Sądy u wrót krypty

Reprezentanci patriotyzmu okrągłych słów i nikłych z reguły osiągnięć nieraz napadali na umarłych, usiłując pomniejszyć ich zasługi, a czasem także blokować dostęp do honorowych miejsc pochówku. Ostatnio spotkało to Czesława Miłosza.

26.09.2004

Czyta się kilka minut

Pogrzeb Czesława Miłosza, 2004 /
Pogrzeb Czesława Miłosza, 2004 /

“Naród, który ma tylko klakierów i zacietrzewionych obrońców, nie zaś budzicieli sumień, jest głęboko chory" - napisali niedawno profesorowie Instytutu Polonistyki UJ, reagując na zniesławienie Noblisty przez oponentów jego pochowania na Skałce. Zwąc siebie “prawdziwymi Polakami", pomylili oni bowiem “ksenofobiczny nacjonalizm, którego Poeta nie znosił, z polskością, której służył".

A służył też ludziom jako współwędrowiec przez wspaniały i straszny wiek XX, dzieląc się z nimi własnym doświadczeniem w ocalaniu trudnej wiary w Boga i w człowieka. Miłosza, “mistrza pokonanej rozpaczy", fascynował Bóg, poszukiwany z augustyńskim niepokojem serca, które doświadcza dramatu istnienia. Mówił o tym w pogrzebowym kazaniu ks. abp Józef Życiński, przypominając że ostatecznym źródłem sensu w teologicznie głębokiej twórczości Poety jest prawda o Wcieleniu.

Wyręczyć Sąd Ostateczny?

Zaiste, “prawdziwi" Polacy i katolicy, sytuujący siebie przez takie samookreślenie ponad “nieprawdziwym" ogółem, niczym samozwańcza hierarchia nad hierarchami urzędowymi i takaż samorodna instancja narodowa, przyznająca sobie samej kompetencje i uprawnienia do cenzurowania, osądzania i nicowania wszelkich autorytetów, niszczą skutecznie wartości, jakich obrońcami się mienią. Podcinają wszak gałąź, na której siedzą. Gdyby bowiem wraz z nimi uznawać jedynie tych, co wychwalają nasz Kościół i nasz Naród, a ich krytyków piętnować, tudzież wyliczać ciągle a pamiętliwie wszelkie ich dawno już sprostowane błędy i darowane winy, to należałoby konsekwentnie odchudzić Nowy Testament, usuwając zeń choćby listy Piotra i Pawła, jako że jeden zaparł się Chrystusa, drugi zaś zajmował się tropieniem i wsadzaniem do więzienia jego uczniów. Trzeba by też skreślić z kalendarza nie tylko Augustyna, ale i wielu podobnych doń świętych, którzy żyli na bakier z wiarą i moralnością, nim weszli na drogę prawdy i cnoty. Oraz tych, co nazywając po imieniu postępki ludzi Kościoła wywoływali oburzenie ówczesnych “prawdziwych" katolików. Bywało, że z czasem ową krytykę, co przyczyniła się walnie do jakże potrzebnej reformy Kościoła, uznawano za słuszną, nie destrukcyjną, a wręcz profetyczną, płynącą nie z wrogości, a z troski o chrześcijaństwo, samemu zaś nonkonformiście przyznawano po wiekach aureolę. Jej blask padał oczywiście i na jego dawnych zwolenników, przeciwnicy zaś doznawali degradacji, spadając z półki obrońców wartości na poziom kłody leżącej na drodze świętego. On sam zaś, dotkliwie nieraz “tykalny" za życia, zyskiwał niepisany status nietykalnego. Wypominanie mu czegokolwiek oburza odtąd nowych “prawdziwych" katolików, zajętych na bieżąco uprzykrzaniem życia jakiemuś przyszłemu świętemu, żyjącemu równocześnie z nimi, budzącemu uśpione sumienie, torującemu drogi przyszłości życia chrześcijańskiego. Wszystko to odnosi się tym bardziej do niekanonizowanych prekursorów, wysławianych po śmierci za słowa, które za życia były przyczyną szykan kościelnych władz lub krytyk “prawdziwych" wyznawców, bardziej papieskich od papieża.

Wspólny los proroków

Dramatycznie sprawdzają się słowa Chrystusa odnoszące się wprost do losów pierwszych nauczycieli wiary chrześcijańskiej: “Oto ja posyłam do was proroków, mędrców i uczonych. Jednych z nich zabijecie i ukrzyżujecie, innych będziecie biczować w swych synagogach i przepędzać z miasta do miasta" (Mt 23,34). Starotestamentowe precedensy tej prawidłowości, niezwykle ostro potraktowane przez Jezusa, który sam doświadczył, że “żaden prorok nie jest mile widziany w ojczyźnie swojej" (Łk 4,24), miały się powtarzać nie tylko w dziejach Izraela. Do przedstawicieli stronnictwa religijno-politycznego, dbałego bardziej o cudzą niż własną moralność, legitymizującego się troską o poszanowanie tradycji ojców, skierowane zostały twarde słowa: “Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy! Bo budujecie groby prorokom i zdobicie grobowce sprawiedliwych, i mówicie: Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie bylibyśmy ich wspólnikami w zabójstwie proroków. Przez to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy mordowali proroków" (Mt 23,29-31).

Redagując tę sarkastyczną wypowiedź Ewangelista nie wiedział jeszcze, na ile zwalczających się wyznań podzieli się z czasem chrześcijaństwo, i że nawet w obrębie tej samej konfesji będzie nieraz trudniej o zgodne szanowanie autorytetu żywych proroków i mędrców niż o ich pośmiertne honorowanie tytułami i pomnikami. Społeczeństwa i narody także nierzadko pomiatały swymi wielkimi synami, gdy żyli, a kiedy pomarli, wysławiały ich i włączały do panteonów, monumentalizując i czyniąc znakami swej tożsamości.

Zniszczyć, potem ozłocić

“Coś ty Atenom zrobił Sokratesie, że ci ze złota statuę lud niesie, otruwszy pierwej"? - pytał Cyprian Norwid. Wymieniał i innych, przenoszonych do nowych, wspaniałych grobów, a ongiś skazywanych na więzienie czy wygnanie - Dante, Kolumb, Kościuszko. Rodzime przykłady wyliczył (1867) w liście do Julii Jabłonkowskiej, jako dowód, że “fanatyzm jest zaślepieniem", skoro hańbiono “osoby ze wszystkich partii i wszystkich zasług". Oto “zagrożony kijami od dobrych Polaków" Piotr Skarga. I Jan III Sobieski “okrzyknięty zdrajcą ojczyzny od patriotycznych Polaków", konfederatów z Gołębia. Adam Czartoryski - zniesławiony w emigracyjnych dziennikach, Adam Mickiewicz - “lżony jako zły Polak", Maurycy Mochnacki - zwyzywany na ulicy jako rosyjski agent, Zygmunt Krasiński - uderzony przed kościołem kijem “przez walecznego Polaka", Józef Bem - dwukrotnie “dosięgany kulą dobrego Polaka", Ludwik Mierosławski - spoliczkowany “przez heroicznego Polaka". Jak ich dziś oceniamy?

Szukanie winnych powstańczych klęsk, bieda stłoczonych we wspólnych mieszkaniach emigrantów, narodowe marzenia rozbijające się o brutalne realia polityczne pod zaborami, sprzyjały “potępieńczym swarom" na paryskim bruku, tudzież nadmiarowi przywódców duchowych i jedynie słusznych recept przy niedoborze cierpliwych wykonawców, wzajemnego rozumienia się i poszanowania. Brało górę opłakiwanie przegranych szans, wyliczanie doznanych krzywd, wypieranie z pamięci zbiorowej niechlubnych wydarzeń. Patriotyzm wielosłowia, przedwczesnych osądów, uzurpowanego prawa do stawiania jednych na niewzruszonych piedestałach i strącania z nich innych, czyli analfabetyzm w sztuce rozróżniania i cieniowania ocen, zazwyczaj wyraża się bowiem w skłonności do używania w dyskursie publicznym jedynie kadzidła lub błota. Odwieczna dualistyczna skłonność do pochopnej idealizacji i tyleż wartej deprecjacji odrealnia oceny ludzi. W razie uznania ich za “swoich" traktowani bywają wyrozumiale, w przypadku zaliczenia do obcych - prześwietlani szczegółowo, by udowodnić coś wysoce niespójnego: że nie nasz, a do tego kieruje się “ich" zasadami.

O takich obrońcach polskości, nie ostatnich, jak się miało z czasem okazać, pisał Norwid (1859) w liście do Konstancji Górskiej: “I oni myślą o odbudowaniu narodu. (...) Nigdy nie są niczym polskim oprócz łez narodowych i kolorów narodowych". Reprezentanci tego rodzaju patriotyzmu okrągłych słów i nikłych z reguły osiągnięć, atakowali nie tylko żyjących, którzy mogą się bronić. Napadali i na umarłych, usiłując pomniejszyć, a czasem blokować im nawet dostęp do honorowych miejsc pochówku.

Dołączyć do królów

Zmarłych królów i biskupów chowano w wawelskiej katedrze nie ze względu na niezwykłe dokonania czy cnoty, ale z tytułu pełnionych za życia funkcji. W XIX w. dla pozbawionych własnego państwa Polaków Wawel stał się tym cenniejszym relikwiarzem narodowym. Obok sarkofagów dawnych monarchów stanęły trumny wodzów i wieszczów. Honorowe miejsce dla innych wybitnych twórców kultury urządzono w podziemiach kościoła Paulinów na Skałce. Wawelsko--skałeczne krypty, w przeciwieństwie do cmentarnych kwater zasłużonych, pomieścić mogły zaledwie kilkanaście grobów. Czyich, skoro znaczących pisarzy, artystów, uczonych było sporo? Kto i wedle jakich kryteriów miałby ich wyznaczać? Określić to ściśle byłoby równie trudno, jak bez takich ustaleń uniknąć niejednego sporu. Ale i spierać się można rozmaicie. Na początku łatwiej było o jednomyślność.

Wobec przegranej tak niedawno dwukrotnie sprawy narodowej pochowanie na Wawelu w 1817 i 1818 r. jej tragicznych bohaterów, Józefa Poniatowskiego i Tadeusza Kościuszki odbyło się bez napięć. Dla opinii publicznej sukcesem wydawało się już samo uzyskanie niezbędnej zgody cara Aleksandra I na złożenie w grobach królewskich szczątków bratanka ostatniego monarchy i naczelnika antyrosyjskiego powstania. Integrująco i krzepiąco podziałał także na świadomość Polaków powtórny pogrzeb Kazimierza Wielkiego w 1869 r. Dyskutowane przez kilka lat w prasie galicyjskiej sprowadzenie z Francji prochów Mickiewicza, po uzyskaniu zgody Kapituły (z zastrzeżeniem, że nie do grobów królewskich) i cesarza Franciszka Józefa, nastąpiło w 1890 r. Przemawiając przed katedrą Adam Asnyk powiedział, że kiedy po utracie niepodległości zabrakło nam królów i hetmanów, “Opatrzność zesłała nam nowego wodza" - Mickiewicza. Rzeczywiście. Oskarżany za życia o herezję i rewolucyjny radykalizm lub o wstecznictwo i religianctwo wieszcz stawał się pośmiertnie wodzem wielu skłóconych ugrupowań politycznych, z których każde rozpoznawało w nim swego prekursora czy patrona.

Słuszna wdzięczność narodu, ale...

W 1880 r., w 400-lecie śmierci Długosza, który sprowadził paulinów na Skałkę, urządzono tam jego powtórny pochówek w krypcie, którą przeznaczono dla “zasłużonych w narodzie mężów". W 1881 r. przeniesiono tam z cmentarza bez specjalnych obchodów ciała Lucjana Siemieńskiego i Wincentego Pola, ze względu na ich twórczość i udział w powstaniu listopadowym. Zmarłego w marcu 1887 r. w Genewie Józefa Ignacego Kraszewskiego grzebano miesiąc później, uroczyście, ale nie bez perypetii. “Przegląd Katolicki" stwierdził najpierw, że choć w życiu pisarza były “chwile, w których ulegając przeróżnym wpływom, przemawiał ze stanowiska wrogiego Kościołowi, wszakże chwile te były krótkie, w ogóle zaś chciał być poczytywanym za wiernego syna Kościoła". Przed śmiercią został opatrzony sakramentami. Gdy drukowane w innych gazetach relacje świadków śmierci nie potwierdziły informacji o zaopatrzeniu, wówczas i sława literacka nieboszczyka, uprzednio wedle “Przeglądu" wielka, teraz okazywała się krótsza, bo ją z czasem krytycy “jak mole zgryzą".

Po pogrzebie pismo zaatakowało kilka tytułów prasowych o to, że oburzały się na tych, co przeciwni umieszczeniu trumny pisarza na Skałce (nazwały ich “kohortą ultramontańską") nie wzięli udziału w pogrzebie. Tak, zasłużony dla piśmiennictwa, należy mu się wdzięczność narodu, ale... Wyliczono teraz dokładniej grzechy publiczne zmarłego: ongiś wysławiał Garibaldiego, w swym drezdeńskim “Tygodniku" drukował wrogie papieżowi plotki (mowa o krytycznych relacjach z I soboru watykańskiego). W powieści “Boleszczyce", mimo że obdarzył biskupa Stanisława wielu cechami świętego, to jednak przypisywał mu zdradę na rzecz Czechów, choć tłumaczył ją dobrą intencją. I oto w miejscu śmierci świętego “złożono jednego z tych, co szerzą zdanie jego oszczerców". Kaznodzieja pogrzebowy, ks. Chotkowski, zarzut o drukowanie “Listów soborowych" obalał uroczo - “ale to już 17 lat temu i wszyscy dzisiaj inny sąd mamy". Tłumacząc malkontentom zgodę władz kościelnych na pogrzeb skałeczny Kraszewskiego powiedział, “że i w Kościele, jak u Boga, większe jest miłosierdzie niźli sąd".

W 1907 r., zanim ciało Stanisława Wyspiańskiego złożono na Skałce, redakcja “Czasu" poprosiła o wypowiedź jezuitę Jana Pawelskiego, który znał go bliżej od dwu lat i udzielał mu ostatnich sakramentów. Miało to rozwiać “nieporozumienie, mające swe źródło w pewnych, nielicznych zresztą, szczegółach twórczości poety". Do owych źle przez duchownych przyjętych “szczegółów" należał zwłaszcza dramat “Klątwa". Świadectwo gorącej religijności Wyspiańskiego odwoływało się do jego dzieł i do osobistych z nim rozmów. Mimo nienajlepszych relacji poety z kardynałem Puzyną, ten nie ingerował w skałeczne uhonorowanie autora “Wyzwolenia".

Pogrzeb, którego nie było

Ogromne emocje wzbudził niedoszły pochówek następnego wieszcza. Za jego wawelską lokalizacją opowiedziała się większość pisarzy (Sienkiewicz wskazał Tatry), pytanych o to przez komitet, powstały w tym celu w Krakowie w 1903 r. Żeromski był przeciwny sprowadzaniu z Paryża ciała Słowackiego, skoro jeszcze “duch jego nie został sprowadzony, nie poznane, a nawet w całości nie ogłoszone, dzieła". Cóż, ludzie od dawna woleli symbolami zastępować treści niż w nie wnikać. Przez całe wszak wieki chętniej garnęli się do kości świętych niż czytali ich pisma, a dziś wielu woli oglądać i oklaskiwać Papieża niż zastanawiać się, czego uczy.

Nadszedł rok 1909. We wrześniu miała minąć setna rocznica urodzin Poety, w czerwcu biskup krakowski, kard. Jan Puzyna, sprzeciwił się stanowczo przyjęciu prochów wieszcza do katedry. Posypały się protesty, interwencje, memoriały. Studenci urządzili wiec, który rozpędziła policja. Byli ranni. Purpurat nie ustąpił. Na zebraniu komitetu Żeromski postawił wniosek: wobec zniewagi wyrządzonej przez kardynała Słowackiemu należy poetę manifestacyjnie pochować w Tatrach. Komitet, który zgromadził już środki ofiarowane docelowo na sarkofag w katedrze, świadom społecznego poparcia, postanowił zaniechać kolejnej próby sforsowania Wawelu i pomnąc, że także biskup jest istotą śmiertelną, przeczekać go.

Podział na zwolenników i przeciwników królewskiego pochowania wieszcza pokrywał się na ogół z poglądami politycznymi. Konserwatyści bali się, by pogrzeb nie stał się manifestacją przeciw ich ugodowości. Dla młodszej zwłaszcza generacji Słowacki był bowiem bardem zbrojnej walki o niepodległość, przeciwnikiem szlachetczyzny i stagnacji, piewcą postępu i entuzjastą ludu.

Napływające do komitetu opinie ludzi kultury też były podzielone: jedni uważali za hańbę to, że ciało wieszcza nie spoczęło jeszcze w kraju, inni, że byłoby wstydem dla narodu “sprowadzać ducha wolnego do swoich więzień" (Jan Kisielewski). Spierano się mocno o sens projektu tatrzańskiego. Pierwotnie autor “Króla-Ducha" miał spocząć na zawsze w ścianie Kościelca nad Czarnym Stawem. Skoro jednak podwoje katedry zamknięte zostały przed Słowackim, odezwa komitetu głosiła, że wieszcz do niej powróci - “gdy nadejdzie dzień wolny, poniesiemy go z tej górskiej pieczary, my lub potomni, do mauzoleum Krakowa czy Warszawy". Nie na stałe, a tymczasowo w Tatry? “Będzie to wyglądało, jak gdybyśmy wysyłali Słowackiego w góry dla poratowania zdrowia, którego mu nie daliśmy, kiedy żył" - pokpiwał Jan Lemański. Król-Duch jest wolny, nie musi ubiegać się o zezwolenie Puzyny na pobyt w lochach wawelskich (wiec akademicki we Lwowie zażądał wręcz ich sekularyzacji), albo “na złość ks. biskupowi osiedlać się w Tatrach. Dobrze mu jest na Montmartre". Konopnicka była oburzona stanowiskiem kardynała, który “sam się w sprawie tej wyłączył ze społeczności polskiej i przeciw niej stanął". Ale - pisał Józef Mehoffer - Poeta zginie w skalnym masywie, będziemy “wiedzieć, że on tam leży, ale odczuwać Tatr jako grobowca nie będziemy".

Edward Porębowicz uznał, “że Słowackiemu stała się krzywda. Mickiewicz, który był sekciarzem, spoczywa na Wawelu, podczas gdy on, zawsze wierzący jak dziecko i bliższy Chrystusowego ducha niż biegli w Piśmie prałaci, został odsunięty". Ale Tatry? Pogrzeb tam “zamieniłby się w jakąś partyjną manifestację jednej części społeczeństwa", nie tej, która najlepiej rozumie wieszcza, a tej, co “posiada tylko wytrwałe nogi i dość wczasu, aby odbyć pielgrzymkę z Krakowa do Czarnego Stawu". A “kto będzie utrzymywał ciągłą straż, aby ręka fanatyka nie strąciła kości do jeziora"? Inni obawiali się, że wymowa grobu w turni trafi tylko do miłośników Zakopanego, pogrzeb skłóci opinię i będzie odczytany jako demonstracja przeciw biskupowi i klerowi (m.in. Zenon Przesmycki, Wacław Berent, Jan Lorentowicz). Tatrzański “projekt jest pozbawiony majestatu, jest skargą bezsilnych" - pisał Andrzej Niemojewski. Skoro strach przed Puzyną jest większy niż cześć dla Słowackiego, po cóż go sprowadzać, skoro nie można “przez bramę tryumfu, ale przez bramę upokorzenia". Protest? “Puzyna rozkaże, aby wzdłuż wielkiego gościńca z Krakowa do Tatr zamilkły wszystkie dzwony - zamilkną. Rozkaże, by zagrzmiały wszystkie ambony - będą grzmiały: oto pogrzeb bluźniercy, heretyka, wyrodka". Komitet dał się przekonać.

Król-Duch na Wawelu

Na pochowanie Słowackiego na Wawelu zgodził się następca (od 1911 r.) Puzyny, Adam Stefan Sapieha. Nie od razu jednak, mimo nalegań, by - jak zanotował - nie “dezawuować mego poprzednika". Na decyzję podjętą w 1927 r. wpłynęła i prośba Piłsudskiego (wielbiciel Poety), który zapewnił, “że te zwłoki będą ostatnie, jakie tam będą chowane". Szło “o zamknięcie dalszych starań". Powołując się na pismo Marszałka Sapieha odmówił prośbie prezydenta Mościckiego o przyjęcie do katedry prochów Chopina.

Uprzedzenia wobec autora “Kordiana" nie zanikły jednak zupełnie, skoro przed jego pogrzebem Ignacy Chrzanowski w okolicznościowej broszurze polemizował z przekonaniem, jakoby Słowacki “z pogardą patrzył na przeszłość Polski", widział jej zgubę w Rzymie i był wrogiem katolicyzmu. Tylko zła wola, znajomość jedynie cząstki twórczości poety i ciasne pojmowanie katolicyzmu mogą być źródłem podobnych mniemań - stwierdzał historyk literatury. Tak, “piorunował na księży, na jezuitów, na papieża", ale czyż jego polskie serce miało ścierpieć encyklikę z 1832 r., w której Grzegorz XVI pisał o przywróceniu w Królestwie Polskim rządów “prawowitemu władcy" po powstaniu listopadowym? I czymże są gromy miotane na Kościół w “Kordianie" w porównaniu z tymi, jakie rzucał nań Mickiewicz z paryskiej katedry? Na niektóre dogmaty miał Juliusz własne poglądy, ale szanował moc Kościoła, oburzał się na dewotów, ale czcił Matkę Najświętszą. Takie argumenty trafiać musiały głównie do już przekonanych!

Marszałek i aktor

W 1935 r. Sapieha zgodził się jednak na pochowanie na Wawelu Piłsudskiego, chociaż - “niejedną miałem wątpliwość, gdyż wiele rzeczy w postępowaniu jego było niewłaściwemi (...) zasługiwało na ostrą krytykę (...) Większość wyrażonej opinii w kraju domagała się pochowania (...) Odmowa stałaby się zapewne z jednej strony powodem do awantur i gwałtów, a z drugiej strony do rozbudzenia wrzenia w kraju, już i tak z powodu nędzy podminowanego niezadowoleniem" oraz zagrożonego przez obu sąsiadów. Ale “mimo wszystko, co można zarzucić Marszałkowi, on jednak (...) wyratował Państwo Polskie od rozpadania się (...) Kościelnie zawsze był raczej życzliwy, choć niewiele o religii wiedział i w następstwie dawnego życia nie żył po katolicku (...) Wprawdzie nie spowiadał się przed śmiercią, ale księdza nie odrzucił". Papież od razu pozwolił na pochówek w katedrze, “mimo że znał go dobrze". Zatem: “było wskazanem zgodzić się na wprowadzenie go na Wawel". Późniejsze przeniesienie przez Sapiehę trumny Piłsudskiego do innej krypty spowodowało wielki spór w opinii społecznej.

W 1954 r., gdy władze zadecydowały o pochowaniu Ludwika Solskiego na Skałce, kuria krakowska i paulini oponowali ze względu na drugie, cywilne małżeństwo nestora polskiej sceny. Episkopat pozwolił jednak na ten pogrzeb, by nie pogarszać i tak ciężkiej sytuacji Kościoła w stalinowskim państwie.

Mickiewicz, Kraszewski, Słowacki, Wyspiański, Piłsudski, Solski... Nieporównywalność miar stosowanych wobec kandydatów do honorowych krypt. Spory u ich bram dostarczają nikłej wiedzy o umarłych i znacznej o żyjących.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2004