny tamtego lata. Choć szybko przesłoniła go Wielka Wojna.

31 lipca 1914 r. w Paryżu było gorąco i spokojnie. Miasto pustawe, wiele rodzin wyjechało na wakacje. Ale za kulisami trwały dramatyczne rozmowy. Trzy dni wcześniej, 28 lipca, Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii. Serbów wspierała Rosja, a władze Francji były gotowe wywiązać się ze zobowiązań wobec cara w razie jego starcia z cesarzem Wilhelmem, sojusznikiem Wiednia. Jednocześnie socjalistyczna II Międzynarodówka, w tym jej francuska gałąź pod wodzą Jeana Jaurèsa, dwoiła się i troiła, by zapobiec wojnie.

Tego wieczora Jaurès poszedł na kolację do Café du Croissant razem z grupą współpracowników. Siedział tyłem do otwartego okna. Gdy wniesiono deser, 55-letni lider socjalistów oglądał jakieś zdjęcie. Nagle zza firanki wyłoniła się lufa rewolweru. Padły dwa strzały. Pierwsza kula trafiła Jaurèsa w kark, druga chybiła. Wezwano lekarza. Ten stwierdził już tylko zgon.

Policja natychmiast zatrzymała sprawcę: 29-letni Raoul Villain był zwolennikiem skrajnej prawicy, członkiem Ligi Młodych Przyjaciół Alzacji-Lotaryngii – organizacji domagającej się powrotu do Francji tych regionów, anektowanych przez Niemcy po wojnie 1870-71 r. Przesłuchiwany Villain wyjaśnił, że chciał ukarać „wielkiego zdrajcę” i „krzykacza, który zagłuszał głos Alzacji-Lotaryngii”.

Wieść o śmierci Jaurèsa przyjęto w Paryżu jako zwiastun wojny. Dwa dni później rząd ogłosił powszechną mobilizację. 3 sierpnia Niemcy wypowiedziały wojnę Francji. Następnego dnia pogrzeb wybitnego pacyfisty stał się symbolicznym pożegnaniem pokoju. Na frontach zachodnim, wschodnim i bałkańskim trwały już walki.

Trybun francuskiej lewicy

Ślady po tamtym 31 lipca możemy oglądać dziś w restauracji Taverne du Croissant – tak nazywa się teraz, po zmianie wystroju, dawna Café du Croissant. Na fasadzie wisi tablica przypominająca o zamachu, a we wnętrzu, w gablotce, wiszą liczne fotografie Jaurèsa i wycinki starych numerów lewicowego „L’Humanité”.

Ale wróćmy do wydarzeń sprzed stu lat: kim był Jaurès i dlaczego stał się celem Villaina?

Otóż był on najwybitniejszym wówczas liderem francuskich socjalistów, świetnym mówcą, publicystą, wręcz trybunem ludowym. Doprowadził do powstania zjednoczonej partii socjalistycznej – jako francuskiej sekcji Międzynarodówki Robotniczej. To on założył w 1904 r. istniejący do dziś dziennik „L’Humanité”, którego był redaktorem naczelnym (dopiero po śmierci założyciela pismo przejęła od socjalistów Francuska Partia Komunistyczna).

Historyk i biograf polityka Vincent Duclert podkreśla, że niesłuszne jest ograniczanie roli Jaurèsa tylko do ruchu socjalistycznego. Wsławił się on jako obrońca wolności prasy i sprawiedliwości, domagał się zniesienia kary śmierci (we Francji uczyniono to dopiero w 1981 r.). Odegrał też znaczącą rolę w tzw. sprawie Dreyfusa – kapitana armii pochodzenia żydowskiego, niesłusznie oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Efektem afery była fala nacjonalizmu skierowanego zarazem przeciw Żydom i Niemcom; spór podzielił na lata Francję. Jaurès – początkowo przekonany, jak duża część opinii publicznej, o winie Dreyfusa jako „wiarołomnego oficera” – później, gdy wyszły na jaw nowe fakty, zaangażował się mocno w obronę dobrego imienia kapitana.

Pokój? Tak, ale...

Najwięcej sporów budził stosunek francuskiego socjalisty do wojny i patriotyzmu. Za jego życia przeciwnicy polityczni (nie tylko prawicowi) atakowali go ostro, wytykali mu albo tchórzostwo i zniewieściałość (stąd szyderczy przydomek „Mademoiselle Jaurès”), albo, co gorsza, zdradę na rzecz Niemiec („Herr Jaurès”). Dzisiejsi historycy uważają te zarzuty za oszczercze. Kwestionują też nazywanie go „apostołem pokoju”, jak chcieli jego hagiografowie. W istocie Jaurès nie uznawał pojęcia „pokoju za wszelką cenę”. Powtarzał też wielokroć, że Francja potrzebuje silnej armii – ale po to, żeby się bronić przed agresją, a nie atakować.

Wierzył, że dzięki wspólnym działaniom socjalistów z II Międzynarodówki uda się zapobiec światowemu konfliktowi. Wtedy szybko okazało się, że była to naiwność: latem 1914 r. socjaliści z różnych krajów musieli uznać, że także robotnicy mają ojczyzny i są gotowi iść w bój. Również niemiecka SPD poparła wojnę. „Pacyfistycznie nastawieni socjaliści, także brytyjscy, zniknęli z ulic, wyrażając solidarność z własnym narodem – i taka postawa wygrała z solidarnością klasową, choć dla wielu było to zaskoczeniem” – pisze historyk Andrzej Chwalba.

Również nad Sekwaną zapanowała „święta unia” wszystkich sił politycznych. Otwarte musi pozostać pytanie, czy Jaurès, gdyby dożył tej chwili, włączyłby się w ów konsens narodowy.

Zabójca uniewinniony

Niespodziewanie potoczyły się losy zabójcy. Raoul Villain całą wojnę spędził w więzieniu, jego proces odbył się dopiero w 1919 r. Po czym, ku powszechnemu zdumieniu, ława przysięgłych go uniewinniła.

Biegli psychiatrzy uznali, że cierpiał na dziedziczne obciążenie: jego matka i babka ze strony ojca były chore psychiczne. Wiele wskazuje, że Villain miał cechy schizofrenika. Był przy tym niezwykle wstydliwy, miał niespełnione ambicje artystyczne, a żarliwą katolicką pobożność łączył z fanatycznym szowinizmem. Z akt procesu wynika jednak, że był poczytalny w momencie czynu; sam zakupił rewolwer i od wielu dni przygotowywał zamach na Jaurèsa. Dziennikarz Dominique Paganelli, autor wydanej właśnie książki o zamachu, uważa, że o uniewinnieniu zdecydowała atmosfera zwycięskiego francuskiego nacjonalizmu i germanofobii. Tym nastrojom ulegała ława przysięgłych, złożona ze zwykłych obywateli.

Zamachowiec działał przypuszczalnie na własną rękę. Zaraz po zabójstwie pojawiły się pogłoski, że kierowała nim skrajna prawica – L’Action Française – lub rosyjski wywiad, zainteresowany tym, by osłabić tendencje antywojenne u francuskiego sojusznika państwa carów. Ale obu hipotez nie dowiedziono.

Villain zginął w 1936 r. na hiszpańskiej Ibizie: podczas hiszpańskiej wojny domowej zastrzelił go prawdopodobnie, w nie do końca jasnych okolicznościach, hiszpański anarchista.

Dwa tysiące ulic

Z początku upamiętniany tylko przez socjalistów (i to nie wszystkich), z biegiem czasu Jaurès trafił do masowej wyobraźni Francuzów. Do legendy przyczyniła się właśnie jego tragiczna śmierć. W1924 r. jego prochy przeniesiono do paryskiego Panteonu. W następnych dekadach w kraju zaroiło się od ulic i alei Jaurèsa (według magazynu „L’Histoire” jest ich dziś ponad dwa tysiące) oraz pomników. W swej piosence brodatego trybuna uwiecznił Jacques Brel.

Najmocniej, rzecz jasna, jego pamięć kultywują francuscy socjaliści. Obecny premier z ramienia Partii Socjalistycznej, Manuel Valls, w swoim exposé wymienił go jako jedną z trzech postaci będących jego zdaniem symbolami wielkości Francji – obok „ojca” zwycięstwa z I wojny światowej Georges’a Clemenceau i generała-prezydenta Charles’a de Gaulle’a. Ale na Jaurèsa powołują się chętnie także prawicowi politycy, choćby były prezydent Nicolas Sarkozy.

Mimo że nie był prezydentem ani premierem, to „ojciec francuskiego socjalizmu” wszedł do historii jako symbol starań o pokój. Dwa dni przed śmiercią ostrzegał na wiecu w Brukseli przed konfliktem, w którym „miliony ludzi wzajemnie się rozszarpują, choć ani oni sami, ani ich przywódcy nie wiedzą, dlaczego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2014