Rozmowa, której nie było

W ostatnim tygodniu wiele osób dzieliło się ze mną swoim smutkiem, niepokojem lub rozczarowaniem w związku z wystąpieniem z Kościoła rzymskokatolickiego Tomasza Węcławskiego. Zabierałem głos w marcu 2007 r., kiedy ów wybitny teolog zaskoczył wszystkich, oświadczając nagle: "Zakończyłem i zamknąłem moją działalność kapłańską".

19.02.2008

Czyta się kilka minut

W opublikowanej wówczas deklaracji Węcławski wspomniał - jakby mimochodem - o "istotnych decyzjach", które "podejmie w przyszłości". Akt apostazji był, jak rozumiem, jedną z takich decyzji, których należało się spodziewać.

Na większość pytań stawianych mi w związku z tą sprawą nie potrafię jednak odpowiedzieć. Nie wiem, dlaczego do tego doszło, nie wiem, jakie motywy kierowały Tomaszem Węcławskim, nie wiem także, czy można go nadal uważać za chrześcijanina. Artur Sporniak w swoim artykule pisze, że ostatnią decyzję Węcławskiego należy odczytać jako "porzucenie wiary chrześcijańskiej", i znajduje na to dowody w jego wykładach. Ale jeśli Węcławski nie jest chrześcijaninem, to co mają znaczyć jego słowa o przyjęciu "radykalnych impulsów Jezusa" i (tu już cytuję omówienie Sporniaka) "osobistym odniesieniu do tego wyjątkowego człowieka" wyrażającym się we "wzięciu pełnej odpowiedzialności za swoje życie"? Nie wiem. Ogólne goni tu ogólne. Nie czuję się dobrze z tym "nie wiem", oczekiwałbym, że sam Węcławski coś w tej sprawie powie jaśniej, ale przyjmuję z pokorą, że jest jak jest, i czekam.

Nie wiem też tak naprawdę, co ten akt oznacza dla Kościoła w Polsce. Cezary Michalski, komentując ostatnią decyzję Węcławskiego na łamach "Dziennika", podkreśla, że jest ona "najbardziej widocznym symbolem społecznego i intelektualnego obumierania tej najważniejszej przecież dla Polaków instytucji". W polskim Kościele (streszczam myśl Michalskiego) nie mogą się toczyć żadne ważne dyskusje, nie można mówić otwarcie tego, co się myśli, liczy się dyscyplina i spokój w szeregach. Myślący i rozdyskutowany laikat - wszystko jedno: "tradycjonalistyczny" (jak środowisko skupione wokół "Christianitas") czy "modernistyczny" (jak my, czyli krąg "Tygodnika", "Więzi" i "Znaku") - "został całkowicie spacyfikowany". Cóż dopiero mówić o duchownych? Obniżenie standardów dyskusji wewnątrz Kościoła, konkluduje Michalski, wpływa niszcząco na życie społeczne, zwłaszcza w jego wymiarze intelektualnym. "Kościół Tischnera i Węcławskiego był wzorcem partnerstwa i otwartości także dla świeckiego życia akademickiego i intelektualnego". Gdy zabrakło postaci podobnego formatu, środowisku temu grozi regres, podobny do tego, jaki obserwujemy wewnątrz instytucji kościelnej.

O wielu spostrzeżeniach Michalskiego miałbym ochotę podyskutować, ale zwrócę uwagę na jedną tylko sprawę: pozycja "dyskutującego" laikatu w naszym Kościele nigdy nie była zbyt mocna. Podobnie zresztą jak samodzielnie myślących księży. Próbował to rzeczywiście przełamać (wspomniany w artykule Michalskiego) kardynał Wojtyła, próbowali - w ślad za nim - inni. Ale zbyt wielu, niestety, robiło wszystko, żeby te wysiłki wyhamować. I tak to trwa.

Wiele, wiele lat temu w Bibliotece "Więzi" ukazała się praca zbiorowa zatytułowana "Spór o uczciwość wobec Boga", która zdawała sprawę z wielkiej dyskusji, jaką na Zachodzie Europy sprowokowała książka anglikańskiego biskupa Johna A. T. Robinsona "Honest to God". Biskup Robinson pisał szczerze o tym, że dostrzega przepaść między kościelną, rytualną i "nadświatową" prezentacją chrześcijaństwa a "żywym człowiekiem i jego świeckim światem przeżyć i myśli". Pisał o tym, że chrześcijanom coraz trudniej "doświadczyć" Chrystusa, bez czego ich wiara po prostu umiera. "Jeśli tradycyjne formy przekazu czynią komuś Chrystusa rzeczywistym, czymś najbardziej rzeczywistym w świecie, to doskonale. Nie chcę burzyć nikomu jego obrazowania Boga. Książkę moją napisałem dla ludzi, którzy czują coraz wyraźniej, że tradycyjne obrazowanie czyni im Chrystusa nierzeczywistym i dalekim".

Co ciekawe, jego zasadniczą tezę najżyczliwiej przyjęli katolicy. Jego wystąpienie dało asumpt do - powtórzę: wielkiej - debaty (ze znakomitymi uczestnikami, m.in. Mertonem i Schillebeeckksem) na temat tego, w co naprawdę wierzą dzisiejsi chrześcijanie, jakim językiem mówić o religii, jak powinien wyglądać dialog Kościoła ze "świeckim" światem itd. Środowisko "Więzi", a konkretnie Anna Morawska, postanowiło opublikować rezultaty tej dyskusji. I co? Był rok 1966. W Polsce trwało akurat przeciąganie liny między Kościołem a władzami komunistycznymi, które robiły wszystko, żeby zakłócić przebieg obchodów Milenium Chrztu Polski. Otwarta dyskusja, w której trzeba by się podzielić także własnymi wątpliwościami, nie była w tej sytuacji możliwa. I nie odbyła się. Kilka lat później od innej strony próbował dotknąć tego problemu ks. Józef Tischner, publikując w "Znaku" artykuł "Schyłek chrześcijaństwa tomistycznego". Jemu przynajmniej udało się sprowokować liczne polemiki, a odpowiadając na nie - doprecyzować własne stanowisko. Niemniej praktycznych owoców tej dyskusji nie było, a Tischner na całe lata pozostał z łatką księdza, który jest trochę "podejrzany", bo może jest na bakier z ortodoksją, a może nie, ale niepotrzebnie sieje niepokój.

Ta nigdy nierozpoczęta dyskusja - o tym, w co i jak wierzą chrześcijanie w Polsce - mściła się na naszych sporach o Kościół po 1989 r. i mści się również dzisiaj. Nie wiem, co sprawiło, że Tomasz Węcławski zdecydował tak, jak zdecydował. Jeżeli jednak w centrum jego decyzji jest nie co innego, jak tylko pytanie o to, w jakiego Jezusa wierzymy, to jego sprawa jest częścią większej sprawy, której do tej pory nie poświęcaliśmy w Polsce dostatecznej uwagi. Anna Morawska we wstępie do wspomnianej książki przywołała cytat, nad którym naprawdę trzeba się pochylić: "Próby bronienia chrześcijaństwa drogą wykluczania idei niepokojących to polityka wyrzucania za burtę wiary następnego pokolenia, by chronić spokój własny".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2008