Miejscy myśliwi

W lipcu 2016 r. doszło do nowego podziału świata. Jedni ruszyli polować na pokemony, a drudzy są niezorientowani lub demonstracyjnie się dystansują.

25.07.2016

Czyta się kilka minut

Gra „Pokemon Go” na ekranie tabletu, Warszawa, 14 lipca 2016 r.  / Fot. Paweł Supernak / PAP
Gra „Pokemon Go” na ekranie tabletu, Warszawa, 14 lipca 2016 r. / Fot. Paweł Supernak / PAP

Podział manifestuje się na różne, oryginalne sposoby. Buzują emocje. „Rozczarowałaś mnie, Joasiu – wyznaje jedna z czytelniczek bloga Styledigger.com jego autorce, Joannie Glogazie, pod wpisem, w którym blogerka zamanifestowała swój entuzjazm do gry „Pokemon Go”. – To nie pasuje mi do ideologii slow life i nie kupię Twojej książki, choć zamierzałam”.

Gra w ciągu zaledwie kilku dni zawładnęła uwagą milionów ludzi, zmieniając ich w miejskich myśliwych ze wzrokiem wbitym w ekran, uganiających się po okolicy za gromadą wirtualnych stworów o dziecinnym wyglądzie. Od strony technicznej to po prostu aplikacja na smartfony, wykorzystująca technologię poszerzonej rzeczywistości (augmented reality). Na rzeczywisty świat widziany przez gracza nakładane są dodatkowe, wygenerowane komputerowo obiekty. Po zainstalowaniu aplikacji użytkownicy dysponujący smartfonem wyposażonym w żyroskop i aparat mogą zobaczyć na ekranie pokemony, japońskie stworki, w których koncepcie można doszukiwać się inspiracji sintoistycznym zastępem bóstw kami, zamieszkujących naturę i blisko związanych z ludźmi. Mogą pojawić się wszędzie – na przystanku autobusowym, na ulicy, na cmentarzu, a nawet w tak niestosownym miejscu, jak teren dawnego obozu zagłady Auschwitz, co szybko wytknęli twórcom gry oburzeni tym faktem internauci.

Jak złapać Pikachu

Przyczajone pokemony różnego typu – drzewne lub wodne – łowi się, poruszając po danym terenie z mapą w smartfonie, wygenerowaną na podstawie map Google. Pokemony „odłowione” przy pomocy specjalnej kuli albo wyhodowane z jajek do jednego z trzech kolejnych stadiów rozwoju mogą stawać w szranki z pokemonami innych graczy na specjalnych arenach, zwanych Gym (czyli siłownia). W wyznaczonych miejscach, jak budynki, place zabaw czy tablice informacyjne, zbiera się potrzebne do gry przedmioty.

– Gdyby nie to, że w grze występują pokemony, czyli moi bohaterowie z dzieciństwa, też z perspektywy swoich 27 lat popatrywałabym na ogarniętych tą manią ludzi ze zdumieniem – śmieje się Joanna Glogaza, grająca od dwóch tygodni. – Zadziałał więc sentyment, bo w podstawówce, na fali popularności japońskiego serialu kreskówkowego o pokemonach, grywałam w nie na konsoli do gier Game Boy, zbierałam też karty z ich wizerunkami i wymieniałam się nimi z innymi dziećmi. Pokemony były wtedy hitem: żeby zasłużyć na ich zakup przez rodziców, wykonywałam ochoczo różne domowe prace. Drugi powód – to upodobanie do gier wszelkiego rodzaju, nawet pracę magisterską poświęciłam rywalizacji w przestrzeni miejskiej, pisząc w niej o grach, które motywują ludzi do różnych działań, np. segregacji odpadów.

Joanna grać zaczęła, zanim jeszcze gra była dostępna w Polsce, instalując ją dzięki kontu w zagranicznym sklepie z aplikacjami. Dla Katarzyny, 30-latki i dziennikarki w jednej z biznesowych redakcji, same postacie występujące w grze nie miały aż takiego znaczenia, jak rozszerzona rzeczywistość. – Skusiło mnie, żeby sprawdzić, jak to działa – mówi. – Szał związany z serialem o pokemonach mnie ominął, może już byłam wtedy na to za duża, kojarzyłam tylko żółtego pokemona Pikachu. Teraz spróbowałam i zaczęło się na dobre. Im dalej w las, tym chce się więcej, bo otwierają się nowe możliwości i gra robi się coraz bardziej złożona – dodaje.

Zadowolony pies

Popularność „Pokemon Go” może jednak dziwić, jeśli zważyć na fakt, że gra jest przykładem recyklingu – zarówno w warstwie fabularnej, bazującej na dawnych grach na konsolę i serialu, jak i poprzez wtórne wykorzystanie rozwiązań technologicznych – np. mapa powstała przy okazji tworzenia innej gry, o nazwie „Ingress”, będącej też rodzajem podchodów ze smartfonem w ręku.

Rozszerzona rzeczywistość dotyczy tylko samych bohaterów gry, którzy na podobieństwo zwierząt gromadzą się na określonym, związanym ze swoimi upodobaniami terytorium, a także wykreowanych gadżetów służących do ich łapania, zwabiania i wystawiania do walki. Sama rywalizacja rozgrywa się w realnym, doskonale znanym otoczeniu. Łukasza, 30-latka z Warszawy, pracującego w branży informatycznej, do zainstalowania pokemonowej aplikacji skłoniła przede wszystkim zawodowa ciekawość. – Lubię testować nowinki – zaznacza. Na razie wciągnęło go na dobre, jak i kolegów z biura. – Codziennie, wychodząc na obiad, toczymy walki i zastawiamy pułapki – mówi.

– Na warszawskim Bemowie, gdzie teraz mieszkam, niełatwo o pokemony, więc zdarzało mi się wsiąść w tramwaj i jechać na Muranów, pod centrum handlowe Arkadia, by wracać piechotą i po drodze złapać kilka pokemonów – opowiada Joanna Glogaza. – Najbardziej zadowolony z tego jest mój pies, bo odkąd oboje z moim chłopakiem wciągnęliśmy się w grę, zabieramy go na dłuższe niż dotychczas spacery.

Jako główną zaletę wszyscy wymieniają zgodnym chórem fakt, że gra zmusza do wyjścia z domu, aktywności fizycznej i poznawania najbliższej okolicy. Na amerykańskich portalach można wręcz przeczytać narzekania graczy, którzy dzięki pokemonom pierwszy raz od dawna wstali z kanapy i dokuczają im teraz zakwasy. Albo zachwyty ludzi po raz pierwszy dowiadujących się o szczególnych, historycznych miejscach w okolicy, gdzie od dawna mieszkali.

– W moim przypadku dzienny kilometraż raczej się nie zmienił – mówi Katarzyna. – Niewątpliwie jednak pozytywnym zjawiskiem jest to, że gra prowokuje gracza do interakcji w świecie realnym – gdy np. zupełnie obcy sobie ludzie nagle gromadzą się wokół punktu oznaczonego jako siłownia, by stoczyć walkę swoimi postaciami. To jest coś niesamowitego. Kontakty w ramach jednej drużyny nawiązują ludzie, którzy w normalnych okolicznościach zapewne niewiele mają ze sobą wspólnego. Z początku sądziłam, że to zabawa głównie dla osób, które załapały się na pierwszą falę pokemonomanii, ale wieczorem przy tzw. PokeStopach spotykam ludzi sporo starszych ode mnie – dodaje.

Wśród wad Katarzyna wymienia kwestie techniczne. Gra często się zawiesza, a bez powerbanku nie warto wychodzić z domu. Bateria wyczerpuje się w zastraszającym tempie.

– Zaletą jest na pewno niska bariera wejścia – mówi Łukasz. – Wystarczy mieć smartfon i niewielki budżet na zakup wabików, np. za zestaw 20 kulek do łowienia pokemonów trzeba zapłacić pięć złotych.

– Ważna jest też nieprzewidywalność – dodaje Joanna. – Czasem możesz chodzić przez cały dzień i nie dostrzec ani jednego pokemona, a wieczorem, zupełnie przypadkiem, na twojej drodze wyskakuje jakiś bardzo rzadki gatunek. Nigdy też nie wiesz, co wykluje się z jajka.

Wabiki od wiceprezydenta

Potencjał „Pokemon Go” postanowiły wykorzystać nawet władze Warszawy. Wiceprezydent Jarosław Jóźwiak wpadł na pomysł, by przyciągnąć zaangażowanych w grę warszawiaków na imprezę urodzinową Pałacu Kultury i Nauki. – Kilka dni temu zwróciliśmy uwagę na wielkie zgromadzenie przy fontannie sąsiadującej z ulokowanym w Pałacu Muzeum Techniki. Okazało się, że to ludzie polujący na rzadki okaz pokemona – mówi Jóźwiak. Ufundował więc z własnych środków (za ok. 200 zł) wabiki na pokemony, rozstawione w trzech miejscach w pobliżu Pałacu. Zadziałało – już wpis na stronie facebookowej miasta, informujący o akcji, cieszył się kilkunastokrotnie większą poczytnością niż inne informacje. Sam Jóźwiak, choć aplikację w telefonie ma, w grę się nie zaangażował. – Na razie złapałem jednego pokemona – mówi.

Filmowe stwory sprzed kilkunastu lat szybko znalazły się na celowniku egzorcystów i obrońców czystości rodzimej kultury – upatrywano w nich wcielenia złych duchów, podobnie jak w równie popularnej historii o Harrym Potterze. Dzisiejsi przeciwnicy gry wskazują na inne zagrożenia, jak możliwość spowodowania wypadku drogowego przez zaaferowanych łowców, w ferworze pogoni zatrzymujących się nagle w niedozwolonych miejscach, czy jeszcze większego uzależnienia od internetu, zwłaszcza wśród młodych ludzi – nie tylko siedzących non stop przed komputerami, ale również chodzących po ulicach z nosem w smartfonie.

Pokemony rozmieszczane są w danej okolicy na podstawie danych z map Google, w zależności od liczby osób korzystających w danej okolicy z telefonów komórkowych z włączoną usługą geolokalizacji. Im więcej osób, tym więcej wirtualnych stworów – stąd też znalazły się one w Muzeum Auschwitz, (twórcy gry zapewnili już, że je stamtąd usuną).
W Polsce w pierwszym dniu dostępności „Pokemon Go” z powodu rekordowej liczby pobrań w niektórych iPhone’ach czasowo zawiesił się program do pobierania aplikacji. Po 48 godzinach od premiery w Stanach Zjednoczonych, Australii i Nowej Zelandii szacunkowe dStwory mogą pojawić się wszędzie – na przystanku autobusowym, na ulicy, na cmentarzu, a nawet w tak niestosownym miejscu, jak teren dawnego obozu zagłady Auschwitz.

Dane mówiły już o kilkunastu milionach ściągnięć gry na urządzenia mobilne. W cztery dni gra zarobiła 14 mln dolarów, a dzienna liczba graczy – według danych portalu SimilarWeb – zrównała się z liczbą użytkowników niepokonanego dotąd Twittera.
Joanna Glogaza: – Jeśli pomysłodawcy nie wprowadzą do gry nowych elementów albo funkcji, np. możliwości komunikowania się uczestników, szaleństwo prawdopodobnie niedługo się wypali. Największy entuzjazm ma się na początkowych etapach, bo im bardziej jest się zaawansowanym, tym trudniej pokonywać kolejne. Podstawowym celem jest złapanie po jednym pokemonie każdego rodzaju, a w swoim mieście możesz złowić tylko ograniczoną ich liczbę. Nie wszystkie też ich rodzaje, których jest aż 150, są dostępne w Polsce.

Katarzyna zaczęła grać w ubiegły wtorek i dała sobie czas do końca tygodnia: – „Pokemon Go” ściągnęłam w ramach eksperymentu. Już zaspokoiłam ciekawość. Czekam na kolejne pomysły wykorzystania rozszerzonej rzeczywistości. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2016