Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie mogę zrozumieć, dlaczego Bronisław Wildstein, komentator “Rzeczpospolitej", niezadowolony ze zbyt niskiego i zawieszonego wyroku na generała Kiszczaka (choć to nareszcie akt symbolicznej bodaj sprawiedliwości w sprawie zabitych w “Wujku"), zadał dziwne pytanie: “jakie znaczenie ma w tym wypadku wiek i stan zdrowia?", co zdaje się sugerować, że takie marne względy w wymiarze sprawiedliwości powinny być z pogardą odrzucane...
Nie rozumiem, dlaczego wspaniały autor “Rodowodów niepokornych" opublikował akurat ostatnio artykuł z żądaniem, by “zrozumieć terrorystę" (i jego, jak z tekstu wynika, ewentualny “godziwy, wolnościowy cel"), tak samo jak nie pojmuję, dlaczego w programie telewizyjnym Aleksander Smolar zgadza się z przywódcą Samoobrony w jego bałamutnym i świadomie naiwnym wyprowadzaniu przyczyny terroryzmu po prostu z krzywdy społecznej. Czy naprawdę musimy dawać się zwariować?
Ale najbardziej i najdotkliwiej nie rozumiem zaistniałego w Wilnie konfliktu religijno-politycznego spowodowanego kościelną decyzją przeniesienia obrazu Miłosierdzia Bożego do innego kościoła, przeznaczonego na specjalne sanktuarium. Dziś już pisze o tym prasa polska, za chwilę konflikt, jeśli nie zostanie rozwiązany, wybuchnie gorszącym hałasem, nikogo nie budując, wszystkim szkodząc. Kto może pomóc? Przecież nie my, szeregowi wierzący za polską miedzą?
Jakąś przeciwwagę dla tych wszystkich niedobrych sygnałów stanowią ostatnio już tylko kolejne spotkania pamięci - poświęcone ludziom, którzy już wprawdzie odeszli, ale zostawili nam swoje dokonania, swoją mądrość, odwagę, heroizm, determinację słusznych wyborów. Pogrzeb ojca Musiała cały był pamięcią o nim. Przed świętem św. Józefa Wyższa Szkoła im. Tischnera wspominała swojego patrona, a zaraz wieczór poświęcony tak wcześnie odeszłym Dorocie Terakowskiej i Maciejowi Szumowskiemu. Smutno, że to wspomnienia, a więc uświadamianie straty, ale pociecha w tej potrzebie utrwalania pamięci i coraz lepiej rozumianym nakazie wdzięczności. Co chwila kogoś tracimy - ale przecież znajdą się następcy?