Ruch 10 Kwietnia

Robią wszystko, aby przekonać społeczeństwo, że jest zwykłą inicjatywą obywatelską. Jego członkowie chcą być skuteczni jak ruchy polityczne w Stanach Zjednoczonych.

03.08.2010

Czyta się kilka minut

Przez dobrych kilka minut Przemysław Wipler (rocznik 1978) kręci się po lokalu Fundacji Republikańskiej, szukając megafonu. Chce pokazać najbardziej namacalną pamiątkę po 9 maja. Tego dnia przed Pałacem Prezydenckim Ruch 10 Kwietnia organizował zwykłe spotkanie z sympatykami, a wyszła im demonstracja życia.

W lokalu Fundacji Republikańskiej, która mieści się przy placu Konstytucji w Warszawie, w pięknym budynku będącym przykładem realizmu socjalistycznego, nie ma klimatyzacji. Na zewnątrz jest grubo ponad trzydzieści stopni i pot leje się z nas strumieniami. Być może z tego gorąca Wipler mówi raczej jak zwykły chłopak z Piekar Śląskich, gdzie się urodził, niż stateczny prezes Fundacji.

- To był spontan - opowiada. - Nikt się nie spodziewał, że tak się to potoczy. Nie byliśmy przygotowani, że przyjdzie tak dużo osób. Nawet nagłośnienia nie mieliśmy. Nic, zero. Ale atmosfera była niezwykła, cudowna - zachwyca się.

Prezes Wipler wie, co mówi, bo nie jest nowicjuszem w działalności publicznej. W 1997 roku, tuż po maturze w Gdyni, wracał z kolegami z kina i przez przypadek trafił do jednego ze sztabów wyborczych. I tak zaczął pomagać w kampanii wyborczej Donaldowi Tuskowi. Mówi, że poznał wtedy sprytusa Sławomira Nowaka. Na studiach życie rzuciło go na stanowisko rzecznika prasowego UPR-u i do pracy w piśmie "Najwyższy Czas". Szefował kampanii wyborczej Julii Pitery. Wreszcie w 2005 r. spróbował własnych sił w polityce. Kandydował do Sejmu z listy PiS-u.

Niestety - mówi - z dwudziestego dziewiątego miejsca.

- To pokazuje, że nie byłem z tego środowiska - podkreśla. Był za to jednym z najmłodszych dyrektorów Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii w ministerstwie gospodarki w rządzie PiS-u. Dziś jest prezesem Fundacji Republikańskiej i jednym z inicjatorów Ruchu 10 Kwietnia.

Spotkanie środowisk patriotycznych

5 maja koleżanka ze studiów nagrała krótką wiadomość na jego sekretarkę: "Jutro jest spotkanie środowisk patriotycznych. Wpadnij, jak możesz". - Mogła dodać też: "i niepodległościowych" - mówił ironicznie do żony, ale na spotkanie poszedł.

Zebranie założycielskie Ruchu 10 Kwietnia zgromadziło około dwudziestu osób. Nie było ludzi przypadkowych, co najwyżej przyjaciele przyjaciół.

Jak twierdzi Joanna Potocka, rzecznik prasowy Ruchu 10 Kwietnia (R10K), są to środowiska konserwatywne, republikańskie oraz chrześcijańskie. Ruch zaczęły firmować organizacje: Kobiety dla Rzeczpospolitej, Fundacja Republikańska, Instytut Jagielloński, Ośrodek Myśli Politycznej, Teologia Polityczna, Portal Kresy.pl, Fundacja Ius et Lex, Fundacja Odpowiedzialność Obywatelska.

Średnia wieku założycieli wynosi około trzydziestu kilku lat. Wśród nich są pracownicy naukowi z doktoratami, prezesi, dyrektorzy, prawnicy z dużych korporacji, architekci czy specjaliści od public relations.

- Jak widać, nie jesteśmy typowymi sympatykami Prawa i Sprawiedliwości, czyli grupą ubogich, niewykształconych, z małych miasteczek - ironizuje Wipler.

Podczas pierwszego spotkania postanowili poprzeć list Jacka Trznadla, przewodniczącego Rady Polskiej Fundacji Katyńskiej, w którym apeluje on o powołanie niezależnej międzynarodowej komisji technicznej dla zbadania przyczyn katastrofy. Na 9 maja w sobotę zaplanowali akcję zbierania podpisów pod Pałacem.

Skoncentrowali się na internecie. W serwisach społecznościowych ukazały się krótkie komunikaty: "Zapalimy znicze i podpiszemy skierowane do władz żądanie powołania międzynarodowej komisji badającej przyczyny katastrofy. Pamiętaj, przyjdź. Zakładamy Ruch 10 Kwietnia".

Wipler: - Przygotowywałem kartki na podpisy i tak sobie mówiłem: "Panie Boże, lasy giną, to po co ja aż sześćdziesiąt stron drukuję. Po piętnaście podpisów na kartce, to możemy zebrać ich dziewięćset. Skąd się tam tylu ludzi weźmie".

Zjawiło się około 5 tysięcy osób. Panował podniosły, niemal rewolucyjny nastrój. Ktoś wszedł na latarnię i zaczął odczytywać list Trznadla. Zabrakło kartek. Ktoś pobiegł na uniwersytet kserować. Inny przyniósł z domu stolik.

Wipler pamięta, że na latarnię wspiął się aktor, który wystąpił w "Solidarnych 2010". Krzyczał: "Ludzie kochani, uwierzcie mi, ja za to nie wziąłem pieniędzy. Mówiłem, co myślę, i dlatego tu jestem". Tłum zaczął skandować: "Jesteśmy aktorami!". Prezes Wipler na latarnię też wszedł i przemawiał. Czuł się niezwykle.

- Nie potrafiliśmy nad tym zapanować, bo nie mieliśmy nawet nagłośnienia. Po tym wydarzeniu ktoś przelał na nasze konto kilkaset złotych, żebyśmy sobie megafon kupili - opowiada Wipler.

- Chyba wtedy - dodaje - poczuliśmy, że stanowimy realną siłę. Możemy coś zmieniać, bo za nami stoją ludzie.

Dwie Polski

- Spodziewaliśmy się, że przyjdzie góra trzysta osób. Szczególnie, że ogłaszaliśmy się tylko na Facebooku i przez strony naszych organizacji - mówi Marcin Roszkowski, założyciel Ruchu, prezes Instytutu Jagiellońskiego. W swojej karierze był rzecznikiem Muzeum Powstania Warszawskiego, zastępcą dyrektora w Biurze Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezydenta RP, przez rok pełnił funkcję dyrektora departamentu komunikacji społecznej w NBP u Sławomira Skrzypka.

- To niezwykłe, że udało nam się dotrzeć do tak szerokiego spektrum różnych odbiorców. I to bez żadnego medialnego wsparcia - wyjaśnia Roszkowski.

Po manifestacji Ruchem 10 Kwietnia natychmiast zaczęły interesować się media. Byli na to przygotowani. W swoim składzie mieli specjalistów od marketingu. Nie odmawiali żadnym mediom.

Wipler: - Poszedłem do jakiegoś radia. Tam zrozumiałem, jak mocno jesteśmy podzieleni jako społeczeństwo. Może nie tak bardzo jak w wierszu Jarosława M. Rymkiewicza: "Dwie Polski - jedna chce się podobać na świecie. I ta druga - ta którą wiozą na lawecie", ale "oni" inaczej postrzegają to, co się działo w kwietniu. Dla mnie ton żałobny w mediach był czymś zrozumiałym i naturalnym, a tymczasem redaktor mówiła, że tylko czekała, aż to się skończy. Po wywiadzie rzuciła do mnie: "Dobrze, że 9 maja nie było u was Pospieszalskiego i Stankiewicz". Ja na to: "Jak to nie było? Byli. Robili drugi odcinek »Solidarnych 2010«. Ludzie chcieli ich tam na rękach nosić". Powiedziała, że nie chce nawet o tym słyszeć.

- Nie oszukujmy się, że na tych naszych spotkaniach zjawiają się fani Janusza Palikota - kontynuuje Wipler. - Ja sam należę do osób, którym podobał się film "Solidarni 2010" - przyznaje otwarcie i przekonuje: - Ale mimo to nie jesteśmy organizacją polityczną. Nikogo nie wspieramy. Nie jesteśmy głosem polityków ani ich kadrami. Dlatego nie robiliśmy nic 10 czerwca. Nie chcieliśmy wpisywać się w kampanię prezydencką. Mieliśmy też poważną dyskusję, czy powinniśmy iść do Janka Pospieszalskiego, który chciał zrobić program o Ruchu 10 Kwietnia. Większość osób się nie zgadzała. Chcieliśmy uniknąć oskarżeń o upolitycznienie. Poszliśmy tam tylko z Joanną Potocką jako przedstawiciele swoich własnych organizacji: Fundacji Republikańskiej oraz Kobiet dla Rzeczpospolitej. Postawiliśmy też warunek, że będziemy mówić tylko i wyłącznie o sprawach katastrofy smoleńskiej.

Według Joanny Potockiej, rzecznika prasowego Ruchu, w mediach jest silna tendencja, aby przypisać ich do jednej partii. Tymczasem są tu osoby, które sympatyzują z innymi środowiskami politycznymi niż Prawo i Sprawiedliwość. Joanna Potocka, jak tłumaczy, ma poglądy gospodarcze diametralnie różne od PiS, ale które nie są też zbliżone do tego, co robi Platforma. Ważne są dla niej wartości chrześcijańskie. Dlatego podkreśla, że nie są ruchem afiliowanym do jakiejkolwiek partii politycznej.

- Gdyby Ruch 10 Kwietnia zaangażował się w wybory prezydenckie, samorządowe czy parlamentarne, to się wycofam. Cała Fundacja Republikańska zrezygnuje z udziału w Ruchu. To byłaby hucpa i wstyd, gdybyśmy próbowali wykorzystać tę tragedię do polityki - podkreśla Wipler. - Zresztą uważam, że Polsce potrzebny jest taki niepartyjny oddolny ruch obywatelski, który patrzy władzy na ręce. Coś jak Tea Party Movement w Stanach.

Być jak watchdog

Podobną opinię ma Marcin Roszkowski. Zaznacza jednak, że amerykańska Tea Party ma inne cele i inne środowisko do działania.

- Chodzi o stworzenie czegoś na kształt watchdoga. W USA bardzo skutecznie przecież funkcjonują organizacje społeczne. Senatorzy otrzymują na swoje skrzynki głosy od obywateli, że coś im się nie podoba. Społeczeństwo umiejętnie wywiera presję na polityków. To, co my robimy, to też realizowanie w najczystszej postaci idei społeczeństwa obywatelskiego - tłumaczy Roszkowski. - Działamy w sferze politycznej, ale nie partyjnej.

Powstało stowarzyszenie, ale inicjatorzy Ruchu 10 Kwietnia nie do końca wiedzą, kto powinien do niego należeć.

- Ruch 10 Kwietnia jest ruchem amorficznym - tłumaczy Potocka. - Nie opiera się wyłącznie na zasadzie członkostwa. Wynika to z tego, że ustawa o stowarzyszeniach była uchwalana jeszcze przed erą internetu. Dziś mamy inne społeczeństwo i my w Ruchu porozumiewamy się nie tylko poprzez uczestnictwo w stowarzyszeniu. Dlatego liczba członków nie przekłada się bezpośrednio na liczbę osób działających - akcentuje. - To struktura nieopisana w polskim prawie, bo ono trochę nie nadąża za rzeczywistymi zmianami zachodzącymi w społeczeństwie. Za pewnymi mechanizmami, które pojawiły się wraz z nowymi technologiami.

Przyjęto na razie założenie, że członkami są tylko i wyłącznie założyciele. Reszta to sympatycy. Jest to o tyle wygodne, że zdejmuje odpowiedzialność. Gdy na ostatnim happeningu Ruchu pojawił się transparent z napisem: "10.04. POlityczny mord. PO trupach do władzy", to organizatorzy mogli się od takich wystąpień odciąć.

- To nie był nasz transparent. My po prostu nie zawsze wszystko możemy ogarnąć. Ani nie są to nasze poglądy, ani nasz język - zapewnia Roszkowski.

Aby z Ruchem mogło utożsamiać się jak najwięcej osób, założyciele deklarują tylko i wyłącznie trzy postulaty:

"1. Sprowadzenie do Polski wszystkich szczątków polskiego samolotu TU 154 oraz »czarnych skrzynek« i innych materiałów dowodowych.

2. Powołanie niezależnej międzynarodowej komisji technicznej badającej przyczyny katastrofy.

3. Otoczenia przez Państwo Polskie należytą opieką rodzin ofiar katastrofy lotniczej z 10 kwietnia br.".

- W normalnej, dojrzałej demokracji oprócz odpowiedzialności karnej jest jeszcze coś takiego jak mechanizm odpowiedzialności politycznej - mówi Potocka i natychmiast zaznacza, że wypowiada się tu nie jako rzeczniczka Ruchu 10 Kwietnia. - Ze smutkiem stwierdzam, że od 2007 roku w ogóle nie ma czegoś takiego jak odpowiedzialność polityczna. Jeśli chodzi o katastrofę smoleńską, to wielu ministrów było odpowiedzialnych za przygotowanie tego lotu i nikt się do dymisji nie podał. Żaden nie poczuwa się do tego, że coś zostało źle zrobione. I nie chodzi o to, że ktoś celowo coś zaniedbał, ale o to, że jeśli ktoś jest odpowiedzialny za jakiś resort i tam źle się dzieje, to powinien złożyć dymisję i koniec. Utrata stanowiska to nie jest kara, to normalna procedura demokratyczna. Przypominam, że niemiecki prezydent Horst Köhler ustąpił ze stanowiska tylko z powodu swojej niefortunnej wypowiedzi - mówi dalej Potocka i podkreśla: - Ruch 10 Kwietnia w tym zakresie publicznie żadnych postulatów nie zgłaszał.

- Nie zajmowaliśmy też stanowiska wobec krzyża przed Pałacem Prezydenckim, pomnika ani niczego innego - potwierdza stanowczo Marcin Roszkowski i obiecuje, że o Ruchu usłyszymy ponownie w najbliższym czasie.

Obecnie jego członkowie czekają na odpowiedź premiera Tuska na ich list o ponowne rozpatrzenie wniosku w sprawie powołania międzynarodowej komisji technicznej. - Sytuacja jest dynamiczna i w zależności od tego, co otrzymamy, i tego, co się będzie działo w sprawie tragedii smoleńskiej, będziemy reagować. Może będzie happening, może flash mob, ale nie wiem - mówi Potocka.

Żaden z uczestników Ruchu nie wie, czy uaktywnią się 10 sierpnia, 10 września czy

10 października. Być może nic się już nigdy nie wydarzy. Znikną. Pozostanie po nich tylko nieaktualizowana strona internetowa. Przecież taka jest specyfika ruchów amorficznych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2010