Rozegrać miasto

Kraków, który widzimy z okien tramwaju albo ulubionej kawiarni, to fatamorgana. Ten Kraków nie istnieje. Ujawnia swoją prawdziwą twarz dopiero podczas gry.

16.06.2014

Czyta się kilka minut

Gra miejska „Urban Legends” autorstwa Joanny Glogazy. Kraków, lipiec 2013 r. / Fot. Joanna Glogaza
Gra miejska „Urban Legends” autorstwa Joanny Glogazy. Kraków, lipiec 2013 r. / Fot. Joanna Glogaza

Piotr Salwiński na co dzień pracuje w agencji reklamowej. W weekendy hobbystycznie zajmuje się grami miejskimi. Niebieska koszulka z nadrukiem, niebieska marynarka, krótko ścięte włosy. Aktywista. Gdy mówi, trudno mu przerwać.

– Korporacje organizują swoim pracownikom gry miejskie, żeby zintegrować zespół i wzmocnić w nim umiejętności miękkie – opowiada o swoich klientach. Są nimi nie tylko firmy. Coraz częściej zgłaszają się również urzędy miast, grupy studentów i rodziny z dziećmi.

Salwiński: – Gra miejska to pomieszanie podchodów z grą strategiczną, z dodatkiem RPG. Uczestnicy są pionkami, a miasto jest rodzajem planszy.

W ubiegłym roku współtworzony przez niego kolektyw grymiejskie.krakow.pl w ramach projektu Muzeum Rozproszone Unii Europejskiej, zorganizowanego z okazji prezydencji Polski w UE, udowadniał swoim pionkom, że Szkieletor to tak naprawdę wieża Eiffla. Że plaża przed hotelem Forum to ciepłe piaski Bułgarii. A tunel przed Galerią Krakowską – to kanał La Manche.

W tej grze udział wzięło 212 osób podzielonych na 57 drużyn. – To był wyścig po najważniejszych miejscach Unii Europejskiej, ale rozlokowanych w Krakowie. Żeby zwyciężyć, drużyny musiały zaliczyć wszystkie punkty na krakowskiej mapie unijnej, w których czekały zadania do zrealizowania – wspomina Kamila Budzic, studentka stosunków międzynarodowych UJ.

Na kładce Bernatka, która zamieniała się na czas gry we Włochy, uczestnicy zwalczali stereotypy płciowe, czytając „Romanę i Juliana”. Na Błoniach – piłkarskim polu bitwy – Węgrzy rozgrywali z Niemcami mecz rewanżowy za porażkę w 1954 r. Żeby nie było sztampowo, za piłkę służył arbuz. Wreszcie, by dostać się do Finlandii na ul. Mikołajskiej, należało złożyć u elfa wniosek do świętego Mikołaja.

Tych, którzy są przekonani, że to tylko niewinna zabawa, niech z błędu wyprowadzi pula nagród. Pierwsze miejsce: 1200 zł, drugie: 900 zł, trzecie: 600 zł.

Mięso gry

Trudno wskazać, kto wpadł na pomysł organizacji gier miejskich. Ania Hałatek jest przekonana, że te współczesne, komercyjne, swoje źródło mają w harcerskich podchodach. Ania studiowała matematykę, prowadzi firmę jubilerską i jest harcerką. Nie nosi wyciągniętych swetrów, nie słucha Starego Dobrego Małżeństwa. Co ją zdradza? Tatuaż na prawej ręce: kolorowe logo ZHP.

– Taka gra terenowa jest doskonałą formą pracy, realizującą harcerski system wychowawczy – mówi. – Pomaga w rozwoju fizycznym (ruch na powietrzu, ćwiczenie umiejętności), intelektualnym (logiczne myślenie, podejmowanie decyzji, fabuła może przynieść merytoryczną wiedzę), społecznym (współpraca w grupie, negocjowanie i dyskusja) i duchowym (wymaga od uczestników poświęcenia, uczciwości czy odwagi).

Harcerski bieg patrolowy odbywa się najczęściej daleko od miejskiego zgiełku. Ale hufiec, w którym Ania pracuje, wychodził na Podgórze w poszukiwaniu tajemnic swojego patrona Edwarda Dembowskiego, organizatora nieudanego powstania krakowskiego z 1846 r.

– Patrole realizowały różne zadania na terenie Podgórza, przybliżające im tę postać i historię powstania – wyjaśnia Hałatek.

W Polsce gra miejska robi karierę od niecałych 10 lat. Krzysztof „Semp” Bielecki, „ewangelista gier miejskich” (jak przedstawia się na blogu), w 2005 r. stworzył projekt Urban Playground. Na swoim blogu pisze: „Gra miejska to nie jest po prostu wylosowanie szeregu punktów na mapie i wymyślenie do nich zagadek. Kluczowe jest odpowiednie wyważenie rozgrywki, dobranie odpowiedniej mechaniki, dostosowanie poziomu trudności wskazówek, dystansów pomiędzy punktami”.

Praca nad grą miejską wbrew pozorom nie jest prosta. Coraz częściej organizują je profesjonalne firmy, jak ta Piotra Salwińskiego.

Salwiński: – Dostajemy temat i zaczynamy budować świat. Wybieramy konkretną fabułę. Tworzymy nową przestrzeń. Postacie. Zastanawiamy się, kim będzie gracz. Jak to zaaranżujemy. W momencie kreacji w grze może wziąć udział Wawel albo Nowa Huta. Później układamy mechanizm. To mięso gry. My decydujemy, o czym decydować będą gracze.

Gejmerzy i flanerzy

Joanna Glogaza, krakowsko-warszawska blogerka modowa. Blond włosy, zwiewna biała sukienka. Na jej blogu styledigger.com regularne notki modowe, zdjęcia w pastelowych odcieniach. Ciągle w biegu. Mówi, że „pracuje właśnie nad nowym projektem”.

Studiowała na Goldsmiths University of London, kierunek Photography and Urban Cultures: uczyła się badać przestrzeń miejską za pomocą wizualnych narzędzi – zdjęć, video itp. W swojej pracy magisterskiej postanowiła zbadać, w jaki sposób różnego rodzaju gry (online i offline) mogą wpływać na miasto.

– Gra, którą zorganizowałam, była okazją do zebrania materiału badawczego, przetestowania hipotez i zrobienia zdjęć, bo 50 proc. pracy musiało mieć formę wizualną. Tematem przewodnim były współczesne legendy miejskie – urban legends – opowiada. – Wybrałam Kraków, bo mieszkałam tu kilka lat i dobrze go znam, poza tym wydaje się wyjątkowo płodnym miejscem, jeżeli chodzi o tworzenie i powtarzanie różnych dziwnych historii.

Joanna chciała też udowodnić, że gry miejskie zmieniają obojętnych przechodniów, poruszających się wciąż tymi samymi ścieżkami, w aktywnie współtworzących przestrzeń gameurs.

– Ten termin to odnosząca się do gier wariacja na temat flaneura – wyjaśnia. Gracze wchodzą więc w interakcje z innymi mieszkańcami. Do tego dochodzi element zabawy i rywalizacji, który Paweł Tkaczyk, bloger i szkoleniowiec, nazywa grywalizacją. Wszystko razem sprawia, że nudny obowiązek pokonania codziennej trasy zmienia się w ekscytujące doświadczenie.

W grze Joanny wzięło udział blisko 40 osób. Pytania były skonstruowane tak, żeby zapewnić uczestnikom jak najwięcej zabawy.

– Kilkuosobowe drużyny odczytywały tajne szyfry, próbowały ująć na fotografii trupi miodek, szukały w barach legendarnego Szajbusa – opowiada blogerka.

Trupi miodek to słodycz z karmelu i orzechów, sprzedawany pod cmentarzem Rakowickim. Szajbusem nazywano słynnego, związanego z Piwnicą pod Baranami kloszarda.

Joanna: – Ja też momentami strasznie się śmiałam, krążąc za drużynami z aparatem, bo uczestnikom zdarzało się coś pomylić i atakować dziwnymi pytaniami przypadkowych ludzi. W rozwiązywaniu zadań spontanicznie pomagali im np. sprzedawcy obwarzanków: instruowali, gdzie szukać wskazówek, bo widzieli, jak radziły sobie poprzednie drużyny. Omyłkowo zagadywani przez uczestników znajomi prawdziwego Szajbusa opowiedzieli o nim kilka anegdot. Gracze deklarowali też później, że mnóstwo się o mieście dowiedzieli.

Ile trzeba zapłacić profesjonalistom za zorganizowanie gry miejskiej? Ceny są oczywiście zależne od zapotrzebowania. Scenariusz, rekwizyty, pozwolenia, promocja: to wszystko może kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Piotr Salwiński: – To nie jest sieciówka. To jest sklep, w którym zamawiasz garnitur na miarę. Ja szyję grę na miarę. Nie mam scenariuszy z szuflady. Każdemu proponujemy nowe zadanie.

Jak widać, z jednej strony gry miejskie przyciągają ludzi zafascynowanych miejską tkanką, z drugiej – są projektami biznesowymi. W Krakowie ten biznes kręci się coraz szybciej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2014