Rysie znów tu są. Dzięki przyrodnikom koty wracają do zachodniej Polski

Aby się przyjęły na wolności, musieli wypuścić ich jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie. To było wyzwanie. Bo skąd wziąć rysie, których brakuje w całej Europie?

03.08.2023

Czyta się kilka minut

ONDREJ PROSICKY / ADOBE STOCK /
ONDREJ PROSICKY / ADOBE STOCK /

Najpotężniejszy jest głos. Może dlatego, że całą resztę znamy z podręczników do przyrody i tablic przy leśnych ścieżkach edukacyjnych. Tytuł w rodzaju: „Ryś. Największy polski kot” – i zdjęcie. Masywne łapy, krótki ogon i piękne pędzelki sierści nad uszami wydają się na nich oswojone, niemal pocztówkowe. O głosie nikt nie ostrzega – a to dzikość w czystej postaci. Rwany, charczący dźwięk, bez żadnej melodii, który można opisać jako absolutne przeciwieństwo miauczenia kotów domowych. Nie bez powodu mówi się, że rysie szczekają.

Zły byłem, bo obudził mnie w środku nocy. W namiocie rozbitym za świetlicą wiejską w Ginawie, zachodnio- pomorskiej wsi ze 185 mieszkańcami, odpoczywałem po całym dniu wędrówki przez Iński Park Krajobrazowy. Po omacku znalazłem telefon i wysłałem wiadomość: „Czy któryś z »waszych« rysi mógł być dzisiaj o 3 rano w okolicy Ginawy?”. Odpowiedź przyszła nad ranem: „Możliwe. To rewir jednego z samców”. Pisała Malwina Kujawa-Strejk z Za- chodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego.

„Możliwe”. Cały poranek cieszyłem się tym jednym słowem. Wcześniej ostatni moment, kiedy spotkanie rysia w zachodniej Polsce było „możliwe”, wydarzył się ponad dwieście lat temu. Dziś to właśnie tu, na Pomorzu Zachodnim, żyje jedna z największych populacji tego drapieżnika.

Powrót

Reintrodukcja rysia na te tereny to efekt kilku lat pracy zespołu, do którego należy Malwina. Spotykamy się w siedzibie towarzystwa w Jabłonowie koło Mirosławca. Kilkadziesiąt metrów od przecinającej region drogi krajowej nr 10 stoją: biuro, ekspozycja edukacyjna i zagrody pokazowe. Żyje w nich kilka żubrów i rysi, które z różnych powodów nie mogą już zostać wypuszczone na wolność albo właśnie na to czekają. Od 2017 r. towarzystwo prowadzi tutaj program reintrodukcji rysia. W ciągu sześciu lat wypuścili na wolność 75 tych kotów.

– Od lat zajmowaliśmy się i nadal zajmujemy żubrami. Myśleliśmy jednak o kolejnych gatunkach – mówi Maciej Tracz z ZTP. On i jego żona Magdalena są inicjatorami projektu. Pasję do przyrody Maciej przejął od rodziców, Magda jest z wykształcenia chemiczką. Razem fascynowali się ornitologią, pracowali w Ińskim Parku Krajobrazowym.

– Dzisiaj w całej Polsce żyje sto pięćdziesiąt, może dwieście rysi – wylicza Maciej. – To tyle co, nomen omen, kot napłakał. Jakby nie było ich w ogóle. Postanowiliśmy spróbować przywrócić je tutaj, bo naszym zdaniem teren nadaje się idealnie.

– Sarny, jelenie, łosie i żubry już mamy, wilki świetnie radzą sobie bez pomocy człowieka. Niedźwiedzie na Pomorzu to jednak abstrakcja, choć i takie pomysły przychodziły nam do głowy – dodaje Magda Tracz. – Został ryś.

Historie europejskich wilków i rysi mają wiele punktów wspólnych. Obydwa gatunki do początku XIX w. zamieszkiwały cały kontynent. Później przez dwa stulecia były tępione – widzieliśmy w nich albo szkodniki, albo źródło skór i myśliwskich trofeów. Gdy w 1995 r. Polska wpisała rysie na listę zwierząt chronionych, koty te żyły tylko we wschodniej części kraju – głównie w Białowieży i Karpatach. Podobnie było z wilkami, tylko że te szybko same nadrobiły straty, w niespełna 20 lat wróciły do całej zachodniej Polski. Rysiom jest trudniej, choćby ze względu na mniejszą dzietność (wilczyca rodzi nawet dziesięć młodych, u rysi cztery w jednym miocie to już rzadkość), ale też mniejszą skłonność do dalekich wędrówek. W całej Europie żyje nie więcej niż 10 tys. tych kotów.

Szansą dla rysia – i innych gatunków – są właśnie projekty reintrodukcji na kolejnych obszarach. To takim pomysłom zawdzięczamy istnienie dzikich żubrów, pokaźną populację bobrów w Polsce i rysie w Puszczach Kampinoskiej i Piskiej. To pomysły realizowane prawie wyłącznie przez pasjonatów (którzy tylko czasami bywają naukowcami). Odtworzenie gatunku wymaga ogromnej pracy, zwłaszcza przez kilka pierwszych lat. Znalezienie i przebadanie odpowiedniego dla danego gatunku środowiska, pozyskanie pieniędzy i wreszcie… zwierząt.

Maciej wspomina: – Pamiętam najważniejszą radę, jaką dostaliśmy na początku. Jeśli to ma się udać, musicie wypuścić na wolność jak najwięcej kotów, w jak najkrótszym czasie. Inaczej zwierzęta zaczną migrować, rozejdą się w poszukiwaniu partnerów, część wymrze i cała praca na nic.

To było największe wyzwanie. Skąd wziąć rysie, których brakuje w całej Europie?

Polowanie

Jedynym rozwiązaniem okazały się koty żyjące w niewoli. Starszyzna zachodniopomorskich rysiów (bo w lasach dorasta już drugie i trzecie urodzone na wolności pokolenie) pochodzi głównie z niemieckich ośrodków hodowli i zagród pokazowych. Wszystkie przeszły długą drogę do dzikości.

Zaczyna się ona od garści kłaków. Ta z Niemiec jedzie na Podlasie, gdzie prof. Mirosław Ratkiewicz z Uniwersytetu w Białymstoku robi badania genetyczne. Kandydat na dzikiego rysia nie może genetycznie odbiegać od tzw. populacji bałtyckiej. Zakaz krzyżowania zupełnie różnych populacji, nawet w obrębie tego samego gatunku, to standardowy wymóg przy takich projektach. Z drugiej strony dobrze, jeśli zwierzęta przyjeżdżają z różnych ośrodków i nie są ze sobą blisko spokrewnione – w przyrodzie chów wsobny nigdy nie wróży nic dobrego.

Jeśli geny się zgadzają, ryś może przyjechać na Pomorze. W podróż wyrusza najczęściej przed pierwszymi urodzinami, bo właśnie wtedy młode naturalnie odłączają się od matki. Potem jego lub ją czekają kwarantanna, szczepienia i badania lekarskie. Wszystko to odbywa się w zagrodach adaptacyjnych w Dłusku. Ukryte w środku lasu i ogrodzone trzymetrowym płotem wybiegi to najważniejszy przystanek na drodze do wolności. Tutaj kot z zoo zamienia się w normalnego drapieżnika. Każdy w swoim tempie.

– Niestety, najważniejsza lekcja, którą ryś musi przyswoić, brzmi: człowiek jest zły i trzeba go unikać. Omijać z daleka wsie, śmietniki, grzybiarzy, dla własnego bezpieczeństwa – mówi Maciej Tracz. – Każde zwierzę jest inne. Już odbierając kota często widzę, jak dużo pracy nas czeka. Zawsze pytam, jak ma na imię. I najbardziej cieszę się, gdy słyszę, że nie ma imienia, tylko numer. Bo to znaczy, że nie było zbyt dużego kontaktu. Że prawdopodobnie żaden opiekun nie karmił go z butelki ani nie spał z tym rysiem w łóżku, bo i taki przypadek mieliśmy.

Większość rysi dziczeje w tydzień, ale niektórym potrzeba więcej czasu. Strachu przed ludźmi nie wymusza się tu żadną przemocą fizyczną, wystarczy hałas, nieźle sprawdza się też rzucanie śnieżkami, ale to i tak najmniej przyjemna część całego procesu. Niestety bez tej lekcji zwierzęta miałyby znacznie mniejsze szanse na przetrwanie. Ze wszystkim innym, poza ludźmi i świerzbowcem, radzą sobie świetnie. Rysi, nawet urodzonych w niewoli, nie trzeba uczyć polować. Potrafią to doskonale.

Maciej: – Pamiętam naszego pierwszego rysia. Był grudzień, na zewnątrz taki zamróz cholerny, aż zęby dzwonią. Wyłożyliśmy mu w zagrodzie mięso, cały bufet miał, ale nawet nie spojrzał. Minął tydzień, nic. Drugi, nic. Po trzecim stwierdziłem, że jeśli chce umrzeć, niech umrze na wolności. Kiedy go złapaliśmy do transportu, dotknąłem brzucha, a tam fałda tłuszczu! Okazało się, że jechał na myszach. Wypuściliśmy go, na trzeci dzień upolował sarnę. Żyje do dzisiaj, ma się świetnie.

Narodziny

Skąd przyrodnicy znają dalsze losy kotów? To proste: rysie piszą do nich SMS-y. Przed wypuszczeniem każdy dostaje obrożę z nadajnikiem GPS, która co trzy godziny rejestruje lokalizację. Urządzenie nie może przekraczać 3 proc. masy ciała zwierzęcia. W przypadku żubrów to nie problem, bo jak śmieje się Maciej, można by takiemu wiadro na szyi powiesić, ale dla rysi nie używają obroży cięższych niż 320 gramów. Bateria wytrzymuje półtora roku (u żubrów nawet pięć lat).

– Bardzo się staramy przed upływem czasu odłowić rysia i wymienić obrożę – mówi Malwina. – Inaczej natychmiast tracimy go z radaru i możemy się nigdy więcej nie zobaczyć.

Nie bez powodu ryś jest nazywany „duchem puszczy”. Nie ma w Polsce drugiego tak skrytego, nieuchwytnego drapieżnika. Aktywny głównie nocą, lubiący gęste lasy, prowadzący samotniczy tryb życia – spotkanie z rysiem jest jak wygrany los na loterii. Dzięki Zachodniopomorskiemu Towarzystwu Przyrodniczemu powstał największy zbiór danych telemetrycznych na temat rysi w historii polskiej nauki. Pierwsze raporty na ich podstawie powstały w Instytucie Biologii Ssaków w Białowieży.

Rozmawiam z ich autorem, dr. hab. Tomaszem Borowikiem: – Największym zaskoczeniem było to, jak dobrze rysie wychowane w niewoli zaadaptowały się do życia tutaj. Oczywiście mają sporą śmiertelność, ale to naturalne dla populacji zajmującej nowy teren. I jeszcze jedna ciekawa rzecz: aktywność kotów była największa w ekotonach, czyli obszarach łączących różne ekosystemy. Na przykład na granicy lasu – mówi badacz.

Przez lata przyjmowało się, że ryś niczego nie kocha tak bardzo jak gęstej puszczy, w której może niezauważony podejść do ofiary na odległość jednego porządnego susa. Można było jeszcze dodać ironiczny komentarz, że ryś, jak to kot, jest po prostu wybredny. Że na granicy lasu odwraca się na pięcie, bo nie umie polować na otwartym terenie, a młode musi wychowywać w idealnie osłoniętej kryjówce. Dzisiaj, także dzięki danym z Pomorza Zachodniego, widać, że prawda jest bardziej skomplikowana.

Malwina odwraca ekran komputera w moją stronę. Film ma półtorej minuty i jest nagrany kamerą termowizyjną. Pochylony do ziemi ryś skrada się w stronę trzech pasących się saren. Każdy mięsień w ciele napięty, wzrok czujnie wbity w cel, założę się, że krok jest idealnie bezgłośny. Gdy jest już blisko, robi trzy dłuższe skoki, jakby od niechcenia, w zwolnionym tempie. Mimo to polowanie jest udane. Wszystko dzieje się na zaoranym po horyzont polu, bez najmniejszej nawet osłony.

– Tak szeroko zakrojona telemetria daje olbrzymie możliwości – mówi Tomasz Borowik. – Dla mnie była źródłem danych do analizy, ale gdy spotkałem się z zespołem ZTP na konferencji, zobaczyłem też drugą stronę lustra. Dzięki tym obrożom i godzinom spędzonym w lesie oni mogą bardzo często obserwować te zwierzęta i ich zachowania.

Dostęp do tej drugiej strony nie jest łatwy. Fotograf Laurent Geslin przez dziewięć lat pracował nad filmem dokumentalnym „Ryś. Król puszczy” o kotach żyjących w szwajcarskiej Jurze. W Jabłonowie po sześciu latach projektu reintrodukcji można usłyszeć podobną opowieść. Rysie wymykają się w niej schematom, a wielu rzeczy po prostu o nich nie wiemy. Samotniczy tryb życia? Najczęściej tak, ale Maciej, Magda i Malwina pokazują mi też nagrania, jak młody samiec rysia po wypadku drogowym jest wspierany przez swoją mamę i siostrę. Dane lokalizacyjne, które pokazują, że syn z poprzedniego roku pomagał matce wychować dzieci. Że terytoria dwóch samców mogą nakładać się na siebie nawet w 25 proc.

Na dłuższą chwilę zatrzymuję się przy tabeli z narodzinami rysi na wolności (przyrodnicy wiedzą o nich tylko, jeśli mama miała obrożę). Rysie, jak większość kotów, marcują, a ciąża trwa dziesięć tygodni, więc młode przychodzą na świat głównie od połowy maja do początku czerwca. W tabeli najbardziej interesuje mnie kolumna „miejsce narodzin”. Jest jak krótka opowieść z rysiego życia. „Ogromna sterta gałęzi na skraju lasu; pod starym przewróconym drzewem w kępie śródpolnej; kępa turzyc na morenie pomiędzy doliną Noteci a polami uprawnymi; składowisko słomy w dawnym budynku PGR na uboczu wsi; w środku spróchniałej kłody obrośniętej jeżynami między ogrodzoną uprawą leśną a polem; stary opuszczony budynek gospodarczy”.

Koło wielu z tych miejsc ludzie przechodzą codziennie. Rysia zobaczą nieliczni.

Spojrzenie

Do tej pory zespół ZTP wypuścił na wolność 75 rysi: 29 samic i 46 samców. Kolejne kilkadziesiąt urodziło się już w pomorskich lasach. Dwa przeszły do Niemiec, jeden do Czech (to kilkaset kilometrów), inny dotarł aż pod Terespol. Niestety 29 rysi zmarło – największe zagrożenia to wypadki drogowe, zarażenie świerzbowcem i kłusownictwo. W 2022 r. potwierdzono informacje o trzech zabitych rysiach. Jedna samica osierociła troje kociąt, zbyt małych, by przeżyły bez matki. Jeszcze większą skalę ma kłusownictwo na żubrach, którymi też opiekuje się i monitoruje ZTP.

– W zeszłym roku „leciał” nam żubr za żubrem, myślę, że na przestrzeni lat parędziesiąt zwierząt zostało zabitych – denerwuje się Maciej Tracz. – Dokładnej liczby nigdy nie poznamy, nie wszystko znajdziemy, a czasami nagle ginie nam bez wieści sygnał z obroży i tyle. Często wszyscy wiedzą, kto strzelił, ale krzywda nie dzieje się nikomu poza zwierzęciem, policja jest bezradna. Ciężko tu cokolwiek powiedzieć, tak żeby nadawało się do druku. Może tylko tyle: kłusownikiem nazwałbym kogoś, kto nielegalnie poluje na zwierzęta łowne. Jeśli ktoś strzela do chronionego, bardzo rzadkiego gatunku, to nie jest żaden kłusownik, tylko zwykły bandyta.

Znajdowanie w lesie podziurawionych śrutem zwierząt to najtrudniejsze momenty w pracy zespołu ZTP. Pytam o te najlepsze: – Kiedy budzisz się rano i na telefonie widzisz, że w nocy żubr albo ryś przeszedł koło twojego domu. I masz poczucie, że trochę dzięki tobie coś żyje, coś jest. A mogłoby nie być – mówi Tracz.

Obecny projekt reintrodukcji rysia już się skończył. Teraz ZTP stara się o nowy grant z unijnego programu LIFE. Dzięki temu udałoby się rozszerzyć teren działania i kontynuować pracę na Pomorzu, bo przyszłość tej populacji rysia wcale jeszcze nie jest pewna. Kotów nadal nie jest na tyle dużo, by być spokojnym. Cały czas trzeba też uważać na potencjalne konflikty między zwierzętami a ludźmi. To istotne zwłaszcza przy pracy z żubrami, które potrafią spowodować spore straty na polach, ale i rysiom zdarza się nie odróżnić dzikiego daniela od daniela z prywatnej hodowli. ZTP na takie okazje prowadzi pogotowie żubrowe i rysiowe.

Wkrótce żegnam się z małżeństwem Traczów i idę jeszcze na spacer do zagrody z Malwiną Kujawą-Strejk i Roksaną Czerniawską. Wchodzimy na wybieg będący domem dla dwóch kotów. Jeden jest w kącie zajęty obiadem. Drugi podchodzi bliżej. Zatrzymuje się dwa metry ode mnie, aż trudno wytrzymać to spojrzenie. Od nosa ku policzkom biegną trzy rzędy czarnych cętek. Wyrastają z nich długie, białe włosy, zwane wibrysami, które są dla rysia przedłużeniem zmysłu dotyku. Rysica odwraca się i idzie w swoją stronę. Jest w niej jakaś siła, pierwotność, nawet wilki tego nie mają. W mięśniach jej łap, w niewidocznych teraz pazurach, w wygięciu grzbietu kryje się coś, czego nigdy nie będziemy w stanie okiełznać, skontrolować.

Można się tylko cieszyć, że jest. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2023