Wieczór na przedmieściach Łodzi, 7 listopada. Film jest kręcony telefonem z wolno jadącego samochodu. Tuż obok, po chodniku, spokojnie spaceruje ryś – największy dziko żyjący kot w Polsce. „Może uciekł z zoo?” – spekuluje operator kamery.
Hipotezę ucieczki z ogrodu zoologicznego wyklucza jeden szczegół – specjalna obroża z nadajnikiem GPS na szyi zwierzaka. Właśnie takie zakładają rysiom przyrodnicy z Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego, dzięki którym te koty od 2017 r. wracają do północno-zachodniej Polski. I, jak się okazuje, nie tylko tam.
„Dzisiaj w całej Polsce żyje sto pięćdziesiąt, może dwieście rysi. To tyle, co, nomen omen, kot napłakał. Postanowiliśmy spróbować przywrócić je tutaj, bo naszym zdaniem teren nadaje się idealnie” – mówił mi Maciej Tracz z ZTP w reportażu o programie reintrodukcji rysi.
Właśnie dzięki tej inicjatywie do Polski trafił Rejent, znany dzisiaj jako „ryś z Łodzi”. Wcześniej żył w hodowli w austriackim Mautern. 17 listopada zeszłego roku, po obowiązkowych badaniach genetycznych, przyjechał do zagrody adaptacyjnej ZTP. To tam rysie przechodzą proces „zdziczenia”, przyzwyczajają się do życia z dala od człowieka (polować nikt ich nie musi uczyć, radzą sobie z tym świetnie).
– Rejent spędził u nas zaledwie kilka tygodni, można powiedzieć, że był wzorowym uczniem – śmieje się Malwina Kujawa-Strejk z ZTP. W prezencie na drogę do wolności dostał obrożę z GPS, dzięki której przyrodnicy mogą dalej obserwować jego poczynania. Zimę i wiosnę spędził między Mirosławcem a Drawskiem Pomorskim. Później zaczęły się schody, bo z własnego terytorium prawdopodobnie wyrzucił go inny, silniejszy krewniak (rysie pilnie strzegą swojego rewiru).
Następną przystań Rejent znalazł w Borach Tucholskich. Tam też 29 września spakował manatki i ruszył w drogę na południe. Dlaczego?
– Zaskoczyło nas to – mówi Malwina Kujawa-Strejk. – Tak dalekie wędrówki kotów obserwowaliśmy ostatnio kilka lat temu, kiedy w rejonie było jeszcze dużo mniej samic. Teraz kotów i kotek jest znacznie więcej. Od początku projektu wypuściliśmy na wolność 79 rysi, a kolejne 74 urodziły się na wolności.

Chęć znalezienia partnerki to najbardziej prawdopodobny powód tej podróży i, szczerze mówiąc, jedna z niewielu rzeczy zdolnych skłonić rysia do takiej przeprowadzki. Może Rejent, choć jest w doskonałej kondycji i sprawnie poluje, nie wytrzymał konkurencji z miejscowymi „chłopakami”?
Na pewno wiemy jedno: po ponad miesiącu dotarł do Łodzi. Prawdopodobnie zagubił się w miejskim krajobrazie, który dla zwierząt jest logistycznym horrorem. Wyszedł z tej sytuacji bez szwanku, dziś jest już kilkanaście kilometrów na południe od miasta. Przyrodnicy z ZTP będą go nadal obserwować, baterii w nadajniku starczy jeszcze na co najmniej pół roku.
Warto przypomnieć, że to człowiek jest zagrożeniem dla rysia, a nie odwrotnie. Rejent, jak każdy jego krewniak, jest dzikim kotem. Najgorsze, co można zrobić, to zbliżać się do niego, a szczególnie dokarmiać. Jeśli chcemy się cieszyć obecnością dzikich zwierząt, róbmy to z dystansu, bez zakłócania ich spokoju i trybu życia. O to samo apelują przyrodnicy z ZTP.