Samodzielna droga kardynała

Wielu uważało go za potencjalnego następcę papieża Wojtyły. Przez innych był krytykowany, wręcz oskarżany o zdradę Kościoła. Tymczasem był prekursorem, przecierał nowe drogi.

27.08.2013

Czyta się kilka minut

Kard. Carlo Maria Martini / Fot. Gabriel Bouys / AFP / EAST NEWS
Kard. Carlo Maria Martini / Fot. Gabriel Bouys / AFP / EAST NEWS

W piątek 31 sierpnia 2012 r., wczesnym popołudniem, otoczony rodziną i współpracownikami, zmarł emerytowany arcybiskup Mediolanu kard. Carlo Maria Martini. Już dawno wiedział, że dochodzi do kresu. Początkowo choroba Parkinsona, choć utrudniała mu życie, nie uniemożliwiała pracy. W listopadzie 2005 r. mówił do członków włoskiego stowarzyszenia osób dotkniętych tą chorobą: „To nieprawda, że Parkinson osłabia. Patrzcie na mnie: jestem tutaj wśród was, czuję się dobrze i walczę z chorobą”. Przyznawał, że choć pracuje, to co trzy godziny bierze lekarstwa, że coraz częściej ma objawy drżenia, że poruszanie się sprawia mu wciąż większe trudności, że musi co pół godziny przerywać pracę i odpoczywać. Mówił też o swojej modlitwie: „Z powodu choroby trudno mi się modlić w myślach. Łatwiej jest odmawiać modlitwę. To mi pomaga, kiedy jestem zdenerwowany, zakłopotany albo nie w pełni panuję nad sobą. Modlę się za wszystkich potrzebujących i za trudne sytuacje w Mediolanie, w Jerozolimie i w innych zakątkach świata, gdzie byłem”.

Jeszcze w grudniu 2011 r. powiedział dziennikarzowi „La Stampa”, że choroba nie sprawia mu bólu, a jedynie pociąga za sobą pewne ograniczenia. W czerwcu 2012 r. ostatni raz spotkał się z Benedyktem XVI, który był w Mediolanie z okazji VII Światowego Spotkania Rodzin. Przyjechał do pałacu arcybiskupiego, domu, w którym przez 22 lata mieszkał. Poruszał się na wózku. Zmieniona chorobą twarz wyglądała jak maska. Posługiwał się aparaturą pozwalającą usłyszeć jego głos, ale dla nieprzyzwyczajonego słowa były mało zrozumiałe, ktoś musiał „tłumaczyć”. Na powitanie kardynał powstał i objął papieża. W rozmowie dodawał mu odwagi w niesieniu jego ciężkiego krzyża (był to czas, gdy publikowano wykradzione z Watykanu dokumenty). W lipcu nastąpiło pogorszenie, kryzys zaczął się w połowie sierpnia. Chory nie mógł przełykać, odżywiano go kroplówką (nie chciał intensywnej terapii). Umierał we śnie. Tak jak chciał, ktoś z najbliższych trzymał go za rękę.

Mediolan żegnał swego Kardynała z miłością. Przed wystawioną trumną z jego ciałem przeszły setki tysięcy osób. Mszę pogrzebową odprawiało 12 kardynałów, 38 biskupów, 1200 kapłanów. Mediolańska katedra nie była w stanie pomieścić 20 tysięcy uczestników pogrzebowej Mszy św.


POMOCNIK SAMOTNEGO CHOREGO

Był jezuitą, znakomitym biblistą, w latach 1969-78 rektorem Papieskiego Instytutu Biblijnego (Biblicum) w Rzymie, a następnie rektorem Uniwersytetu Gregoriańskiego. Prowadził rekolekcje, kursy naukowe, we Włoszech i poza granicami Włoch, nawiązywał kontakty z chrześcijanami innych wyznań. To było powszechnie wiadome. Mało kto natomiast wiedział, że od 1975 roku zaczął odwiedzać żebraków i biednych z Trastevere. Przypadkowo odkrył wspólnotę San Egidio (św. Idziego). Przyszedł do nich i powiedział, że chciałby coś robić dla ubogich. Wspomina ówczesny proboszcz S. Maria in Trastevere, dziś arcybiskup Vincenzo Paglia, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny: „Powiedział: »wszędzie mnie zapraszają, żebym mówił o ewangelizacji i promocji człowieka, ale to nie wystarcza. Trzeba rzeczywiście być blisko ubogich, którzy nie mają głosu, najbardziej potrzebujących«”. Od tej pory, aż do nominacji arcybiskupiej, o. Martini w cywilnym ubraniu co tydzień odwiedzał starszego, samotnego, chorego człowieka, sprzątał mieszkanie, mył naczynia i pomagał mu w gospodarstwie, dotrzymywał towarzystwa.

Zaskoczyła go nominacja na biskupa ogromnej diecezji (1142 parafie, ponad 2000 księży, 1500 zakonników, ponad 10 000 sióstr zakonnych). Nie miał takich ambicji ani doświadczenia. Pisano, że na tym stanowisku widział go już Paweł VI. Podobno znajduje to potwierdzenie w notatkach znalezionych po śmierci papieża Montiniego. Mianował go Jan Paweł II kilka dni po wizycie w Gregorianum, gdzie witał go rektor uniwersytetu – ojciec Martini. O nominacji zawiadomił go generał jezuitów o. Pedro Arrupe. Reguła zakonu zabrania jezuitom przyjmowania kościelnych godności. Potrzebne jest na to specjalne pozwolenie generała, zresztą jezuici składają dodatkowy ślub posłuszeństwa papieżowi.

Papież poznał Martiniego w roku 1972. Odwiedził Papieski Instytut Biblijny i zaprosił na sympozjum biblistów, które odbyło się w Krakowie. W rozmowie z Janem Pawłem II 52-letni profesor, człowiek nauki, wyznał, że nie jest odpowiednio przygotowany. Tak to wspomina: „Mówiłem Ojcu Świętemu, że zawsze żyłem wśród studentów, na uniwersytecie, w bibliotece. Nigdy nie miałem do czynienia z tłumem. Nie potrafiłem wychodzić naprzeciw ludziom. Pamiętam, że papież zamyślił się na chwilę, a potem powiedział: »To ludzie będą wychodzili tobie naprzeciw«”.


Z UWAGĄ TRAKTUJE UBOGICH

„Nie uznaje żadnej pompy, ma kolokwialny styl, słucha, notuje, nie podejmuje pochopnych decyzji, z uwagą traktuje ubogich, ludzi z marginesu, darzy sympatią i zaufaniem przedstawicieli mediów” – tak po trzech latach charakteryzował go archiprezbiter mediolańskiej katedry prałat Angelo Majo.

Początkowo nowy arcybiskup poruszał się po mieście metrem. „Ubrany w koszulę z koloratką, garnitur, bordowy szalik i czarny kapelusz borsalino, szedł do stacji metra koło katedry, kupował bilet w kiosku i mieszał się z tłumem” – zapisał biograf. Był jednak tak dalece rozpoznawalny, że jego obecność budziła pewne zamieszanie i wkrótce przestał korzystać z metra. Przesiadł się do samochodu i początkowo często prosił swego sekretarza, żeby pozwolił mu prowadzić.

Zaprowadził nowy styl kierowania diecezją. Był zwolennikiem decentralizacji, delegowania władzy. Sam wytyczał kierunek, w którym winno zmierzać duszpasterstwo. „By zrozumieć nauczanie arcybiskupa Martiniego, trzeba przeanalizować pierwszych pięć listów pasterskich adresowanych do księży i wiernych archidiecezji od 8 września 1980 r.” – napisał jego biograf Andrea Tronielli. Oto ich tematy: kontemplacyjny wymiar życia; prymat słowa Bożego; Eucharystia jako źródło chrześcijańskiego życia; charakter misyjny jako istota Kościoła; miłość bliźniego (rozważanie o wspólnocie chrześcijańskiej). Wszystkie zawierają odniesienia do problemów aktualnych.

Arcybiskup, od 2 lutego 1983 r. kardynał (na tym samym konsystorzu czerwony biret otrzymał arcybiskup warszawski Józef Glemp), osobiście angażował się w wielkie działania duszpasterskie. Słynne były prowadzone przez niego w każdy czwartek w mediolańskiej katedrze rozważania o Słowie Bożym („Szkoła Słowa”). Pięć tysięcy młodych ludzi przez pół godziny słuchało go w absolutnej ciszy. On sam tak charakteryzował to, co robił: „nie katecheza, kazanie czy homilia, ale postawienie człowieka w obliczu Słowa, aby wychodząc od Niego, sam się modlił”.

Za szczególnie oryginalną z mediolańskich inicjatyw kardynała Martiniego jego biograf uważa „Warsztaty niewierzących”, po włosku „Cattedra dei non credenti”, prowadzone w latach 1987–2000. Nie była to inicjatywa adresowana przede wszystkim do niewierzących. Pisał: „Uważam, że każdy człowiek jest zarazem wierzący i niewierzący, co sprawia, że dyskutuje sam ze sobą, zadając często trudne i niepokojące pytania. (...) Uzmysłowienie sobie tej dysputy prowadzi do pogłębienia samoświadomości”. Nie były to wykłady, raczej rekolekcje. Martini stawiał pytania, które drążą każdego. Chciał, by wierzący uświadomili sobie, na jak kruchych podstawach opiera się ich wiara, niewierzący zaś, aby odkryli, że swego braku wiary nigdy nie usiłowali zrozumieć.

Martini jedenaście razy zgromadził przy stole badaczy i wykładowców, teologów i świeckich, inicjując pasjonującą debatę o sensie istnienia i poszukiwaniu prawdy. Warsztaty cieszyły się uznaniem, ale też krytykowano tych „nowomodnych nauczycieli wiary, gotowych ją upodlić, umniejszyć i zdewaluować” oraz „udostępnianie ambony, mikrofonu, pulpitu i pióra” mistrzom wybranym wśród „antyklerykałów, filozofów w kryzysie z lubością taplających się w niepewności, obcych lub wręcz wrogich wierze ateistów” (bp Alessandro Maggiolini).


PRZED TRZECIM SOBOREM

Kardynał Martini od początku swojej posługi był postacią szeroko znaną. Jego książki cieszyły się niebywałą popularnością. Mówiono, że co roku sprzedaje się ich na świecie milion egzemplarzy. On sam wyjaśnił kiedyś, że podpisane jego nazwiskiem książki, to zbiory wystąpień homilii spisanych tak, jak zostały wygłoszone: „Na bardzo wielu książkach figuruje moje nazwisko, ale ja ich nigdy nie napisałem, ani nawet nie przeczytałem. To moje oficjalne wypowiedzi, które spisali inni. Jeśli jakiś wydawca chce je opublikować, nie bronię mu, pod warunkiem, że zaznaczy, iż tekst nie jest autoryzowany”.

Działo się tak, bo kard. Carlo Maria Martini stał się jedną z głównych postaci Kościoła ostatnich dziesięcioleci i każde jego słowo było nagłaśniane przez środki przekazu. Miało to także negatywne skutki. Tornielli zauważa, że analiza spuścizny kard. Martiniego prowadzi do wniosku, iż istnieją niejako dwa jego oblicza. Jest Martini biskup, którego znajdujemy w jego homiliach, pismach, rozważaniach i wystąpieniach, i jest Martini badacz, naukowiec, myśliciel, intelektualista, którego spotykamy w wywiadach, gdy swobodnie wybiega myślą w przyszłość, konstruuje hipotezy tego, co nastąpi w odległej przyszłości, dopuszczając nowe rozwiązania niektórych kwestii jak kapłaństwo kobiet, celibat księży, antykoncepcja itd.

Jest prawdą, że arcybiskup Mediolanu nie cofał się przed wyrażeniem swego zdania, także o decyzjach papieskich. Nie ukrywał np. negatywnego stosunku do otwarcia drogi trydenckiej liturgii Mszy św., wydawał się też mieć nadzieję na bardziej odpowiadające współczesności wyjaśnienie stanowiska Pawła VI wobec antykoncepcji wyrażonego w „Humanae vitae”. Nie oczekiwał odwołania encykliki, ale wydania kolejnej (był zdania, że najwłaściwszym autorem byłby Benedykt XVI), która pełniej ogarniałaby rozmaitość ludzkich sytuacji.

Głosił potrzebę zwołania III Soboru Watykańskiego, nowych przemyśleń na polu bioetyki, widział zasadność prawnej regulacji sytuacji związków partnerskich, opowiadał się przeciw eutanazji, lecz nie potępiał ludzi, którzy się na nią zdecydowali. Na zarzut, że jest uważany za „antypapieża”, odpowiada w książce wywiadzie przeprowadzonym przez o. Georga Sporschill, że nie anty-, ale raczej „ante-papieżem, prekursorem, przygotowującym drogę Ojcu Świętemu” (znamienne, kard. Martini niezwykle często cytował w przemówieniach i wykładach Jana Pawła II).

Długo – w niektórych środowiskach – uważano go za potencjalnego następcę papieża Wojtyły. Przez wielu był krytykowany, wręcz oskarżany o zdradę Kościoła. Benedykt XVI w liście odczytanym na pogrzebie napisał m.in.: „Był człowiekiem Bożym, który nie tylko studiował Pismo Święte, ale także kochał je głęboko i uczynił zeń światło swego życia. (...) potrafił uczyć wiernych i ludzi poszukujących prawdy, że jedynym Słowem godnym, by słuchać je i naśladować, jest Słowo Boże”.


P.S. Po śmierci kardynała mediolańska diecezja ustanowiła nagrodę jego imienia. Nagrodzone zostaną prace napisane lub inicjatywy wnoszące wkład w znajomość myśli i postaci Carla Marii Martiniego lub związków pomiędzy Biblią a kulturą w różnych jej dziedzinach. Przewidziane są cztery nagrody w wysokości 5 tys. euro każda. Termin nadsyłania prac pierwszej edycji mija 31 sierpnia – w rocznicę śmierci.


Korzystałem z książki Andrei Tornellego „Carlo Maria Martini. Il profeta del dialogo”, Piemme 2012, której polskie wydanie ukazuje się w tych dniach w wydawnictwie WAM pod tytułem „Carlo Martini. Niepokorny kardynał”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2013